Nie ma jeszcze nowego rządu, a politycy opozycji wciąż nie mają dostępu do informacji o stanie kasy państwa. Niektórzy z nich podejrzewają, że z finansami publicznymi jest gorzej, niż wynika to z oficjalnych danych. A to ważne, bo zawartość kasy państwa wpływa na to, jakie projekty zapowiadane w kampanii wyborczej da się zrealizować szybko (lub w ogóle zrealizować). Prawdopodobnie konieczny będzie audyt tego, co zostawił po sobie rząd Zjednoczonej Prawicy. Co wiemy o sytuacji państwowego budżetu?
Nowy rząd jeszcze się nie ukonstytuował, ale już dostał kredyt zaufania od inwestorów z całego świata (niższa rentowność długu i wyższy kurs złotego, co może pomoc w obniżaniu inflacji i kosztów obsługi zadłużenia). Opozycja będzie miała ograniczone ruchy – odziedziczy projekt budżetu państwa na 2024 r. przedstawiony przez obecny rząd we wrześniu i niewiele już będzie mógł zmienić, bo terminy uchwalenia ustawy budżetowej są na sztywno ustalone.
- Pięć lat PPK. Ile zarobili ci, którzy na początku zaryzykowali? Gdzie (dzięki PPK i nie tylko) jesteśmy na drodze do dodatkowej emerytury? Słodko-gorzko [WYCISKANIE EMERYTURY BY UNIQA TFI]
- Ile złota w portfelu w obecnych czasach? Jaki udział powinien mieć żółty kruszec w naszych inwestycjach? Są nowe wyliczenia analityków [STAĆ CIĘ NA ZŁOTO BY GOLDSAVER]
- Zdjęcia w smartfonie: coraz częściej pierwszy krok do… zakupów. Czy pożyczki „na fotkę” będą hitem sezonu zakupowego? Bać się czy cieszyć? [BANKOWOŚĆ PRZYSZŁOŚCI BY VELOBANK]
Ustawa budżetowa powinna być uchwalona w Sejmie przed końcem tego roku, zazwyczaj dzieje się to do Świąt Bożego Narodzenia, potem trafia do Senatu, który ma 30 dni na jej analizę i złożenie poprawek. Po ewentualnych poprawkach ustawa wraca do Sejmu, a po zakończeniu prac w parlamencie musi trafić do Kancelarii Prezydenta w takim terminie, żeby prezydent mógł ją podpisać do końca stycznia 2024 r.
Ten ostatni termin jest nieubłagany. Nie zatrzymają go nawet możliwe zmiany wprowadzone przez nowy rząd do złożonego wcześniej przez poprzedników projektu. Jeśli prezydent nie otrzyma przed końcem stycznia ustawy budżetowej do podpisu, może rozwiązać parlament i zarządzić nowe wybory. Nowy rząd może natomiast poprawić niektóre parametry otrzymanego w spadku budżetu i przesłać do Sejmu tzw. autopoprawkę.
Jednak żeby ją przygotować, trzeba dokładnie przeanalizować budżet. Nie jest też łatwo ścinać już zaplanowane wydatki, bo ich duża część, np. niektóre świadczenia społeczne, podwyżki płacy minimalnej, podwyżki w sferze budżetowej (wynikające z ustaw i ustalone w ramach porozumień płacowych rządu ze związkami zawodowymi) to wydatki sztywne, które trzeba co roku ponosić i waloryzować.
Gdyby rząd chciał przygotować zupełnie nowy projekt budżetu, to może to zrobić, ale nie zmienia to terminów przekazania gotowego budżetu w ręce prezydenta przed końcem stycznia. Często nowe rządy ogłaszały, że własny budżet – oparty na zapowiedziach kampanijnych – przygotują dopiero w kolejnym roku, kiedy już wszystko będą wiedziały o bieżącym stanie finansów publicznych, strukturze dochodów i wydatków, sytuacji w otoczeniu gospodarczym.
Jest jeszcze jeden sposób: rząd zawsze może – już po uchwaleniu ustawy budżetowej – przygotować za jakiś czas nowelizację budżetu, w której będą zawarte jakieś nowe cele. Nowelizacja może być składana do Sejmu przez cały rok budżetowy, nawet pod koniec roku. Wtedy rząd może z większą świadomością dokonywać oszczędności, przesunięć, zwiększania wydatków.
Czytaj też: Budżet na 2023 rok – przyrośnie nam duży dług
Czytaj też: Podstawowe wielkości budżetu ’23, większy deficyt
Jak idzie realizacja budżetu na 2023 r.?
Dosyć szybko po zakończeniu III kwartału Ministerstwo Finansów opublikowało szacunki wykonania budżetu za okres od stycznia do września tego roku. Podstawowe budżetowe wielkości to: dochody – 418,0 mld zł, tj. 69,5% planu na cały rok. Wydatki – 452,7 mld zł, tj. 65,3% całorocznego planu. A deficyt budżetowy to 34,7 mld zł, tj. 37,7% planu na cały 2023 r. po nowelizacji budżetu.
Prosty rachunek pokazuje, że wszystkie powyższe wielkości nie zostały zrealizowane proporcjonalnie do upływu czasu, bo po dziewięciu miesiącach roku realizacja powinna wynieść 75%. Ale też dochody i wydatki państwa nigdy nie są realizowane proporcjonalnie w ciągu kolejnych miesięcy. Zmieniać się może też do końca roku dosyć mocno wysokość realizowanego deficytu budżetowego.
O czym jeszcze informuje nas Ministerstwo Finansów? Że dochody budżetu państwa wyniosły 418 mld zł i były wyższe o 9,1% w porównaniu z tym samym okresem w ubiegłym roku, a dochody podatkowe wyniosły 366,8 mld zł i były wyższe o 4,2% niż rok temu o tej samej porze. Dostajemy również szczegółowo rozpisane kategorie po stronie dochodowej, czyli wpływy do budżetu państwa z wszelkich danin publicznych, głównie podatków dochodowych, VAT i akcyzy.
Najważniejszą rolę w zasilaniu budżetu państwa ma podatek VAT. Z tego źródła budżet uzyskał 181,2 mld zł, czyli więcej o 6,8% niż rok temu o tej samej porze. Inne dochody podatkowe to podatek akcyzowy – 61,6 mld zł, PIT – 56,1 mld zł, CIT – 54,3 mld zł. Tylko w przypadku PIT wykonanie planu nieco spadło w stosunku do ubiegłego roku. Ministerstwo tłumaczy to obniżeniem stawki podatkowej i zwrotami nadpłaconego podatku. Dochody niepodatkowe państwa dały 49,7 mld zł i akurat w tej kategorii wzrost był bardzo duży (66,6% rok do roku).
Wielu ekonomistów zwraca uwagę, że z powodu spowolnienia gospodarczego wpływy z podatków mogą być mniejsze niż te założone w ustawie budżetowej. Byłoby to potencjalne zagrożenie dla strony dochodowej budżetu.
Po stronie wydatkowej środki z budżetu państwa były wyższe o 27,3% niż rok temu o tej samej porze. Ministerstwo tłumaczy ten wzrost wewnętrznym przeksięgowaniem wypłaty świadczenia 500+ i przejęciem tych wydatków od jednostek samorządu terytorialnego. Nastąpił też wzrost wydatków na subwencję oświatową i na obsługę długu. Więcej pieniędzy budżet przekazał też na wydatki wojska, na zakup uzbrojenia (25,5 mld zł).
Czy te liczby coś nam mówią? Niewiele. Nie wynika z tego ani szczególna zapaść finansów publicznych, ani ich wspaniała kondycja. Sławomir Dudek, prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych i były dyrektor analiz w Ministerstwie Finansów, napisał na platformie X, że zagrożone są – jego zdaniem – wpływy z VAT:
„Dane potwierdzają, że luka VAT rośnie. VAT zwiększył się jedynie o 1,7 mld zł, podczas gdy samo przywrócenie stawek na prąd, gaz i paliwa powinno dać przyrost 2,2 mld zł, a inflacja dodatkowo ok. 2 mld zł. Aby zrealizować bieżącą prognozę, w IV kwartale wpływy z VAT musiałyby wzrosnąć o prawie 30% (!!!!!!!!). A aby zrealizować znowelizowany budżet – aż o ponad 50%! Ubytek wpływów z VAT w budżecie na 2023 r. wynosi ok. 25 mld zł!”
Ekonomiści mBanku porównali dane z ostatnich kilku lat i wynika z nich, że z roku na rok dane po III kwartale się pogarszają, wcześniej niż w poprzednich latach budżet wpada pod kreskę, a nominalna wartość deficytu rośnie (czarna linia to czas pandemii i wyjątkowa ekspansja wydatków budżetu):
W budżecie na 2024 r. procedura nadmiernego deficytu?
Rząd przyjął i przesłał do Sejmu projekt budżetu na 2024 r. pod koniec września. Projekt wisi obecnie na stronie Sejmu i czeka na rozpoczęcie prac przez nowo wybranych posłów. Jakie są podstawowe parametry nowego budżetu?
Ważną pozycją są wydatki na obronność, które wyniosą w sumie (wraz z Funduszem Wsparcia Sił Zbrojnych) 158,9 mld zł, czyli 4,2% PKB. Obowiązkiem państw NATO jest wydawanie na obronność 2% PKB, Polska będzie liderem w tego typu wydatkach. Jest to związane głównie z budowaniem większej armii i zakupami uzbrojenia. Czy nowy rząd utrzyma ten bardzo rozbudowany front wydatków? Nie wiadomo.
Wydatki na cele obronne przewidziane na 2024 r. są o 122 mld zł większe niż w 2015 r. Ten zakres wydatków był chlubą rządu, który odchodzi. Nowy rząd musi sprawdzić, czy jest w stanie kontynuować ten kierunek. Inne flagowe cele rządu Zjednoczonej Prawicy zapisane w projekcie budżetu na 2024 r. to m.in. program 800+, który pochłonie 63,7 mld zł. Cały program wsparcia dla rodzin wyniesie 93,2 mld zł.
Ogółem rząd zaplanował, że dochody budżetu państwa w 2024 r. wyniosą 684,5 mld zł. Oznacza to wzrost o 136,7% w stosunku do dochodów w 2015 r., które wynosiły wówczas 289,1 mld zł. Wydatki – z uwzględnieniem kwot na obronność (158,9 mld zł), wsparcie dla rodzin (92,3 mld zł) czy finansowanie służby zdrowia (ponad 190,9 mld zł) – planuje się na poziomie 849,3 mld zł.
W 2024 r. deficyt tzw. sektora general government zmniejszy się do 4,5% PKB. Dla porównania, w 2009 r. deficyt sektora general government wynosił 7,3% PKB, a w 2010 r. nawet 7,5% PKB. General government to określenie sektora rządowego i samorządowego. Ten sektor jest brany pod uwagę przez UE przy ocenie finansów państw członkowskich. Według polskiej metodologii istotny jest sektor finansów publicznych, który dotyczy finansów rządu, samorządu i ubezpieczeń społecznych.
Opinii o przyszłorocznym budżecie pojawiło się sporo po ostatnich wyborach. Politycy opozycji, np. Izabela Leszczyna typowana na ministra finansów w przyszłym rządzie koalicyjnym, ogłosiła, że w budżecie jest wielka dziura Morawieckiego, czyli wielki deficyt ukrywany przez dotychczasowy rząd. I że konieczne są ostre oszczędności i cięcia wydatków. Z opinii rynkowych ciekawa jest opinia ekonomisty BNP Paribas Wojtka Stępnia, który wpisał na platformie X:
„Polityka fiskalna w kolejnych dwóch latach będzie luźniejsza, niż byłaby, gdyby utrzymał się poprzedni rząd. Co więcej, zmiana rządu była prawdopodobnie jedyną szansą żeby powstrzymać fiskalne austerity, które w innym wypadku stawało się coraz bardziej prawdopodobne”
Jego zdaniem, rząd będzie starał się zmniejszać deficyt finansów publicznych, ale wolniej niż gdyby to się działo za obecnego rządu. „Generalnie deficyt będzie zmniejszany, tylko wolniej. Będzie go też łatwiej zmniejszać, bo będziemy mieli mocniejszy wzrost gospodarczy i będzie go łatwiej finansować” – uważa Wojtek Stępień.
Dodatkowym korzystnym czynnikiem dla nowego rządu byłby bardziej przyjazny stosunek organów Unii Europejskiej, co mogłoby zapobiec ostrym działaniom związanym z nałożeniem na nasz kraj procedury nadmiernego deficytu. W tej unijnej procedurze pozostawał rząd PO-PSL po kryzysie finansowym lat 2008-2009, kiedy deficyt sięgał 6% PKB. Polska pozostawała w tej procedurze 6 lat i dopiero w połowie 2015 r. zastrzeżenia do naszych finansów publicznych zostały wycofane.
Unijna procedura, według której deficyt finansów publicznych powinien zmierzać do poziomu nie większego niż 3% PKB i która nakazuje rządom realizowanie ostrych oszczędności w przypadku większego deficytu, została w całej UE zawieszona na czas pandemii, ponieważ wiele krajów walczyło z załamaniem koniunktury, pompując dodatkowe wydatki publiczne na wsparcie firm i gospodarstw domowych. Ta ulga obowiązuje jeszcze w 2023 r., ale od przyszłego roku powracają normalne reguły fiskalne. Według unijnego przeglądu budżetowego z wiosny 20 państw nie spełnia reguł w tym zakresie.
Rząd PiS zabiegał w Komisji Europejskiej o wyłączenie, w ocenie procedury nadmiernego deficytu, wydatków na obronność. To te wydatki najbardziej wzrosły w ciągu ostatnich 2 lat. Gdyby nie one deficyt mieściłby się w wyznaczonych ramach i nie byłoby ryzyka przekroczenia 3% PKB w kolejnych latach.
Co zrobi z budżetem nowy rząd?
Budżet państwa to nie jest tylko jedna z wielu ustaw przygotowywanych przez rząd, glosowanych w parlamencie i podpisywanych przez prezydenta (przy czym to jedyna ustawa, którą prezydent po otrzymaniu musi podpisać). To ogromny pakiet informacji o stanie naszego państwa, o gospodarce, o perspektywach rozwojowych, inwestycjach publicznych, systemach edukacji i zdrowia, obronności i bezpieczeństwa, i o portfelach niemal każdego i każdej z nas.
Przez ostatnich 8 lat, kiedy PO i PSL nie były u władzy, system finansów został zmodyfikowany, co często było krytykowane przez opozycję. Do trójfilarowego systemu finansów publicznych – rząd, samorządy i ubezpieczenia społeczne – doszły dwa potężne filary – Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju. Te dwa dodatkowe filary miały być wielkimi wehikułami inwestycyjnymi wspierającymi gospodarkę poza budżetem państwa.
Zasadniczo nie byłoby nic złego w takim dodatkowym wsparciu firm i mniejszych inicjatyw gospodarczych, gdyby nie rozbudowanie tych dwóch instytucji do monstrualnych rozmiarów w zakresie poręczeń i gwarancji, czyli – potencjalnych obciążeń dla finansów publicznych. Nawet ponad 300 mld zł mogło zostać w ten sposób „wypchniętych” z budżetu państwa, a według niedawnej oceny NIK ok. 190 mld zł mogło zostać wydanych w sposób nieefektywny, a nawet „chaotyczny”.
Wypychanie wydatków poza budżet rozpoczęło się w czasach rządu PO-PSL po wielkim kryzysie finansowym, kiedy Polska weszła w procedurę nadmiernego deficytu i konieczne wydatki na budowę dróg nie zmieściły się w budżecie państwa. Weszły więc w skład BGK jako krajowy fundusz drogowy.
Rząd PiS twórczo rozwinął ten pomysł, dodał m.in. fundusz kolejowy, a czasy pandemii to kolejny okres radosnej twórczości w tym zakresie. W ramach BGK powstał m.in. wielki fundusz przeciwdziałania Covid-19, który funkcjonuje do dziś, mimo że pandemia już się skończyła.
Mimo zastrzeżeń do sposobu wydawania niektórych środków w ramach funduszy pozabudżetowych, wiele inicjatyw, szczególnie w czasie pandemii, dobrze przysłużyło się firmom i gospodarce. BGK to bank założony przez II wojną światową, powołany do wspierania inwestycji ze środków publicznych, a idea PFR, wehikułu finansowego powołanego przez rząd PiS, to wspieranie miejsc pracy, co sprawdziło się w czasach pandemii.
Obie instytucje zostały stworzone głównie z myślą o poręczaniu i pożyczaniu pieniędzy, a nie ich rozdawaniu, ale na realizowane cele muszą pozyskiwać środki z emisji obligacji. Niestety dług zaciągany np. przez BGK (PFR od 2021 r. nie emituje obligacji) jest droższy niż ten zaciągany przez rząd, dlatego wielu ekonomistów wskazywało na nieefektywność tego rodzaju finansowani. Wydawane są po prostu dużo większe pieniądze na obsługę takiego zadłużenia.
Jednak największe zastrzeżenia dotyczą braku kontroli parlamentu nad środkami finansowymi tych dwóch instytucji. Ich budżety są zarządzane pod politycznym patronatem premiera, a Sejm dowiaduje się tylko o ogólnych celach i wynikach finansowych po fakcie. Rację mają więc ci, którzy widzą w tym obejście ustawy o finansach publicznych i ryzyko utraty demokratycznej kontroli nad dużą częścią publicznych pieniędzy, bo poręczenia i gwarancje idą na konto wszystkich Polaków, tak jak dług w ramach budżetu.
Konsolidacja finansów publicznych i powrót wydatków do budżetu państwa to proces, który wstępnie już się rozpoczął w tegorocznym budżecie, a w przyszłorocznym budżecie ma być kontynuowany.
Czy zastrzeżenia obecnej opozycji spowodują szybszą konsolidację finansów publicznych w ramach budżetu konstruowanego przez nowy rząd? Powinny. Ale trzeba zdać sobie sprawę, że te dwie instytucje wciąż mogą wykonywać pożyteczne dla państwa i rozwoju gospodarczego cele, tylko pod większą kontrolą sejmową. Poprawa w zakresie kontroli jest konieczna, ale – chyba nie powinna oznaczać likwidacji wszystkich form działania, nie należy wylewać dziecka z kąpielą.
Wybory, wybory, ale nadchodzi czas realizmu
Okołowyborcze deklaracje to jedno, a twarda rzeczywistość budżetowa to drugie. Nowy rząd musi przyjrzeć się budżetom poprzedników od środka. Kiedy już będzie miał dostęp do wewnętrznych danych z ministerstw, wtedy będzie mógł lepiej ocenić dalsze działania. Pojawia się sporo głosów za tym, żeby zacisnąć pasa, i że poprzednie budżety polegały na „rozdawnictwie”.
Czy nowy rząd zdecyduje się, może nie od razu, ale np. w kolejnym budżecie, na cięcia świadczeń społecznych, np. 800+, 13. czy 14. emeryturę albo na obronność? Cięcia mogą być konieczne, nie da się w dalszym ciągu utrzymywać tak gigantycznych deficytów w budżecie państwa. Ale nie na cięciach nowi rządzący powinni się skupić, a na nowym poukładaniu budżetowych klocków.
Doświadczenia polityczne z wielu poprzednich kadencji sejmowych i rządowych pokazują, że rząd, który koncentruje się tylko na „ochronie” budżetu, a nie na rozwoju kraju, zamyka sobie sporo perspektyw politycznych. „Rządy ochrony budżetu” przegrywały od ok. 20 lat wybory, więc narracja skoncentrowana tylko na cięciu wydatków społecznych i inwestycji publicznych, mimo że budżetowo może być skuteczna, może też być krótkowzroczna.
Źródło zdjęcia: Maciej Danielewicz