Nie rozumiem dlaczego usługodawcy, z którymi podpisujemy umowy, nie mogą się z nami komunikować w pełni transparentnie. Dwa razy w ciągu jednego tygodnia spotkałem się z sytuacją, w której musiałem w punkcie obsługi klienta ustalać szczegóły kontraktu „na gębę”. Przypadek? Nie sądzę
Wizytę w salonie sprzedaży abonamentów telekomunikacyjnych, usług kablowych, energetycznych czy jakichkolwiek innych wyobrażam sobie w ten sposób: wchodzę, jestem witany kawą, dostaję do ręki tabelę z przejrzystym wylistowaniem usług, które mam do wyboru, pokazuję palcem co mnie interesuje, dostaję krótką i przejrzystą umowę, podpisuję, dopijam kawę, wychodzę.
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Jakże inaczej wygląda standard obsługi klienta w Polsce? Nie, nie chodzi wcale o to, że nie podają kawy. To akurat jest najmniejszy problem. Dwukrotnie w ciągu jednego tygodnia spotkałem się z sytuacją, w której po wyjściu z punktu obsługi klienta tak naprawdę nie miałem w ręku nic, co byłoby równoznaczne z rzetelnym kontraktem.
UPC: umowa? Przyniesie ją instalator
Przypadek pierwszy: operator kablowy UPC. Mam u nich abonament, chciałem trochę w nim pogmerać (bo skończyła mi się umowa). Nie miałem ochoty ustalać nic telefonicznie, bo ostatnio w ten sposób „ubrano” mnie w niepotrzebnych kilka usług „biurowych”. Poszedłem więc do punktu obsługi klienta. Tam ustaliłem z pracownikiem UPC co zmienić w pakiecie usług. Wydawało mi się, że ustaliłem dość precyzyjnie. Niestety, gdy kilka tygodni później pojawił się instalator ze sprzętem i umową w ręku, okazało się, że ma mi zainstalować co innego, niż chciałem.
Miałem dwa modemy, a przynieśli modem z routerem. Miałem dekoder z nagrywarką, a przynieśli taki bez nagrywarki. Pomijam fakt, że nie instalator nie był w stanie skonfigurować dekodera, bo akurat padły jakieś systemy (później telewizję skonfigurowałem sobie sam). Nie zgadzały się podstawowe rzeczy.
Nieporozumienie czy co grubszego? Cóż, trudno powiedzieć, bo będąc osobiście w punkcie obsługi UPC nie dostałem do ręki umowy. Tę przyniósł mi dopiero instalator, który na moje wątpliwości odparł, że „on tak ma napisane i już”.
Złożyłem reklamację, pewne rzeczy udało się odkręcić – pod tym względem obsługujący mnie pracownik spisał się bardzo dobrze, stanął na rzęsach, żeby ukoić moją wściekłość. Ale błąd jest chyba systemowy. Nie rozumiem dlaczego w punkcie obsługi UPC nie mogę spisać i podpisać umowy, w której byłoby czarno na białym napisane na co się umawiamy.
Jeśli to nie błąd, tylko proces celowo tak ustawiony, to może oznaczać, że UPC celowo zostawia sobie furtkę, żeby „konfigurować” klientom usługi w ostatniej chwili. Podczas wizyty instalatora w moim mieszkaniu zadzwoniła do mnie pani z UPC, żeby „potwierdzić usługi”.
Odmówiłem rozmowy mówiąc, że dla mnie liczy się to co na papierze. Ale nic to nie zmieniło, bo to, co na papierze, nie zgadzało się z tym, co – jak mi się wydawało – umówiłem w punkcie obsługi klienta. Może to ja czegoś nie zrozumiałem, ale nie zmienia to faktu, że zrozumiałbym lepiej, gdybym umowę podpisywał z pracownikiem punktu obsługi, a nie z instalatorem.
Czytaj też: UPC na tropie Wielkiego Graala sprzedaży. Czyli kupowanie bez kupowania
Czytaj: Płaciłem okiem, a mój mózg sam „powiedział” jakie auto mam wybrać w salonie. Dziwna ta przyszłość
T-Mobile: specjalna oferta, ale w umowie „niespecjalna”
Przypadek drugi: idę ze znajomym do punktu obsługi klienta T-Mobile. Skończyła się umowa i przyszliśmy po nową, z nowym telefonem. Poprosiliśmy o rozpiskę pakietów, ale nie mieli, bo „dla przedłużających umowy są specjalne warunki”. Pani, która nas obsługiwała – skądinąd miła i konkretna, nie mam zastrzeżeń – zapytała ile znajomy płaci dzisiaj abonamentu i zaproponowała o kilka złotych droższy, lecz z dużo lepszymi, niż obecne parametrami. A do tego porządny telefon (Samsung, model z zeszłego roku).
Przystaliśmy na tę umowę, ale… znów okazało się, że umowa jest „na gębę”. W papierach znalazłem bowiem abonament o 10 zł droższy. I pod taką właśnie umową miał złożyć podpis znajomy. Pani przy nas uzgadniała z kimś ów specjalny rabat, ale na pytanie dlaczego nie możemy go uwzględnić w umowie nie udzieliła jasnej odpowiedzi. Musiało nam wystarczyć zapewnienie: „samo państwo słyszeliście, że uzgodniłam ten rabat”.
Nie sprawdziłem co by się stało, gdybym poprosił panią z punktu obsługi klienta, by ręcznie dopisała do umowy zastrzeżenie o specjalnym rabacie. Ale w zasadzie tak powinno to wyglądać, bo w świetle dokumentów znajomy ma umowę na innych warunkach, niż uzgodnił w punkcie obsługi. Widać bardzo wzajemnie sobie ufamy. Bardzo cię cieszę ze „specjalnych ofert”, ale dlaczego by nie spisywać ich warunków? Hę?
Czytaj też: Przyszedł po kredyt, ale go nie dostał. Po kilku latach przyszedł słony rachunek za jakieś… konto
Czytaj też: Klient przywiązany do dekodera jak chłop do ziemi, czyli niezły kanał
źródło zdjęcia: biznes.gazetaprawna.pl