Niewielu rządowym inicjatywom kibicuję z taką żarliwością, jak programowi Pracowniczych Planów Kapitałowych, które zamierza wprowadzić – niestety dopiero od 2019-2020 r. – wicepremier Mateusz Morawiecki. Od zawsze uważam, że budowanie długoterminowych oszczędności Polaków powinno się zaczynać u źródła – a więc już przy comiesięcznej wypłacie.
Rekomenduję Wam, byście co miesiąc, inkasując zasłużoną pensję, odkładali przynajmniej 5% tego wynagrodzenia na konto oszczędnościowe. Najlepiej zleceniem stałym, żeby nie bolało i żeby się przyzwyczaić, że tych pieniędzy nie ma. W długiej perspektywie pozwoli to uskladać kilkaset tysięcy złotych na fundusz spełniania marzeń.
- Szwecja radośnie (prawie) pozbyła się gotówki, przeszła na transakcje elektroniczne i… ma poważny problem. Wcale nie chodzi o dostępność pieniędzy [POWERED BY EURONET]
- Kiedy bank będzie umiał „czytać w myślach”? Sztuczna inteligencja zaczyna zmieniać nasze relacje z bankami. I chyba wiem, co będzie dalej [POWERED BY BNP PARIBAS]
- ESG w inwestowaniu: po fali entuzjazmu przyszła weryfikacja. BlackRock mówi „pas”. Jak teraz będzie wyglądało inwestowanie ESG-style? [POWERED BY UNIQA TFI]
Dokładnie tak mają działać Pracownicze Plany Kapitałowe. Każdy pracodawca będzie musiał założyć dla swoich pracowników plan emerytalny, a potem – wspólnie z tym pracownikiem – co miesiąc zasilać go niewielką składką. Pracownik będzie odliczał sobie od pensji netto co najmniej 2% (będzie można więcej, jak ktoś chce), a pracodawca dorzuci kolejne 1,5%. Pieniądze będą inwestowane w funduszach inwestycyjnych.
Po wielu miesiącach opowiadania o nich wreszcie są pierwsze konkretne projekty rozwiązań dotyczących PPK, które trafiły pod obrady rządu. Wygląda więc na to, że wreszcie przestaje to być luźny pomysł wicepremiera Morawieckiego i jego głównego doradcy, Pawła Borysa (szefującego Polskiemu Funduszowi Rozwoju), a zaczyna być plan rządu na budowanie naszych prywatnych oszczędności. Co wiemy o PPK?
Czytaj też: Tak prezentowali PPK w lipcu 2016 r. wicepremier Morawiecki i prezes Borys
PO CO KOMU PPK, SKORO JEST IKE, IKZE, PPE?
Tylko kilkanaście procent Polaków systematycznie oszczędza pieniądze. Jedna trzecia z tych, którzy nie oszczędzają, ma po prostu za niskie pensje, ale reszta – spokojnie mogłaby nie wydawać wszystkiego co zarabia. Niektórzy z nich oszczędzają dorywczo, inni w ogóle nie oszczędzają, bo kasa przecieka im przez palce. Co prawda w bankach jest ponad 700 mld zł naszych oszczędności, ale połowa z nich należy do zaledwie 10% najzamożniejszych.
150 mld zł mamy w funduszach inwestycyjnych, 60 mld zł w polisach inwestycyjnych, 20-30 mld zł w akcjach giełdowych spółek, a pewnie ze 100-200 mld zł po prostu pod poduchą. W dodatku większość tych oszczędności to krótkoterminowe zaskórniaki (taką rolę mają przecież bankowe depozyty).
Czytaj też: Bogacimy się wolniej niż inni? Najnowsze dane Allianza zasmucają
Czytaj też: Polak bogaty… nieruchomościami! Za 25 lat będziemy mieli fortunę!
W „wahikułach emerytalnych”, czyli na kontach IKE i IKZE, mamy odłożone jakieś 8 mld zł. Rocznie przybywa 1,5 mld zł, a liczbę osób, które aktywnie korzystają z IKE lub IKZE szacuje się na 400.000 – czyli 2-3% pracujących. I to mimo, że są preferencje! Od pieniędzy zgromadzonych w IKE nie płaci się na końcu podatku Belki, a pieniądze wpłacone na IKZE w danym roku odpisuje się z kolei od podatku dochodowego.
W niektórych dużych firmach istnieją Pracownicze Programy Emerytalne (PPE), do których można dobrowolnie odprowadzać część pensji. Ale jest z tym dużo papierologii i nie są to rozwiązania korzystne podatkowo dla pracodawców, więc niechętnie się w to „bawią”. Generalnie więc, jeśli chodzi o długoterminowe oszczędzanie, to jesteśmy w czarnej d…ziurze.
Jest to o tyle niebezpieczne, że ZUS rocznie ma 40-50 mld zł deficytu, a są prognozy, że za kilkanaście lat rocznie będzie mu brakowało nawet 100 mld zł. O tyle mniej będzie zbierał ze składek, niż wypłacał emerytur. Oznacza to, że niezależnie od tego ile do ZUS-u będziemy płacili, najprawdopodobniej dostaniemy zeń tylko jakąś emeryturę minimalną – np. równowartość dzisiejszego 1000 zł. A resztę albo uzbieramy sami, albo będziemy żebrać.
Czytaj też: Czy oszczędzający żyją dłużej? Jak mieć żywot niemieckiego emeryta? Oto plan gry. Sam urzeźbiłem
Czytaj też: Cztery kroki, które musisz zrobić, żeby zabrać się za inwestowanie oszczędności. Potem będzie z górki
Czytaj też: Według GUS zostaje ci w kieszeni 340 zł miesięcznie. Nie zostaje? Gdzie jest błąd? Policzyłem i…
PO ILE ZŁOŻYMY SIĘ NA PPK, CZYLI NOWE (NIE) OBOWIĄZKOWE OSZCZĘDZANIE
Wicepremier Morawiecki już dawno temu zapowiedział utworzenie nowego programu dobrowolnego oszczędzania na emeryturę z preferencjami od państwa. Rzecz ma polegać na tym, że od pensji każdego zapisanego pracownika (czyli od tego, co dziś dostajesz na rękę) pracodawca będzie odciągał i przekazywał 2% do PPK. Jeśli zarabiasz 2000 zł miesięcznie – do PPK pójdzie 40 zł miesięcznie. Jeśli 5000 zł – to 100 zł. Kolejne 1,5% składki „od siebie” dorzuci pracodawca.
Będzie można oszczędzać więcej – pracownik do spółki z pracodawcą może zadeklarować zwiększenie swojej części składki w taki sposób, że łącznie będzie można odkładać w ten sposób nawet 8% pensji netto. Pracownik będzie mógł zwiększyć udział do 4%, a pracodawca – również do 4%. Z programu można będzie się wypisać, ale domyślnie każdy pracownik zostanie do niego zapisany.
A bonusy? Na starcie państwo od siebie wpłaci każdemu pracownikowi do programu 250 zł. Będzie to „wpłata powitalna”. Potem co roku na konto każdego uczestnika państwo będzie dorzucało 240 zł bonusowej składki. Składka będąca po stronie pracodawcy zwolniona będzie ze składek na ubezpieczenia społeczne, czyli jego koszt wynikający z nowego, „obowiązkowego” programu emerytalnego będzie mniejszy.
Czytaj też: Pięć rzeczy, które są potrzebne, byśmy chcieli oszczędzać na emeryturę
KTO BĘDZIE SIĘ MUSIAŁ ZAPISAĆ? A KTO BĘDZIE MÓGŁ?
Program nie będzie dostępny dla każdego. Będą z niego mogli korzystać tylko pracownicy, czyli 11 mln osób. Przedsiębiorcy i samozatrudnieni – tak jak do tej pory – będą musieli się martwić o swoje emerytury sami. Od 2019 r. programy PPK będą musiały założyć największe firmy, a w 2020 r. – mniejsze. Obowiązywać będzie tzw. „automatyczny zapis” do PPK osób zatrudnionych w wieku od 19 do 55 lat (powyżej 55 roku życia udział pracownika będzie dobrowolny).
Czytaj też: Typowy hedonista. Pieniądze wydaje na botoks, ciuchy i knajpy. I zamierza mieć emeryturę. Hedonistyczną
ILE UZBIERAMY OSZCZĘDZAJĄC W PPK?
Wicepremier Morawiecki szacuje, że będzie to 10-20 mld zł rocznie. Ile w ten sposób da się zaoszczędzić? Jeśli zarabiam 2500 zł na rękę, to z mojej pensji oddawałbym do PPK niecałe 90 zł miesięcznie. Mam dziś 41 lat, więc zostałoby na lokowanie tych pieniędzy do emerytury 25-30 lat (w zależności od tego jaki będzie w przyszłości wiek emerytalny). Przy założeniu, że pieniądze zarabiają 3% w skali roku, po 30 latach miałbym do dyspozycji w PPK jakieś 51.000 zł. Czyli – hipotetycznie – mógłbym sobie wypłacać po 425 zł dodatkowej emerytury przez 10 lat.
To niewiele, ale lepszy rydz… Aby takie dobrowolne oszczędzanie na emeryturę mogło przynieść wypłatę, która pozwoli wypoczywać pod palmami, pewnie trzeba będzie nie tylko nie wypisać się z PPK, ale wręcz przeciwnie – zwiększyć składkę do przynajmnirj 6% pensji. Dlaczego to się może opłacać? O tym napiszę dalej.
Czytaj też: Śpię spokojnie i wykręcam trzy razy więcej, niż na bankowej lokacie. Jak to robię?
KTO BĘDZIE ZARZĄDZAŁ PIENIĘDZMI?
Według pierwszych, mrożących krew w żyłach, planów składkami przez pierwszych kilka lat miał zarządzać Polski Fundusz Rozwoju, czyli agenda rządowa. Ale z przedstawionych przez wicepremiera propozycji wynika, iż pieniądze trafią do funduszy inwestycyjnych. Każdy pracodawca będzie mógł podpisać umowę z wybranym TFI działającym przynajmniej przez trzy lata na polskim rynku. Ten warunek spełnia ponad 60 zarejestrowanych w Polsce firm zarządzających aktywami funduszy (czyli TFI właśnie).
TFI, na użytek programu, stworzą zapewne specjalne fundusze „emerytalne”, o relatywnie bezpiecznej, długoterminowej strategii. Nie wiadomo jeszcze czy fundusze będą miały jakieś ograniczenia w zarządzaniu pieniędzmi (tzw. czy będą musiały inwestować tylko w Polsce, czy też za granicą i jakie będzie ich podejście do kupowania obligacji rządowych).
DLACZEGO PPK MOGĄ SIĘ OPŁACAĆ?
Rząd opracuje szczegółowe procedury dotyczące tego w jaki sposób TFI będą mogły sprzedawać swoje usługi emerytalne. Z przedstawionych pomysłów wynika, że rząd ustanowi roczny limit wynagrodzenia zarządzających w wysokości 0,6% pieniędzy, którymi będą zarządzać. Dla porównania: dziś opłaty za zarządzanie funduszami akcji wynoszą nawet 5,5%. Jeśli ktoś dobrze zarabia i stać go na oszczędzanie, to może być najtańszy sposób z możliwych.
Bardzo ważna rzecz: w odróżnieniu od składek, które odprowadzaliśmy do OFE, a które potem okazały się „środkami publicznymi” (zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego), tutaj mają być bezpieczniki gwarantujące „prywatność” oszczędzanych pieniędzy. Po pierwsze dlatego, że będą one trzymane i zarządzane przez prywatne fundusze inwestycyjne. Po drugie dlatego, że – ustawa ma to gwarantować – od momentu wpłaty pierwszej składki oszczędności pracownika zgromadzone w PPK będą przypisane do konkretnej osoby oraz dziedziczone.
CZY PIENIĄDZE BĘDZIE MOŻNA WYJĄĆ PRZED EMERYTURĄ?
Generalnie dostęp do pieniędzy w PPK nie będzie tak łatwy, jak w zwykłych inwestycjach. To, co tam zgromadzimy, ma czekać na osiągnięcie przez nas wieku emerytalnego. Ale będzie można 25% pieniędzy zebranych w programie wziąć w gotówce w każdej chwili np. w przypadku ciężkiej, przewlekłej choroby pracownika lub kogoś z najbliższej rodziny.
Będzie też możliwość czasowego zawieszenia wpłat do programu bez konieczności wycofywania się z niego. Kasa będzie mogła być wykorzystana również na wkład własny przy zakupie pierwszego mieszkania (będzie trzeba zwrócić je w nieoprocentowanych ratach w ciągu 15 lat).
W poprzednich pomysłach było też zastrzeżenie, że zaraz po przejściu na emeryturę będzie można wziąć 25% kasy zgromadzonej w PPK w gotówce, a 75% byłoby wypłacane w formie dożywotniego bądź terminowego świadczenia (np. przez 10 lat). W najnowszej wersji pomysłu, która trafiła pod obrady rządu, nic na ten temat nie znalazłem.
CZY TO SIĘ MOŻE UDAĆ?
Czy ludzie – po tym jak ukradziono im połowę pieniędzy z OFE (a nad drugą połowę też wciąż wisi wigmo kradzieży) będą chcieli oszczędzać na emeryturę w ramach quasiobowiązkowego programu rządowego? Oczywiście nie jest to pewne. Nie można wykluczyć, że większość pracowników gromadnie uda się do swoich działów kadr i złoży „wypowiedzenie” z uczestnitwa w programie. O ile mi wiadomo będzie trzeba takie „wypowiedzenie” powtarzać raz w roku, bo po tym okresie znów aktywuje się „automat”, który zacznie przelewać na konto PPK pracownika małą część pensji. Żeby nic nie robić trzeba się będzie narobić 😉
Dobrą wiadomością jest to, że pieniądze będą zarządzane przez prywatne fundusze inwestycyjne i że będzie gwarancja, iż są to nasze prywatne oszczędności. Świetną wiadomością jest ograniczenie opłat obciążających klienta do 0,6% wpłaconych kwot w skali roku. To może być najtańszy wehikuł oszczędnościowy na rynku. Zobaczymy jakie fundusze stworzą „pod” ten program TFI. Szkoda, że pracodawca będzie musiał podpisać umowę tylko z jednym TFI. Fajnie byłoby mieć wybór.
Nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów, ale automatyczne oszczędzanie pieniędzy „u źródła”, czyli już w momencie wypłaty, może być niezłym sposobem na bezbolesne budowanie kapitału. Wielu z nas na to stać i wiemy, że tak trzeba, ale nie mamy w sobie wystarczającej ochoty, by się za to zabrać. Teraz zostaniemy kopnięci w tyłek przez rząd. I może to być jedyne kopnięcie urzędników w nasz tyłek, które może się nam opłacić. Bo zwkykle rząd kopie tylko po to, żeby bolało.
obrazek tytułowy: kadr z filmu „Alternatywy 4”