Kolejna grupa finansowa – tym razem Idea Bank – od dziś zacznie przekonywać nas, że posiadanie samochodu jest frajerstwem. Jakiś czas temu informowałem Was o pomyśle Raiffeisen Banku, który zaproponował klientom wynajmowanie aut na rok lub dwa w ramach płatności ratalnych. Potem pisałem o podobnym pomyśle jednego z koncernów samochodowych – Fiata we współpracy z „koncernowym” bankiem. Dziś startuje platforma Happy Miles, za pomocą której Idea Bank będzie wynajmował klientom indywidualnym samochody na rok, dwa lub trzy lata.
Czytaj też: Limuzyna dla każdego! Raiffeisen Bank pożyczy ci auto na dwa lata i opłaci ubezpieczenie
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj moje porównanie: Najem długoterminowy samochodu lepszy w Raiffeisen Banku czy we Fiacie?
Dla przedsiębiorców to nie nowina – firmy od zawsze posiłkują się leasingiem samochodowym, czyli taką formułą używania auta, w której to bank finansujący jest jego właścicielem. Na końcu umowy auto można odkupić płacąc bankowi „odstępne” lub oddać. Dla konsumentów leasing był przez długie lata prawie niedostępny. A nawet jeśli pojawiał się w ofercie niektórych firm leasingowych, to nie zyskiwał popularności. Ostatnie 25 lat to był okres, w którym o pozycji społecznej decydowało m.in. to na jak dobre auto cię stać.
Teraz to się zmienia. Z jednej strony auta coraz szybciej tracą na wartości. Z drugiej – nowe generacje konsumentów nie są już tak przywiązane do własności – bardziej liczy się wygoda. A posiadanie auta wygodne nie jest. Trzeba je serwisować i – jak się ma pecha – naprawiać. A sprzedać nie jest łatwo, bo świat pędzi za szybko. To, co wczoraj było krzykiem mody i nowoczesności, za kilka lat jest już przestarzałe i nikt tego nie chce.
Ile kosztuje jeżdżenie własnym samochodem? Kiedyś wsiadłem do autobusu (na fotel kierowcy), żeby to policzyć. Zapraszam do obejrzenia!
Czytaj też: Ile kosztuje jeżdżenie własnym autem? Wyliczenia
Na tym właśnie bazuje pomysł wynajmu długoterminowego. Bierzesz z salonu samochodowego nowe auto, używasz przez kilka lat płacąc co miesiąc ratę, a na koniec oddajesz i… bierzesz kolejną nówkę-sztukę. W czasie trwania umowy nie interesują cię koszty przeglądów, serwisów, wymiana opon, ani ubezpieczenie – wszystko zapewnia ten, kto wynajmuje ci auto. Ty płacisz tylko comiesięczną ratę i wlewasz do samochodu paliwo.
Happy Miles, czyli internetowa wypożyczalnia aut na lata
Pomysł Idea Banku – choć realizowany nie przez sam bank, lecz przez spółki z jego grupy: Getin Rent i Getin Leasing – wygląda na najbardziej kompleksowe tego typu rozwiązanie na rynku. Nie ogranicza się bowiem ani do finansowania transakcji, ani do zarządzania najmem, lecz jest pakietem zapewniającym to wszystko łącznie. Klient podpisuje umowę najmu z firmą należącą do grupy Idea Banku, zaś ta organizuje wszystko od A do Z – czyli od przygotowania samochodu po jego rejestrację, ubezpieczenie i dostarczenie pod dom klienta. Wszystko jest na platformie. W internecie znaczy się.
Czytaj o wcześniejszych „samochodowych” pomysłach Idea Banku. Leasing z ceną liczoną na… kilometry
Drugim wyróżnikiem platformy Happy Miles jest to, że rata, którą płaci najemca samochodu składa się z dwóch części – stałej i uzależnionej od liczby przejechanych kilometrów. A więc do pewnego stopnia jest to układ „płacisz tylko wtedy, gdy używasz”. Za auto trzymane w garażu płaci się mniej, niż za jeżdżące codziennie po mieście. Jak oni to badają? W każdym samochodzie jest „czarna skrzynka” z GPS-em. Trzeba im wierzyć na słowo, że GPS służy tylko do sprawdzania liczby przejechanych kilometrów, a nie do profilowania klientów.
Trzecim wodotryskiem Happy Miles ma być możliwość wyboru i skonfigurowania samochodu przez internet. Na razie do wyboru są auta dziesięciu marek (ma być więcej). Po wypełnieniu wniosku do klienta oddzwania pracownik Happy Miles i dogrywa szczegóły. W czasie rozmowy klient podaje resztę potrzebnych danych – w tym te dotyczące zdolności kredytowej. Bo choć klient nie podpisuje umowy kredytowej, to badana jest jego zdolność do płacenia comiesięcznych rat. Oczywiście zabezpieczeniem tych płatności jest samochód (po dwóch nie spłaconych ratach tracimy samochód).
Potem już tylko podpisanie umowy i dostarczenie samochodu. Przy dobrych wiatrach – jeśli klient nie musi dostarczać zaświadczeń o dochodach, zaś auto jest już gotowe w salonie – od A do Z transakcję można przeprowadzić w ciągu dwóch-trzech dni (razem z rejestracją i ubezpieczeniem samochodu). Jeśli chodzi o ubezpieczenie, to w Happy Miles proponują kilka ubezpieczeń domyślnych, ale klient może też ubezpieczyć samochód na własną rękę.
Czy najem długoterminowy opłaca się bardziej, niż posiadanie auta? Policzmy
No i na koniec: ile to kosztuje i czy się opłaca? Wszystko oczywiście zależy od konkretnych warunków i przyjętych założeń, ale na pierwszy rzut oka proponowane przez Happy Miles warunki są do rozważenia – zwłaszcza w porównaniu z tradycyjnym zakupem auta na kredyt. Prawdopodobnie różnica in plus bierze się z niższych (hurtowych) cen zakupu samochodów przez firmę.
Weźmy konkretny przykład. Załóżmy, że chciałbym pojeździć przez kilka lat Oplem Astrą. Przy umowie wynajmu na trzy lata miesięczna rata wyniesie 558 zł plus 46 gr. za każdy przejechany kilometr. Nie ma żadnego limitu kilometrów, w cenie jest serwis oraz dwa komplety opon (letnie i zimowe). Auto jest dostępne w czterech kolorach. Sześciobiegowa skrzynia, silnik 1,4 litra, podgrzewane przednie siedzenia, GPS. Konfiguracja może nie wypasiona, ale nie jest to też „golas”.
Przez trzy lata używanie takiego auta – przy założeniu, że przemierzamy nim 800 km miesięcznie, czyli 10.000 km rocznie – będzie kosztowało mnie 33.336 zł (926 zł miesięcznie – 558 zł raty stałej plus 368 zł za kilometry). Alternatywą byłby jego zakup na własność.
Takie auto kosztuje według cenników Opla (w tej samej konfiguracji) od 64.000 zł w górę. Trzeba założyć, że przez trzy lata jego utrzymanie (czyli serwis plus opony) pochłoną 4500 zł, a koszty startowe przy zakupie (podatki, urzędnicy, blachy) – 500 zł. Jeśli auto jest na kredyt, to mniej więcej 10.000 zł pochłoną odsetki od tego kredytu.
Według danych firm wyceniających samochody średnia utrata wartości samochodu po trzech latach jego używania wynosi niemal dokładnie 50%. Na koniec dnia mam więc auto, którego wartość wynosi mniej więcej 32.000 zł, a do tego jego używanie pochłonęło – nie licząc paliwa i ubezpieczenia – co najmniej 5000 zł. De facto więc wydałem 64.000 zł, a po trzech latach mam „majątek” wart netto 27.000 zł.
Koszt posiadania auta wyniósł (przy założeniu, że nie było kupione na kredyt) 37.000 zł. Koszt trzyletniego leasingu w Happy Miles – niecałe 33.500 zł. Różnica niewielka, ale na korzyść najmu. Ale uwaga: bilans natychmiast się zmienia, gdy przyjmiemy mniejszą, niż 50% utratę wartości samochodu przez pierwsze trzy lata użytkowania. Jeśli to nie będzie 50% tylko 40%, to koszt posiadania auta zmniejszy się do 30.500 zł. A to już stawia w lepszej pozycji posiadanie auta, niż jego wynajem (pomijając kwestię upierdliwości procedury sprzedaży auta i zakupu nowego).
Rachunek będzie też wyglądał mniej korzystnie dla nowego rozwiązania, jeśli weźmiemy konsumenta, który przejeżdża więcej, niż 800 km miesięcznie i 10.000 km rocznie. Przy dwukrotnie wyższej „kilometrówce” w części zmiennej raty pojawia się 736 zł zamiast 368 zł, zaś cała rata puchnie do 1294 zł. Zaś łączny koszt tej trzyletniej „wypożyczki”-leasingu to 46.500 zł. I to już może być mniej opłacalny interes, niż zakup auta na własność i odsprzedaż po trzech latach.
Po mniej korzystnej stronie bilansu jest też to, że przez te trzy lata jeździmy autem, które nie jest nasze i którego nie mogliśmy dostosować w 100% do naszych potrzeb. Auta są pożyczane w konfiguracjach standardowych, bez wypasu.
Jeśli do rachunku doliczylibyśmy koszt kredytowania własnego samochodu – a więc założymy, że konsument co prawda kupił samochód na własność, ale za pieniądze banku – to różnica między kosztami posiadania własnego auta (37.000 zł utraty wartości plus serwis plus 10.000 zł odsetek od kredytu) a kosztami wynajmu robi się już znacząca. Na korzyść wynajmu, rzecz jasna. Im większą przyjmiemy utratę wartości auta i im niższą „kilometrówkę”, tym Happy Miles opłaca się bardziej.
Dla kogo ta oferta? Dla „Januszów motoryzacji” i dla lubiących szpan
Twórcy platformy Happy Miles twierdzą, że może być ona dobrym pomysłem szczególnie dla dwóch grup klientów. Pierwsza to dzisiejsi nabywcy aut używanych. Ich zdaniem znacznie taniej będzie wypożyczyć nówkę-sztukę, niż „zarządzać” kupionym na niemieckim szrocie autem mającym kilkanaście lat. Podają przykład Volkswagena Passata z 2009 r.
Można go kupić za 29.000 zł, a po kolejnych trzech latach będzie wart jakieś 20.000 zł. Poza utratą wartości (9.000 zł) kosztem klienta będzie serwis i opony (w sumie 6.000 zł przez trzy lata), a jeśli auto jest na kredyt, to jeszcze 5.000 zł kosztów odsetek. Jeśli popsuje się jedna z części, które w starych autach zwykle się psują, to trzeba doliczyć średnio 7.000 zł na dodatkowe naprawy.
W sumie wychodzi 27.000 zł kosztów używania starego Passata plus mnóstwo nerwów i nie najwyższy komfort. Najem nowego auta na te trzy lata może i nie będzie tańszy (trudno zejść poniżej 33.000 zł jeśli chodzi o sumę rat), ale za to dostajemy do używania auto nowe i niepsujące się.
Druga grupa klientów, którzy mają – według „happy-milesów” – pokochać ich ofertę, są młodzi konsumenci z dużymi aspiracjami, głęboką potrzebą „pokazania się”, lecz jeszcze bez wypełnionego „kapustą” portfela. Dziś często kupują średniej klasy auta na kredyt (bo na taką ratę ich stać), ale w leasingu może być taniej, bo stała część raty jest mniejsza, niż rata kredytowa. A więc klient, którego auto będzie częściej cieszyło oko na parkingu, niż jeździło po kraju, będzie płacił mniej przy wypożyczeniu, niż przy kredycie.
Cy za kilka lat wszyscy będziemy jeździli wynajętymi samochodami?
Czy ludzie to kupią? Biorąc pod uwagę rosnące zainteresowanie car-sharingiem (w Warszawie można już wynajmować na minuty auta w trzech firmach – 4Mobility, Traficar, Panek – i skutery w kolejnych dwóch) oraz coraz szybciej biegnący świat – to się może udać. Sam kilka razy cierpiałem straszliwe katusze sprzedając używane auto. I równie straszliwe, gdy kupowałem nowe, które tuż po opuszczeniu salonu traciło na wartości 25%. Nie jestem typem konsumenta, który przywiązuje się do samochodu. To dla mnie nerzędzie do pracy i transportu.
Czytaj też: Limuzyną na spotkanie czyli testuję wynajem samochodów na minuty! 4mobility kontra Traficar
Dla takich właśnie osób przeznaczony jest najem długoterminowy. Możliwość wymiany samochodu co dwa-trzy lata na zupełnie nowy i brak konieczności angażowania dużego kapitału w posiadanie auta to niewątpliwe zalety tej formuły. Po drugiej stronie są argumenty natury emocjonalnej. Są ludzie, którzy nie będą się dobrze czuli w pożyczonym samochodzie i już. Są tacy, którzy nie wymieniają aut co trzy lata, tylko kupują i jeżdżą „do upadłego”. Są wreszcie tacy, którzy jeżdżą na tyle dużo (np. ponad 20.000 km rocznie), że wypożyczanie samochodu może im się nie opłacić.