Żeby uwolnić się od krajowego smogu i rosyjskiego węgla, musimy zastąpić czymś 3 mln kopciuchów. Gaz? Drogi. Węgiel? Niezdrowy. Pellet? Niszowy. To może użyć pompy ciepła? Lenin twierdził, że „komunizm to władza rad plus elektryfikacja”. Komunizmu nie chcemy, ale paradoksalnie elektryfikacja ogrzewania domów może wesprzeć walkę z mrzonkami Putina o odbudowie sowieckiego imperium.
Nie jest to pomysł z kosmosu. Eksperci od energetyki już od jakiegoś czasu lansują nowy pomysł: masowa wymiana źródeł ogrzewania na pompy ciepła. Państwo wkrótce uruchomi dotacje do zakupu pomp. Czy warto to rozważyć? A może w ramach zielonej rewolucji każdy taką pompę ciepła prędzej czy później będzie musiał mieć? Ile kosztuje instalacja i czy to urządzenie – choć ekologiczne – nie podwyższy rachunków za prąd i ogrzewanie?
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Świat w błyskawicznym tempie uczy się niekorzystania z rosyjskich surowców. Na razie to głównie lekcje teoretyczne (próby oszacowania, czy Europa da radę przeżyć kolejną zimę bez rosyjskiego gazu), ale jest też aspekt praktyczny – Rosja nie może znaleźć kupca na swoją ropę, co zdaniem Międzynarodowej Agencji Energii sprawi, że podaż tego surowca z Rosji spadnie w kwietniu o 3 mln baryłek. To 3% dziennej globalnej konsumpcji.
A co mamy zrobić z rosyjskim węglem, który trzem milionom gospodarstw domowych (czyli co czwartemu w Polsce) służy do ogrzewania? Premier ogłosił, że w ciągu kilku miesięcy zostanie wprowadzony zakaz jego sprowadzania. Pojawiają się pytania, jak to zrobić, żeby w najbliższym sezonie zimowym nie zmarznąć ani nie zbankrutować. Póki co Polska rosyjskiego węgla kupuje coraz więcej. W ostatnich latach – w porównaniu z 2000 r. – import węgla zwiększył się 12-krotnie do prawie 12-13 mln ton rocznie. Do tego z drogiego gazu korzysta do ogrzewania nawet 2 mln gospodarstw domowych.
Czym się mamy ogrzewać jeśli nie rosyjskim węglem i gazem? Jedna z potencjalnych odpowiedzi brzmi: pompami ciepła. Brzmi to jak bajka o żelaznym wilku, ale tak samo było z fotowoltaiką, którą udało się tak rozbujać, że aż teraz trzeba gasić zapał ludzi do jej instalowania. Tak może być także z samochodami elektrycznymi, które rząd dotuje, żeby były konkurencyjne dla spalinowych, a wkrótce potencjalnie z pompami ciepła.
Pompy ciepła jak Abramsy? Jakie korzyści z masowego „upompowienia” domów może mieć państwo? Liczę
Zagrajmy o pełną pulę. Załóżmy, że rząd decyduje się sfinansować wymianę ogrzewania we wszystkich domach na elektryczne pompy ciepła. Co może zyskać?
>>> Po pierwsze, znacznie ograniczamy import surowców energetycznych z Rosji. Państwowa energetyka nie korzysta z zagranicznego węgla, ale gospodarstwa domowe już tak. Rząd podaje, że do Polski przyjechało w 2021 r. 12,5 mln ton węgla kamiennego, większość na potrzeby prywatne. Ile węgla zużywają gospodarstwa domowe? Według danych GUS „drobni odbiorcy”, czyli gospodarstwa domowe i rolnictwo przepalają około 10 mln ton.
Problem się właściwie rozwiązuje. Kiedy węgiel z importu stanie się niepotrzebny, Putinowi (czy kto tam będzie po nim rządził za kilka lat) zniknie z budżetu spora suma.
>>> Po drugie, analogicznie może być z gazem – mniejsze zużycie gospodarstw domowych pozwoli łatwiej skompensować zakręcenie kurków ze Wschodu. Tylko że to odbędzie się na naszych warunkach. Jak to wygląda w liczbach? Drobni odbiorcy odpowiadają za jedną trzecią zużycia (choć nie wszystko idzie na ogrzewanie), a same gospodarstwa domowe – za 23%. Połowę naszych potrzeb zaspokaja gaz z Rosji, ale rząd zapowiedział, że już od przyszłego roku z tym skończymy.
I wtedy Putin może sobie żądać zapłaty za gaz w rublach, w talarach, a nawet kolekcjonerskich kartach Pokemon. Nas to nie będzie już obchodzić.
>> Po trzecie, będziemy żyć zdrowiej. W Polsce największym problemem, jeśli chodzi o jakość życia i szkodliwe czynniki dla zdrowia, jest smog. Najnowsze szacunki mówią, że rocznie z powodu zanieczyszczenia powietrza przedwcześnie umiera w Polsce nie 46 000 osób, jak pisano wcześniej, ale prawie 100 000.
Takiego żniwa nie zebrał koronawirus, przez który zmarło oficjalnie bezpośrednio 80 000 osób (a tak naprawdę pewnie dwa razy tyle, jeśli wziąć pod uwagę koszty paraliżu ochrony zdrowia, ale to zupełnie inna historia…).
Ale konsekwencje smogu są szersze – astma, zaburzenia rozwoju dzieci, choroby serca, niższa wydolność organizmu, nowotwory. Nie każda z tych przypadłości jest śmiertelna, ale każda obniża naszą jakość życia i generuje koszty – zarówno w budżecie NFZ, jak i naszych portfelach.
>>> Po czwarte, pomożemy środowisku. Eksperci wskazują na rozwiązanie problemu ze smogiem. Jakie? W polskich warunkach remedium na brudne powietrze będzie „elektryfikacja” ogrzewania. Do 2050 r. polska gospodarka ma być neutralna pod względem emisji dwutlenku węgla. Według ekspertów renomowanego think-tanku Forum Energii ze źródeł ogrzewania tylko pompy ciepła spełniają następujące kryteria:
- wysoka efektywność energetyczna procesu wytwarzania ciepła,
- konkurencyjny koszt ogrzewania gospodarstwa domowego,
- ograniczenie wpływu na środowisko i klimat,
- potencjał współpracy z systemem energetycznym i bilansowania wpływu zmiennych OZE (np. gdy wieje w nocy silny wiatr, rośnie produkcja prądu, z którą nie za bardzo jest co zrobić, a zmagazynować w takich ilościach się nie da),
- duży potencjał rozwoju i chłonność rynkowa,
- możliwość wykorzystania efektu skali dla poprawy konkurencyjności rynkowej.
Korzyści są dużo większe niż tylko brak smogu. Sama zmiana zasilania budynku jednorodzinnego – z pieca na paliwo stałe na pompę ciepła – ogranicza emisję dwutlenku węgla o ok. 40%.
Czy coś Wam w tym rachunku nie zgrzyta? Przecież prąd w Polsce produkowany jest głównie z węgla. Czy to oznacza, że nasze pompy ciepła są jak samochody elektryczne – na węgiel? Nie do końca. Gdy przybędzie nam źródeł odnawialnych albo atomu – emisja CO2 z pomp ciepła w porównaniu z kotłami węglowymi i gazowymi będzie niższa odpowiednio o 84% i 50%!
W Polsce jest około 3 milionów budynków ogrzewanych kotłami i piecami węglowymi. Wyposażenie ich wszystkich w pompy ciepła pozwoliłoby na ograniczenie rocznej krajowej emisji CO2 o około 13 milionów ton.
Nawet w wariancie umiarkowanym, jak szacuje Forum Energii, do 2030 r. wymiana na pompy ciepła może dotyczyć 1,5 mln z 3 mln pieców. Bilans energetyczny ma być korzystny – przy zainstalowaniu 1,5 mln pomp i inteligentnym zarządzaniu ich pracą, redukcja zapotrzebowania na moc w szczycie energetycznym może wynieść nawet 1,5 GW. To tyle, ile produkuje cała sławna ostatnio Elektrownia Turów.
No dobrze, ale ile to będzie kosztować? Wbrew pozorom, jest to w naszym zasięgu. Szacuję
Nie tak dawno, pewien poseł (jeden z tych „onucowych”, więc nazwisko pominę) podczas debaty nad projektem ustawy zgłosił poprawkę „żeby wszyscy byli zdrowi, piękni i bogaci, i żeby pani minister miała własny helikopter do rozrzucania pieniędzy nad Polską na każde wezwanie”. Czy elektryfikacja ciepła w domach to pomysł z tej kategorii? Wcale nie!
Weźmy program maksimum. Wymieniamy źródło ciepła we wszystkich domach w Polsce. Ile to będzie kosztować?
Można to oszacować – średnia cena powietrznej pompy ciepła (o różnicach między pompami za chwilę) to ok. 30 000 zł. Zakładając, że pilnie musimy wymienić 3 mln pieców węglowych, daje to koszt 90 mld zł. Ale to szacunki, bo piece węglowe są też w budynkach wielorodzinnych, a niektóre domy będą mieć możliwość podłączenia się do najbardziej efektywnej i najtańszej sieci ciepłowniczej (działającej jeszcze głównie na węgiel, ale z czasem mamy się przesiąść na gaz norweski, amerykański i katarski).
Gdyby założyć, że musimy wymienić 5 mln źródeł ciepła, to kwota rośnie do 150 mld zł. Czy to dużo? Zależy, jak postawić pytanie – czy nas na to stać? A może czy nas stać, żeby ciągle zatruwać powietrze smogiem i być zależnym od Rosji. Kwota wydaje się olbrzymia, ale tylko pozornie. Obowiązujący budżet programu „Czyste Powietrze” to 103 mld zł do 2030 roku.
To pieniądze unijne – pochodzące ze składek członkowskich bogatszych państw, a także częściowo ze sprzedaży praw do emisji CO2. Polska zarobiła na tym ok. 60 mld zł i zainkasuje kolejne 100 mld zł. Piszę Polska, a chodzi mi o budżet państwa. Pieniądze trafiły przede wszystkim tam, choć powinny zostać przeznaczone w całości na unowocześnienie energetyki.
Oczywiście wyliczenia są trudne, bo gdyby producenci i sprzedawcy zauważyli, że państwo daje 100% dotacji, mogliby podnieść ceny. Z drugiej strony, hurtowe zakupy powinny obniżyć cenę jednostkową. Nie chodzi mi jednak o stworzenie konkretnego programu (za to pieniądze biorą politycy i urzędnicy), ale pokazanie, że choć są to duże kwoty, to jednak w zakresie naszych możliwości. Państwo wydaje dużo więcej na dużo mniej sensowne rzeczy.
Czy pompy ciepła napompują też nasze portfele? Jaki jest bilans takiej inwestycji dla zwykłego człowieka?
Zacznę od kilku podstawowych informacji. Pompa to urządzenie grzewcze. Potrafi ogrzać dom i wodę, którą używamy np. do kąpieli. Jak działa? Jest bezobsługowe. Kupujemy, a potem już nie wydajemy pieniędzy na zakup żadnego paliwa – ani gazu, ani węgla, ani oleju opałowego, ani pelletu. Pompa ciepła działa tak jak lodówka – jest wyłącznie na prąd. Tyle że zamiast chłodzić – ogrzewa. Urządzenie wymaga zasilania z sieci elektrycznej.
„Pompy ciepła to nowoczesne urządzenia. Na każdą pobraną jednostkę energii produkują 4 jednostki ciepła. Żadne inne urządzenie nie ma takiej wydajności”
– mówi nam Aleksander Śniegocki, ekspert Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych (CASE). Czy to perpetuum mobile? Skąd bierze się to ciepło? Odpowiedź jest prosta – z otoczenia.
Pompy ciepła mogą pobierać energię cieplną na dwa sposoby. Opcja droższa i bardziej zaawansowana to pompy gruntowe – które „wyciągają” ciepło z ziemi. Ten typ wymaga specjalnych odwiertów na terenie naszej działki, a to podnosi koszty. Dlatego hitem są pompy powietrzne (w cenie 15 000 – 30 000 zł), które energię czerpią po prostu z zewnątrz, dosłownie „z powietrza” – choćby było bardzo zimno.
Jeszcze dziesięć lat temu pompa ciepła była niszową technologią. W ubiegłym roku, według Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła, „powietrznych” modeli pomp sprzedało się już 42 220. W tym roku może to być nawet dwa razy tyle.
Skąd ta popularność? Choćby stąd, że nieźle sprawdza się w komplecie z fotowoltaiką, która przeżywa boom napędzany dotacjami. Instalacji fotowoltaicznych jest już ok. 800 000. Gdy minielektrownia słoneczna zapewnia tani prąd na własne potrzeby, a wręcz redukcję wysokość rachunków do zera, energochłonna pompa ciepła staje się naturalnym dopełnieniem. No i ten prąd, którego potrzebuje pompa, mamy za darmo.
Ile można oszczędzić na rachunkach dzięki pompie ciepła?
Dlaczego do tej pory to rozwiązanie nie było popularne? Z powodu ceny. Wysokiej. W dodatku pompa ciepła najlepiej sprawdza się w domach budowanych od podstaw i przede wszystkim dobrze ocieplonych. Gdy spełnimy te warunki, roczne koszty eksploatacji pompy ciepła są relatywnie niewielkie. Z danych za 2020 r. wynika, że było to od 1400 zł rocznie.
Dla porównania koszty innych źródeł ogrzewania dla domu o takich samych parametrach to 2310 zł (pellet), 2190 zł (gaz), 1570 zł (węgiel). To dane sprzed kryzysu energetycznego i sprzed inwazji na Ukrainę. Ile realnie wyniosą rachunku przyszłej zimy, jest nie do oszacowania. I nie chodzi tylko o to, że ceny się zmienią, ale też o to, że Europa zapowiedziała wprowadzenia tarczy finansowej dla konsumentów.
Rynkowe ceny gazu wzrosły w ciągu roku o 500%. Dla gospodarstw domowych o 56%, podobnie węgla. Prąd zdrożał od stycznia o 20%, a od 2022 r. znów o jedną piątą – ale generalnie relacje między kosztami różnych sposobów ogrzewania nie zmieniły się fundamentalnie, bo podrożało wszystko.
Pompy ciepła – recepta na tanie ogrzewanie czy pułapka?
Przy typowym budownictwie zapotrzebowanie na prąd dla pompy ciepła na każde 100 m2 wynosi 2000-3000 kWh – wyliczają eksperci portalu o ogrzewaniu Kotły.pl. Jest to wartość uśredniona, zależna m.in. od temperatury utrzymywanej w budynku i temperatury na zewnątrz – o ostatecznych wydatkach na ogrzewanie decydują kaprysy pogody.
Do tego trzeba doliczyć energię przeznaczoną na potrzeby przygotowywania ciepłej wody użytkowej, czyli kolejne ok. 1000 kWh. Razem to 3000-4000 kWh. Ile to będzie w rachunkach za prąd? Załóżmy, że cena kWh od nowego roku wyniesie 0,8 zł. Oznaczałoby to, że koszty ogrzewania wyniosą od 2400 zł do 3200 zł rocznie. Czyli średnio 266 zł miesięcznie, choć wydatki skumulują się w czasie miesięcy zimowych.
Czasami sama pompa ciepła nie wystarczy – musi być wspomagana np. kotłem olejowym. Ale to i tak się opłaca. Poza tym pompa ciepła będzie działać za kilka lat w zupełnie nowych warunkach (taryfach). W planach jest wprowadzenie dynamicznych cen energii. Prąd w nocy, gdy działa pompa ciepła, powinien być tani ze względu na mały popyt. Takie przynajmniej są założenia, bo diabeł tkwi w szczegółach.
Jak mówią instalatorzy z firmy E.ON Foton, ważne w doborze odpowiedniej pompy ciepła jest dopasowanie jej parametrów do strefy klimatycznej, w jakiej stoi budynek. Polska jest podzielona aż na pięć stref – inne temperatury panują zimą w Suwałkach, inne w rejonie Zakopanego, a jeszcze inne w pasie nadmorskim. Inna jest też liczba godzin w ciągu roku, w których rejestrowane są niskie temperatury.
E.ON Foton przekonuje, że ma pompę, która działa nawet, gdy na zewnątrz jest -25 stopni Celsjusza. Pytanie brzmi, czy w dającej się przewidzieć przyszłości szybciej będą drożały wydatki na paliwa do ogrzewania (gaz, węgiel, pellet) czy prąd elektryczny, który zasila pompę ciepła. Odpowiedź jest o tyle ważna, że rząd zapowiedział wprowadzenie dopłat do kupowania pomp ciepła. Czy warto ulec pokusie?
Mój Prąd, Moje Ciepło, moje pieniądze. Dwie wielkie niewiadome
W ramach zapowiedzianej nowej akcji promującej zielone zmiany Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska chce przeznaczyć 600 mln zł na bezzwrotne dotacje do pomp ciepła. NFOŚ będzie finansował 30% wydatków – maksymalnie 21 000 zł przypadku pomp gruntowych oraz 7000 zł w przypadku pomp powietrznych.
Ale uwaga – to program skierowany do nowego budownictwa – do właścicieli lub współwłaścicieli domów jednorodzinnych, które dopiero będą oddawane do użytku. Dla budynków, które już stoją, skierowany jest program Czyste Powietrze (ale on jest ograniczony – nie można mieć dochodu większego niż 100 000 zł rocznie na osobę, która składa wniosek o dotację). Czyli nie jest to program powszechny, który uwolniłby nas od smogu i rosyjskiego węgla.
W ramach ulgi termomodernizacyjnej będzie można odliczyć od podatku 17% lub 32% wydatków na pompę ciepła. Czyli jeżeli zakup i montaż kosztowałby 25 000 zł, to realnie wydatek byłby mniejszy o 7000 zł (dotacja) i 3060 zł (ulga podatkowa). Wydatki własne konsumenta wyniosłyby więc ok. 15 000 zł. Po jakim czasie ten wydatek by się zwrócił?
Zróbmy porównanie. Alternatywny piec gazowy byłby tańszy w zakupie (np. 5000 zł), ale droższy w użytkowaniu. W ciągu 10 lat pompa ciepła to wydatek na start (po dotacji i uldze podatkowej) 15 000 zł i uśrednione 3500 zł rocznie na koszty ogrzewania. Gaz? 5000 zł na start i 5000 zł rocznie na paliwo. Po 10 latach na ogrzewanie gazowe wydamy 55 000 zł. Na pompę ciepła wydamy 50 000 zł. Nie uwzględniamy ewentualnych awarii, zmian cen surowców i tego, w jakim stopniu dom jest poddany termomodernizacji.
Nie powinien nam schodzić z pola widzenia pomysł Komisji Europejskiej na „opodatkowanie” emisji CO2 przez gospodarstwa domowe. Może się okazać, że za kilka lat jedynie bezemisyjne ogrzewanie domów będzie atrakcyjne cenowo, a za każde inne, np. gazowe, trzeba będzie płacić dodatkowo.
Czy polska energetyka wytrzyma „napór” pomp ciepła?
Ostatnio na spotkaniu z dziennikarzami eksperci tego think-tanku, m.in. dr Joanna Pandera i Monika Morawiecka, wieloletnia ekspertka od elektroenergetyki, obecnie doradca w organizacji Regulatory Assistance Project, przekonywały, że to właśnie pompy ciepła są przyszłością źródeł ogrzewania w Polsce. Ale takich głosów jest więcej.
„Gdybyśmy w Polsce przestawili się na ogrzewanie elektryczne, tak jak robią to Francuzi, to mógłby być problem z zaspokojeniem popytu na prąd”
– mówi nam Aleksander Śniegocki z CASE. A co w przyszłości będzie tańszym paliwem? Czy taniej będzie ogrzewać się gazem czy pompą ciepła?
„Najtaniej i najbardziej efektywnie będzie zainwestować w termomodernizację domu. W drugiej kolejności wydaje mi się, że więcej zalet przemawia za pompami ciepła. Owszem, prąd może jeszcze zdrożeć, ale wydaje się, że największe, skokowe podwyżki cen energii mamy już za sobą. Cena kilowatogodziny może wzrosnąć do 1 zł, ale według mnie największy szok cenowy jest za nami albo nastąpi w tym roku. Wybór pompy ciepła to inwestycja w przyszłość, odhaczenie pewnej ekologicznej zmiany, która i tak nas czeka”.
Ekspert twierdzi, że jeśli ktoś ma kapitał i możliwości kupienia takiego urządzenia, to powinien to zrobić – tym bardziej, jeśli będzie miał możliwość skorzystania z dopłat. Bo państwowe programy nie potrwają wiecznie. Widzimy, co się stało ze wsparciem dla fotowoltaiki – gdy zaczęło jej być za dużo, rząd postanowił przykręcić kurek z dotacjami i ochłodzić popyt.
źródło zdjęcia: PixaBay