Łódzki Sąd Okręgowy oddalił właśnie pozew 1700 kredytobiorców domagających się ustalenia, że ich umowy frankowe zawarte z mBankiem są nieważne. Frankowicze dowodzili, że są one niezgodne z prawem ze względu na ryzyko kursowe, którym zostali obciążeni kredytobiorcy. To bodaj pierwszy wyrok we „frankowym” procesie grupowym od słynnego procesu „Nabitych w mBank”. Czy może oznaczać zwrot akcji w „wojnie o franki”?
To jeden z największych procesów grupowych w Polsce, w których stroną są klienci banku. Kredytobiorcy, którzy zaciągnęli frankowe kredyty w mBanku, od 2016 r. walczą o unieważnienie całych umów kredytów waloryzowanych lub przynajmniej o unieważnienie części ich zapisów. Kredytobiorców wsparł Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Prawnicy klientów podkreślali w czasie procesu, że głównym problemem tych umów jest namierne ryzyko, które ponieśli kredytobiorcy i które wynikało z naruszenia Prawa bankowego (zaoferowanie produktu „kredytopodobnego”) oraz Kodeksu cywilnego (nadużycie zaufania) przez mBank. Chodzi o to, że bank przeniósł w całości na kredytobiorców ryzyko kursowe, choć powinno ono być podzielone na obie strony.
Prawnicy mBanku odbijali piłeczkę, że ryzyko jest zjawiskiem typowym w gospodarce i dotyczy także umowy bankowej. I że nie ma powodu, dla którego klient banku – jeśli ma taki kaprys – nie miałby podejmować ryzyka kursowego licząc na to, iż przyniesie mu to korzyści. Bankowcy podkreślali, że osoby, które zdecydowały się wziąć kredyt frankowy miały wybór między kredytem złotówkowym a „walutowym”.
Sąd w Łodzi: „ryzyko kursowe nie unieważnia kredytu”
Gdybym miał obstawiać wynik, to pewnie postawiłbym pieniądze na wygraną klientów, choć trzeba przyznać, że licytowali wysoko. Mogli pójść „bezpieczniejszą” drogą i prosić sąd „tylko” o uznanie abuzywności klauzuli waloryzacyjnej. Ale zagrali o całą pulę, wnosząc o unieważnienie umów – nie ze względu na nieprecyzyjny zapis dotyczący przeliczania walut, lecz z uwagi na to, że to „coś” w ogóle nie jest kredytem w świetle prawa bankowego.
Sąd orzekł dwie rzeczy. Po pierwsze doszedł do wniosku, że klienci muszą przegrać ze względów formalnych, bo wystąpili o ustalenie nieważności umów, a powinni wystąpić z roszczeniem dalej idącym – o zapłatę. Z tego względu sąd zakwestionował ich „interes prawny” w rozstrzygnięciu sporu. I właściwie na tym mógłby zakończyć, ale postanowił mimo wszystko rozstrzygnąć też spór merytoryczny.
W „merytorycznym” punkcie sędzia ogłosił, że umowy są zgodne zarówno z Prawem bankowym, jak i z Kodeksem cywilnym. Nie ma uzasadnienia na piśmie, więc pełnia argumentacji zostanie ujawniona dopiero po jego sporządzeniu, za kilka tygodni. Na razie pewne są dwie rzeczy. Po pierwsze: sąd nie zakwestionował ważności umów frankowych. Po drugie: wyrok nie jest prawomocny.
Nieprawomocny, ale mimo wszystko może być istotny, bo prawdopodobnie to pierwszy wyrok w procesie grupowym dotyczącym franków – pozostałe, nie licząc procesu „Nabitych” o oprocentowanie – nie miały jeszcze wyroków w pierwszej instancji (poprawcie mnie jeśli się mylę). Mec. Anna Cudna-Wagner i mec. Bartosz Miąskiewicz z kancelarii CMS Cameron McKenna, reprezentującej bank, tak interpretują sytuację:
„To dobrze, że Sąd, niezależnie od rozstrzygnięcia kwestii istnienia bądź nieistnienia interesu prawnego członków grupy, pochylił się nad meritum sporu. Z szerszym komentarzem trzeba się wstrzymać do momentu sporządzenia pisemnego uzasadnienia wyroku, jednak jego ustne motywy nie budzą żądnych wątpliwości co do stanowiska Sądu – nie ma mowy o tym, by można było uznać umowy kredytowe waloryzowane kursem franka szwajcarskiego za nieważne na gruncie Prawa bankowego lub Kodeksu cywilnego”
Prawnicy reprezentujący mBank – na marginesie: twierdzą, że że prawomocnie jeszcze nie przegrali żadnego procesu o franki (co najwyżej kilka „zremisowali”) – żyją nadzieją, że dzięki wyrokowi w procesie grupowym 1700 klientów takie spojrzenie upowszechni się w sądach w Polsce, także w procesach indywidualnych:
„Jakkolwiek nie po raz pierwszy Sąd w Polsce wyraził takie stanowisko, to ten wyrok może mieć znaczenie także w innych sporach dotyczących tzw. kredytów frankowych. Konsumenci i ich pełnomocnicy przekonują w pozwach, że ryzyko walutowe oraz uzależnienie wysokości zobowiązań klientów od kursu waluty obcej czynią umowy kredytowe bezskutecznymi lub nieważnymi. Dziś Sąd – jakkolwiek podkreślił, że zgodnie z żądaniem Miejskiego Rzecznika nie dotyka w ogóle kwestii abuzywności – orzekł, że te cechy nie dają podstaw do uznania umów za nieważne”
Rzeczywiście, takie rozstrzygnięcie w procesie grupowym może nieco podkopać morale frankowiczów, ale trzeba pamiętać nie tylko o tym, że wyrok jest nieprawomocny, ale i o tym, że – nawet gdyby wpłynął na linię orzeczniczą – to mógłby zatamować tylko jedną z fal, na których surfują po sprawiedliwość frankowicze.
W tej sprawie sąd nie zgodził się na unieważnienie kredytów ze względu na „wrzucone” klientom ryzyko walutowe, ale nawet nie dotknął kwestii nieprecyzyjnych klauzul przeliczeniowych. A to właśnie na tej fali najwyżej dopływają dziś frankowicze. W tej części argumentacji ich ofensywa wydaje się być niezagrożona.
Mec. Iwo Gabrysiak, który reprezentuje 1700 klientów w sporze z mBankiem, zapowiedział w rozmowie z Moniką Krześniak z Interii, że broni nie składa. Choć przy argumentacji, którą urzeźbił szanse na sukces nie są duże:
„Sąd stwierdził, że nie mamy interesu prawnego w tej sprawie i klienci powinni indywidualnie zwracać się o zapłatę, a nie w pozwie zbiorowym. Niezależnie od interesu prawnego sąd twierdzi, że te umowy nawet jeśli mają wady, to żadna z nich nie uzasadnia ani częściowego ani całościowego uznania nich ieważności. Poczekamy na pełne uzasadnienie, ale jestem przekonany, że ten wyrok nie jest zgodny z prawem i nie jest sprawiedliwy. (…) Byłoby dobrze, gdyby sąd przedstawił kilka precyzyjnych argumentów uzasadniających oddalenie pozwu. Oczekiwałbym, że gdyby sąd miał mocne argumenty, to od razu przynajmniej jeden by przytoczył”
Tyle reprezentant klientów. A tymczasem ja przypominam jak na kwestię kredytów obciążonych ryzykiem kursowym spojrzał ostatnio Sąd Najwyższy w Hiszpanii. Unieważnił taki kredyt i to nie dlatego, że klient nie powinien być obciążony ryzykiem kursowym, lecz dlatego, że niewystarczająco go o tym ryzyku uświadomił.
Niewykluczone, że to, co nie udaje się w sądach w Polsce, uda się przeprowadzić w Trybunale Praw Człowieka. Tam właśnie – w bardzo podobnej sprawie – czyli o unieważnienie umowy z powodu braku świadomości ponoszonego ryzyka – walczy Tomasz Sadlik, swego czasu najsłynniejszy polski frankowicz.
Czytaj też: TSUE ostrzega, że nie wolno ograniczać odszkodowań wynikających z abuzywności
Frankowicze na fali. Sąd Najwyższy, prawomocne wyroki, unieważnienia kredytów…
W ostatnich tygodniach działy się na linii frontu dzielącej okopy kredytobiorców i bankowców raczej rzeczy wskazujące, że bankowcy przechodzą do defensywy. Sądy jakby częściej zaczęły orzekać – w większości jeszcze nieprawomocnie – albo abuzywność klauzuli przeliczeniowej znajdującej się w umowach frankowych (czyli: zbyt swobodne ustalanie przez bank kursów walut) albo wręcz nieważność umów.
Inną „zdobyczą” frankowiczów było to, że Sąd Najwyższy „unieważnił” probankową interpretację art. 385 Kodeksu cywilnego. Orzekł, że oceniając abuzywność zapisów umów, m.in. w ramach rozpatrywania sporów klientów i banków – głównie na tle kredytów frankowych, ale przecież nie tylko – trzeba się ograniczać wyłącznie do tego co jest napisane w umowie (czyli do momentu zawarcie kontraktu), a nie uwzględnić to jak umowa była stosowana.
Potem przyszły dwa spektakularne, prawomocne wyroki sądowe, których efektem powinno być unieważnienie umów kredytowych. W pierwszym sąd stwierdził, że nie jest w stanie powiedzieć jak ma być wykonywana umowa po wykasowaniu zakwestionowanej klauzuli, a w drugiej – że umowa kredytu jest tak zrobiona, iż „następuje rażące naruszenie interesów konsumenta, gdyż brak jest sprawiedliwego i uczciwego wyważenia praw i obowiązków strony umowy”.
Wydawało się więc, że powoli kształtuje się linia orzecznicza niebezpieczna dla banków. Dopóki rewolucja ma charakter rozproszony – czyli bankowcy toczą wiele małych potyczek z klientami indywidualnymi – nawet przestawienie „zwrotnicy orzeczniczej” nie jest jeszcze tragedią. Ale procesy grupowe, w których w jednym pozwie występują tysiące ludzi, grożą już tsunami. Dlatego właśnie tak głęboki oddech ulgi słychać było wczoraj w siedzibach mBanku w Łodzi (przy ul. Piotrkowskiej) oraz w Warszawie (przy ul. Śenatorskiej).
Czytaj też: Nowy patent w wojnie o franki. Klienci w sądach grają va banque i czasem wygrywają
Procesy grupowe: wciąż daleko do finału
Zakończony tak niespodziewanym dla frankowiczów wyrokiem proces jest jednym z bodaj sześciu dużych pozwów grupowych dotyczących kredytów frankowych, które toczą się w polskich sądach. Najsłynniejszy jest trwający już od sześciu lat proces grupy zwanej „Nabitymi w mBank”, którzy domagają się od mBanku zwrotu pieniędzy nadpłaconych w wyniku stosowania w umowach zapisu o ustalaniu oprocentowania decyzją zarządu. 1247 osób wygrało w dwóch instancjach, ale dostało fangę w nos od Sądu Najwyższego. I sprawa wróciła do apelacji.
Większość procesów grupowych dotyczy jednak nie sposobu ustalania oprocentowania, lecz nieprecyzyjnych zapisów dotyczących sposobu ustalania wysokości rat kredytowych. Banki przeliczały raty z franków na złote na podstawie kursów ustalanych przez siebie, co oznaczało, że klient nie był w stanie przewidzieć kosztu kredytu. Innym tematem jest ubezpieczenie niskiego wkładu własnego (kredytobiorcy żądają ustalenia, że jest nielegalne).
Największym procesem grupowym jest ten, który dotyczy kredytów frankowych w Banku Millennium. Do pozwu przeciwko „magentowemu” bankowi przyłączyła się rekordowa liczba 4.500 frankowiczów. Wyroku – ani w tym procesie grupowym, ani w pozostałych – jeszcze nie ma.
Czytaj też: To nie przypadek, sąd znów unieważnił kredyt frankowy
Czytaj też: Ten sędzia w sprawie franków zmiażdżył nawet Sąd Najwyższy