Czy Adam Glapiński spędzi drugą kadencję w wygodnym, niosącym wielką odpowiedzialność i wysoko opłacanym fotelu prezesa Narodowego Banku Polskiego? Czy na to zasłużył? Ile nas to (ewentualnie) będzie kosztowało? I jaka naprawdę była pierwsza kadencja Adama Glapińskiego?
Prezes NBP to jeden z najważniejszych urzędników w kraju. Jest praktycznie nieodwoływalny w trakcie kadencji. Nic mu nie może kazać ani premier, ani prezydent. Jest odpowiedzialny za stabilność krajowej waluty – ma ją chronić od wszelkiego złego, a dokładniej przed inflacją i deprecjacją (czyli spadkiem wartości względem innych walut).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ma niemało instrumentów, które pozwalają ten cel realizować. Prezes NBP ma ważny głos w sprawie wysokości stóp procentowych (czyli współdecyduje o tym, jaki jest dostęp do kredytów i jaka jest opłacalność oszczędzania pieniędzy), wraz z zarządem banku może kupować i sprzedawać waluty obce (czyli stabilizować kurs złotego), jak również współdecyduje o tym, ile pieniędzy jest na rynku.
Nie chodzi oczywiście tylko o drukowanie banknotów i monet, które ostatecznie trafiają do bankomatów i do kas banków komercyjnych (wartość tej emisji jest związana z wartością wytworzonych w kraju dóbr i usług). NBP może też kupować od banków wyemitowane np. przez rząd obligacje (i w ten sposób zwiększać lub zmniejszać wartość pieniądza w kraju, co wpływa na wzrost gospodarczy, bezrobocie, inflację i kurs walutowy).
NBP jest też tzw. pożyczkodawcą ostatniej szansy dla każdego polskiego banku: jeśli klienci jakiegoś banku będą chcieli zabrać z niego pieniądze albo żaden inny bank nie będzie mu chciał pożyczyć – zrobi to NBP, zapewniając spokój na rynku depozytowym.
Druga kadencja prezesa Adama Glapińskiego? Ile nas będzie kosztowała?
Tymi wszystkimi sznurkami pociąga obecnie Adam Glapiński. I niewykluczone, że będzie pociągał jeszcze przez kolejnych sześć lat. Fucha jest bardzo dobrze płatna. W czasie poprzedniej, sześcioletniej kadencji do kieszeni prezesa NBP wpadło 5 mln zł (przed opodatkowaniem, na rękę pewnie jakieś 3,5 mln zł).
Prezes NBP bardzo aktywnie walczy z inflacją. Głównie z tą w jego prywatnym portfelu. W 2016 r. pensja szefa banku centralnego wynosiła ok. 700 000 zł rocznie, zaś w 2021 r. – razem z premiami – było to już 1,12 mln zł. W kolejnej kadencji zapewne Adam Glapiński będzie wkładał do kieszeni jakieś 100 000 zł miesięcznie (oczywiście brutto).
Od dłuższego czasu politycy, dziennikarze, a także co bystrzejsi obywatele zastanawiają się, czy ten facet nadaje się do takiej roboty? Oczywiście nie ma najmniejszego znaczenia wynik tego zastanawiania się, bo o tym, czy ktoś się nadaje do obrony wartości złotego (czyli naszych wynagrodzeń i oszczędności), decyduje prezes Prawa i Sprawiedliwości. Na taką nieformalną dyktaturę zagłosowaliśmy w wyborach.
Czytaj też: Czy warto wierzyć w prognozy NBP? Analizuję, jak się sprawdzały (subiektywnieofinansach.pl)
Inflacja: wina Glapińskiego czy wina Tuska?
Ale próbować ocenić pracę prezesa NBP, za którą otrzymywał przez sześć lat średnio po ok. 50 000 zł na rękę miesięcznie, oczywiście możemy. Trendy monetarne są dłuższe niż kadencje prezesów, więc trzeba przyjąć, że część oceny prezesa jest „w zawieszeniu”.
Prezes NBP – razem z Radą Polityki Pieniężnej – miał nas obronić przed inflacją. Nie pykło. Oczywiście wpływ na to miały czynniki zewnętrzne, ale gdyby Rada Polityki Pieniężnej nie zaspała z podwyżkami stóp, to nie musiałaby ich teraz przeprowadzać w tak szalonym dla naszych domowych budżetów tempie.
Nie wiemy, w jakiej części polska inflacja jest efektem błędów prezesa NBP i Rady Polityki Pieniężnej, a w jakim kwestią przyczyn zewnętrznych (wzrost cen surowców, wojna). Ostateczny „wyrok” w tej sprawie będziemy mogli wydać za dwa lata. Wtedy się okaże, jak wysoko zawędrowała inflacja i jak długo utrzyma się na wysokim poziomie.
Bo tu nie o to chodzi, jak bardzo dziś RPP musi podnosić stopy procentowe i jak wysoka dziś jest inflacja. Ważny jest ostateczny bilans i to nie w liczbach bezwzględnych, tylko w porównaniu z innymi krajami.
Czytaj również: Rząd i NBP przed diabelskim dylematem. Jak okiełznać wysoką inflację
Komu zalazł za skórę prezes Adam Glapiński? Długa lista
Prezes NBP z całą pewnością jest odpowiedzialny za to, że wielu konsumentów podjęło błędne decyzje kredytowe. Mówił, że inflacji nie ma (gdy była), że jest przejściowa (gdy nie była) oraz że przychodzi wyłącznie z zewnątrz (choć „produkował” ją rząd transferami socjalnymi, emisjami obligacji oraz tarczami antykryzysowymi). Wiele osób na podstawie jego wystąpień podejmowało decyzje, żyjąc w przekonaniu, że jeszcze bardzo długo kredyt będzie bardzo tani.
Prezes NBP ma na sumieniu też kiepski kurs złotego. Gdyby przez lata szef NBP (słowem i czynem, pamiętacie słynne „szarże” na Twitterze i na rynku walutowym?) nie usiłował go jak najbardziej zbijać i osłabiać, być może dziś – gdy bardzo potrzebujemy mocnego złotego – nie musielibyśmy aż tak wysoko podnosić stóp procentowych, by ten cel osiągnąć. W tym kontekście drogo płacimy za błędne działania Adama Glapińskiego.
Czytaj też: Prezes NBP chce silnego złotego. Dlaczego słaby złoty go wkurzył? (subiektywnieofinansach.pl)
Szef banku centralnego dość skutecznie zniszczył możliwość przeprowadzania tzw. interwencji słownych. Bardzo często wystarczy, że taka osoba jak bankier centralny wystąpi w telewizji i coś powie, a rzeczy się dzieją – nie musi nic robić. Czasem wystarczy postraszyć sprzedażą walut obcych i złoty się umacnia.
Niestety, Adam Glapiński tę moc utracił, bo mówił dużo i czasem działo się odwrotnie, niż zapowiadał (np. mówił, że podwyższanie stóp procentowych byłoby „szkolny błędem”, a za chwilę musiał je podnosić). Inwestorzy takich rzeczy nie zapominają i niewykluczone, że w drugiej kadencji to, na co zwykle wystarczyłaby interwencja słowna, będzie trzeba załatwiać realnymi i kosztownymi działaniami (np. podwyżką stóp procentowych). Bo słowa prezesa nie będą już działały.
Czytaj też: Rekordowa inflacja w Polsce. Oto co mówił o inflacji prezes NBP. Uwaga, będzie grubo!
Na liście grzechów Adama Glapińskiego jest największa od 30 lat realna utrata wartości oszczędności Polaków. Od bardzo dawna nie było tak, że pieniądze trzymane w banku tak bardzo traciły na wartości. Prezes NBP w jednym z wywiadów wprost zdradził „tajemnicę pontyfikatu” – że los posiadaczy oszczędności obchodzi go mało albo wcale.
I w tym przypadku akurat słowa dotrzymał. Gdy jego poprzednicy starali się utrzymywać stopy procentowe powyżej poziomu inflacji (żeby oprocentowanie depozytów mogło dawać realny zarobek), prezes Adam Glapiński starał się być pomocnikiem premiera i jak najdłużej pomagać mu utrzymywać niskie oprocentowanie zadłużenia Polski. Zapłacili za to – spadkiem oszczędności wartym kilkadziesiąt miliardów złotych w ciągu ostatnich dwóch lat – wszyscy Polacy, którzy w naszej walucie postanowili gromadzić swoje zaskórniaki.
Zasługi prezesa Adama Glapińskiego: kupował złoto i bronił gotówki
Nie można powiedzieć, że Adam Glapiński w fotelu prezesa NBP to same problemy i błędy. Szef banku centralnego systematycznie budował zdolność NBP do obrony złotego – za jego kadencji o równowartość 55 mld zł wzrosły rezerwy walutowe Polski (przechowywane głównie w dolarach i euro). To w większym stopniu zabezpiecza stabilność polskiej waluty w sytuacji awaryjnej.
Bardzo dobrym ruchem Adama Glapińskiego było zwiększanie rezerw walutowych w złocie. Za jego kadencji polskie rezerwy złota więcej niż się podwoiły, wynoszą obecnie 230 ton (z tego 125 ton kupiono za czasów prezesa Glapińskiego). W erze wojen walutowych, niepewności co do dominującej pozycji dolara, gigantycznego zadłużenia najpotężniejszych gospodarek świata, niepewności co do losów strefy euro – mieć więcej złota to dobry plan. Tym bardziej że Adam Glapiński kupował je raczej taniej niż drożej.
Po stronie zasług prezesa Glapińskiego jest obrona naszej prywatności w obracaniu pieniędzmi – czyli obrona gotówki. Gdy rząd starał się jak najbardziej nas „ubezgotówkowić”, rejestrując każdą transakcję, prezes NBP (do spółki z prezydentem) przeforsowali ustawę, z której wynika, że nie wolno w Polsce nie przyjąć banknotu albo monety. Z drugiej strony rząd przeforsował ustawę, według której nie wolno przyjąć gotówki, jeśli wartość transakcji przekracza pewien poziom. Mamy więc bolesny rozdźwięk, ale w tej sprawie to prezes NBP stoi po jasnej stronie mocy.
Do sukcesów (?) prezesa NBP należy wprowadzenie do obiegu nowego banknotu – 500 zł. Wiele osób w czasie pandemii i na początku wojny dzięki niemu nie musiało swoich oszczędności – w panice zabieranych z banków – trzymać na wielkich paletach. No dobra, żartowałem. W każdym razie jeśli przyjąć, że to prezes NBP „wyprodukował” inflację, to przynajmniej przygotował do niej nasze portfele. I jeszcze jedna zasługa prezesa. Zapewne zrobił to niechcący, ale rozkochał Polaków w… strefie euro. Czy już z tego jednego powodu facet nie zasłużył na drugą kadencję?
Druga kadencja prezesa Adama Glapińskiego: albo będzie lepsza, albo trzeba kupować dolary
Jaka będzie ewentualna druga kadencja prezesa Adama Glapińskiego? Szef NBP ma przed sobą trudne lata. W łatwiejszych średnio dawał sobie radę, więc nie wszyscy mają mnóstwo dobrych przeczuć. Niektórzy już pobiegli do kantorów kupować dolary (obawiając się, że euro i dolar będą po 5-6 zł). Inni inwestują namiętnie w akcje największych światowych koncernów, spodziewając się jeszcze wyższej inflacji w Polsce (akcje są zaś antyinflacyjne).
Czytaj też: To efekt polityki NBP? Wśród Polaków gwałtownie poparcie dla euro
Czytaj też: Rosną oszczędności w walutach obcych. Polacy nie wierzą w siłę złotego?
Ale z drugiej strony – prezes Glapiński wie już, jakie błędy popełnił (zauważyliście, jak się ostatnio „wyjastrzębił”?), już nie udaje, że wie wszystko (skończyło się opowiadanie o tym, że prawdopodobieństwo czegośtam wynosi „jak by to państwu powiedzieć, okrągłe zero”). Być może ewentualna druga kadencja będzie dla niego lepsza? I dla nas też? Na pewno będzie bogatsza, bo ostatnio z roku na rok – niezależnie od tego, czy akurat jest gołębiem, czy jastrzębiem – inkasuje 20-procentowe podwyżki własnego wynagrodzenia.
—————————
Posłuchaj 100. odcinka podcastu! Czy pomagać kredytobiorcom? Czy mieszkania trwale „odlecą” Polakom?
W setnym odcinku „Finansowych sensacji tygodnia” świętujemy mały jubileusz. Jesteśmy z Wami już ponad dwa lata. W tym czasie podcast zdobył niemałą popularność, m.in. znalazł się w rankingu dziesięciu najczęściej słuchanych podcastów newsowych na platformie Spotify. Dziękujemy! Ale nie samym świętowaniem podcaster żyje. W tym odcinku „Finansowych sensacji tygodnia” zastanawiamy się m.in., jak pomagać kredytobiorcom hipotecznym, czy w ogóle im pomagać i co jest nie tak z Funduszem Wsparcia Kredytobiorców, który przecież do takiego pomagania został powołany.
Rozmawiamy też o tym, co zrobić, żeby mieszkanie było bardziej dostępne dla przeciętnego obywatela. I czy w ogóle da się jeszcze coś zrobić, czy też właśnie teraz obserwujemy trwały, ostateczny i nieodwołalny „odjazd” możliwości zakupu własnego mieszkania dla przeciętnie (a nawet dobrze) zarabiającego obywatela. Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem. Podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” szukaj też na Spotify, Google Podcasts, Apple Podcasts, Overcast, Amazon Music, CastBox, Pocket Casts, Radio Public, Stitcher.
Zobacz też wideokomentarz „Subiektywnie o Finansach”: