Osoby zaopatrujące się w surowce mogły ostatnio trochę odetchnąć. Ceny wielu z nich obniżyły się do poziomów przedwojennych. Złom stalowy jest najtańszy od 2020 r., ale ceny stali aż tak bardzo się nie obniżyły. Co to oznacza dla osób budujących domy? Czy to jest dobry moment, aby kupić stal? Czego się dowiedziałem od osób pracujących w branży hutniczej?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Stal jest niezbędna w wielu branżach. Niedługo po wybuchu wojny w Ukrainie pisałem o tym, że ceny w branży hutniczej rosną z dnia na dzień, a huty boją się, że nie będą miały z czego produkować (po nałożeniu sankcji na rosyjską stal). Miesiąc później problem rozwinął Maciek Samcik, zastanawiając się, co czeka rynek nieruchomości w Polsce, jeżeli ceny stali nadal będą rosły. Od tego czasu ceny stali… spadły dosyć wyraźnie. Jakie z tego wynikają wnioski?
Złom stalowy tanieje. Stal też, ale wolniej
Pierwsze oznaki zmiany cen na rynku wyrobów hutniczych zwykle można dostrzec w cenach złomu stalowego. Ceny złomu od jakiegoś czasu spadają, a ostatnio nie tylko wróciły do poziomów sprzed wojny, ale nawet zahaczyły o poziom, który widzieliśmy ostatnio w 2020 r. W tym momencie złom stalowy jest najtańszy od jesieni 2020 r., kiedy gospodarka zaczynała popandemiczne odrodzenie.
Spadające ceny złomu stalowego pociągnęły za sobą ceny blach. Decydenci w działach zakupów nie są ślepi i musieli zauważyć spadające ceny złomu, a więc wstrzymali zamówienia, oczekując niższej ceny za stal. Mniejsza liczba zamówień musiała się z kolei przełożyć na obniżkę cen w hutach i u pośredników, którzy często mieli na stanie jeszcze stal zakupioną „tanio” przed wojną i po prostu zwiększali swoją marżę.
Poniżej wkleiłem indeks cen stali przygotowywany co tydzień przez Polską Unię Dystrybutorów Stali. Na górze tygodnie zakończone 29 tygodniem tego roku, gdzie widzimy ostatnie spadki cen. Trend jest wyraźny. Na dole okres zakończony tygodniem nr 13, gdzie wyraźnie widać wzrosty z początków wojny i późniejszą stabilizację.
Na przykład w jednej z polskich firm z branży hutniczej blacha stalowa w gatunku S235 o wymiarach 20x2000x6000 mm kosztowała w styczniu 4820 zł/t, w lutym (dzień po wybuchu wojny, do momentu wstrzymania ofertowania) 5500 zł/t, w kwietniu 10 000 zł/t, w maju 8990 zł/t, w czerwcu 6360 zł/t, a obecnie 5950 zł/t. Oczywiście to tylko pokazuje trend, bo każda firma ustala własne ceny. Trzeba też pamiętać, że ceny dla klientów końcowych (czyli np. osób budujących domy) są wyższe, bo dochodzą marże pośredników.
Ceny stali spadły, ale nie dobiły do poziomów sprzed wojny. Zapytacie dlaczego, skoro ceny złomu są już znacznie niższe? Wpływa na to kilka czynników. Po pierwsze, cena wsadu stanowi zaledwie 20-30% kosztów produkcji stali. Duży jest udział surowców energetycznych, a gaz i prąd ciągle drożeją (o tym niżej). Rosną też koszty pracownicze. Po drugie, huty ciągle mają zapasy droższego złomu, który kupowały niedługo po wybuchu wojny i muszą najpierw go zużyć (a mają mniej zamówień). Po trzecie, ceny najczęściej są mniej chętnie obniżane niż podwyższane.
A przypomnijmy, że Urząd Regulacji Energetyki nie chroni firm. Ceny prądu i gazu będą regulowane do 2027 roku, ale tylko dla odbiorców prywatnych i instytucji pożytku publicznego (np. szkoły, szpitale). To oznacza, że firmy w zasadzie co miesiąc mogą otrzymywać podwyżkę cen energii. I tak faktycznie jest. Jak informuje pan Piotr (kierownik w jednej z firm działającej na rynku hutniczym):
„Otrzymałem w tym roku już kilka pism w sprawie podwyżki ceny prądu. W styczniu moja firma płaciła 509 zł/MWh stawki zmiennej, a w lipcu to jest już 1389 zł/MWh. Nie mam pojęcie dokąd to zmierza.”
Jak widzicie, wzrost cen prądu w pół roku przekroczył 100%. Dla porównania: klient indywidualny w taryfie regulowanej przez URE płaci tylko 500 zł za MWh. Jeżeli jakaś firma nie ma umowy z gwarancją ceny, to naprawdę trudno jest jej szacować koszty w dłuższym okresie (a stali nie produkuje się z dnia na dzień). To później przekłada się na ceny, bo skoro nie ma pewności, czy ceny energii znowu nie wzrosną, to lepiej nie obniżać cen sprzedaży.
Kupić drogo, sprzedać tanio
Sytuacji na rynku nie poprawiają gwałtowne wahania cen. Jeżeli ceny szybko rosną, to firmy – nawet te, które mają jeszcze tańsze zapasy – natychmiast podnoszą ceny. Zwiększają w ten sposób swoją marżę, ale i napędzają inflację. Jeżeli natomiast ceny gwałtownie spadają, to firmy, które zgromadziły droższe zapasy, spodziewając się rosnących cen, mogą mieć problem z ich upłynnieniem.
Taki problem opisuje mi m.in. pan Grzegorz z firmy zajmującej się skupem i sprzedażą złomu stalowego. Na jego nieszczęście postanowił trochę pospekulować i zwiększyć swoją marżę, a wyszło zupełnie odwrotnie. Oddajmy mu głos:
„Jeszcze na początku maja kupowałem złom po 2400 zł za tonę, a teraz płacę zaledwie 1300 zł. Niestety, licząc na dalszy wzrost cen surowców, nie upłynniłem od razu całego materiału. Obecnie nie jestem w stanie tego sprzedać drożej niż 1500 zł, a nie wiem, co będzie dalej.”
Napiszecie – i pewnie będziecie mieli rację – że pan Grzegorz nie powinien spekulować. Nie wiem, ilu jest takich Grzegorzów w Polsce, ale wiem, że większość osób spodziewała się dalszego wzrostu cen surowców. Bank of America regularnie przeprowadza ankietę wśród zarządzających funduszami. Jednym z pytań jest pytanie o najbardziej popularne inwestycje.
Co się okazuje? Od marca do czerwca tego roku najbardziej tłoczno było na rynku surowców, czyli większość inwestorów myślała, że – w warunkach wojny – będą dalsze wzrosty ich cen. Poniżej wykres za maj i czerwiec. Jak zaraz przeczytacie – sporo osób się przeliczyło. Dodam, że w lipcu na pozycji lidera znalazły się długie pozycje na dolarze (których w poprzednich miesiącach nie było nawet na niższych miejscach).
Nie tylko stal. Ceny surowców też spadły
W czerwcu ceny surowców – łagodnie pisząc – poleciały na łeb na szyję. Spójrzcie na wykres CRB Index za ostatni rok. W jego skład wchodzi 19 surowców o różnych wagach. Surowce energetyczne odpowiadają za 39% indeksu, surowce rolne za 41%, metale przemysłowe za 13%, a metale szlachetne za 7%. W czerwcu indeks zaczął intensywnie spadać i niewiele zabrakło do poziomów sprzed wojny w Ukrainie.
Niemal identycznie zachowywał się Bloomberg Commodity Index, którego skład jest trochę inny (surowce energetyczne stanowią niecałe 30%, surowce rolne ponad 22%, metale przemysłowe ponad 15%, metale szlachetne niecałe 20%, a za resztę odpowiadają pozostałe surowce, takie jak: żywy inwentarz czy bawełna). Poniżej wykres.
W lipcu ceny surowców częściowo się odbiły, ale niewiele (a niektóre z nich nadal spadały). W rezultacie, naszym oczom ukazały się ceny części surowców na poziomach sprzed wojny albo nawet niższych. Przykładowo surowce rolne zachowują się, jakby wojny nie było. W porównaniu do lutego pszenica podrożała o niecałe 3%, kukurydza jest tańsza o 6%, rzepak potaniał o 5%, a soja staniała o 10%.
Jeszcze wyraźniejszy jest spadek cen surowców przemysłowych. Miedź jest tańsza o 22% w porównaniu do cen z lutego. Podobnie zachowują się inne surowce przemysłowe: ruda żelaza i aluminium potaniały o 25%, srebro o około 16%, a nikiel oraz cynk o 12%.
Putin walczy gazem. Co z tego wyniknie dla surowców?
W interesie Rosji są wysokie ceny surowców, a więc – tam, gdzie to możliwe – stara się wpływać na ich ceny. Kontrakty terminowe na gaz ziemny TTF na holenderskim rynku też spadały od szczytu z początku wojny, ale Gazprom postanowił zainterweniować i ogłosił, że zmniejszy przesył gazu do Europy przez Nord Stream 1.
Najpierw, w czerwcu, Rosja zmniejszyła przesył do 40% maksymalnej przepustowości gazociągu (co spowodowało gwałtowne wzrosty cen gazu), a następnie, pod koniec lipca, ograniczyli go jeszcze bardziej do zaledwie 20% możliwości (co wywindowało ceny gazu nawet ponad marcowe szczyty).
Czy zabraknie gazu w Europie? Sporo będzie zależeć od pogody. Wietrzne i słoneczne lato (dużo energii z odnawialnych źródeł) oraz stosunkowo łagodna zima (mniejsze zapotrzebowanie na energię) bardzo by się w Europie przydały. Natomiast bezwietrzne lato (konieczność zużycia gazu do produkcji energii zamiast zwiększenia stanów magazynowych) oraz mroźna zima (większe zapotrzebowanie na energię) mogą spowodować pewne niedogodności (np. reglamentację).
Widzę jednak światełko w tunelu. Kryzysy najczęściej pojawiają się niespodziewanie, a o możliwym niedoborze gazu w Europie podczas nadchodzącej zimy wiadomo już od kilku miesięcy (no dobra, niektórzy nasi politycy obudzili się trochę później, ale ciągle mamy środek lata). Wydaje mi się, że Europa będzie w stanie się przygotować.
Już zresztą widać pierwsze sygnały takiego przygotowania. Ministrowie Unii Europejskiej osiągnęli porozumienie w sprawie ograniczenia zużycia gazu, a na przykład w Niemczech takie ograniczenia są od dawna stosowane (w maju zużyto o prawie 35% mniej gazu niż rok wcześniej, w okresie styczeń-maj 2022 było to o 14,3% mniej niż w analogicznym okresie 2021 r.). Widać też przywracanie do sieci elektrowni węglowych oraz próbę wstrzymania zamknięcia elektrowni jądrowych
Oczywiście nie twierdzę, że będziemy mieli nadpodaż taniej energii. Bardzo możliwe, że będą pewne ograniczenia (np. dla przemysłu) i wzrosty cen energii, co przełoży się na spadek PKB, ale może się okazać, że zima nie będzie aż tak trudna dla Europy, jak niektórzy twierdzą.
Co z budową domu? Koszty przestaną rosnąć?
Stal stanowi 15-30% kosztów budowy obiektów mieszkalnych, a więc wiele osób ma teraz dylemat. Część z nich zastanawia się, czy rozpoczynać budowę czy lepiej poczekać na lepsze czasy. Inni budowę rozpoczęli przed wojną i monitorują ceny, chcąc kupić materiały jak najtaniej. Jeszcze inni poważnie rozważają przerwanie budowy i sprzedaż rozkopanej ziemi.
Co nas czeka? Z jednej strony eksperci są zgodni, że w zimie surowce energetyczne znowu podrożeją. Zapowiadają niedobory węgla, gazu, związane z tym blackouty i brownouty. Szczyt inflacji zapowiadany jest na trwające wakacje, ale raczej dominują poglądy, że jesienią i zimą może być jej kolejna fala. To pociągnęłoby w górę także ceny stali. A jakie są opinie u źródła?
„W moim odczuciu tanio już było i dotarliśmy do dołka cenowego w branży stalowej. Na jesień znowu zacznie drożeć energia, a to pociągnie ceny blach w górę. Jak ktoś chce zakupić stal, to teraz jest dobry moment”
– dowiedziałem się w dziale sprzedaży jednej z hut w Unii Europejskiej. Z drugiej strony, warto pamiętać, że dział sprzedaży zawsze chce podkręcać sprzedaż. Gospodarka zwolniła, spadł PMI, pojawił się strach przed recesją i na rynku jest mniejsze zapotrzebowanie na stal, a więc ceny wcale nie muszą znowu rosnąć z dnia na dzień.
Wygląda jednak na to, że zatrzymanie wzrostu cen stali może być tylko chwilowe. Właśnie teraz może być ten moment, w którym ceny dalej nie spadną, ale przynajmniej przez chwilę nie będzie drożej. Jeżeli macie niedokończone budowy i czekaliście na spadki cen, to może być ostatnia chwila na podjęcie odpowiedniej decyzji. Niestety wpływa na to bardzo dużo czynników zewnętrznych i nie ma żadnej gwarancji, że to będzie dobra decyzja.
Zdjęcie główne: TheBlowUp/Unsplash