To, że premier Mateusz Morawiecki zaatakował Norwegię, od której dramatycznie potrzebujemy gazu, żeby zapełnić nim gazociąg Baltic Pipe, może oznaczać dwie rzeczy: albo premier już wie, że żadnego gazu z Norwegii nie będzie, albo… już wie, że będzie musiał kupować ten gaz po koszmarnie wysokich cenach. Albo to niestandardowa „taktyka negocjacyjna”
Jak doskonale wiecie, do Polski nie płynie już gaz z Rosji. Kontrakt jamalski miał się zakończyć w grudniu 2022 r., ale Rosjanie – w ramach wojny energetycznej z Polską – zakręcili kurek już teraz. Polska nadal „tankuje” rosyjski gaz (wciąż troszkę go potrzebujemy), ale kupuje go od Niemców, do których płynie on przez gazociąg Nord Stream 1.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Gaz z Norwegii zastąpi gaz rosyjski? Taki jest plan, ale…
Nasz problem z importem gazu teoretycznie powinien zakończyć się późną jesienią, gdy uruchomiony zostanie gazociąg Baltic Pipe pod Bałtykiem. Jego przepustowość to 10 mld m3 gazu (połowa tego, co potrzebuje Polska), z czego 3 mld m3 zapewni polski koncern gazowy PGNiG, który ma w Norwegii kilka koncesji na wydobycie gazu (złoża Skarv, Gina Krog i Duva). Resztę mają zapewnić kontrakty na przesył gazu norweskiego.
Mamy zarezerwowane „miejsce” w gazociągu, ale wciąż nie zawarliśmy kontraktów (PGNiG to spółka giełdowa, więc musiałby o nich poinformować). Jedynym, o którym wiadomo, jest zawarty jeszcze w 2020 r. pięcioletni kontrakt na dostawę 6,4 mld m3 gazu od firmy Ørsted. Kontrakt na przesył gazu przez Baltic Pipe ma też Lotos. Te umowy – razem z własnym wydobyciem PGNiG w Norwegii – pozwolą na wykorzystanie mniej więcej połowy zarezerwowanych „mocy” przesyłowych Baltic Pipe.
Były prezes PGNiG Piotr Woźniak kilka dni temu w wywiadzie telewizyjnym powiedział, że kiedy odchodził (nie otrzymał prezesury na kolejną kadencję w styczniu 2020 r.), kontrakty były już w ostatniej fazie negocjacji. Od tego czasu słuch o nich zaginął. Wiadomo, że nie zostały zawarte, ale nie wiadomo, czy są w ogóle prowadzone jakieś rozmowy i na jakim są etapie.
Będzie źle, jeśli czym prędzej kontraktów nie zawrzemy, bo po wybuchu wojny w Ukrainie po norweski gaz ustawiają się długie kolejki chętnych. Państwowy norweski koncern Equinor ostatnio poinformował, że latem utrzyma wysoki, „zimowy” poziom wydobycia, by móc zaspokoić popyt z krajów Unii Europejskiej, a na części złóż spróbuje zwiększyć wydobycie o 20%.
W tej delikatnej sytuacji cały na biało wjechał na scenę premier Mateusz Morawiecki, który z delikatnością norweskiego drwala oraz z gracją słonia oświadczył, że… Norwegowie osiągają nadmiarowe zyski ze sprzedaży swojego surowca, że pośrednio żerują (premier łaskawie dodał, że żerują „niechcący”) na wywołanej przez Putina wojnie. I że powinni się podzielić tymi „niesprawiedliwymi” zyskami wynoszącymi 100 mld euro.
A kończąc dzieło zniszczenia, zaapelował do młodych (rzecz działa się na młodzieżowej konferencji), żeby „pisali do swoich przyjaciół w Norwegii” w tej sprawie. Ja już napisałem. A Wy?
Co premier powiedział, a co pomyślał?
Spuśćmy zasłonę milczenia na treść premierowskiego wywodu. Norwegia ma „na utrzymaniu” 5,5 mln swoich obywateli, a zyski ze sprzedaży ich dobra narodowego (czyli ropy i gazu) przytomnie inwestuje w specjalnym funduszu z przeznaczeniem na przyszłe emerytury oraz ogólnie na wspieranie społeczeństwa w trudnych czasach.
Premier Morawiecki rządzi natomiast jednym z nielicznych w Europie krajów, niemającym na koncie ani jednego roku bez deficytu budżetowego od jakichś dwóch dekad. Niemal „od zawsze” wydajemy więcej pieniędzy, niż zbieramy z podatków, zadłużając się u kogo tylko się da. Pouczanie Norwegów, co mają robić ze swoim bogactwem, jest co najmniej zaskakujące.
To, że premier opowiada takie rzeczy, jest oczywiście dziwne, ale bardziej mnie interesuje nie to, co powiedział premier, ale o czym ewentualnie może świadczyć, że powiedział to, co powiedział. Otóż premier chyba ma o coś do Norwegów żal. To coś jest związane z surowcami. Czy przypadkiem nie chodzi o to, że Norwegowie wysłali polskich negocjatorów na drzewo, jeśli chodzi o kontrakty na przesył gazu przez Baltic Pipe?
To najprostsze logiczne wytłumaczenie takiego ataku „ni z gruchy, ni z pietruchy” na Norwegów. Jest też drugie – nielogiczne – że premier po prostu wstał lewą nogą i postanowił kogoś zaczepić. I padło na Norwegię, bo akurat nad Polską jest niż norweski.
Gaz z Norwegii nie popłynie? A może będzie miał „specjalną cenę”?
W zasadzie efekt w obu przypadkach może być ten sam – zero gazu z Norwegii lub też gaz po horrendalnie wysokiej, „specjalnej” cenie. Kto zna Norwegów, wie, że to nacja niezwykle wrażliwa, negocjacje na dostawy surowców z nimi zwykle trwają rok-dwa i wymagają dużych wygibasów. Jeden dowcip o drwalach i zapomnij o negocjowanym przez kilkanaście miesięcy kontrakcie.
Ludzie, którzy są blisko kontraktów gazowych zawieranych przez dużych graczy w Europie, twierdzą, że nie mamy już szans dogadać się z Norwegami na dobrych warunkach w sprawie gazu w Baltic Pipe, jeśli nie jesteśmy na ostatniej prostej negocjacji. Pytanie, gdzie jesteśmy w tych negocjacjach.
Przez ostatnie dwa lata PGNiG miał trzech prezesów – być może Norwegowie nie mieli z kim rozmawiać, więc poczuli się zlekceważeni i wystawieni do wiatru. Istnieje niebezpieczeństwo, że po „apelu” premiera Morawieckiego może im nie przejść.
Co to może dla nas oznaczać? Polska rocznie zużywa 20 mld m3 gazu. Z tego jakieś 9 mld m3 płynęło z Rosji w ramach kontraktu jamalskiego. I miało być zastąpione przez Baltic Pipe. Własne wydobycie PGNiG w Polsce to 4,5 mld m3, w Norwegii – będzie 3 mld m3. Jedną trzecią potrzeb mamy więc załatwioną własnym sumptem. Maksymalna przepustowość terminala LNG w Świnoujściu to 6,5 mld m3 (wpływają tam gazowce ze skroplonym surowcem, w tym roku będzie ich 50). To druga jedna trzecia.
Ostatnie ponad 30% możemy albo brać od Norwegów (inaczej rura Baltic Pipe będzie zapełniona) i mieć rzeczywistą niezależność od rosyjskiego gazu, albo… Cóż, jakieś 1,5 mld m3 rosyjskiego gazu możemy kupić od Niemców, ponad 2,5 mld m3 „przepchnąć” z Litwy, a jakieś 1,5 mld m3 z Czech oraz maksymalnie 5-6 mld m3 ze Słowacji.
Prawie w każdym przypadku będzie to rosyjski gaz sprzedawany nam za euro z „prowizją” za pośrednictwo krajów trzecich. Czy zaczepianie Norwegów pomoże nam w zapełnieniu Baltic Pipe? Może to jedna z taktyk negocjacyjnych, aby poruszyć sumienia zdystansowanych i skupionych na zarabianiu pieniędzy Norwegów?
Biorąc pod uwagę nasze „frontowe” zasługi w dozbrajaniu Ukrainy (i transferze obcego uzbrojenia, które tam jest kierowane), tani gaz z Norwegii należy nam się jak norweskiemu reniferowi miska. Tyle że to nasz punkt widzenia – nie ma pewności, czy Norwegowie go podzielą.
Baltic Pipe – schemat (Gaz System)
Jakie podwyżki cen gazu, jeśli Baltic Pipe nie zostanie w pełni wykorzystany?
Zapewne „jakiś” kontrakt z Norwegami możemy zawrzeć i w ostatniej chwili (znając ich zapobiegliwość, nie wszystko będą sprzedawać w kontraktach długoterminowych do Unii Europejskiej, zostawią sobie jakąś resztówkę, którą będą sprzedawali po „specjalnej cenie” dla klientów „na musiku”.
Gdybym miał obstawiać powód, dla którego premier Morawiecki wypalił o tych „nadmiarowych zyskach” i „żerowaniu na wojnie” przez Norwegów, to postawiłbym na to, że właśnie się dowiedział, że Polska może być jednym z ostatnich krajów w kolejce. Może też być tak, że chciał się wyróżnić na tle innych europejskich nacji…
Jeśli nie uda nam się wynegocjować długoterminowej umowy z Norwegami po przyzwoitych cenach, to zapłacimy za to słono – w rachunkach za gaz (z Norwegii?) lub w inflacji. Rząd zapewne spróbuje ograniczyć wzrost cen gazu dla gospodarstw domowych, ale wyższe rachunki zapłacą firmy i przerzucą je na ceny towarów, które nam sprzedają w sklepach.
Tytułem przypomnienia: w zeszłym roku mieliśmy cztery podwyżki cen gazu do domu, po których 1 kWh gazu kosztuje 24,6 gr brutto (z 23% VAT-em, tymczasowo obniżonym). Rok wcześniej za gaz płaciliśmy tylko 10,5 gr za 1 kWh. Male firmy w taryfie „Gaz dla Biznesu” płacą 79 gr za 1 kWh. Te liczby nie uwzględniają opłat za dystrybucję gazu (osobna pozycja na rachunku, ale one rosną w mniejszym stopniu niż ceny samego gazu).
Przeciętne gospodarstwo domowe zużywa 1200-2600 kWh gazu rocznie. Jeśli ktoś ma dom i ogrzewa go gazem, to przeciętnie zużyje 100 kWh na każdy m2 powierzchni. Zatem ogrzanie gazem domu 150-metrowego to koszt 15 ooo kWh rocznie. Możecie sobie więc policzyć, ile będziecie płacili za gaz, jeśli cena wzrośnie np. do 50 gr za 1 kWh.
Czytaj też: Tak PGNiG wyciskał małe firmy taryfami za gaz
Posłuchaj 105. odcinka „Finansowych sensacji tygodnia”. Nasz gość: Paweł Mizerski z UNIQA TFI
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” Maciek Samcik rozmawia z Pawłem Mizerskim, wiceprezesem UNIQA TFI, specjalizującym się w zarządzaniu aktywami na rynku długu. Analizujemy aktualną sytuację na rynku polskich i amerykańskich obligacji. Z czego wynikają spadki notowań funduszy inwestujących w #obligacje? Jak długo jeszcze mogą potrwać? A może już nadchodzi ten moment, w którym trzeba przymierzać się do nowych inwestycji w fundusze obligacji, żeby skorzystać z „megapromocji”? Co taka „megapromocja” może przynieść? Jak skutecznie inwestować w polskie i amerykańskie obligacje za pomocą funduszy inwestycyjnych? To podcast w ramach akcji edukacyjnej „Wyciskanie emerytury”. Do odsłuchania pod tym linkiem. Zapraszamy!
Podcast „Finansowe sensacje tygodnia” znalazł się ostatnio w zestawieniu 10 najpopularniejszych podcastów newsowych na platformie Spotify. A możecie go słuchać także na Google Podcast, Apple Podcast oraz na kilku innych, popularnych platformach podcastowych.
zdjęcie tytułowe: Equinor