Pan Marcin tak długo czekał na przeniesienie usługi kablówki, że stracił cierpliwość i umowę wypowiedział. W związku z tym firma naliczyła mu „opłatę wyrównawczą”. Czy postąpiła fair? Ta historyjka jest o tym, jak w ciągu kilku tygoni można koncertowo „zaorać” zaufanie wieloletniego klienta, budowane cierpliwie od dekady
Usługa telewizji kablowej i internetu to nie jest idealne rozwiązanie dla osób bardzo mobilnych. W dzisiejszych czasach, kiedy coraz częściej zmieniamy miejsce zamieszkania, lepiej nie przyzwyczajać się do jednego operatora i jednego miejsca świadczenia usług, bo w razie gdybyśmy musieli się z nim rozstać, to rozwód może być bolesny. Takie trudne rozstanie dotknęło właśnie pana Marcina.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Ważne orzeczenie NSA w sprawie UPC. Cofnąłeś zgody marketingowe? Firma nie może ci wyświetlić żadnej reklamy
Netia i pan Marcin, czyli „między nami dobrze jest”. Do czasu
Nasz czytelnik przez dekadę korzystał z usługi jednej firmy telekomunikacyjno-kablewej – Netii. Na relacjach z tą firmą nie zauważył najmniejszej rysy. Ba, zadowolenie z jej usług było tak duże, że nasz czytelnik dokupił nawet usługę telefonu komórkowego (firma pełni funkcję operatora wirtualnego). Niestety, gdy pan Marcin postanowił się „odmiejscowić”, coś pękło, coś się skończyło.
„W lipcu sprzedałem mieszkanie i przeniosłem się w inne miejsce. W połowie sierpnia napisałem do Netii informację o zmianie miejsca zamieszkania i o chęci przeniesieniu usług. Praktycznie od początku byłem zwodzony (problemy były nawet z przesłaniem mi formularza do zgłoszenia zmiany!). Kilkakrotnie wydłużano termin realizacji technicznej usługi (w ramach rekompensaty zmniejszono mi wysokość przyszłego rachunku), potem okazało się, że trzeba zmienić jej parametry, a jeszcze później, że coś tam muszą podłączyć, bo to jest inny rodzaj sieci”
W tzw. międzyczasie pan Marcin zmienił miejsce zamieszkania. Usługi telekomunikacyjne nie zostały przeniesione, więc czytelnik nich nie korzystał. Ale rachunki – a jakże – przychodziły.
„Reklamowałem wrześniowy i październikowy rachunek.Jeden zmniejszono o połowę, a drug anulowano w całości. Miło, ale usługa ciągle nie była przeniesiona”
Trzy miesiące czekania. I bolesne rozstanie
Minęły trzy miesiące, liście spadły z drzew, a kablówka ciągle nie była przeniesiona. Firma nie mówiła, „nie”, nie mówiła też, że „się nie da”, a jedynie, że trzeba czekać i płacić. I że już za chwilę, już za momencik przybędzie monter na białym koniu, który zainstaluje usługi na nowymi miejscu.
Któregoś popołudnia pan Marcin dojrzał do decyzji, że już starczy tego czekania. – z końcem października wypowiedział umowę zaznaczając, że czyni to z winy operatora, który nie dostarczył przez trzy miesiące usługi, cały czas wydłużając terminy realizacji.
„W odpowiedzi otrzymałem informację, że firma nie mogłą zrealizować zlecenia, bo w związku z koniecznością dostawienia jakiegoś elementu infrastruktury oczekiwała na moją akceptację tej zmainy, zwłaszcza że ona miała być płatna. Odpisałem, że to nieprawda. Owszem, dostałem informację, że aby usługa mogła być zrealizowana to „coś” ma być dostawione, ale to wszystko. Nie było tam żadnego uzależnienia instalacji od mojej zgody lub zapłaty”
Firma poinformowała klienta, że w zaistniałej sytuacji musi zapłacić 600 zł opłaty wyrównawczej za przedwczesne zerwanie umowy. Pan Marcin odwołał się od tej decyzji, zgadzając się przeto na zapłacenie jakiejś części opłat. Chodziło mu o to, żeby już wreszcie zakończyć epopeję. Owszem, umowa jest rozwiązywana przed czasem, ale nie z jego winy. Albo przynajmniej nie tylko z tego powodu. Chyba, że za „winę” uznać to, że się przeprowadził.
Czytaj też: Abonament wart… 28.300 zł? Skąd się biorą sufitowe kary umowne w telekomach i kablówkach?
Firma, która klientom się nie kłania?
Na swoją reklamację pan Marcin dostał odpowiedź, że firma nie musi przenosić usługi, gdy w nowym miejscu nie ma możliwości jej świadczenia. Pan Marcin nie kwestionuje tego, natomiast nie rozumie dlaczego przez trzy miesiące go zwodzono. I dlaczego tylko on ma ponosić tego zwodzenia konsekwencje.
Jest jedna rzecz, której zupełnie w tej historii nie mogę zrozumieć. Mieliśmy lojalnego i zadowolonego klienta, który chciał kontynuować relację z firmą, którą obdarzył zaufaniem. Ale wygląda na to, że uczucie pana Marcina nie było odwzajemnione, bo po drugiej stronie znalazł tylko obojętność i chłód.
Nawet trudno zrozumieć o co chodzi: czy o to, że się nie dało przenieść usług, czy o to, że pan Marcin nie zgodził się ponieść dodatkowych kosztów, czy jeszcze o coś innego? Ale przecież warto sobie wszystko wyjaśnić. Jak można to tak koncertowo sknocić? Przecież człowiek chciał dalej płacić rachunki i dalej korzystać z kablówki Netii!
Zapytaliśmy Netię, z czego wynika takie kolosalne nieporozumienie. Nie jest to pierwszy taki przypadek. Kilka miesięcy temu opisywaliśmy podobne perypetie pana Andrzeja i jego żony. Wtedy z ust przedstawicieli różnych operatorów – od Orange, przez Vectrę, UPC, aż po Netię – padały zapewnienia, że zawsze można się dogadać w sprawie warunków cesji lub przeniesienia umowy. Jak widać co innego słowa, a co innego czyny. Albo inaczej: można się dogadać, jeśli sprawą zainteresujemy się my. Oto jaką odpowiedź dostaliśmy od czytelnika.
„Chciałbym Panu serdecznie podziękować za zajęcie się sprawą. Netia kontaktowała się ze mną i okazało się że jednak można sprawę załatwić normalnie. Oczywiście w „drodze wyjątku”. Zwracam im kwotę za telefon stacjonarny ok. 130 zł, a internet mam zamieniony na mobilny. Można być elastycznym? Można”