Czy biznes Palikota jeszcze ma szansę na przetrwanie? Odkrywamy coraz więcej puzzli, na które składa się historia biznesowej katastrofy alkoholowego holdingu Janusza Palikota. Po publikacji zaległych wyników finansowych Manufaktury Piwa Wódki i Wina wiemy też, co musiałoby się stać, żeby ta historia mogła się jeszcze dobrze skończyć. Nie jest to niemożliwe, ale będzie bardzo, bardzo trudne. Jeśli się nie uda, dopełni się dramat ponad 10 000 ludzi, którzy powierzyli Palikotowi i Kubie Wojewódzkiemu swoje pieniądze
W ostatnich dniach Manufaktura Piwa Wódki i Wina opublikowała zaległe sprawozdania finansowe za 2022 r. Nie dają one pełnej wiedzy o obecnej sytuacji alkoholowego holdingu, ale pozwalają wysnuć kilka hipotez dotyczących jego ewentualnej przyszłości. A więc wszystkich scenariuszy poza podstawowym – czyli ostatecznym bankructwem.
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Ostatnie cyferki potwierdzają to, co wiedzieliśmy wcześniej. Długi holdingu Janusza Palikota – w dużej części wobec zwykłych inwestorów, którzy powierzyli mu pieniądze – osiągnęły rekordowy poziom niemalże 177 mln zł (licząc z odsetkami). Byłemu posłowi udało się przekonać do swoich produktów ponad 10 000 inwestorów, ale niestety gorzej poszło z konsumentami, którzy mieli kupować produkty spółki.
O wszystkim zadecyduje właśnie ten parametr – czy jest jeszcze wymierna szansa, by sprzedaż alkoholi wzrosła do takiego poziomu, by pozwoliła na spłatę zadłużenia w rozsądnej perspektywie? I czy da się to zrobić bez wsparcia inwestora z branży alkoholowej, który mógłby wykorzystać już działającą sieć dystrybucji oraz marketing?
Biznes Palikota: ile wynoszą przychody ze sprzedaży alkoholi?
W 2022 r. biznes alkoholowy Janusza Palikota – w sensie przychodów ze sprzedaży – rósł. Z opublikowanych kilka dni temu wyników finansowych wychodzi, że sprzedaż alkoholi wzrosła o ponad 19% w stosunku do roku 2021. To w sumie nie jest zły wynik. Problem pojawia się jednak, gdy zestawimy koszty i skalę zadłużenia z pieniędzmi, które generuje działalność byłego posła. W 2022 r. firmie udało się sprzedać produkty o wartości 23 mln zł.
To nieco ponad 10% wartości udzielonego MPWiW przez ludzi finansowania. Co więcej, koszt pozyskania wszystkich rodzajów finansowania (akcje, udziały, pożyczki, obligacje, crowdfunding) wyniósł ponad 36 mln zł, co niedawno podsumował Marek Maślanka, jeden z inwestorów i lider grupy walczącej o uratowanie pieniędzy udziałowców i wierzycieli.
Te 23 mln zł przychodów to z jednej strony już poważne pieniądze (teoretycznie pozwalające myśleć o stabilnym rozwoju), z drugiej – zdecydowanie za małe patrząc przez pryzmat długów holdingu oraz zbudowanych za te pieniądze struktur i źle wykorzystywanego potencjału. MPWiW ma prawa do kilku znanych (i dość dobrze ocenianych przez konsumentów) marek alkoholowych, ma zakłady produkcyjne i ramię dystrybucyjne (wygląda na to, że relatywnie najsłabsze).
Tyle że to wszystko działa nawet nie na pół, tylko na ćwierć gwizdka. A w dodatku zostało zbudowane na kredyt, który – i to kolejny gwóźdź do tej trumny – stał się bardzo drogi z powodu podwyżek stóp procentowych.
Huczny marketing i sygnowanie MPWiW nazwiskiem między innymi Kuby Wojewódzkiego przyniosło jakiś efekt – niestety niewystarczający. Spółka w 2022 r. zanotowała stratę ze sprzedaży w wysokości prawie 21 mln zł. To oznacza, że koszty (działania firmy oraz finansowania, czyli płacone odsetki od długu) były mniej więcej dwa razy wyższe niż przychody ze sprzedaży.
Co ciekawe, firma zdołała zamknąć rok bez strat. Niestety, jedyną przyczyną takiego obrotu spraw wydaje się kategoria „pozostałe przychody operacyjne”, w której firma Janusza Palikota wygenerowała 51,5 mln zł. Prawdopodobnie chodzi o inżynierię finansową, czyli sprzedaż części aktywów do osobnej spółki celowej, która nie podlega konsolidacji. Taki „papierowy” dochód można było zaksięgować jako zysk.
Były polityk, wraz ze swoją żoną, mają w tej chwili łącznie 54% udziałów w MPWiW. Firma ma 177 mln zł zobowiązań, podczas gdy wygenerowała ze sprzedaży zaledwie 23 mln zł, a koszt produkcji, marketingu i wprowadzenia towaru do sklepów sięgał 44 mln zł. Czy to da się jeszcze wyprowadzić na prostą?
Odpowiedź na to pytanie prędzej czy później poznamy, bo MPWiW musi spróbować szybko wyjść z tego korkociągu, inaczej po prostu się rozbije. Rozwiązania są znane – spróbować zwiększyć przychody ze sprzedaży, zmniejszyć koszty działalności i spróbować skłonić wierzycieli do odłożenia na później płatności odsetek.
Palikot zarzeka się, że całość zadłużenia zostanie spłacona w ciągu najbliższych 5 lat. Wierzyciele zapewne mogą poczekać, o ile będą widzieli, że sfinansowany z ich pieniędzy majątek pracuje lepiej, wypracowując dwa-trzy razy większe przychody.
Błąd za błędem: nie tylko ekstremalnie duże zadłużenie
Pytanie brzmi: czy zarządzanie majątkiem holdingu da się wprowadzić na wyższy poziom bez wsparcia zewnętrznego inwestora (który musiałby wziąć na klatę spłatę astronomicznego długu), skoro MPWiW znalazła się w fatalnej sytuacji m.in. przez najbardziej podstawowe błędy w zarządzaniu spółką, o których piszą w podręcznikach dla menedżerów.
Jednym z najbardziej zauważalnych błędów było finansowanie biznesu alkoholowego, który z natury rzeczy buduje się latami i który jest ryzykowny reputacyjnie (a więc wymaga wysokich kosztów „towarzyszących”, m.in. bardzo odpowiedzialnego podejścia do marketingu) – krótkoterminowymi pożyczkami i crowdfundingiem. Struktura finansowania nie została dopasowana do modelu biznesowego. Stworzono model, w którym za dwa lata biznes miał urosnąć – z nadzieją, że „jakoś to będzie”.
Towarzyszył temu brak kontroli kosztów, które urosły do poziomów znacznie wyższych niż przychody. Częściowo przyczyniły się do tego podwyżki stóp procentowych – gdy masz 23 mln zł przychodów i grubo ponad 40 mln zł kosztów, to ma znaczenie czy płatności odsetek od obligacji wynoszą 10 mln zł czy 20 mln zł. Tym niemniej w obu przypadkach nie można sobie pozwolić na niekontrolowane zadłużanie się w nadziei, że przychody będą rosły szybciej niż odsetki od zadłużenia.
Firmowanie produktu nazwiskami twórcy (Palikota) i telewizyjnego celebryty (Kuby Wojewódzkiego), w tym przypadku polaryzujących i wywołujących mieszane emocje, też mogło nie pomóc. Czy potencjalni klienci, którzy np. nie darzą byłego polityka sympatią, zdecydują się na zakup jednego z jego alkoholi? Najprawdopodobniej nie. Takie posunięcie już na samym starcie zawężało grono potencjalnych odbiorców. Magia Kuby Wojewódzkiego na tym polu też nie zastąpiła profesjonalnego marketingu i mozolnego budowania reputacji produktów.
Wątpliwe były też inne części strategii marketingowej. Najprawdopodobniej szefostwo firmy zadecydowało, że trzeba wprowadzić na rynek większą liczbę marek, bo to zwiększy szansę na sukces. Co do zasady tak się robi (wystarczy spojrzeć, ile marek gum do żucia jest w sprzedaży w sklepach spożywczych, przygniatająca większość pochodzi ze „stajni” jednego koncernu, ale konsument nie musi tego wiedzieć – każdy wybiera inną markę).
Kłopot w tym, że w imperium Palikota żadna z marek nie stała się „koniem pociągowym” i nie przyniosła spontanicznego sukcesu, z którego można by finansować mozolną kreację wizerunku pozostałych marek.
MPWiW kreuje się na holding promujący i sprzedający marki premium, o czym dobitnie świadczyły ceny i cała otoczka wokół jej produktów. Na polskim rynku – na którym większość konsumentów kieruje się przy decyzjach w sklepach głównie niską ceną – budowanie marki premium to bardziej ryzykowna i trudna strategia niż na rozwiniętych rynkach Zachodu. Nie bez powodu w Polsce nie osiągnęła sukcesu żadna sieć delikatesów, a rozwinęły się dyskonty.
Zobowiązania warunkowe i obligacje, czyli „tykająca bomba zegarowa”
Jednak tym, co położyło biznes, było stworzenie gigantycznego długu. W skład uzyskanych przez Palikota 177 mln zł wchodzi 142,2 mln zł pożyczek, 22 mln zł obligacji i 1,7 mln zł w formie weksli. Odsetki z długu wynoszą ok. 11 mln zł. Oprócz tego, w niedawno opublikowanym przez Marka Maślankę (szefa zespołu zajmującego się przeglądem w spółce i jednego z głównych inwestorów) raporcie odkryto finansowanie od firmy pożyczkowej. Koszt pożyczki to 240% w skali roku. Nie wiadomo jaką kwotę uzyskał biznes Palikota na tak „atrakcyjnych” warunkach finansowych.
Kolejny problem to fakt, że część inwestorów ma możliwość odkupu akcji, które nabyli za 120-130% zainwestowanej przez nich kwoty. W przypadku Manufaktury Piwa Wódki i Wina zobowiązania warunkowe opiewają na ponad 60 mln zł. Więc oprócz tego, że MPWiW już w przyszłym roku musi wykupić obligacje za ponad 22 mln zł z finansowania społecznościowego, to jeszcze część inwestorów może zażądać odkupu akcji na kwotę kolejnych kilkudziesięciu milionów złotych.
Same długi nie byłyby aż takim problemem, gdyby przychody generowane przez spółkę były wystarczające, by pokrywać płatności odsetek i ewentualnie – wykupu obligacji. Od realizacji tego celu holding dzielą lata świetlne. Gdyby firma miała na tyle silny bilans, że plan spłaty zobowiązań nie byłby zagrożony – inwestorzy z pewnością zrolowaliby zadłużenie. Tak jednak nie jest. Mało tego, MPWiW nie wypłaca nawet odsetek od swojego zadłużenia finansowego inwestorom.
Ok. 200-300 spośród 10 000 inwestorów zdecydowało się na wypowiedzenie swoich umów. Wewnętrzny bałagan był tak duży, że jeszcze parę miesięcy temu jeden z głównych inwestorów Manufaktury Piwa Wódki i Wina w wywiadzie dla portalu money.pl nie był w stanie określić, ile wynosi zadłużenie spółki – teraz na szczęście sytuacja wydaje się być nieco bardziej przejrzysta.
W opublikowanych informacjach grupy Manufaktura Piwa Wódki i Wina znalazła się wzmianka o tym, że spółka ma też zadłużenie wobec swoich pracowników. Wyliczono, że wynosi ono szacunkowo 200 000 zł za marzec, 322 000 zł za kwiecień, 398 000 zł za maj i 1,07 mln zł za czerwiec – łącznie aż ok. 2 mln zł należności. Czy to oznacza, że spółka nie wypłacała obiecywanego wynagrodzenia swoim pracownikom? A może wypłacała, ale niekompletne?
Czy biznes Palikota zdoła wyjść z tego korkociągu?
Uwzględniając dotychczas przytoczone czynniki, trudno wyobrazić sobie pozytywne zakończenie. Przy relatywnie niskiej sprzedaży (23 mln zł), wysokich kosztach działalności (ponad 40 mln zł), bardzo drogim finansowaniu (same odsetki od długu wynoszą 11 mln zł), rosnącym zadłużeniu (177 mln zł) trudno zakładać wypłacalność i oszałamiająco wysokie zyski w krótkim czasie.
Chyba że pojawi się rycerz na białym koniu. MPWiW zapowiada współpracę z amerykańskim inwestorem, który miałby wynieść sprzedaż MPWiW na wyższy poziom, a produkty spółki promować poza granicami kraju. Pytanie tylko, czy znając statystyki finansowe tego biznesu, ktoś zdecyduje się na tak duże ryzyko i próbę uratowania Manufaktury przed upadkiem? Przekonamy się o tym w najbliższym czasie.
Na starcie inwestor musiałby włożyć pewnie 250 mln zł w spłatę zadłużenia i wykupienie udziałowców mających opcję odkupu. W optymistycznym wariancie może wystarczyłoby 50-60 mln zł, by spłacić zaległe wierzytelności i uzyskać realną możliwość spłacenia pożyczek i obligacji, które zapadną w najbliższym czasie. Co w zamian?
Jak pisze Marek Maślanka w swoim raporcie, MPWiW wykorzystuje ledwie 20% mocy produkcyjnych, jeśli chodzi o piwo, i prawdopodobnie jeszcze mniej, jeśli chodzi o wódkę.
Oczywiście, marzenia o uruchomieniu potencjału eksportowego mogą być palcem na wodzie pisane. Poza tym na ekspansję zagraniczną potrzeba dużych pieniędzy, a to dziś najbardziej deficytowy „towar” w holdingu Palikota. Za pożyczone pieniądze kupiono lub zbudowano linie produkcyjne, ale nie uruchomiono dystrybucji na wystarczającym poziomie, by ten sfinansowany kredytem majątek pracował efektywnie.
MPWiW ma też 15 marek alkoholowych, ale nie wiadomo czy miałyby one wartość z punktu widzenia inwestora zagranicznego. Jeśli nie, to rodzi się pytanie: po co wchodzić do zadłużonej spółki i brać na siebie jej zadłużenie, skoro można poczekać, aż firma się „przekręci” i przejąć linie produkcyjne za psie pieniądze na licytacji komorniczej
Z tego, co pisze jeden z inwestorów Marek Maślanka, wynika, że Janusz Palikot zachował się jak człowiek, który za pożyczone pieniądze kupił sobie Teslę, żeby wozić ludzi taksówką. Ustalił wysoko taryfy, ale nie zadbał o to, żeby wejść do wszystkich popularnych aplikacji taksówkowych – klientów ma mało i utargu starcza mu na połowę tego, co kosztuje paliwo, serwis samochodu i odsetki od kredytu. A kredyt jest krótkoterminowy, więc trzeba będzie go zaraz spłacić.
Teoretycznie biznes Palikota może jeszcze wyjść z tego korkociągu nawet i bez inwestora, ale musiałby mieć przychody rzędu 40-50 mln zł rocznie, czyli dwa razy wyższe niż w 2022 roku, a jednocześnie zmniejszyć koszty działania do takiego poziomu, by po spłacie bieżących odsetek od zadłużenia wyjść przynajmniej na zero. Nie wiadomo czy to możliwe (wymagałoby mądrego „delewarowania”, czyli sprzedaży części aktywów, „zabicia” części marek, skoncentrowaniu się na kilku najważniejszych i wyciśnięciu z nich co się da). A to dopiero pierwsza część planu.
Drugą byłoby przekonanie wierzycieli, by zrolowali pożyczki i obligacje jeszcze na kilka lat. Gdyby biznes MPWiW rósł o 10-15% rocznie, nie zadłużał się bardziej i zyskał kilka lat na skumulowanie zysków wystarczających do spłaty wierzycieli… Ale to trochę bajeczny scenariusz, biorąc pod uwagę jak kosmiczne pieniądze – w stosunku do obecnie generowanych przychodów – ma do spłacenia holding Palikota. Bez rycerza na białym koniu biznes Palikota może potrzebować niemal cudu, żeby wyjść z korkociągu.
zdjęcie tytułowe: MPWiW