„Drugiej fali pandemii może nie przetrwać co druga polska firma” – ostrzega rektor SGH. Pierwsze mogą ucierpieć sieci sklepów działające w galeriach handlowych, które rząd chce od soboty zamknąć. Ale tym razem łatwo skóry nie oddadzą. CCC ogłosiło, że wprowadza dostawy w 60 minut wprost z tradycyjnego sklepu. Inni zapowiadają walkę o odszkodowania. A konsumenci? Ci mogą zostać… bez gwiazdkowych prezentów. „Jeśli handel będzie w grudniu zamknięty, logistyka nie wytrzyma naporu e-zamówień” – ostrzega RTV Euro AGD
„Bęben maszyny losującej jest pusty. Następuje uruchomienie maszyny. Losujemy dzisiejszą strategię walki z pandemią” – tak ludzie wyśmiewają się na krążącym w internecie filmie z walki rządu z pandemią. Od połowy października rząd wprowadza kolejne obostrzenia. Trudno doszukiwać się w nich sensu, ale i tak pewnie skończy się aresztem domowym, zwanym „kwarantanną narodową” . I zdusi wirusa razem z gospodarką.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pierwszą ofiarą mają być galerie handlowe. Zamiast otwarcia sklepów w niedzielę, co rozładowałoby tłok, rząd zdecydował o zamknięciu centrów handlowych, z wyjątkiem sklepów spożywczych, budowalnych i drogerii. A przecież istnieją technologie, które pozwalają tak filtrować ruch w galeriach handlowych, żeby było tam bezpiecznie, a wirus się nie rozprzestrzeniał.
Tym razem najemcy i właściciele galerii łatwo skóry nie oddadzą. Zaczyna się walka o przeżycie, zwłaszcza że przed nami kwartał, który był zwykle najtłustszym okresem w roku dla handlowców i właścicieli centrów handlowych. Kto pokryje im straty? Niektórzy załamują ręce, inni zrozumieli zasadę: „dostosuj się albo zgiń”. I przedstawili nam nowy pomysł na zakupy.
CCC robi rewolucję: buty jak pizza, z dostawą do domu w 60 minut
Galerie nie są zamykane z dnia na dzień, więc jeśli ktoś nie kupił jeszcze kurtki czy butów na zimę, to dostał tylko trzy dni na zakupy. Co potem? Na nowy lockdown – jako jedna z pierwszych firm – zareagował właściciel marki obuwniczej CCC. Nasza największa obuwnicza spółka i jedna z większych prywatnych spółek w Polsce mocno ucierpiała podczas pierwszego lockdownu.
Dystrybucja oparta była głównie o sklepy stacjonarne, a wchodzący w skład grupy portal e-Obuwie adresuje swoją ofertę do zamożniejszego klienta, nie tak masowego jak CCC. Z powodu lockdownu i zamknięcia sklepów spółka zanotowała spadek przychodów w drugim kwartale o 21%. CCC, która jeszcze półtora roku temu ze sprzedażą internetową była na bakier, dziś wyrasta na lidera zmian. Prawie co druga złotówka przychodu pochodziła właśnie ze sprzedaży internetowej.
Czy to wystarczy, żeby przetrwać zimę? Nie wszyscy są przekonani do zakupów w internecie – spora grupa konsumentów chce wcześniej buty przymierzyć, dotknąć. W dodatku czasami butów potrzebujemy „tu i teraz”. Gdy sklepy są otwarte, wystarczy wejść, przymierzyć i kupić. Na zamówienie z internetu trzeba czekać co najmniej kilka dni.
Ale teraz CCC wprowadza coś nowego – ekspresowe dostawy w 60 minut w największych miastach. Od soboty w Warszawie. Filozofia jest prosta – skoro klienci nie mogą wejść do sklepu, to sklep przyjdzie do nich. Realizacja zamówień będzie oparta nie o centralny magazyn dystrybucji, ale o towar dostępny w sklepach fizycznych. Od złożenia zamówienia do dostarczenia nowej pary butów pod nasze drzwi ma minąć maksymalnie godzina.
„To innowacja na polskim rynku, nikt nie realizuje dziś zamówień w tak krótkim czasie pod same drzwi. Wyszliśmy z założenia, że skoro pizza może być przywożona do domu w kilkadziesiąt minut, to buty również”
– mówi Konrad Jezierski, dyrektor rozwoju w CCC. Firma nie podaje czy taka dostawa będzie darmowa i na jakiej stronie internetowej będzie się zamawiać buty. Nie wiemy też czy będą je dostarczali na pobliskie osiedla pracownicy sklepów (mało prawdopodobne), czy lokalne firmy kurierskie? Czy takie dostawy będą realizowały też sklepy w galeriach (które powinny być zamknięte dla klientów, ale być może mogą działać jako centra logistyczne)?
Tak czy owak: jeśli będą wyrabiali się w ciągu godziny, to rzeczywiście będzie coś nowego. Przesyłki z opcją dostawy tego samego dnia są już w Polsce dostępne. Ale nie w ciągu godziny.
Allegro oferuje opcję dostawy w ciągu kilku godzin we współpracy z firmą X-press Couriers w sześciu największych miastach – ale pod warunkiem, że złożymy zamówienie do godziny 11.00 danego dnia. Jest to też opcja dodatkowo płatna – 15 zł lub 18,5 zł – przy płatności za pobraniem. Poza tym przesyłki z odbiorem tego samego dnia oferują też w zasadzie wszystkie liczące się firmy kurierskie. Zamówienie składamy do godz. 11.00, a kurier ma czas do godz. 20.00. Plany szybszych dostaw mają też w LPP (właściciel Reserved)
„Dystrybucja musi być bliżej klienta. Testujemy więc koncepcję tzw. salonów-hubów, które pełnić będą dodatkową rolę mini-centrów dystrybucyjnych w regionach znajdujących się w oddaleniu od głównych magazynów. Naszym celem jest, aby wszyscy klienci naszych marek, dokonując zakupów poprzez sklep internetowy, mogli oczekiwać dostawy nie później niż następnego dnia roboczego bez względu na ich miejsce zamieszkania”
Ikona e-commerce, amerykański Amazon, dąży do tego, by przesyłki w dużych miastach dostarczać w pół godziny, a nawet krócej. Być może w przyszłości służyć do tego będą latające transportowce, które w swoich trzewiach mają flotę dronów z paczkami. Ale to dopiero w przyszłości. Chociaż np. gdy premier zamknął nam cmentarze, to pojawiła się w sieci oferta postawienia znicza na grobie za pomocą… drona. Można? Można!
Self-driving airship by Amazon to deliver goods to customers with an army of #drones.
This is done with CGI and it's based on Amazon's concept/project.#Retail #Drone #AI #Technology #CX #CustomerExperience #ArtificialIntelligence #Robot #Robots #Robotics #Robotic #Amazon pic.twitter.com/3wc5NEXIg8
— Jonathan Aufray (@jonathan_aufray) October 9, 2019
Przed świętami będzie zakupowa rzeźnia?
Zgodnie z planem, sklepy mają być zamknięte do 29 listopada, a to czy zostaną otwarte w grudniu? Nie wiadomo. Co to oznacza dla klientów? Jeśli ktoś myśli, żeby kupić coś przez internet, to prawdopodobnie ma na to czas tylko do pierwszych dni grudnia. Potem e-sklepy się po prostu zapchają. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że cały grudniowy handel przeniesie się do internetu. „Wejście w czwarty kwartał z jednoczesnym zamknięciem sklepów fizycznych spowoduje, że logistyka nie da rady z dostarczaniem zamówień” – mówił w maju Grzegorz Wachowicz z RTV Euro AGD.
Jeszcze przed lockdownem Poczta Polska, czy Amazon zatrudniały dodatkowych ludzi do pracy w gorącym okresie przedświątecznym. Jeśli sklepy będą zamknięte, a nasze nastroje na tyle dobre, że będziemy chcieli zrobić zakupy i obdarować bliskich prezentami (w ubiegłym roku przeciętna polska rodzina wg badań Deloitte wydała na święta 1500 zł), to system dostaw dostanie zawału.
Nawet bez pandemii rząd nie zdecydował się zamknąć sklepów w niedziele przed Bożym Narodzeniem – niedziele 13. i 20. grudnia mają być handlowe. Według danych Polskiej Rady Centrów Handlowych (PRCH) odwiedzalność centrów handlowych w Polsce w grudniu rośnie o prawie 25%, a obroty – o 50-75%.
Za ten lockdown zapłacimy my wszyscy w podatkach?
Zamknięcie handlu nikogo nie cieszy, a wręcz budzi antagonizmy. Relacje sklepy (najemcy) – galerie są, delikatnie mówiąc, napięte. Sklepy oczekiwałaby zmniejszenia czynszu, bo nie mają klientów, a galerie mają na głowie miliardowe kredyty do spłaty. Jeśli rząd decyduje o zamknięciu tak ważnego dla gospodarki sektora, to powinien mieć dobre uzasadnienie. Zdaniem Polskiej Rady Centrów Handlowych, nie ma danych, które mówiłyby, że to sklepy są źródłem zakażeń (ale nie ma też danych, które świadczyły, że nie są).
Na szali jest los 250.000 pracowników firm, które działają w galeriach, a dla wielu firm sprzedaż w galeriach to właściwie jedyny kanał dystrybucji. W wyniku drugiego lockdownu, firmy zostaną bez pieniędzy, stracą najlepszy okres zakupowy w roku, w dodatku bez perspektywy szybkiego otwarcia (może wiosną?). Nie wiadomo czy zdecydują się, tak jak CCC, sprzedawać swoje produkty „na wynos”. Zresztą nie wiadomo, czy ten pomysł się w ogóle sprawdzi (to wymaga ogromnej sprawności całej sieci sklepów).
Według Polskiej Rady Centrów Handlowych (PRCH) nie ma już rezerw, które pozwoliłyby – zarówno sklepom, jak i galeriom handlowym – na wzajemne ustępstwa (np. obniżkę czynszów za czas gdy nie ma klientów). Według PRCH dotychczasowe ograniczenie działalności centrów handlowych kosztowało wynajmujących utratę przychodów na poziomie około 1 mld zł.
Dodatkowo właściciele centrów handlowych mieli udzielić rabatów najemcom na łączną kwotę 2 mld zł i obniżyć im czynsz do końca roku. A przecież 2020 r. się kończy, czas negocjować kolejne umowy. Czy w tej sytuacji sklepom w ogóle będzie się opłacało wracać do galerii? Takie LPP okazało się twardym negocjatorem i jeszcze w czerwcu nie wszystkie sklepy Reserved były otwarte.
Według PRCH sytuacja finansowa właścicieli galerii wyklucza możliwość ponoszenia kosztów ponownego lockdownu, m.in. ze względu na brak możliwości finansowych, problemy płynnościowe oraz wysokie zobowiązania kredytowe (banki nie umarzały rat kredytów za czas lockdownu, tylko odsuwały w czasie ich spłatę). Rząd może zarządzić ustawowe obniżenie czynszów, tak jak było podczas pierwszego lockdownu, ale tym razem ten numer może już się nie udać. Właściciele centrów handlowych ostrzegają:
„Ingerencja w umowy pomiędzy najemcami i wynajmującymi nie była dotychczas stosowana w żadnym innym kraju i może rodzić potencjalne roszczenia odszkodowawcze względem państwa”
Co zrobić? Jeśli rzeczywiście jest tak, że wirus przenosi się w sklepach, może jednak wprowadzić aplikacje monitorujące obecność w galeriach, albo wprowadzić obowiązkowe rękawiczki, albo maski z filtrem, zamiast wszystko zamykać na kłódkę w panice? „Zamknąć gospodarkę jest łatwo. Trudniej jest potem znów ją uruchomić. Nie możemy popełnić błędu, albo musimy się starać, żeby ten błąd był jak najmniejszy” – powiedział prof. Piotr Wachowiak, rektor SGH. Rządzący zachowują się jednak tak, jakby na myślenie nie mieli już czasu.
źródło zdjęcia: PixaBay