Największe banki nieustannie walczą o najmłodszych klientów, zwłaszcza takich, których rodzice mają już u nich konto. „Otwórz też rachunek dla juniora, a będzie nagroda finansowa” – obiecują. Dobry pomysł, bo juniorzy mają dużo więcej mięty do fintechów niż banków, więc jak dorosną, to „nie będzie co zbierać”. Niestety bywa, że bankowi marketingowcy zbyt daleko posuwają się w realizacji marzeń o „uproduktowieniu” swoich najmłodszych klientów. Na szczęście bywa, że się reflektują, iż przedobrzyli. Kto chciałby wystawić swoje dziecko na bankowy marketing? A za 100 zł?
Jeden z moich czytelników niedawno doniósł mi o tym, że Santander Bank stosuje nieprzyjemne praktyki związane z promocją skierowaną do dzieci swoich obecnych klientów. Promocja polegała na tym, że jeśli dziecko dorosłego klienta Santander Banku otworzy w nim konto, to dostanie 100 zł w prezencie. Trzeba też było wykazać się minimum aktywności: przynajmniej raz zalogować się do aplikacji mobilnej Santander Mobile oraz przynajmniej raz zapłacić kartą lub BLIKiem za zakupy.
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Gdzie tu nieprzyjemna praktyka? Sama konstrukcja promocji była typowa: dotyczyła tylko nowych młodych klientów (którzy nie mieli wcześniej konta w Santander Banku) oraz nakładała na dorosłego uczestnika pewne dodatkowe obowiązki. Dodajmy: obowiązki coraz częściej spotykane w przypadku tego typu promocji, czyli po prostu zgody marketingowe. Kłopot w tym, że obowiązki nakładała nie tylko na rodzica. Jeden z moich czytelników napisał do mnie w tej właśnie sprawie:
„Niby rozumiem, że trzeba edukować dzieci od najmłodszych lat, ale czasem mam wątpliwości, czy zachowanie banków w stosunku do najmłodszych jest uczciwe. Ostatnio założyłem dzieciom konta w banku Santander. Myślałem o tym już wcześniej, ale zachęciła mnie promocja z dodatkowym kieszonkowym w wysokości 100 zł i niezłe oprocentowanie konta. Okazało się jednak, że warunkiem otrzymania „kieszonkowego” jest zgoda na kontakt marketingowy ze strony banku. Ale nie z opiekunem, tylko z dzieckiem.”
Ściślej pisząc – i z opiekunem, i z dzieckiem. Bank zarezerwował sobie w zamian za 100 zł prezentu wszystkie możliwości kontaktu z obiema osobami, zapewne po to, żeby mógł ich „uproduktowić” (tutaj ten regulamin). Kłopot w tym, że mówimy o „uproduktowieniu” za pomocą marketingu bezpośredniego młodych ludzi w wieku od 7 lat do 17 lat (bo tacy mogli wziąć udział w promocji). W tym konkretnym przypadku się to nie udało.
„Pierwsze, co zrobiłem, to odznaczyłem te opcje. No bo jak ma niby wyglądać rozmowa marketingowa z 10-latkiem? Przecież on nie może nawet niczego podpisać bez zgody rodziców. Uznałem, że nie będę sprzedawał dzieci za 100 zł. Ale mimo braku zgody bank zatwierdził nasz udział w promocji i dzieci dostały po 100 zł kieszonkowego. Mają dobrze oprocentowane konta, karty i uczą się zarządzania swoimi pieniędzmi.”
Jak widać, w banku uznali, że gdy klient jest awanturujący się, to można przymknąć oko na zapisy regulaminu. A te rzeczywiście nie pozostawiały miejsca na żądne interpretacje:
„W trakcie otwarcia konta dla dziecka lub nastolatka wyrazisz zgody (o ile nie zrobiłeś tego wcześniej), abyśmy kontaktowali się z Tobą telefonicznie i elektronicznie, w celach marketingowych, abyśmy mogli przesyłać Ci korespondencję w formie elektronicznej (EKK) oraz nie złożysz sprzeciwu wobec przetwarzania Twoich danych w celach marketingowych. Wyrazisz też zgodę, abyśmy kontaktowali się z Twoim dzieckiem telefonicznie i elektronicznie w celach marketingowych (z zastrzeżeniem, że nie będziemy się kontaktować z Twoim dzieckiem, zanim nie ukończy 13 roku życia) oraz nie złożysz sprzeciwu wobec przetwarzania danych Twojego dziecka w celach marketingowych.”
Dodatkowo z regulaminu wynika, że trzeba było też podać numer telefonu i adres e-mail do nastolatka. I zobowiązać się, że nie złożymy sprzeciwu wobec przetwarzania danych nastolatka w celach marketingowych. Naprawdę grubo. A to wszystko za jedyne 100 zł i bodaj 6% oprocentowania pieniędzy na koncie.
Mój czytelnik był co prawda zniesmaczony, ale z promocji skorzystał (po wyłączeniu warunków dotyczących jego dzieci). Na szczęście ta promocja się już skończyła (jej koniec przypadł 30 czerwca). W banku chyba zorientowali się, że przeholowali (też się zastanawiam, jak wygląda rozmowa marketingowa z 13-latkiem, brrrr…). I w nowej, aktualnej wersji promocji parametry są już inne.
Zmieniła się kwota „kieszonkowego”, które można otrzymać (teraz jest to 150 zł), jak również zmieniły się niektóre warunki. Nie trzeba już logować się do aplikacji mobilnej, ale liczba płatności kartą wydaną do konta została podniesiona do trzech. No i najważniejsze: nie ma już konieczności wydawania zgody na marketingowy kontakt z dzieckiem. Warunki zostały zmienione na takie:
„W trakcie otwarcia konta wyrazisz dla siebie zgody (o ile nie zrobiłeś tego wcześniej), abyśmy kontaktowali się z Tobą telefonicznie i elektronicznie w celach marketingowych, abyśmy mogli przesyłać Ci korespondencję w formie elektronicznej (EKK), a do czasu, aż nie przekażemy nagrody, nie możesz mieć zgłoszonego sprzeciwu na przetwarzanie danych w celach marketingowych, zaś dziecko (7-17 lat) musi mieć konto z kartą debetową, które otworzysz w tej promocji.”
Prawdopodobnie skarg związanych z zasadami promocji było więcej i nie wszyscy uczestnicy zgadzali się, żeby za 100 zł przekazywać bankowi numer telefonu i adres e-mail do dziecka i zgadzać się, żeby bankowcy do niego wydzwaniali z marketingowymi propozycjami (których dziecko i tak nie mogłoby przyjąć bez zgody rodziców). Sprzedać swoje dziecko (a w zasadzie jego prywatność) za 100 zł?
To był wyjątkowo nietrafiony pomysł, ale fakt, że takie pomysły bankowcy miewają, świadczy o tym, że musimy być czujni i uważnie czytać regulaminy usług, w których bank nam coś daje. Inna sprawa – i tu muszę bankowców z Santandera pochwalić – że regulamin tej najnowszej promocji jest napisany megazrozumiałym językiem, przy użyciu minimum słów. Nawet nastolatek nie będzie miał problemu, żeby wszystko zrozumieć.
zdjęcie tytułowe: Santander Bank