Koniec ery w mBanku. Z funkcji jego prezesa odchodzi jeden z najbardziej doświadczonych, rozpoznawalnych i… najbardziej kontrowersyjnych polskich bankowców – Cezary Stypułkowski. Moment odejścia jest zastanawiający i sugeruje, że to jeszcze nie musi być odejście na emeryturę. Jaki jest bilans ery Cezarego Stypułkowskiego w mBanku? I czy jego odejście z mBanku może zmienić coś w relacjach banku z frankowiczami?
Wśród bankowców zarządzających największymi instytucjami finansowymi w Polsce Cezary Stypułkowski jest chyba dziś najbardziej rozpoznawalny, bo często i gęsto bierze na siebie rolę głosu całej branży. Nie krył też nigdy bezkompromisowego i pryncypialnego podejścia do sposobu rozwiązywania sprawy kredytów frankowych, do koncepcji wakacji kredytowych dla każdego i innych pomysłów na „wyrównywanie relacji” między klientami i bankami.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O tym, że Cezary Stypułkowski odejdzie z mBanku było wiadomo już od początku tego roku. Bank oficjalnie poinformował o tym, że zaczyna procedurę sukcesji i nawet wiemy już, że będzie to sukcesja „rodzinna”, bo następcą długoletniego prezesa będzie Cezary Kocik, który w mBanku pracuje na wysokich stanowiskach menedżerskich od 13 lat (odpowiadał za ekspansję banku w Czechach i na Słowacji oraz za bankowość detaliczną).
Natomiast zagadkowe jest przyspieszenie sukcesji, wcześniejsze komunikaty mówiły, że raczej nastąpi ona jesienią lub zimą 2024 r. Wtedy miała kończyć się kadencja dotychczasowego prezesa. Tymczasem mBank poinformował, że prezes Stypułkowski rezygnuje ze skutkiem natychmiastowym. To sugeruje, że nie mówimy o odejściu na emeryturę, bo nie ma powodu, by tak „gwałtownie” żegnać się z funkcją.
Cezary Stypułkowski w mBanku: bilans rządów
Cezary Stypułkowski mBankiem rządził przez 14 lat. Gdy zasiadał na tym stanowisku, to był jeszcze BRE Bank (czytelnicy starsi od żółwia pamiętają jeszcze czasy BRE i Multibanku, prawda?). W ostatnich latach dłuższy „track record” w fotelu menedżera zarządzającego dużym bankiem zdobył chyba tylko Sławomir Sikora, który polskimi aktywami amerykańskiej Citigroup (Citibankiem Handlowym) rządził przez 17 lat (od 2003 do 2021).
Patrząc nieco szerzej można powiedzieć, że prezesa Stypułkowskiego bije na głowę stażem Brunon Bartkiewicz, który w grupie ING działa na najwyższych stanowiskach już od 20 lat, czyli od 1995 r. Wtedy po raz pierwszy zasiadł w fotelu prezesa Banku Śląskiego. Dziś też rządzi w ING (niedawno zapowiedział odejście), ale w tym czasie miał dwa „epizody” zagraniczne – w latach 2000-2004 był dyrektorem generalnym holenderskiego ING Direct NV, a w latach 2010-2016 został członkiem General Management Team w ING (i nadzorował działalność ING kilku europejskich krajach).
mBank pod rządami prezesa Stypułkowskiego mocno urósł. Gdy Cezary Stypułkowski przychodził do banku w 2010 r., to miał on nieco ponad 3 mln klientów, jakieś 3 mld zł rocznych dochodów z działalności oraz 61 mld zł klientowskich kredytów (depozytów tylko niecałe 50 mld zł). Dziś mBank chwali się, że jego liczba klientów przekroczyła 5,7 mln, co oznacza, że podczas ery Cezarego Stypułkowskiego niemal się podwoiła.
mBank przez ten czas oczywiście stał się bankiem znacznie bardziej nowoczesnym. To za czasów prezesa Stypułkowskiego (w 2011 r.) „ikona mobilności” uruchomiła jedną z pierwszych w branży aplikacji mobilnych umożliwiających klientom zarządzanie pieniędzmi przez smartfon. W 2013 r. mBank pokazał gruntownie zmodernizowany system transakcyjny i połączył marki mBank i Multibank.
Potem próbował uruchomić wspólnie bank z telekomunikacyjnym Orange (projekt zakończył się fiaskiem). Jako jeden z pierwszych banków umożliwił otwieranie kont „na selfie” i uruchomił „prawie” zdalny kredyt hipoteczny oraz zaczął sprzedawać polisy na życie przez aplikację mobilną.
Portfel kredytów (117 mld zł) mBanku jest mniej więcej dwukrotnie większy, zaś portfel depozytów – trzykrotnie (186 mld zł) większy, niż gdy prezes Stypułkowski przychodził do BRE Banku. Podczas rządów Stypułkowskiego radykalnie zmieniła się relacja udzielonych kredytów do depozytów. Patrząc na dochody banku, to podczas rządów Stypułkowskiego się potroiły (dziś wynoszą 10,7 mld zł).
Aczkolwiek miejsca w rankingu największych banków w tym czasie nie obronił (w 2010 r. BRE Bank był „trzecią siłą” w polskich bankowości, dziś jest czwarty – wyprzedził go Santander, ale głównie dzięki fuzjom i przejęciom). A rentowność banku? Gdy Stypułkowski przychodził do mBanku, zarabiał on niecały miliard złotych rocznie. W 2018 r. (chyba najlepszym w historii banku) zysk netto przekroczył już 5 mld zł, ale potem zaczęła się „afera frankowa” i od tego czasu mBank albo wcale nie zarabia pieniędzy, albo zarabia bardzo niewielkie.
Czytaj więcej o tym: Najlepszy rok w historii polskiej bankowości, ale nie w mBanku. To maszynka do robienia pieniędzy, ale na razie „do szuflady”. Gdzie jest klucz do szuflady?
mBank za czasów Stypułkowskiego nigdy nie był „chłodny”, ani „nijaki”. Jest głównym partnerem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, podczas najbardziej gorących sporów dotyczących statusu osób LGBT jednoznacznie manifestował wsparcie dla tej grupy. Raz na jakiś czas stawał się z powodu swojej wyrazistości obiektem bojkotów konsumenckich, z których żaden nie był udany.
mBank nie jest „przezroczysty”, ma wyrazisty wizerunek i budzi emocje (to dobrze dla banku). Część zasługi, że tak jest, przypada z pewnością prezesowi. Porównywalnie wyrazistego i wpływającego na wizerunek swojego banku prezesa – Przemysława Gdańskiego – ma chyba tylko polska odnoga BNP Paribas.
Frankowe piętno i… pomyłka?
Natomiast podejście do sposobu załatwienia sprawy kredytów frankowych obciąża bilans rządów Cezarego Stypułkowskiego. mBank udzielił w swojej historii 85 520 kredytów frankowych i jest jednym z trzech „żyjących” polskich banków najbardziej nimi obciążonych (obok PKO BP i Banku Millennium, kryzysu nie przetrwał Getin Bank). Pod koniec 2023 r. aktywnych umów miał 28 607 (pozostałe są już spłacone albo w inny sposób zamknięte – ugodami czy też procesami sądowymi).
Samo udzielanie kredytów frankowych oczywiście prezesa Stypułkowskiego nie obciąża, bo rządzi w mBanku od 2010 r., gdy już takich kredytów prawie nie udzielano (boom na nie był w latach 2005-2009). Sęk w tym, że stał przez lata na bardzo pryncypialnym stanowisku wobec frankowiczów, które można podsumować hasłem „ani kroku w tył”. mBankowi zdarzało się odrzucać zgłaszane przez klientów oferty odfrankowienia kredytów i przeliczenia ich na złotowe.
Przez lata taka „strategia odstraszania” się opłacała (nawet jeśli klienci szli do sądów, to częściej przegrywali, niż wygrywali, więc dogadywanie się z nimi było uznawane w branży bankowej za ekstrawagancję), ale od czasu wyroku TSUE w sprawie państwa Dziubaków owocowała lawiną pozwów frankowiczów. I dziś każdy bankowiec z pocałowaniem ręki przyjąłby sytuację, w której mógłby frankowiczowi kredyt „tylko” przeliczyć na złotowy, a nie unieważnić umowę (a tak mówi 97% wyroków wydawanych dziś przez sądy).
Cezary Stypułkowski był chyba jednym z największych w branży bankowej przeciwnikiem ugód z frankowiczami i najostrzej wypowiadał się o tym, że duża część z nich doskonale wiedziała, iż wchodzi do „kasyna walutowego” i zgadzała się na to, więc nie może teraz dostawać za to nagrody w postaci darmowego kredytu na dużo więcej warte mieszkanie. Ostatnio jednak mBank zrobił swój program ugód, a prezes przyznał, że błędem było, że nie uczynił tego wcześniej. W maju 2024 r. bank podawał, że zawarł już 16 000 ugód.
Ale nie zmienia to faktu, że pod tym względem mBank na pewno nie był trendsetterem, a można się zastanawiać co by było, gdyby prezesi największych banków – z prezesem Stypułkowskim na czele – szybciej zorientowali się, że to najszybsza droga do „posprzątania” kredytów frankowych. W PKO BP mają zawartych 38 000 ugód (przy 28 000 trwających sprawach sądowych), a na całym rynku ich liczba zbliża się do 100 000.
Czy Cezary Stypułkowski dosiądzie żubra?
mBank już kilka miesięcy temu podał wiadomość o tym, iż zaczyna proces sukcesji. I od kilkunastu tygodni wiadomo, że nowym prezesem mBanku będzie Cezary Kocik, który uchodzi za bliskiego współpracownika Cezarego Stypułkowskiego. Co jest sygnałem, że zmiana prezesa nie jest „wymuszona” przez Commerzbank, niemieckiego inwestora strategicznego mBanku (w takim wypadku raczej byłby konkurs lub rekrutacja zewnętrzna). Choć mBank nie rozpieszczał właścicieli dywidendą, to Niemcy nie pokazywali do tej pory żadnych nerwowych ruchów.
Cezary Stypułkowski ma 67 lat, więc mógłby już przejść na emeryturę (wiem, stereotyp, to jeszcze najmarniej 20 lat życia, więc…), zwłaszcza że przez tych 14 lat w mBanku należał do najlepiej zarabiających polskich bankowców. Często mieścił się na podium w tej klasyfikacji z rocznym wynagrodzeniem rzędu 3-5 mln zł rocznie (przed opodatkowaniem).
Nagła rezygnacja „ze skutkiem natychmiastowym” oczywiście rozbudza spekulacje o tym, że Cezary Stypułkowski nie odchodzi na emeryturę, ale do nowej pracy. Jest faktem, że to jeden z najbardziej doświadczonych, aktywnych bankowych menedżerów w kraju. Zanim osiadł na 14 lat w mBanku był przez 13 lat prezesem Banku Handlowego (w latach 1991–2003), a potem przez cztery lata prezesem PZU (2003–2006). Potem przez pięć lat był dyrektorem w JP Morgan na naszą część Europy.
Cezary Stypułkowski ma zresztą jeszcze dłuższą historię. Od 1981 r. był doradcą Ministra ds. Reform Gospodarczych w PRL-owskim rządzie, potem doradcą prezesa Konsultacyjnej Rady Gospodarczej i w latach 1987–1988 doradcą ówczesnego premiera oraz sekretarzem Komitetu Rady Ministrów ds. Reformy Gospodarczej. Oczywiście w związku z tymi funkcjami musiał należeć do PZPR.
Ale chyba stracił wiarę w reformowanie gospodarki PRL, bo przed upadkiem komunizmu uczył się już w szkole biznesowej Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku (mógł to robić, bo dostał stypendium Fullbrighta, wówczas jedno z najbardziej prestiżowych stypendiów). Został co prawda zarejestrowany jako współpracownik Służby Bezpieczeństwa, ale nie ma – według mojej wiedzy – żadnego dokumentu, który byłby przez niego podpisany, a on sam zaprzeczył współpracy z służbami specjalnymi.
Co mógłby teraz robić Cezary Stypułkowski, jeśli nie cieszyć się dostatnią emeryturą? Wśród największych polskich banków – a tylko zarządzanie takimi mogłoby jeszcze być wyzwaniem dla doświadczonego menedżera – nieobsadzony jest fotel tylko prezesa Banku Pekao (w PKO BP prezesem został niedawno Szymon Midera).
Czytaj więcej o tym: Ekspansja zagraniczna, sztama z państwem, cyfrowa hipoteka i platformy do zakupów w sieci. PKO BP szykuje nową strategię
Biorąc pod uwagę, że są kłopoty z obsadzeniem funkcji szefów w niektórych kluczowych polskich spółkach Skarbu Państwa nie byłoby to zaskoczeniem, gdyby Cezary Stypułkowski wziął drugi największy polski bank, w którym przez ostatnie lata panowała strategiczna niemoc. Niegdyś „żubr” walczył z PKO BP o prymat największego banku w Polsce, dziś jest dwie długości za liderem.
To potężne wyzwanie i krążyły kilka tygodni temu plotki, że Cezary Stypułkowski chciałby się go podjąć. Ale dopóki był szefem mBanku on sam odmawiał komentowania tych pogłosek. Raczej nie mógłby zasiąść w żadnym fotelu już teraz, bo zapewne w kontrakcie z mBankiem ma zawartą klauzulę antykonkurencyjną. Pytanie jak długo ewentualny kolejny pracodawca mógłby poczekać na wygaśnięcie tych „blokerów”.
zdjęcie tytułowe: mBank