W tym roku wielki smutek ogarnął klientów polskiego Citibanku, którzy w czasie zagranicznych podróży używali – w formie „przedłużacza płatniczego” – karty Revolut. Za używanie karty Citi Simplicity do doładowania Revoluta została wprowadzona drakońska prowizja. Nie lubię jak mi się czegoś zakazuje, więc w identyczny sposób zacząłem używać innego „przedłużacza”. Bez żadnej prowizji. Na razie
Citibank wyruszył na wojnę z Revolutem już wiosną tego roku. Wykorzystał jako „wytrych” zapis w regulaminie używania kart kredytowych, pozwalający naliczać prowizję za tzw. transakcje szczególne. A więc za „transakcje u podmiotów świadczących usługi w zakresie wymiany walut, walut wirtualnych i środków platniczych oraz pośredniczących w wymianie”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Na tej podstawie klienci, którzy przypięli do aplikacji Revolut kartę Citi Simplicity, zaczęli płacić 8% prowizji za każde doładowanie. Bank tłumaczy, że karta kredytowa służy do zakupów bezgotówkowych, a nie do tego, by podpinać ją do usługi pozwalającej m.in. bezpłatnie wypłacić gotówkę z bankomatu (w Revolucie do 200 euro miesięcznie jest to bezprowizyjne).
Od razu pojawiło się podejrzenie, że Citibank uwziął się na Revoluta jako najpopularniejszą w Polsce (pół miliona użytkowników) usługę pozwalającą na unikanie spreadów przy płatnościach zagranicznych. Owszem, Citibank przyblokował też przy okazji kilka innych usług (głównie e-kantorowych), ale to użytkownicy Revoluta w 99% dostali po uszach.
Cóż, Revolut ma kilka wad, ale ewidentnie zrobił bankowcom wielkie kuku. Po pierwsze zmusił ich do opracowania własnych kart wielowalutowych i bezspreadowych (a więc do ograniczenia zarobku na wymianie walut), a po drugie – odebrał bankowcom część obrotów kartowych (jeśli klienci płacą w sklepach Revolutem, to on zgarnia prowizję interchange od sklepów).
Ja jednak – jako człowiek z natury przekorny – nie lubię zakazów, więc postanowiłem sprawdzić czy system jest szczelny. Podpiąłem więc w te wakacje kartę Citi Simplicity do innej, niż Revolut usługi, która jednak działa bardzo podobnie – a mianowicie do Curve.
Było już na „Subiektywnie…” o tej usłudze kilka razy. W skrócie działa ona tak, że przypinam dowolną kartę płatniczą do aplikacji Curve i – o ile do zapłacenia w sklepie użyję później karty Curve – transakcja trafia do mojego banku już po przwalutowaniu po świetnym kursie. Kartą Curve można też wypłacać pieniądze z bankomatów na całym świecie (do równowartości 200 euro miesięcznie).
Od strony praktycznej Curve zapewnia te same funkcje, co Revolut – można płacić z bardzo niskim spreadem w dowolnym kraju za granicą i wypłacać gotówkę z bankomatów na całym świecie bez żadnej prowizji. Jedyna różnica między usługami polega na tym, że Revoluta się zasila kartą bankową, zaś do Curve się tę kartę „przypina”. To drugie jest nawet wygodniejsze, bo nie wymaga doładowywania karty.
Karta Citi Simplicity, która w połączeniu z Revolutem staje się potwornie nieefektywna, zestawiona z usługą Curve działa dokładnie tak, jak trzeba. Płacę w jej ciężar, ale przewalutowanie po świetnym kursie zapewnia mi pośredniczący w całej operacji Curve.
Nie tylko ja wpadłem na taki pomysł. Napisał do mnie pan Piotr, który – poza tym, że poskarżył się, iż Citibank zablokował mu kupowanie kryptowalut – również wykrył niekonsekwencję w polityce prowizyjnej Citi.
„Ciekawostka – Citibank pobiera prowizje za doładowanie Revoluta i np. za zakup walut na Cinkciarzu kartą kredytową, ale nie bierze prowizji za wypłatę gotówki z bankomatów via Curve, nie bierze prowizji za doładowanie usługi DiPocket, działającej podobnie do Revoluta, a także nie bierze prowizji za doładowanie usługi Monese via Curve”
Czytelnik pokazał mi wydruki z historii swojego rachunku karty Citi Simplicity, gdzie nie widać żadnych prowizji za wymienione przez niego transakcje. Kto nie kojarzy usług DiPocket i Monese niech sobie przeczyta moją relację z wojaży po Czechach i Hiszpanii, gdzie te wynalazki testowałem.
Wychodzi na to, że tłumaczenie Citibanku, iż musi karać klientów kart kredytowych za używanie Revoluta wbrew filozofii „cashless” jest nielogiczne, bowiem z użyciem tej samej karty można wypłacić bezprowizyjnie gotówkę za pomocą usług DiPocket, Monese, czy Curve. To cóż, że z Czech? 😉
Pomiędzy Revolutem, a Curve jest jednak pewna subtelna różnica. Jeśli zasilam kartę Revolut, to stroną transakcji jest właśnie Revolut. Jeśli zaś płacę za pomocą karty Curve, to drugą stroną transakcji jest… tak jakby internetowy sklep Curve.
Curve przekazuje do banku dane sprzedawcy (dodaje tylko CRV* na początku nazwy), a przede wszystkim — przekazuje kod kategorii sprzedawcy (a to zapewne na jego podstawie transakcje są rozpoznawane jako „szczególne”). Z punktu widzenia banku transakcja wykonana kartą Curve jest zwykłą transakcją w sklepie internetowym. A z punktu widzenia klienta po drodze nastąpiło przewalutowanie z waluty obcej na złote. Curve w tym momencie jest oferentem usługi bardzo taniej wymiany walut.
W przypadku Revoluta (i podobnych rozwiązań) Citibankowi chodziło zapewne o to, że z użyciem tego typu portmonetki można generować sztuczne transakcje. W przypadku karty Curve ta pokusa nie występuje, bowiem tutaj za pieniądze z karty od razu się coś kupuje (nie ma elementu zasilania portmonetki).
Wygląda więc na to, że citibankowa walka z wiatrakami nie jest jeszcze wygrana. Mam wszakże nadzieję, że w Citi poprzestaną na walce z wiatra… tfu, cwaniakami, pozostawiając klientom otwartą furtkę do korzystania z usług, dzięki którym karta kredytowa Citi jest jeszcze bardziej użyteczna. A najlepiej, gdyby sami zaczęli być jak Revolut i Curve.
Czy po publikacji tego artykułu może się zdarzyć, że Citibank „dociśnie śrubę”? Nie powinno, bo w połowie lipca na pytanie o możliwość obciążenia prowizjami transakcji Curve napisano mi, że:
„Transakcji wykonanych do Curve nie uznajemy za transakcje szczególne i nie naliczamy na nich prowizji analogicznej, jak w przypadku Revolut. Oczywiście, rynek działa bardzo dynamicznie a podmioty pozabankowe często rozszerzają zakres świadczonych usług. Nie możemy więc wykluczyć, że w przyszłości ich oferta spełni definicje transakcji szczególnych i będą odpowiednio traktowane przez bank”
Nic mi nie wiadomo, żeby Curve zmieniał profil i sposób działalności, a więc nie sądzę też, by użytkownicy karty Citi Simplicity i innych kart kredytowych Citi, chcący oszczędzać na kosztach przewalutowania dzięki usłudze Curve, mogli czuć się zagrożeni.