Nie czas na obniżki stóp procentowych, a bank centralny musi poprawić swoją komunikację z rynkiem i konsumentami m.in. po to, by obniżyć oczekiwania inflacyjne. Przydałby się przegląd innych – poza stopami procentowymi – narzędzi banku centralnego w walce z inflacją. W tym polityki rezerw obowiązkowych banków komercyjnych – mówi w rozmowie z „Subiektywnie o Finansach” prof. Łukasz Hardt, członek Rady Polityki Pieniężnej w latach 2016-2022, a dziś szef Katedry Ekonomii Politycznej na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego
Mamy za sobą dwie obniżki stóp procentowych NBP, w tym jedną – we wrześniu – drakońską, o 0,75 pkt proc., której nikt z ekonomistów się nie spodziewał. Przed nami ostatnie w tym roku tzw. decyzyjne posiedzenie RPP. Tymczasem inflacja jest wciąż wysoka i wciąż obniża nasze realne wynagrodzenia oraz wartość oszczędności (o ile nie mamy ich dobrze zainwestowanych).
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Inflacja nie wynosi już co prawda ponad 18%, jak na początku tego roku, ale obecny poziom 6,5% (zmierzony przez GUS w październiku 2023 r.) to jednak wciąż ponad dwa razy więcej, niż wynosi cel inflacyjny RPP.
Ci, którzy dzięki dwóm obniżkom stóp procentowych mają wreszcie szansę na nieco niższe raty kredytów, mogą się cieszyć. Rośnie zdolność kredytowa, więc jest też łatwiej w banku o nową pożyczkę. Ale to może być krótkoterminowa radość. Jeśli podwyższona inflacja utrzyma się dłużej, to będą szybko rosły koszty utrzymania i będzie spadać realna wysokość dochodów z pracy.
Jakie jest wyjście z tej pułapki? O tym rozmawiam z prof. Łukaszem Hardtem, jednym ze współtwórców polityki pieniężnej w latach 2016-2022. Co można zrobić, żeby wygrać z inflacją? Jakiego jej poziomu powinniśmy się spodziewać w najbliższych latach? Kiedy wreszcie przestanie nam dokuczać? Oto najważniejsze wnioski z rozmowy, a niżej cały wywiad. Zapraszam do lektury!
- Dobra komunikacja banku centralnego i RPP z rynkiem i z konsumentami mogłaby zwiększyć skuteczność polityki pieniężnej. Zapis ostatniego posiedzenia RPP powinien być publikowany przed każdym kolejnym, a w konferencjach po posiedzeniach RPP powinni uczestniczyć członkowie Rady
- RPP powinna być bardzo surowa w komunikowaniu dążenia do celu inflacyjnego 2,5%, co pozwoliłoby jej być nieco mniej surową w decyzjach o stopach procentowych. I osłabić oczekiwania inflacyjne konsumentów
- Jeszcze nie czas na obniżki stóp procentowych. RPP powinna obserwować efekty dotychczasowych podwyżek
- Rola RPP jest marginalizowana przez prezesa NBP od czasu pandemii do teraz, co negatywnie wpływa na skuteczność prowadzenia polityki pieniężnej, a ta powinna być efektem działań kolegialnych, a nie jednoosobowych decyzji szefa banku centralnego
- Czas na gruntowny przegląd narzędzi polityki pieniężnej, w tym systemu rezerwy obowiązkowej banków komercyjnych. Polityka pieniężna to nie tylko stopy procentowe
- RPP powinna być lepiej informowana o planach gospodarczych rządu, a przedstawiciel ministerstwa finansów mógłby uczestniczyć w posiedzeniach seminaryjnych RPP, czyli nie tych, na których Rada podejmuje decyzje.
Maciej Danielewicz: Ze świata polityki pieniężnej się nie odchodzi?
Łukasz Hardt: Jeśli jest się bankierem centralnym, to już będzie się nim przez całe życie („once a central banker, always a central banker”, jak mawiał Ben Bernanke, były szef Rezerwy Federalnej). Bankowość centralna nie znika z pola widzenia. Staram się obserwować wnikliwie to, co dzieje się w gospodarce i w polityce pieniężnej.
Wyrazem zainteresowania i troski o politykę pieniężną NBP i RPP jest moja książka „Eseje o polityce pieniężnej czasu niepewności” wydana przez Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne pod koniec 2022 r. Praca ta wychodzi od problemów, o których ważności przekonałem się, będąc członkiem Rady, i poddaję je analizie.
Czym jest polityka pieniężna? Jak pan ją definiuje?
Polityka pieniężna to szerokie pojęcie. To przede wszystkim działania banku centralnego ukierunkowane na realizację jego mandatu. W przypadku Polski jest to osiągnięcie celu inflacyjnego, tj. dynamiki wzrostu cen na poziomie 2,5% z symetrycznym przedziałem odchyleń o szerokości ±1 punktu procentowego w średnim okresie. Nie można też zapominać, że skuteczność w odpowiedzialnej realizacji mandatu banku centralnego zależy od jego wiarygodności, niezależności i organizacyjnej sprawności.
A co to znaczy odpowiedzialnie prowadzić politykę pieniężną?
Będąc w RPP, starałem się zawsze troszczyć o realizację celu inflacyjnego. Która instytucja ma tak silny mandat, żeby o to dbać? Tylko RPP i NBP. Bank centralny musi pozostać tym podmiotem, który powinien cechować się zdecydowanie wyższą awersją do inflacji niż inne organy i instytucje państwa.
Polityka pieniężna to nie tylko decydowanie o krótkoterminowych stopach procentowych, ale to również określanie parametrów systemu rezerwy obowiązkowej, prowadzenie – w sytuacjach ekstraordynaryjnych – skupu aktywów czy też współdziałanie z innymi podmiotami w obszarze polityki makroostrożnościowej. Działania te nie mogą abstrahować uwarunkowań wpływających na mechanizm transmisji polityki pieniężnej.
Udało się?
To złożona sprawa. Przez ostatnich parę lat dużo się zmieniło w polskiej gospodarce. Mieliśmy pandemię, wojnę w Ukrainie i wynikające z tego zaburzenia na globalnych rynkach. Musimy też pamiętać, że z inflacją problem rozpoczął się jeszcze w roku 2019. Inflacja w styczniu 2019 r. wynosiła 0,9%, a w lutym 2020 r., czyli tuż przed pandemią, już 4,7%, w strefie euro jedynie 1,2%.
Prowadzenie polityki pieniężnej to sztuka, ale z drugiej strony politykę gospodarczą, w tym pieniężną, trzeba prowadzić na podstawie dowodów, analiz. To nie gwarantuje sukcesu, ale zwiększa jego prawdopodobieństwo. NBP ma dobre zaplecze analityczne, dobrych ekspertów, dostęp do unikatowych danych z gospodarki, ma niemal wszystko, co potrzebne…
Czegoś zabrakło?
W polityce pieniężnej ważna jest dobra komunikacja. I tego zabrakło w czasie mojej kadencji w RPP, i – niestety – brakuje obecnie. Gdybym miał wskazać to, co było największą porażką poprzedniej Rady, to byłoby to pobłażanie (przede wszystkim na poziomie komunikacji) inflacji i marginalizacja kolegialnego charakteru Rady. Rola RPP, formalnie ciała 10-osobowego, została znacznie ograniczona na rzecz faktycznie jednoosobowego kierowania Radą, wzmocniła się także pozycja Zarządu NBP.
Ten proces marginalizacji Rady był niekorzystny z punktu widzenia tworzenia warunków do budowania optymalnej polityki pieniężnej. Kolegialny proces podejmowania decyzji w polityce monetarnej ma przewagę nad decydowaniem jednoosobowym – w tej sprawie w literaturze panuje konsensus.
Patrząc na to historycznie, uzyskiwaniu przez banki centralne niezależności towarzyszyło praktycznie zawsze przechodzenie od decydowania jednoosobowego o stopach procentowych do decydowania kolegialnego. Zresztą po to Rada Polityki Pieniężnej została powołana, żeby ścierały się w niej różne poglądy. Piszę o tym szczegółowo w jednym z esejów przywołanej już wcześniej książki.
Drugim negatywnym aspektem było pobłażanie inflacji, zwłaszcza na poziomie komunikacyjnym. Inflacja rośnie od początku 2019 r., a nie ma żadnej reakcji. Mało tego, niektórzy przedstawiciele NBP zaczęli wtedy sugerować, aby nie przejmować się zbytnio inflacją, dopóki dynamika nominalnych wynagrodzeń jest wyższa od stopy inflacji. Taka komunikacja banku centralnego działa w kierunku podwyższenia oczekiwań inflacyjnych (badania to jednoznacznie potwierdzają).
Nie udało nam się – będącym w mniejszości członkom Rady – przekonać pozostałych przedstawicieli tego gremium do zmiany komunikacji. Ponadto chcieliśmy np. podnieść stopę rezerwy obowiązkowej. To też się w odpowiednim momencie nie udało. Podniesienie stóp w warunkach już bardzo wysokiej inflacji było zbyt późne, co więcej komunikacja była taka, że Rada nie podniesie stóp do końca swojej kadencji. Ludzie brali więc kredyty przy niskich stopach procentowych, a później zostali zaskoczeni ich podwyżką, co stało się niestety również problemem politycznym.
Z czego poprzednia Rada może być dumna?
RPP podjęła 8 kwietnia 2020 r. decyzję o rozszerzeniu programu skupu aktywów o obligacje gwarantowane przez Skarb Państwa. Dzięki temu PFR i BGK mogły emitować obligacje i miały zagwarantowany odpowiedni popyt. Uratowało to polską gospodarkę od upadku. Zresztą prace nad takimi mechanizmami były prowadzone wcześniej, jeszcze przed pandemią.
Jednak potem RPP straciła w dużej mierze wpływ na to, jak program skupu był realizowany. To m.in. dlatego trzech członków Rady, w tym ja, głosowało w 2021 r. przeciwko założeniom polityki pieniężnej na 2022 r. Chcieliśmy, aby to Rada ustalała podstawowe parametry programu skupu i aby odpowiedni zapis tego dotyczący znalazł się w założeniach, bo przecież skup to nic innego jak oddziaływanie na dłuższy koniec krzywej dochodowości i powinno to być w obszarze odpowiedzialności Rady.
Jaka nauka płynie z tej przeszłości dla obecnej polityki pieniężnej?
Przede wszystkim – nie lekceważyć sygnałów ostrzegawczych, reagować szybko, gdy inflacja rośnie i takie też są prognozy, bo wtedy reakcja może być bardziej ograniczona niż wtedy, gdy inflacyjny pożar zaczynie się już rozlewać po gospodarce. Decydować trzeba kolegialnie, decyzje muszą być dobrze komunikowane. Właściwa komunikacja – jak mawiał Ben Bernanke – to 98% polityki pieniężnej, a reszta to twarde decyzje.
Wielu ekonomistów krytykuje politykę komunikacyjną banku centralnego prowadzoną w ostatnich latach. Ma pan tu jakieś propozycje na przyszłość?
Najważniejsze jest to, żeby bank centralny dobrze komunikował swoje przywiązanie do celu inflacyjnego. To jest jasno sprecyzowany mandat i nie może być rozwodniony w innych celach polityki gospodarczej. Nie można porównywać polityki pieniężnej NBP z polityką Rezerwy Federalnej USA. Fed ma podwójny mandat, dba o inflację, ale też stabilny rynek pracy i wzrost gospodarczy, my – zgodnie z art. 3 ustawy o NBP, musimy koncentrować się na stabilności cen.
Czy to nie jest tak, że przeciętny konsument słuchający konferencji prezesa NBP ma w głowie właśnie taki podwójny mandat – że RPP nie może za bardzo podnosić stóp, bo to grozi wzrostem bezrobocia i recesją. Oraz że inflacja niższa niż 10% jest osiągnięciem, a już 6,5 %, jak w październiku, to już w ogóle niebywały sukces?
Konsument, jeśli widzi taką inflację jak obecnie, powinien usłyszeć jeden komunikat ze strony NBP: zrobimy wszystko, żeby w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej osiągnąć cel inflacyjny. Kropka. Nie można schodzić z linii frontu walki z inflacją. Lepsza jest bardziej jednoznaczna, nawet nieco zbyt ostra komunikacja niż konieczność faktycznego silnego zaostrzania polityki pieniężnej, np. poprzez znaczącą podwyżkę stóp procentowych.
Tymczasem wciąż mamy w NBP do czynienia z tolerancją dla podwyższonej inflacji…
Jest opracowanie MFW – analiza 100 szoków inflacyjnych z ostatnich dekad. I analiza wychodzenia z inflacji. Jednym z wniosków jest to, że dużym błędem było zbyt wczesne ogłaszanie sukcesów w walce z inflacją. W sytuacji, gdy inflacja zaczyna spadać, ale jest nadal istotnie powyżej celu, nie powinno się świętować sukcesów, wynika z opracowania.
Nie świętują sukcesu największe banki centralne. Wypowiedzi prezesów Fed i EBC stały się – mimo dużego spadku inflacji – jakby jeszcze bardziej jastrzębie.
Tak, to widać teraz, kiedy inflacja w strefie euro i w USA spada. Co do Polski, to nie można mówić w oficjalnej komunikacji banku centralnego, że celem jest zejście do wartości jednocyfrowych inflacji, bo przecież jego cel inflacyjny jest inny. Są różne inne instytucje – rząd, minister finansów – i one mogą, zgodnie ze swoją logiką działania, chwalić się sukcesem, gdy inflacja spada, choć jest daleko od celu. Bank centralny jest po to, żeby patrzył w dłuższej perspektywie i dostrzegał długookresowe negatywne skutki inflacji, dlatego też musi być niezależny od cyklu politycznego i jednoznacznie komunikować przywiązanie do celu.
A może cel inflacyjny 2,5% jest nieodpowiedni w takiej gospodarce jak polska? Amerykański ekonomista Paul Krugman proponował np. kilka miesięcy temu, żeby Fed podniósł swój cel inflacyjny do 3% z 2% obecnie.
Na poziomie komunikacji banku centralnego nie można dyskutować teraz o podwyższeniu celu inflacyjnego. Jak już dojdziemy do obecnego celu, to bank centralny może otworzyć na ten temat dyskusję. Nie wcześniej. Nie jestem zwolennikiem podnoszenia celu inflacyjnego. Dodatkowo komunikacja banku centralnego powinna podkreślać fakt, że cel w Polsce jest punktowy i wynosi 2,5%. Określone w decyzjach poprzednich Rad możliwe odchylenia o 1 pkt proc. w górę czy w dół nie powodują, że np. po osiągnięciu poziomu 3,5% możemy ogłosić, że osiągnęliśmy cel.
Czy walce z inflacją pomogłoby wejście Polski do strefy euro?
Nie jestem zwolennikiem wejścia Polski do strefy euro. Samo euro w żaden sposób nie gwarantowałoby stabilności cen w Polsce.
W prowadzeniu polityki pieniężnej obowiązują zasady ustalone często dekady temu. Warto coś zmieniać czy wystarczy dobrze realizować cele?
Jeśli patrzy się szerzej na warunki prowadzenia polityki pieniężnej w Polsce, np. na wzrost nadpłynności strukturalnej w systemie finansowym w związku z programem skupu aktywów realizowanym w obliczu pandemii, to zasadne jest dokonanie przeglądu polityki pieniężnej na kształt przeglądów strategii polityki monetarnej zrealizowanych w ostatnich latach przez Fed i EBC.
Spójrzmy chociażby na system rezerwy obowiązkowej. Nie chodzi tylko o poziom rezerwy obowiązkowej, ale też o to, czy środki gromadzone w ramach rezerwy obowiązkowej powinny być oprocentowane na poziomie stopy referencyjnej jak dziś. To oznacza transfer kilku miliardów złotych rocznie z banku centralnego do podmiotów objętych tym obowiązkiem. I to dzieje się w sytuacji, gdy walczymy z inflacją i gdy jest nadpłynność.
Wreszcie jest fundamentalne pytanie – czy władza monetarna powinna mieć wpływ tylko na ilość kredytu w gospodarce czy może też powinna mieć narzędzia umożliwiające oddziaływanie na rodzaj kredytu? Być może częściowo wielkość rezerwy obowiązkowej powinna zależeć nie tylko od pasywów banku komercyjnego, ale też od struktury jego aktywów.
Takich fundamentalnych spraw jest wiele. Przez lata zmienił się kontekst prowadzenia polityki pieniężnej i trzeba się temu dokładniej przyjrzeć. Wiele banków centralnych podjęło chociażby analizy dotyczące tego, jak powinniśmy podchodzić do zmian klimatu i czy banki centralne powinny odejść od reguły neutralności rynkowej. Transformacja energetyczna jest kluczowa dla Polski i będzie bardzo kosztowna. Tu pojawia się też pytanie, czy w obliczu zmian klimatycznych nie powinniśmy dopuścić do wyższego wzrostu cen dóbr o wysokim śladzie węglowym.
Są też inne pytania, np. czy (i ewentualnie jak) NBP mógłby proces transformacji energetycznej wesprzeć, oczywiście gdy już inflacja zejdzie do celu. Przykładowo, czy gdy dana instytucja finansowa zwraca się do NBP o dodatkową płynność (np. w ramach operacji repo), to czy haircut od oddawanych pod zastaw „zielonych aktywów” nie mógłby być niższy? Takich pytań jest sporo.
Przeglądy strategii polityki pieniężnej zrobiły już największe banki centralne – Fed i EBC. Pora na NBP, ale dopiero wtedy, gdy inflacja będzie w celu banku centralnego.
Czy takie wstępne dyskusje były prowadzone w poprzedniej Radzie, np. w czasie pandemii?
Propozycję przeglądu zgłosiłem wspólnie z prof. Eugeniuszem Gatnarem na koniec naszej kadencji w Radzie jako postulat i propozycję dla już nowej Rady. Natomiast były prowadzone różne prace, w szczególności te nad rozszerzeniem instrumentów prowadzenia polityki pieniężnej o skup aktywów, ale też te dotyczące systemu rezerwy obowiązkowej.
A relacja polityki fiskalnej do pieniężnej?
To ważne zagadnienie. Bank centralny skupujący aktywa wpływa na przestrzeń fiskalną rządu. Rząd wpływa natomiast na dynamikę cen poprzez działania regulacyjne, wpływ na stopień oligopolizacji poszczególnych obszarów gospodarki, ustalanie stawek podatków itp. Pytanie, czy taki model, że separujemy zupełnie na poziomie instytucjonalnym politykę fiskalną od polityki monetarnej, jest obecnie funkcjonalny. W EBC przedstawiciel Komisji Europejskiej odpowiedzialny za budżet uczestniczy w posiedzeniach Rady Prezesów EBC, oczywiście bez prawa głosu. Nigdy nie słyszałem, aby ktoś to kwestionował.
W latach 90. XX w., przed powstaniem instytucji RPP, prezes NBP (lub jego przedstawiciel) brał udział w posiedzeniach rządu, a minister finansów w posiedzeniach zarządu NBP…
Nie chcę składać jednoznacznej propozycji, żeby minister finansów uczestniczył w posiedzeniach RPP, choć będąc w Radzie wielokrotnie, choć bezskutecznie, o takie spotkania wnioskowałem. Niewątpliwie powinno dojść do większego i bardziej uporządkowanego przepływu informacji między aktorami odpowiedzialnymi za te dwie polityki. Nie tyle koordynacji, ile dobrego wzajemnego informowania się.
To by służyło lepszym decyzjom po jednej i drugiej stronie, nie grożąc niezależności banku centralnego. Dla mnie obecność ministra finansów na posiedzeniu RPP, nie na decyzyjnym, tylko na seminaryjnym, przynajmniej co pewien czas, byłaby zasadna.
Co jeszcze służyłoby jakości tzw. policy-mix?
Brakuje nam niezależnej rady fiskalnej (independent fiscal institution). Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który takiego ciała nie posiada. W Polsce RPP staje się w pewnym sensie radą fiskalną, gdy ocenia projekt budżetu pod kątem uwarunkowań dla polityki pieniężnej. Ale RPP nie zajmuje się strukturą budżetu, więc oddzielna rada powinna powstać, oczywiście o innym niż RPP charakterze, bardziej doradczym, bez jakiegokolwiek prawa veta, bo decyzje o polityce fiskalnej muszą pozostać domeną parlamentu.
Wtedy nie byłoby potrzeby rytualnych przed- i powyborczych zaklęć, że sytuacja budżetu jest wspaniała albo katastrofalna, w zależności od opcji politycznej. Jak pan ocenia sytuację finansów publicznych?
Sytuacja budżetu państwa jest stabilna, ryzyka w krótkim okresie są niskie, co stwierdzają w swoich ostatnich raportach Komisja Europejska, agencja ratingowe czy też Europejska Rada Budżetowa. W dłuższej perspektywie ryzyka te będą rosły, bo z jednej strony rosły będą potrzeby wydatkowe, a z drugiej trudne będzie niezbędne dla ich sfinansowania podwyższenie obciążeń podatkowych. W takiej sytuacji konieczne jest dynamizowanie wzrostu gospodarczego poprzez odpowiednią strukturę wydatków, ale też działania regulacyjne, tak aby nominalne tempo wzrostu było na trwałe wyższe od kosztu obsługi długu.
Wróćmy do polityki pieniężnej. Co z dalej z polityką komunikacyjną NBP? Czy jej przegląd jest potrzebny?
Warto wrócić do dobrych praktyk sprzed pandemii, np. publikowania minutes z posiedzenia decyzyjnego przed kolejnym decyzyjnym posiedzeniem Rady, do czego konieczny jest powrót seminaryjnych posiedzeń Rady czy też powrót zasady, że prezesowi NBP na konferencjach prasowych towarzyszą dwaj członkowie RPP.
Jaka jest pana osobista prognoza inflacji na najbliższy czas?
Inflacja będzie się utrzymywała w przedziale 5-8%, a jej zejście do celu w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej będzie trudne bez odpowiedniego policy-mix. To jest szeroki przedział, bo niepewność jest wysoka. Polityka fiskalna w najbliższym czasie, jeśli spełnić miałyby się wszystkie przedwyborcze zapowiedzi, może stać się jednoznacznie ekspansywna.
Jaka powinna być odpowiedź polityki pieniężnej?
Trudno mi znaleźć uzasadnienie dla radykalnego obniżenia stopy procentowej we wrześniu, bo przecież projekcja inflacji NBP z lipca tego roku wskazywała na trudności w dojściu inflacji do celu, a przecież była tworzona z założeniem niezmienionych stóp. Obecnie dojście do celu będzie jeszcze trudniejsze.
Oprócz polityk krajowych inflację na podwyższonym poziomie utrzymywać będą czynniki zewnętrze. Wytracił się efekt globalizacji przez dekady obniżający inflację. Możliwe załamanie globalizacji, przenoszenie produkcji do krajów rozwiniętych, starzenie się populacji, również w Chinach, zmiany klimatyczne – to są strukturalne czynniki, które nie będą obniżać inflacji, a raczej mogą podbijać dynamikę wzrostu cen.
Z wielu powodów, także w kontekście naszej krajowej policy-mix, celu inflacyjnego szybko nie osiągniemy.
A może w ogóle nie osiągniemy?
Osiągniemy, ale pytanie, jakim kosztem i kiedy do tego dojdzie.
Co by pan zrobił we wrześniu?
Byłbym za utrzymaniem stóp na niezmienionym poziomie.
Czytaj też: Spadek inflacji? Nie ma co świętować. Oczekiwania inflacyjne są wciąż wysokie
Czytaj też: Budżet państwa jest w dobrej sytuacji, jak twierdzi rząd, czy w ruinie, jak chce opozycja?
Źródło zdjęcia: Łukasz Hardt