19 października 2018

Zaskakująca porażka frankowiczów. Grupa 1700 klientów mBanku zażądała unieważnienia umów kredytu. Nic nie wskórali. Co to oznacza?

Zaskakująca porażka frankowiczów. Grupa 1700 klientów mBanku zażądała unieważnienia umów kredytu. Nic nie wskórali. Co to oznacza?

Łódzki Sąd Okręgowy oddalił właśnie pozew 1700 kredytobiorców domagających się ustalenia, że ich umowy frankowe zawarte z mBankiem są nieważne. Frankowicze dowodzili, że są one niezgodne z prawem ze względu na ryzyko kursowe, którym zostali obciążeni kredytobiorcy. To bodaj pierwszy wyrok we „frankowym” procesie grupowym od słynnego procesu „Nabitych w mBank”. Czy może oznaczać zwrot akcji w „wojnie o franki”?

To jeden z największych procesów grupowych w Polsce, w których stroną są klienci banku. Kredytobiorcy, którzy zaciągnęli frankowe kredyty w mBanku, od 2016 r. walczą o unieważnienie całych umów kredytów waloryzowanych lub przynajmniej o unieważnienie części ich zapisów. Kredytobiorców wsparł Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie.

Zobacz również:

Prawnicy klientów podkreślali w czasie procesu, że głównym problemem tych umów jest namierne ryzyko, które ponieśli kredytobiorcy i które wynikało z naruszenia Prawa bankowego (zaoferowanie produktu „kredytopodobnego”) oraz Kodeksu cywilnego (nadużycie zaufania) przez mBank. Chodzi o to, że bank przeniósł w całości na kredytobiorców ryzyko kursowe, choć powinno ono być podzielone na obie strony.

Prawnicy mBanku odbijali piłeczkę, że ryzyko jest zjawiskiem typowym w gospodarce i dotyczy także umowy bankowej. I że nie ma powodu, dla którego klient banku – jeśli ma taki kaprys – nie miałby podejmować ryzyka kursowego licząc na to, iż przyniesie mu to korzyści. Bankowcy podkreślali, że osoby, które zdecydowały się wziąć kredyt frankowy miały wybór między kredytem złotówkowym a „walutowym”.

Czytaj też: Kwestia podwójnej waloryzacja. Rewolucyjne podejście sędziego! Gdyby wszyscy sędziowie tak na to spojrzeli, frankowicze byliby wniebowzięci

Sąd w Łodzi: „ryzyko kursowe nie unieważnia kredytu”

Gdybym miał obstawiać wynik, to pewnie postawiłbym pieniądze na wygraną klientów, choć trzeba przyznać, że licytowali wysoko. Mogli pójść „bezpieczniejszą” drogą i prosić sąd „tylko” o uznanie abuzywności klauzuli waloryzacyjnej. Ale zagrali o całą pulę, wnosząc o unieważnienie umów – nie ze względu na nieprecyzyjny zapis dotyczący przeliczania walut, lecz z uwagi na to, że to „coś” w ogóle nie jest kredytem w świetle prawa bankowego.

Sąd orzekł dwie rzeczy. Po pierwsze doszedł do wniosku, że klienci muszą przegrać ze względów formalnych, bo wystąpili o ustalenie nieważności umów, a powinni wystąpić z roszczeniem dalej idącym – o zapłatę. Z tego względu sąd zakwestionował ich „interes prawny” w rozstrzygnięciu sporu. I właściwie na tym mógłby zakończyć, ale postanowił mimo wszystko rozstrzygnąć też spór merytoryczny.

W „merytorycznym” punkcie sędzia ogłosił, że umowy są zgodne zarówno z Prawem bankowym, jak i z Kodeksem cywilnym. Nie ma uzasadnienia na piśmie, więc pełnia argumentacji zostanie ujawniona dopiero po jego sporządzeniu, za kilka tygodni. Na razie pewne są dwie rzeczy. Po pierwsze: sąd nie zakwestionował ważności umów frankowych. Po drugie: wyrok nie jest prawomocny.

Nieprawomocny, ale mimo wszystko może być istotny, bo prawdopodobnie to pierwszy wyrok w procesie grupowym dotyczącym franków – pozostałe, nie licząc procesu „Nabitych” o oprocentowanie – nie miały jeszcze wyroków w pierwszej instancji (poprawcie mnie jeśli się mylę). Mec. Anna Cudna-Wagner i mec. Bartosz Miąskiewicz z kancelarii CMS Cameron McKenna, reprezentującej bank, tak interpretują sytuację:

„To dobrze, że Sąd, niezależnie od rozstrzygnięcia kwestii istnienia bądź nieistnienia interesu prawnego członków grupy, pochylił się nad meritum sporu. Z szerszym komentarzem trzeba się wstrzymać do momentu sporządzenia pisemnego uzasadnienia wyroku, jednak jego ustne motywy nie budzą żądnych wątpliwości co do stanowiska Sądu – nie ma mowy o tym, by można było uznać umowy kredytowe waloryzowane kursem franka szwajcarskiego za nieważne na gruncie Prawa bankowego lub Kodeksu cywilnego”

Prawnicy reprezentujący mBank – na marginesie: twierdzą, że że prawomocnie jeszcze nie przegrali żadnego procesu o franki (co najwyżej kilka „zremisowali”) – żyją nadzieją, że dzięki wyrokowi w procesie grupowym 1700 klientów takie spojrzenie upowszechni się w sądach w Polsce, także w procesach indywidualnych:

„Jakkolwiek nie po raz pierwszy Sąd w Polsce wyraził takie stanowisko, to ten wyrok może mieć znaczenie także w innych sporach dotyczących tzw. kredytów frankowych. Konsumenci i ich pełnomocnicy przekonują w pozwach, że ryzyko walutowe oraz uzależnienie wysokości zobowiązań klientów od kursu waluty obcej czynią umowy kredytowe bezskutecznymi lub nieważnymi. Dziś Sąd – jakkolwiek podkreślił, że zgodnie z żądaniem Miejskiego Rzecznika  nie dotyka w ogóle kwestii abuzywności – orzekł, że te cechy nie dają podstaw do uznania umów za nieważne”

Rzeczywiście, takie rozstrzygnięcie w procesie grupowym może nieco podkopać morale frankowiczów, ale trzeba pamiętać nie tylko o tym, że wyrok jest nieprawomocny, ale i o tym, że – nawet gdyby wpłynął na linię orzeczniczą – to mógłby zatamować tylko jedną z fal, na których surfują po sprawiedliwość frankowicze.

W tej sprawie sąd nie zgodził się na unieważnienie kredytów ze względu na „wrzucone” klientom ryzyko walutowe, ale nawet nie dotknął kwestii nieprecyzyjnych klauzul przeliczeniowych. A to właśnie na tej fali najwyżej dopływają dziś frankowicze. W tej części argumentacji ich ofensywa wydaje się być niezagrożona.

Mec. Iwo Gabrysiak, który reprezentuje 1700 klientów w sporze z mBankiem, zapowiedział w rozmowie z Moniką Krześniak z Interii, że broni nie składa. Choć przy argumentacji, którą urzeźbił szanse na sukces nie są duże:

„Sąd stwierdził, że nie mamy interesu prawnego w tej sprawie i klienci powinni indywidualnie zwracać się o zapłatę, a nie w pozwie zbiorowym. Niezależnie od interesu prawnego sąd twierdzi, że te umowy nawet jeśli mają wady, to żadna z nich nie uzasadnia ani częściowego ani całościowego uznania nich ieważności. Poczekamy na pełne uzasadnienie, ale jestem przekonany, że ten wyrok nie jest zgodny z prawem i nie jest sprawiedliwy. (…) Byłoby dobrze, gdyby sąd przedstawił kilka precyzyjnych argumentów uzasadniających oddalenie pozwu. Oczekiwałbym, że gdyby sąd miał mocne argumenty, to od razu przynajmniej jeden by przytoczył”

Tyle reprezentant klientów. A tymczasem ja przypominam jak na kwestię kredytów obciążonych ryzykiem kursowym spojrzał ostatnio Sąd Najwyższy w Hiszpanii. Unieważnił taki kredyt i to nie dlatego, że klient nie powinien być obciążony ryzykiem kursowym, lecz dlatego, że niewystarczająco go o tym ryzyku uświadomił.

Niewykluczone, że to, co nie udaje się w sądach w Polsce, uda się przeprowadzić w Trybunale Praw Człowieka. Tam właśnie – w bardzo podobnej sprawie – czyli o unieważnienie umowy z powodu braku świadomości ponoszonego ryzyka – walczy Tomasz Sadlik, swego czasu najsłynniejszy polski frankowicz.

Czytaj też: TSUE odpowiedział na trzy ważne pytania o franki. W tym o misselling i uświadamianie klienta o ryzyku kursowym. Mocne!

Czytaj też: TSUE ostrzega, że nie wolno ograniczać odszkodowań wynikających z abuzywności

Czytaj też: Przedawnienie, czyli największy wróg frankowicza. Jak nie dać się złapać w tę pułapkę? Jest kilka dróg, ale żadna nie jest bezbolesna

Frankowicze na fali. Sąd Najwyższy, prawomocne wyroki, unieważnienia kredytów…

W ostatnich tygodniach działy się na linii frontu dzielącej okopy kredytobiorców i bankowców raczej rzeczy wskazujące, że bankowcy przechodzą do defensywy. Sądy jakby częściej zaczęły orzekać – w większości jeszcze nieprawomocnie – albo abuzywność klauzuli przeliczeniowej znajdującej się w umowach frankowych (czyli: zbyt swobodne ustalanie przez bank kursów walut) albo wręcz nieważność umów.

Inną „zdobyczą” frankowiczów było to, że Sąd Najwyższy „unieważnił” probankową interpretację art. 385 Kodeksu cywilnego. Orzekł, że oceniając abuzywność zapisów umów, m.in. w ramach rozpatrywania sporów klientów i banków – głównie na tle kredytów frankowych, ale przecież nie tylko – trzeba się ograniczać wyłącznie do tego co jest napisane w umowie (czyli do momentu zawarcie kontraktu), a nie uwzględnić to jak umowa była stosowana.

Potem przyszły dwa spektakularne, prawomocne wyroki sądowe, których efektem powinno być unieważnienie umów kredytowych. W pierwszym sąd stwierdził, że nie jest w stanie powiedzieć jak ma być wykonywana umowa po wykasowaniu zakwestionowanej klauzuli, a w drugiej – że umowa kredytu jest tak zrobiona, iż „następuje rażące naruszenie interesów konsumenta, gdyż brak jest sprawiedliwego i uczciwego wyważenia praw i obowiązków strony umowy”.

Wydawało się więc, że powoli kształtuje się linia orzecznicza niebezpieczna dla banków. Dopóki rewolucja ma charakter rozproszony – czyli bankowcy toczą wiele małych potyczek z klientami indywidualnymi – nawet przestawienie „zwrotnicy orzeczniczej” nie jest jeszcze tragedią. Ale procesy grupowe, w których w jednym pozwie występują tysiące ludzi, grożą już tsunami. Dlatego właśnie tak głęboki oddech ulgi słychać było wczoraj w siedzibach mBanku w Łodzi (przy ul. Piotrkowskiej) oraz w Warszawie (przy ul. Śenatorskiej).

Czytaj też: Nowy patent w wojnie o franki. Klienci w sądach grają va banque i czasem wygrywają

Procesy grupowe: wciąż daleko do finału

Zakończony tak niespodziewanym dla frankowiczów wyrokiem proces jest jednym z bodaj sześciu dużych pozwów grupowych dotyczących kredytów frankowych, które toczą się w polskich sądach. Najsłynniejszy jest trwający już od sześciu lat proces grupy zwanej „Nabitymi w mBank”, którzy domagają się od mBanku zwrotu pieniędzy nadpłaconych w wyniku stosowania w umowach zapisu o ustalaniu oprocentowania decyzją zarządu. 1247 osób wygrało w dwóch instancjach, ale dostało fangę w nos od Sądu Najwyższego. I sprawa wróciła do apelacji.

Większość procesów grupowych dotyczy jednak nie sposobu ustalania oprocentowania, lecz nieprecyzyjnych zapisów dotyczących sposobu ustalania wysokości rat kredytowych. Banki przeliczały raty z franków na złote na podstawie kursów ustalanych przez siebie, co oznaczało, że klient nie był w stanie przewidzieć kosztu kredytu. Innym tematem jest ubezpieczenie niskiego wkładu własnego (kredytobiorcy żądają ustalenia, że jest nielegalne).

Największym procesem grupowym jest ten, który dotyczy kredytów frankowych w Banku Millennium. Do pozwu przeciwko „magentowemu” bankowi przyłączyła się rekordowa liczba 4.500 frankowiczów. Wyroku – ani w tym procesie grupowym, ani w pozostałych – jeszcze nie ma.

Czytaj też: To nie przypadek, sąd znów unieważnił kredyt frankowy

Czytaj też: Ten sędzia w sprawie franków zmiażdżył nawet Sąd Najwyższy

 

Subscribe
Powiadom o
19 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Boeh
6 lat temu

Czyli jak bank tak z nimi zagral to oni przestana placic i tyle w temacie beda mialy banki nauczke na przyszlosc

oxo
6 lat temu
Reply to  Boeh

Z jakiej choinki się urwałeś? Klienci mbanku od kilku lat kombinują jakby tu kredyt spłacić po kursie franka z dnia umowy ( bo to tego się mniej więcej by sprowadzało unieważnienie umów), a Ty im proponujesz nie spłacać kredytu? Wiesz Sherlocku co bank wtedy zrobi? Zgodnie „prawomocną” umową postawi kredyt w stan wymagalności i przewalutuje go zgodnie z kursem ze swojej tabelki – czyli zrealizuje klientowi całą stratę, następnie pójdzie do sądu i za pomocą komornika zlicytuje nieruchomość po raczej niekorzystnej dla klienta cenie. Następnie „resztę” ( o ile forsy z licytacji nie wystarczy na pokrycie długu), opyli za 10-15%… Czytaj więcej »

josef
6 lat temu
Reply to  oxo

no tak zlicytuje i sprzeda ciekawe ile zarobi

Robo
6 lat temu
Reply to  oxo

Aby zalicytować kredytobiorce najpierw muszą udowodnić jego dług w Tzw. Frankach…. A tego nie zrobią bo nawet biegli nie mogą go obliczyć.

Bankston
6 lat temu
Reply to  Robo

Biegli nie mogą ale znajdzie się sędzia który klepnie sprawę.

Robo
6 lat temu
Reply to  Bankston

Aby, klepnął sprawę musi mieć dokładne wyliczenie długu, wiec na pewno nie klepnie bo Bank nie ma jak udowodnić wyliczęń, które sobie wyssał z palca 🙂

anonymous
6 lat temu
Reply to  oxo

Jakiś finansista kiedyś rzucił hasłem że jak masz 100zł długu to masz problem a jak masz 100000zł długu to bank ma problem.

Bartek
6 lat temu
Reply to  Boeh

Przestaną płacić ? To super dla banków – banki przejmą nieruchomości 🙂

Iwona
6 lat temu

To, że sędzia jest niekumaty nie znaczy , że bank wygrał proces. W Polsce pozwy grupowe dopiero raczkują i najprawdopodobniej nie ma jeszcze żadnego wyroku na korzyść konsumenta.

Stefan
6 lat temu

Boże, co za tłuki tu piszą. W przypadku przerwania spłat i posiadania ogarniętego prawnika nikt jeszcze nie przegrał. Bo wówczas to bank musi udowodnić ile mu klient wisi, a nie potrafi.

rafał
6 lat temu

Może zająłby się Pan również bankiem Raiffeisen, który wymyślił sobie zmianę umowy (zmiana nr kont do spłat) poprzez zwykły list polecony.
Aż mnie kusi aby „poleconym” sobie niższa ratę zalatwić :).
O taki kraj gdzie banki mogą wszystko.

Bankston
6 lat temu

Ciekawostka z tej rozprawy jest taka że mec Gabrysiak powołał na świadka byłego prezesa mBanku. Mimo stawienia się świadka w terminie, sędzia Barański odmówił jego przesłuchania!!! Były prezes był przeciwny wprowadzeniu tych kredytów „pseudoCHF” do oferty banku i pewnie chodziło o to żeby przedstawił sądowi powody dla których nie chciał wprowadzić tak doskonałego, cudownego produktu do oferty. Urwał Nać! Co za dziki kraj! Ewentualna przegrana mbąku to ok 500 milionów złotych – wysoka stawka ale tak naprawdę za pomocą dźwigni wyczarowali te pożyczki z ok 20 milionów zł. Konsumenci nie mogą niczego wyczarować, całe 500 milionów musieli zarobić wcześniej płacąc… Czytaj więcej »

Zenek
6 lat temu

Ten wyrok to sprawa polityczna. Poprawnosc polityczna wymaga stanąc po stronie bankow.
To jest ta sama klika. Banki zarabiaja ogromne pieniądze na kredytach frankowych
o wiele wieksze niz na złotówkowych , więc lepiej dac kilka tysięcy sędziemu i zarobic miliony

anonymous
6 lat temu

1700 chłopa i nie potrafili się złożyć na kopertę wypchaną banknotami dla sędziego?

anonymous
6 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

To sędziowie tez dają się nabierać na ryzyko kursowe? 🙂
Jak ktoś chce wygrać sprawę, osiągnąć korzystny wyrok dla siebie to musi działać a nie ze złoży pozew i czeka jak ciele na wyrok.

anonia
6 lat temu
Reply to  anonymous

Z jednej strony powiedziałabym skąd Ty żeś się urwał, przekupić sedziego toż to kryminał. Z drugiej strony niestety chyba masz rację

anonia
6 lat temu

Fajnie w tej Polszy. Dalej jest jak za Breżniewa, pierwszy sekretarz mówi i reszta tzw „władzy” w sądach drży. Nawet klamstwo wyborcze jakoby rzekomo sady rozstrzygały w procesach grupowych na korzysc frankowiczow zostaje przez bezwładną władzę sadowniczą oddalone. I wszyscy happy, do nastepnej obietnicy. Co nam tym razem obiecacie ? kolejne 500+ ? powodzenia

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu