Głęboko zasmucił mnie przebieg dyskusji Pawła Borysa (et consortes) i uczestników konferencji Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych w Karpaczu. Szef Polskiego Funduszu Rozwoju (et consortes) próbował zachęcać elitę inwestorów do wsparcia koncepcji Pracowniczych Programów Kapitałowych, ale trafił na zaskakująco nieprzejednaną ścianę nieufności. Mam coraz większe wątpliwości czy rząd zdoła ją przełamać. Ale… chyba znam też jej powody
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nowy sposób oszczędzania na emeryturę, czyli Pracownicze Programy Kapitałowe, mają zostać uruchomione w połowie przyszłego roku. Tuż przed weekendem na stronach rządowych pojawiła się nowa wersja projektu ustawy o PPK. Poprzednia zebrała sporo krytycznych opinii (była za mało precyzyjna), a poprawki zajęły kilka miesięcy.
W skrócie: chodzi o to, żeby od każdej pensji pracownika odciągano 2% na dodatkową emeryturę. Swoją część do tej składki (1,5%) ma dorzucić pracodawca, a kilka stówek rocznej premii – budżet państwa. Jak policzyłem kilka miesięcy temu, przez kilkadziesiąt lat ma się zebrać z tego sumka stanowiąca co najmniej jedną trzecią kasy potrzebnej do dobrego życia na emeryturze.
Kasa odkładana przez nas w ramach PPK ma być zarządzana przez fundusze inwestycyjne i tym ma się różnić od OFE, że: a) będzie własnością pracownika i będzie można ją w razie potrzeby częściowo wypłacić przed emeryturą, b) sposób zarządzania ma podlegać obostrzeniom (niskie prowizje i sposób lokowania pieniędzy zależny od wieku klienta), c) cały zakład pracy będzie miał jedno PPK (OFE wybieraliśmy indywidualnie).
W nowej wersji projektu ustawy wprowadzono m.in. możliwość oferowania PPK przez firmy ubezpieczeniowe, mniejszą składkę dla najsłabiej zarabiających, wyraźniej dookreślono prywatną własność pieniędzy oraz konstrukcję funduszy. Cały katalog zmian znajdziecie tutaj.
Czytaj też: A może być jak norweski emeryt? Jak inwestuje największy fundusz inwestycyjny świata?
Inwestorzy do rządu: „Nie damy się nabrać na drugie OFE”
Na konferencji inwestorów pojawili się – aby rozmawiać o PPK – m.in. Michał Stępniewski (wiceszef Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych), Wojciech Nagel (szef Rady Giełdy) i Paweł Borys. Zaczęło się łagodnie (od opowieści o wpływie oszczędzania w PPK na warszawską giełdę), a skończyło się gradem deklaracji inwestorów o braku zaufania do państwa, że PPK skończy się jak z OFE i żądaniami, żeby państwo odpieprzyło się od naszych zarobków (i od kosztów pracy tych, którzy nas zatrudniają).
Duży negatywny elektorat w stosunku do PPK, ujawniający się akurat wśród ludzi znających się na inwestowaniu i gromadzeniu oszczędności, mnie zaskoczył. Jeśli ludzie, którzy wiedzą o co chodzi z procentem składanym, funduszami inwestycyjnymi oraz z sytuacją ZUS-u mają tyle wątpliwości to jak rząd zamierza przekonać do niewypisywania się z programu zwykłych ludzi?
Moje zaufanie do państwa też zostało ograniczone po aferze z OFE, ale też wiem, że ZUS – niezależnie od tego ile rocznie trzeba do niego dokładać – nigdy nie zbankrutuje. Jeśli rząd nie będzie w stanie sfinansować emerytur na poziomie choćby trochę zbliżonym do tego, co nam obiecuje, to po prostu podwyższy podatki.
Z całej listy żali, pretensji, wątpliwości i pytań, na które odpowiadało trio Borys-Nagel-Stępniewski wybrałem trzy zagadnienia, bez rozwiązania których program PPK, moim zdaniem, nie ruszy. A nawet jak ruszy i będzie obowiązywał autozapis dla wszystkich pracowników, to oni się błyskiem wypiszą. I PPK będzie trupem.
Po pierwsze: najpierw rozliczcie OFE, a potem róbcie PPK
Nie ma najmniejszych szans, by Naród zgodził się na nowy sposób oszczędzania, dopóki nie uzyska pewności co do przeznaczenia pieniędzy, które teraz są w OFE. Rząd PO-PSL zabrał z OFE mniej więcej 150 mld zł, zamieniając to na ZUS-coiny, czyli zapisy księgowe na naszych subkontach w tej zacnej „firmie”.
W OFE jest jeszcze 175 mld zł, z których 25% rząd PiS chce zabrać do Funduszu Rezerwy Demograficznej, a resztę oddać ludziom (otworzyć każdemu konto IKZE i tam przeksięgować). Aczkolwiek jest też pomysł alternatywny, by rząd zabrał całe 175 mld zł i zapewnił sobie dzięki temu kasę do rozdawania.
„Jaką mamy gwarancję, że nie skończy się tak, jak z OFE?”. „To ma być drugie OFE?”. „Drugi raz nie dam się nabrać”. Na takie pytania musiał odpowiadać prezes Borys. To, że w ustawie o OFE był zapis, iż pieniądze tam zgromadzone mają status środków publicznych (a w projekcie ustawy o PPK jest zapis, że są prywatne) oraz że źródłem składek były składki do ZUS (a w PPK – kawałek naszych pensji) – nie przekonało wielu.
Wniosek mam z tego taki: jeśli polski rząd chce mieć cień szansy na to, że ludzie mu znów uwierzą – musi wykonać obietnicę w sprawie zwrotu przynajmniej 75% pieniędzy z OFE. Inaczej PPK będzie miało – nie bez kozery – status „drugiego OFE”.
Po drugie: wymyślcie coś, żeby zarządzającym chciało się chcieć
Wiadomo już, że fundusze w ramach PPK będą mogły pobierać maksymalnie 0,7% opłaty za zarządzanie. Wiadomo też, że składki ludzi będą dzielone na subfundusze, których polityka inwestycyjna (maksymalna część, którą można zainwestować w akcje) będzie uzależniona od wieku klientów.
Nie wiadomo natomiast jak zrobić, żeby zarządzającym chciało się walczyć o lepsze zyski. Co ma być benchmarkiem dla funduszy (czyli punktem odniesienia do inwestycji). Jak zapewnić sensowną jakość zarządzania pieniędzmi? Co wymyślić, żeby nie powtórzył się case OFE, gdy wszystkie fundusze miały identyczne portfele inwestycji, bo bały się popełnić błąd?
Jaki ma być katalog dozwolonych inwestycji? Jakie mają być zakazane? Co z potencjalnym konfliktem interesów. Czy w sytuacji, gdy wszyscy pracownicy w danym zakładzie pracy muszą być w tym samym funduszu PPK, a ten fundusz „przypadkiem” okaże się należeć do Skarbu Państwa (TFI PKO, Pioneer, TFI PZU), to czy nie skończy się inwestowaniem „po znajomości” w obligacje bankrutujących kopalń? Dotychczasowe projekty nie rozstrzygają tych dylematów.
Po trzecie: zabierzcie te zabawki związkom zawodowym
Z nowego projektu wynika, że o wyborze firmy zarządzającej zakładowym PPK mają decydować… związki zawodowe We wcześniejszej wersji miał decydować o tym pracodawca. Podobno pracodawcy prosili o to, by nie musieli ponosić pełnej odpowiedzialności za tak „kosztowny” wybór, bo nie każdy pracodawca będzie potrafił kompetentnie zadecydować.
Zrozumiałe, ale pomysł, by wyborem firmy zarządzającej zajmowali się związkowcy jest jeszcze bardziej ryzykowny. Jaką wiedzę o inwestowaniu mają związki zawodowe? Czy nie skończy się tak, że centrale związkowe zostaną skorumpowane przez konkretne firmy i „odgórnie” przyjdzie przykaz, by wybierać konkretną firmę? Czy „Solidarność” nie będzie promowała „państwowych” firm zarządzających (PKO BP, Pekao, PZU)?
Najlepiej byłoby, gdyby w jednej firmie mogło być więcej, niż jedno PPK. A jeśli tak być nie może, to niechże o wyborze decydują przedsiębiorcy, którzy wiedzą czym jest zarządzanie pieniędzmi (nawet jeśli nie znają się na rynku finansowym), a nie związkowcy. Zwłaszcza, że to pracodawcy mają dopłacać 1,5% pensji pracownika.
Oddanie decyzji o wyborze PPK związkom zawodowym to prosta droga do katastrofy. Owszem, może związkowcy się zapiszą do wskazanego przez „centralę” PPK (a bonzowie związkowi zwiedzą wcześniej świat na koszt konkurujących o ich „rękę” firm finansowych), ale wszyscy inni pracownicy się wypiszą. I będzie ZPK – Związkowe Programy Kapitałowe.