Możliwości telemedycyny w pewnym momencie się kończą, bo bez fizycznego kontaktu z pacjentem lekarz nie ma pewności, na co ten choruje. A gdybyśmy tak zaczęli częściej badać się sami i dostarczać lekarzom więcej informacji na temat naszego stanu zdrowia? Jak „korki” do lekarzy może rozładować domowa diagnostyka i badania przeprowadzane w… aptekach?
Każdego dnia pada nowy rekord oficjalnie wykrytych zarażeń koronawirusem. Liczba dostępnych „łóżek covidowych” szybko się kurczy. W niektórych rejonach Polski już ich nie ma, co obrazują sznury karetek przed szpitalami, godzinami oczekujące na jakieś wolne miejsce. Rząd w panice rozkłada szpital polowy na Stadionie Narodowym.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Pandemia to sytuacja nadzwyczajna. W takiej sytuacji pacjenci muszą się liczyć z tym, że jakość opieki zdrowotnej się pogorszy. Cierpią nie tylko chorzy na Covid-19, ale też pozostali, którzy nie mogą dostać się do lekarza, a szpitale odwołują planowane zabiegi. Ale i przed pandemią w polskiej służbie zdrowia kolorowo nie było. Jest niedofinansowana, brakuje personelu medycznego, kolejki do specjalistów – wbrew wyborczym obietnicom – wcale się nie skracają. Dziś chciałbym wam opowiedzieć o kilku nowych trendach, które być może usprawnią system opieki medycznej i poprawią nasz zdrowotny dobrostan.
Lekarz domowy? Zrób sobie laboratorium diagnostyczne
Zapewne słyszeliście już o telemedycynie. To nic innego, jak leczenie na odległość, a więc rozmowa z lekarzem przez telefon albo wideoczat. Lekarz na odległość może wypisać e-receptę, zaaplikować kurację w przypadku niegroźnego przeziębienia. Przez telefon czy wideoczat może omówić z pacjentem wyniki badań czy monitorować stan choroby. Dzięki temu telemedycyna w jakimś stopniu może skrócić kolejki do „stacjonarnego” lekarza. Więcej o zaletach i wadach telemedycyny pisałem w tym artykule.
Ale w pewnym momencie jej możliwości się wyczerpują. Żeby lekarz miał pewność czy ma do czynienia z infekcją wirusową czy bakteryjną, a więc czy zaaplikować pacjentowi leki antywirusowe czy antybiotyk, musi mieć z nim fizyczny kontakt: zajrzeć mu do gardła czy użyć stetoskopu, żeby sprawdzić, co „szumi” w płucach. W wielu przypadkach pacjent powinien zrobić badania, które pozwolą precyzyjnie zdiagnozować, co mu dolega i jak go leczyć.
Żeby poszerzyć możliwości telemedycyny, trzeba więc poszerzyć coś, co nazwałbym telediagnostyką. Do tej pory diagnostyka medyczna opierała się na jednym filarze. Idziemy do lekarza, który zleca nam zrobienie badań np. z krwi. Umawiamy się na pobranie krwi. Czekamy na wyniki, z którymi następnie wracamy do lekarza. Ten je analizuje i podaje diagnozę. Mamy więc do czynienia z trzema wizytami.
A gdybyśmy mogli te badania zrobić sami? Na takiej zasadzie, jak sami obsługujemy się w banku, przez co ten proces jest szybszy i tańszy? Właściwie każdy zetknął się już z tym zjawiskiem. Przykładem domowej diagnostyki jest choćby zmierzenie temperatury czy tętna. Robimy to sami, nie musimy chodzić z tym do lekarza. Z kolei ludzie chorujący na cukrzycę sami mierzą sobie poziom cukru w krwi.
Na rynku jest więcej testów, których wykonanie nie wymaga asysty medycznego profesjonalisty. Prostym przykładem jest test ciążowy. Innym np. testy na obecność narkotyków, które mogą posłużyć rodzicom, którzy podejrzewają dziecko o ich zażywanie. Formą domowej diagnostyki jest też badanie poziomu alkoholu we krwi za pomocą alkomatu.
Adama Nowiński jest lekarzem i doradcą ds. diagnostyki medycznej firmy biotechnologicznej Screenmed. Jego zdaniem, możliwości domowej diagnostyki są obecnie ograniczone. Można ją skutecznie stosować tylko wtedy, jeśli ktoś, kto nie jest profesjonalistą, jest w stanie jednoznacznie odczytać wynik testu.
„We własnym zakresie możemy wykonać niektóre testy z krwi wykrywające przebyte zakażenie określonymi szczepami bakterii w przewodzie pokarmowym, np. helicobacter pylori. Dość przydatne są też testy na wykrywanie zakażenia układu moczowego. W aptekach można też kupić testy na cholesterol, ale – według mnie – nie są one już tak dokładne”
Można też skorzystać z modelu pośredniego „domowego laboratorium”, a więc sami pobieramy próbkę np. krwi czy włosów, którą następnie wyślemy do profesjonalnego laboratorium, choć taki system nie jest w Polsce popularny.
„Point of care”, czyli laboratorium w gabinecie lekarskim
Adam Nowiński uważa, że przyszłość medycznej diagnostyki leży gdzie indziej. Chodzi o system diagnostyki nazywany na Zachodzie „Point of care”. Polega on na tym, że testy i badania wykonują profesjonaliści, ale nie tylko w specjalnych laboratoriach diagnostycznych, a również w miejscu badania pacjenta, czyli np. w gabinecie lekarskim. Badania mogą przeprowadzać lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni czy farmaceuci.
Liczba dostępnych badań wykonywanych w trybie „Point of Care” znacząco rośnie, jeśli interpretować je będzie medyczny fachowiec. Dzięki temu możemy oszczędzić czas, pieniądze i uniknąć narażania naszego zdrowia na zbędne i szkodzące naszemu zdrowiu terapie. Przykładem takiego szybkiego i precyzyjnego badania, który może wykonać lekarz podczas standardowej wizyty, jest test CRP, pozwalający oszacować potrzebę zastosowania antybiotyku, czy test wykrywający bakterię paciorkowca w gardle, różnicujący czy mamy do czynienia z infekcją wirusową czy bakteryjną, np. anginą.
„Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii wykazały, że stosowanie testów CRP znacząco poprawiło diagnostykę infekcji bakteryjnych, a co za tym idzie – zmniejszyła się liczba niepotrzebnie wdrożonej antybiotykoterapii”
– mówi Nowiński. Jeśli lekarz już podczas wizyty zdiagnozuje, z jaką infekcją ma do czynienia, pacjentowi od razu przepisze właściwą terapię. Pacjent nie wróci więc za chwilę do gabinetu lekarskiego po nową. A zatem jest to jakiś sposób na rozładowanie kolejek do lekarza. Inne badania, które można wykonać w tym trybie, to m.in. wykrywanie zakażeń wirusowych np. grypy czy zakażenia wirusem RSV.
„W ciągu ostatnich kilkunastu tygodni pojawiły się również testy antygenowe drugiej generacji, wykrywające antygen wirusa wywołującego COVID-19. W przeciwieństwie do testów antygenowych stosowanych wiosną, wykazują one wyraźnie wyższą czułość i będą zapewne szeroko stosowane we wstępnej diagnostyce zakażenia SARS-CoV-2, bezpośrednio w gabinetach lekarskich”
– przewiduje mój rozmówca. W Polsce metody diagnostyki „Point of care” stosują już prywatne przychodnie lekarskie. W publicznych jest z tym problem, bo NFZ nie kwapi się do tego, by płacić dodatkowo za tego typu szybkie testy. O jakich kosztach mówimy? Przykładowo, szybki test CRP czy test wykrywający anginę (wykonywany w przychodni) kosztuje ok. 35 zł.
Wizyta w aptece jak u lekarza
Nowe możliwości udrożnienia systemu opieki medycznej może dać też procedowana właśnie ustawa o zawodzie farmaceuty. Chodzi o tzw. opiekę farmaceutyczną, czyli coś, co na Zachodzie działa już od dziesiątek lat. Znacie zapewne z reklam taką formułkę: przed użyciem (leku) skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą. Dlaczego z farmaceutą? Bo jest profesjonalistą i może wam doradzić we właściwym doborze leku i jego dawkowaniu.
Wprowadzenie tzw. opieki farmaceutycznej otwiera przed tym zawodem i aptekami zupełnie nowe możliwości. Dzięki temu apteki będą mogły być nie tylko „sklepem z lekami”, ale również pewnego rodzaju gabinetem lekarskim, choć oczywiście działającym w ograniczonym zakresie. Farmaceuta będzie mógł dokonać tzw. przeglądu lekowego (wywiad z pacjentem na temat skuteczności terapii lekowej), prowadzić działania profilaktyczne, np. zaproponować terapię ułatwiającą rzucenie palenia. W oparciu o „opiekę farmaceutyczną”, apteka może stać się też punktem szczepień.
„Może to być miejsce, w którym nie tylko wykupimy szczepionkę na sezonową grypę, ale też przy okazji się zaszczepimy. W aptece będziemy mogli zrobić np. test na cukrzycę, anginę, grypę czy zbadać poziom cholesterolu”
– wylicza Adam Nowiński. Potencjałem tego rozwiązania jest to, że apteki są prawie „na każdym rogu” (obecnie ponad 12.000). Gdyby choć część z nich przejęła zadania „konwencjonalnej” służby zdrowia, system opieki zdrowotnej w jakimś stopniu mógłby zostać odciążony.
Ale nawet jeśli prawo wejdzie w życie, to od właściciela apteki zależeć będzie decyzja o rozszerzeniu działalności. Część może nadal koncentrować się na podstawowym biznesie, a więc sprzedaży różnej maści medykamentów.
Choć za usługi wykonywane w aptekach w ramach opieki farmaceutycznej płacić ma NFZ, to za adaptację lokalu do tych potrzeb musi zapłacić właściciel. Wiadomo, jak one wyglądają: niewielka powierzchnia dla klientów, kilka okienek, za którymi biegają farmaceuci.
Przeczytaj też: Już co dwudzieste wypite w Polsce piwo nie zawiera alkoholu. Dlaczego Polacy coraz chętniej sięgają po „złoty trunek” bez procentów?
W nowym modelu farmaceuta musiałby „wyjść do klienta”, a więc trzeba wydzielić jakąś przestrzeń na badania diagnostyczne. Bo trudno sobie wyobrazić, żeby farmaceuta pobierał krew tuż przy klientach stojących w kolejce po leki. Nie każda apteka ma warunki, pozwalające zaadaptować przestrzeń na takie działania. Właśnie dlatego farmaceuta, z którym o tym rozmawiałem, jest do tego pomysłu nastawiony sceptycznie. Adaptacja wnętrza to jedno, trzeba też przeszkolić pracowników w zakresie testów czy szczepień.
Bioelektronika nakręci telemedycynę
Wcześniej pisałem o ograniczeniach domowego laboratorium medycznego. W domu możemy wykonać zaledwie kilka testów, których wynik da się jednocześnie odczytać. To jednak nie znaczy, że „telediagnostyka” utknęła w martwym punkcie. Wręcz przeciwnie. Przyszłością staje się bowiem bioelektronika, a więc wykorzystanie biosensorów, które mogą na bieżąco monitorować niektóre parametry naszego zdrowia.
„Są już specjalne szkła kontaktowe, które pozwalają przesyłać bezpośrednio do smartfona informacje o poziomie cukru. Są tatuaże elektroniczne, które analizują stan naszego zdrowia na podstawie próbek potu. Możemy sobie wyobrazić biosensory, które mierzyć będą poziom hormonów. Dzięki temu kobiety będą wiedziały, kiedy mają dni płodne, a więc ta technologia ułatwić może zajście w ciążę lub stosowanie nieinwazyjnej antykoncepcji”
– mówi dr Adam Nowiński. Oczyma wyobraźni spoglądam na pacjenta, który przy pomocy smartfona uzbrojonego w specjalną aplikację zrobi zdjęcie swojego gardła albo „osłucha” płuca, a następnie wynik zobaczy lekarz. Wydaje mi się też, że testy, które dziś wykonują lekarze w systemie „Point of care”, stawać się będą coraz dokładniejsze, a więc będziemy je mogli robić sami, jak dziś np. test ciążowy. Lekarze nadal będą potrzebni, ale medyczne nowinki pozwolą, by diagnozy lekarskie były bardziej precyzyjne, a same testy szybsze i prostsze. Jest więc szansa (i nadzieja), że skróci się czas, jaki lekarz przeznacza „per pacjent”.
Źródło zdjęcia: Pixabay