Pan Krystian był zadowolonym klientem Orange. Pewnego dnia zadzwonił konsultant z tej firmy i zaproponował niższe rachunki oraz więcej usług. Kto by nie skorzystał? Po podpisaniu umowy okazało się, że prawdziwa jest tylko jedna część tych obietnic – więcej usług. Pan Krystian musi natomiast dopłacać za część rzeczy, które do tej pory miał za darmo. Orange twierdzi, że taka jest umowa. Klient zaś twierdzi, że z przedstawicielem firmy umawiał się inaczej. A przecież rozmowy powinny być nagrywane. Tylko gdzie jest studio nagrań?
Polska oszalała na punkcie światłowodów. Pod tym względem Orange udał się majstersztyk – z niezrozumiałych dla mnie powodów światłowodu pożądają członkowie rodziny i znajomi, którzy z internetem są na bakier i dotychczasowa prędkość połączenia z siecią spełnia z naddatkiem ich potrzeby.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Podobnie pan Krystian wraz ze swoją mamą (na którą formalnie były zarejestrowane usługi). Byli zadowoleni z usług Orange: mieli internet przez Neostradę, FunBox do oglądania telewizji i tradycyjny, analogowy telefon stacjonarny. Za wszystko płacili ok. 112 zł miesięcznie. Ich spokój zaburzył pewnego dnia telefon od konsultanta, który zaproponował technologiczną rewolucję. Pan Krystian dziś żałuje, że się od razu nie rozłączył.
Konsultant zuch! Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle
Telefony z ofertami sprzedażowymi od firm to czasem zło konieczne – przy podpisywaniu umów podpisaliśmy zgody i musimy słuchać co „specjalnie dla nas” przygotował bank, czy telekom. Do rodziny pana Krystiana zadzwonił pracownik Orange z propozycją nie do odrzucenia: pakiet Orange Love za 99 zł. Czyli kablówka, internet, numer komórkowy i telefon stacjonarny w cenie niższej od dotychczasowej.
„Wszystko było w porządku do momentu, gdy nie okazało się, że Orange Love to telefon przez łącze internetowe VoIP i będzie nam działał tylko jeden aparat telefoniczny. Nie chcieliśmy tego, bo potrzebujemy telefonu na każdym piętrze w domu”
– opowiada nam pan Krystian. W Orange żadnych wyzwań się nie boją, więc konsultant pogłówkował i znalazł rozwiązanie: firma zostawi linię analogową, dołoży do tego pakiet Love, a wysokość rachunków się nie zmieni – zostanie 112 zł. „No to biorę!” – postanowił pan Krystian.
Czytaj też: Nowa odsłona programu smartDom. Czy Zygmunt Solorz nas oczaruje?
Czytaj też: T-Mobile gra va banque. Jesteś niezadowolony? Oddadzą ci kasę za abonament. Nawet za pół roku
Wysokie opłaty? To trzeba zrezygnować z telefonu
Wkrótce przyjechał kurier, umowa została podpisana bez większych ceregieli, a rodzina cieszyła się z nowych usług i analogowego telefonu stacjonarnego. Czar prysł gdy przyszła pierwsza faktura po zmianach. Okazało się, że zapewniania konsultanta można włożyć między bajki, bo oprócz opłat za kablówkę i internet firma pobiera… dodatkową opłatę za utrzymanie linii analogowej.
Pan Krystian poirytował się nie na żarty, przecież nie to obiecał mu konsultant. Nasz czytelnk złożył reklamację jedną, a potem drugą – obydwie zostały odrzucone. Firma telekomunikacyjna odpisuje tak:
„Rozmówca został poinformowany przez naszego konsultanta o cenie pakietu 99,99 zł. W rozmowie telefonicznej przekazano mu także, aby po podpisaniu umowy z kurierem skontaktował się z infolinią Orange lub udał się do naszego Salonu, aby wyłączyć linię telefoniczną. Nie zarejestrowaliśmy kontaktu oraz pisemnej rezygnacji z usług telefonu stacjonarnego. Opłaty miesięczne naliczamy poprawnie, zgodnie z umową”
Pan Krystian, który został „uszczęśliwiony” podwyżką dotychczasowego rachunku o ponad 20 zł miesięcznie, nie dał za wygraną. Także dlatego, że jest rozsądnym konsumentem, który lubi wiedzieć co kupuje.
„Oczywiście, że Orange nie zarejestrował mojej rezygnacji, bo przecież nigdy nie chcieliśmy zrezygnować z linii analogowej! Jestem na 100% pewny tego co usłyszeliśmy z mamą od konsultanta – że będziemy płacić 112 zł i zachowamy linię analogową”
Pamięć dobra, ale krótka. Od czego są nagrania rozmów?
Ponieważ pamięć bywa zawodna, więc żeby mieć dodatkowy argument nasz czytelnik poprosił Orange o przekazanie nagrań rozmów z konsultantem. Najpierw obiecano mu – jak twierdzi – załączenie pliku z rozmową do odpowiedzi na reklamację, ale ostatecznie Orange przekazał jedynie saą informację, że odmowna decyzja zostaje podtrzymana. W tej sytuacji poprosiliśmy Orange o pomoc w rozwiązaniu sprawy:
„W kwietniu br. klientka zdecydowała się na pakiet Orange Love w cenie 99 zł. W uwagach do zamówienia zaznaczono, że klientka chce mieć dodatkowo telefon analogowy w cenie 32 zł miesięcznie. Na podstawie tego dokumenty przygotowano umowę, którą otrzymała klientka wraz z cennikiem, regulaminem promocji. Klientka podpisała umowę 2 maja 2018 r. i tym samym zaakceptowała przedstawione warunki umowy. Mimo, że nie znajdujemy podstaw do korekty prawidłowo naliczonych opłat, mając na uwadze dotychczasową współpracę proponujemy klientce wprowadzenie 10 % zniżki do opłat abonamentowych na cały okres obowiązywania umowy”
Czyli na stole leży teraz oferta obniżki o jedną dziesiątą opłat abonamentowych, które wynoszą 131 zł (99 zł + 32 zł za linię analogową). Oznaczałoby to, że pan Krystian zapłaci 117,9 zł miesięcznie. Ale to ciągle o 5,9 zł więcej niż płacił wcześniej. Taki trochę zgniły kompromis.
Trzeba jednak pamiętać, że firma ma czarno na białym podpis klienta, który zgodził się na takie warunki, jakie są w kwitach. Z drugiej strony – jak twierdzi czytelnik – konsultant obiecywał zupełnie co innego. Rozwiązaniem byłoby po prostu odsłuchanie rozmowy z konsultantem. Jeśli okazałoby się, że faktycznie wprowadził klienta w błąd, może udałoby się zbić miesięczne opłaty o te kolejne 6 zł? Ale Orange odpowiada nam, że… takich nagrań nie ma.
Pogawędki z konsultantem nie traktuj poważnie, bo się przejedziesz
Z punktu widzenia firmy telekomunikacyjnej sprawa jest prosta – liczy się to, co klient podpisał. A że konsultant nawijał mu wcześniej makaron na uszy – tego udowodnić się nie da. A nawet gdyby się dało – nie leży to w interesie firmy, która jest dysponentem takich „dowodów rzeczowych”.
Wniosek dla nas? Niezależnie od tego co uzgodnimy z konsultantem, po otrzymaniu uowy do podpisu dokładnie się z nią zapoznajemy pod kątem ewntualnych rozbieżności. Coraz częściej niestety zdarza się, że firmy różne rzeczy chcą uzgadniać z nami „na gębę”. Jednego z członków ekipy „Subiektywnie o finansach” spotkało to w ostatnim czasie aż dwa razy!
Czytaj o tym więcej: Gdy nie masz na piśmie tego, na co umówiłeś się z konsultantem. To jakaś plaga!
Źródło zdjęcia: Pixabay/Momentmal