[et_pb_section bb_built=”1″ admin_label=”section”][et_pb_row admin_label=”row”][et_pb_column type=”4_4″][et_pb_text admin_label=”Tekst”]
Nadeszły czasy, w których posiadanie czegoś na własność to problem. Potrzebne rzeczy wynajmuje się na chwilę, albo – jeśli nie da się pożyczyć – to kupuje się w modelu „płacę wtedy, kiedy używam”. Jeśli chodzi o sprawy związane z mobilnością i przemieszczaniem się widać ten trend jak na dłoni. Jeżdżenie po mieście samochodem nie wymaga już samochodu, ani fortuny na taksówki. Wsiadam do przygodnego samochodu Ubera i jadę za pieniądze tylko trochę większe, niż wydałbym, gdybym jechał własnym autem, doliczając parkowanie i amortyzację (choć jadę mniej bezpiecznie, mniej niezawodnie i mniej wygodnie – historii o fakapach kierowców-uberowców mam na pęczki). A jak nie lubię Ubera, to wsiadam do BMW, które wynajmuję na minuty przez aplikację mobilną. Auto mogę w centrum zostawić gdzie chcę i nie płacić za parkowanie, a kasa sama ściąga się z karty.
- Połowa Polaków ma jakiś kredyt. Kiedy opłaci się skorzystać z jego refinansowania albo z konsolidacji? O strategiach spłaty zadłużenia [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL]
- Szybkie przelewy, docierające błyskawicznie do dowolnego odbiorcy na świecie? Usługi takie jak Visa Direct mogą przyspieszyć ruch pieniędzy [POWERED BY VISA]
- Amerykańskie akcje i dolar toną. Ale zbliżają się też do ważnych poziomów wycen. Czas decyzji dla inwestorów: Trump to katar czy ciężka grypa? {POWERED BY UNIQA TFI]
Można też wynajmować auto na dłużej. Jakiś czas temu opisywałem ofertę Raiffeisen Banku, w którym bierzesz auto np. na dwa lata, płacisz co miesiąc ratę za jego używanie, a potem je oddajesz. Nie martwisz się o to czy uda ci się je odsprzedać po dobrej cenie, nie masz problemu z przechowywaniem opon, nie płacisz za serwis, ani za ubezpieczenie. I możesz często zmieniać auto na nowe. Ile to kosztuje i czy się opłaca? Liczyłem to w blogu, zainteresowanych odsyłam do tamtego wpisu. Niedawno było też w blogu o Idea Banku, w którym można wziąć auto w leasing na takiej zasadzie, że płacisz wyższe raty gdy auto jest „w użyciu” i niższe, gdy stoi w garażu. Dziś zrecenzuję kolejną ofertę tego typu. Ale przedtem…
Być może już widzieliście w telewizji reklamę programu „Fiat Abonament”. Polega to na wynajęciu od współpracującej z dealerami Fiata firmy leasingowej samochodu na 11 lub 23 miesiące. Wybór aut jest na razie niewielki (Fiat 500, 500X lub 500L, tylko z rocznika 2016), ale dealerzy ciągnięci za język w ramach mojego małego mystery shopping twierdzą, że ma być wkrótce poszerzony. Podstawowa zaleta oferty Fiata polega na tym, że nie musisz mieć dużo pieniędzy, by pójść do salonu i wyjechać z niego nowiutkim samochodem. I że nie musisz się martwić, iż niedługo ten samochód będzie wart połowę tego, co za niego zapłaciłeś. Jedyne co musisz mieć, to zdolność płatniczą, by co miesiąc regulować ratę za używanie samochodu. Firma Masterlease, która jest operatorem programu, może poprosić o oświadczenie lub (częściej) zaświadczenie o zarobkach i na tej podstawie oceni Twoją wiarygodność. Niewykluczone, że zajrzy też do baz nierzetelnych konsumentów (tzw. BIG-ów) i sprawdzi czy płacisz terminowo rachunki za prąd i telefon.
Ile to kosztuje? Najtańszy model Fiat 500 (w dwóch salonach dealerskich w Warszawie już kilka dni temu mi powiedzieli, że nie mam szans, by się na niego załapać, bo mają w ofercie nędzne resztki tych modeli) w miesięcznym abonamencie kosztuje 762 zł. Jeśli wynajmujemy go na 11 miesięcy, to zapłacimy niecałe 8.400 zł, jeśli zaś na 23 miesiące – w sumie wydamy 17.500 zł. Czy to dużo czy mało? Cóż, nowy samochód Fiat 500 w wersji Pop z rocznika 2016 (czyli w takiej, jaka jest w ofercie abonamentowej) na wolnym rynku kosztuje 40.100 zł. Wynajmując je przez rok płacę de facto 20% jego wartości nie dostając nic w zamian (poza przyjemnością podróżowania tym cackiem). Gdybym chciał takie auto kupić za własne pieniądze, to po niecałym roku pewnie byłoby warte jakieś 33.000-35.000 zł, więc wyszedłbym na tym ciut lepiej. Ale doszłaby cena ubezpieczenia i ewentualnie finansowania. No i raczej musiałbym nim kilka lat pojeździć, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie kupuje nowego auta, żeby po roku je wymieniać na jeszcze nowsze.
Jeśli chodzi o większe odmiany „pięćsetki” to długość – jak w życiu – zaczyna mieć znaczenie. Wynajem modelu 500L na 11 miesięcy kosztuje 1.122 zł miesięcznie, a na 23 miesiące – niecałe 960 zł. Model 500X to już koszt rzędu 1.710 zł (przy krótszym najmie) i niecałe 1.450 zł przy niespełna dwuletnim. Przy dwuletnim wynajmie największy model będzie mnie łącznie kosztował 33.300 zł. Dziś w salonie takie auto kosztuje (w zależności od konfiguracji wyposażenia) 56.000-60.000 zł, co oznacza, że w ciągu dwóch lat „oddaję” w cenie wynajmu nieco ponad połowę wartości auta (może trochę mniej, bo ze 4.000 zł będzie mnie kosztowało ubezpieczenie i pewnie jeszcze z 1000 zł przegląd). Trudno powiedzieć, by był to interes życia, aczkolwiek możliwość oddania auta do leasingodawcy i nie przejmowania się jego wartością w tym momencie jest ogromną zaletą.
A wady? Na razie przede wszystkim mały wybór samochodów. Tylko jeden model i tylko z jednego rocznika. W dodatku – jak się zdążyłem zorientować – są to głównie auta z najmniejszymi silnikami i ze standardową, choć komfortową konfiguracją wnętrza. Może się zdarzyć, że dealer zażąda np. dopłaty za lepszy lakier. Jest też limit kilometrów, którego nie należy przekroczyć, by utrzymać cenę miesięcznego abonamentu zakontraktowaną na początku. Przekroczenie to zło, bo potem za każdy dodatkowy kilometr trzeba dopłacać 0,2 zł, czyli np. za 1000 kilometrów ekstra dopłata wyniesie 200 zł. Dla 11-miesięcznego najmu ów limit kilometrowy wynosi 12.000 km, zaś dla niespełna dwuletniego – 25.000 km.
Nie jest to mało, ale na pewno nie wystarczy komuś jeżdżącemu nie tylko po mieście, z pracy i do pracy – ja jeżdże dużo i po całej Polsce, spotykając się z czytelnikami i występując dla różnych gremiów, więc rocznie wykręcam 25.000 km. Ta oferta nie jest na pewno dla kogoś, kto prawie nie wysiada z samochodu. A dla pozostałych? Komunikat jest następujący: „Płacisz w ratach 20% wartości samochodu i używasz go niezbyt intensywnie przez 11 miesięcy, a potem oddajesz i bierzesz nowy”. Oczywiście, możesz też auto odkupić i dalej go używać, o ile tak mocno się z nim zżyjesz. Nie oddaje się łatwo auta, w którym np. dobijało się najlepszy interes życia. I którym jechało się na najbardziej romantyczną wycieczkę w życiu. W którym dostało się pierwszy mandat w życiu, w którym uprawiało się najlepszy seks w życiu… I – o ile się orientuję – dotyczy to nie tylko mężczyzn, ale i kobiet ;-)).
[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]