Linie lotnicze cierpią na brak pracowników, więc kasują loty. Ceny paliwa lotniczego od początku roku niemal się podwoiły, więc liniom bardziej opłaca się odwołać lot niż ponosić dodatkowe koszty. To wszystko odbije się na cenach biletów. Wygląda na to, że nastał koniec taniego podróżowania. O ile podrożeją bilety lotnicze?
Przez wiele lat byliśmy przyzwyczajeni do tanich lotów. Do ciepłych krajów można było polecieć za 100–200 zł, o ile kupiliśmy bilet z wyprzedzeniem. Kryzys branży lotniczej nadszedł wraz z koronawirusem. W kwietniu 2020 r. liczba lotów komercyjnych w UE spadła o 91%! Pracowników wysyłano na przymusowe urlopy, wielu z nich czekały zwolnienia, a ci, którzy zostali, musieli liczyć się z niższą pensją.
- Chcą nam zabronić samochodów spalinowych? Nie lubimy tego. Ale może to nie będzie decyzja polityczna tylko… ekonomiczna? [ODPOWIEDZIALNE FINANSE]
- Założyły własne firmy. Jaką mają receptę na biznesowy sukces? [O WYGODNYM PŁACENIU...]
- Ubezpieczenie na wyjazd weekendowy lub wakacyjny: must have. Co powinna zawierać porządna polisa turystyczna? I jak ją najszybciej kupić? [DOCENISZ, GDY WYCENISZ]
W tym czasie działy się też inne różne dziwne rzeczy, np. samoloty Lufthansy pokonywały setki kilometrów puste lub prawie puste, żeby nie stracić prawa do lądowań i startów na określonych lotniskach. Jak podaje Międzynarodowe Stowarzyszenie Transportu Lotniczego IATA w skali globalnej branża odnotowała straty w wysokości 137,7 mld dolarów w 2020 roku. Kolejny rok po luzowaniu obostrzeń był lepszy i straty wyniosły „zaledwie” 42 mld dolarów.
Od tamtej pory wielu z nas zdążyło już zapomnieć o pandemii i szturmem ruszyliśmy na lotniska. A one nas przyjęły totalnie nieprzygotowane. Podobnie jak linie lotnicze, które w poprzednich latach poważnie ograniczyły koszty (nie wyłączając tych pracowniczych). Od czerwca w całej Europie mamy do czynienia z licznymi strajkami pilotów, stewardess i obsługi naziemnej.
Linie lotnicze mają odpowiedź na kryzys: bilety lotnicze drożeją
Braki kadrowe to nie jedyny problem, który dotknął linie lotnicze i podróżujących. Kolejny to cena paliwa lotniczego, czyli kerozyny. Jej cena zaczęła gwałtownie rosnąć zaraz po inwazji Rosji na Ukrainę, a od początku roku odnotowano wzrost aż o 90%. IATA podaje, że baryłka kosztowała przez ostatnie miesiące średnio 140 dolarów.
Przełożyło się to na dodatkowe koszty przewoźników w wysokości 128 mld dolarów. To właśnie paliwo jest najwyższa pozycją kosztową i stanowi 29% wszystkich kosztów. IATA szacuje, że jeszcze w tym roku udział paliwa w ogólnych wydatkach może wzrosnąć nawet do 40%.
Ceny paliwa czekają wkrótce kolejne podwyżki. Z uwagi na wysoką emisyjność samolotów, parlament europejski chce, żeby linie lotnicze zwiększyły wykorzystanie zrównoważonych paliw, tak żeby udało się osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 roku. Nowe paliwo będzie bardziej ekologiczne, ale niestety dużo droższe. Z raportu firmy Allianz wynika, że koszty mogą wzrosnąć nawet o 57%.
W skład kosztów transportu wchodzą też opłaty za certyfikaty do emisji CO2 – 300 euro przypada na każdą tonę paliwa. Oprócz tego rosną opłaty lotniskowe oraz za usługi nawigacyjne dla samolotów. Wszystko to oznacza, że linie lotnicze mają coraz większy problem z takim skalkulowaniem cen biletów, by nie dopłacać do interesu.
Allianz Trade w swoim raporcie dotyczącym branży lotniczej pisze, że od początku roku nastąpił wzrost średniej ceny biletu lotniczego ze 193 dolarów do 215 dolarów. Jeśli pracownikom branży lotniczej uda się wywalczyć kolejne podwyżki płac, zaś cena kerozyny nie spadnie, to z pewnością czekają nas kolejne podwyżki.

Analitycy Allianz Trade spodziewają się, że do końca roku ceny biletów lotniczych wzrosną średnio o 21%. Niestety wysokie ceny nie przełożą się jeszcze w tym roku na rentowność branży. IATA prognozuje, że w tym roku straty sięgną 9,7 mld dolarów. A to z kolei spowoduje, że będzie ona dość bezwzględnie podnosiła ceny. Próg rentowności ma być osiągnięty dopiero w 2023 r., wtedy też nastąpi szczyt cenowy biletów.
To koniec ery tanich lotów. Jak teraz będziemy podróżować?
Przez lata przyzwyczailiśmy się do tanich lotów. Zdarzało się, że koszt biletu np. z Warszawy Modlin do Londynu Stansted bywał niższy niż cena za transport z docelowego lotniska do centrum miasta. Wygląda na to, że czasy tanich lotów odeszły w zapomnienie i nie ma co się spodziewać ich powrotu w najbliższym czasie. Prezes Ryanaira w jednym z wywiadów zapowiedział, że podróżni muszą się liczyć z podwyżkami cen przez kolejne 5 lat.
Jaka czeka nas w takim razie alternatywa? Prawdopodobnie spora część z nas spędzi kolejne wakacje w kraju. Być może niedostępność lotów sprawi, że rozwinie się kolej na trasach międzynarodowych. Obecnie z PKP Intercity możemy pojechać do Bratysławy, Budapesztu, Berlina oraz Wiednia. Niestety decydując się na pociąg, musimy się liczyć z wydłużonym czasem podróży, ale za to nie płacimy dodatkowo za bagaż. Do Berlina dojedziemy w ok. 6 godzin, ale dotarcie do Budapesztu zajmie nam już ok. 12 godzin.
W ubiegłym roku media obiegła informacja, że wkrótce ma ruszyć pociąg między Krakowem a chorwackimi miastami Split oraz Rijeka. I faktycznie prezes Urzędu Transportu Kolejowego wydał zgodę czeskiemu przewoźnikowi RegioJet na dostęp do tej trasy, ale zapowiadane na ten rok połączenie nie ruszyło, bo nie udało się przygotować obsługi połączenia. Istnieje jednak szansa, że uda się wystartować w przyszłym roku.
Czy wraz z zakończeniem ery tanich lotów czeka nas era podróży kolejowych? Czy przyzwyczajeni do 3–4 godzinnych podróży na drugi koniec Europy będziemy w stanie spędzić w pociągu kilkanaście godzin? A może po prostu odpuścimy podróże zagraniczne i kolejne lata będziemy spędzać nad polskim morzem, mazurskimi jeziorami i w Tatrach. To pokażą kolejne lata. Na pewno zmiana w stylu podróżowania nastąpi, bo nie ma co liczyć na powrót do przedpandemicznych cen na bilety lotnicze.
zdjęcie tytułowe: Emanu/Unsplash