Ile może trwać procedura udzielania kredytu hipotecznego? To po części zależy od tempa, w jakim klient kompletuje dokumenty, ale jeśli już je wszystkie zgromadzi i złoży w banku, to – zgodnie z prawem – decyzja banku powinna zapaść w ciągu 21 dni. Tere fere. Jedna z moich czytelniczek procedurę kredytową przechodzi już od prawie… pół roku. Jak to możliwe?
Epopeja zaczęła się w październiku zeszłego roku, gdy pani Agnieszka – po podpisaniu latem aktu notarialnego zakupu mieszkania i wpłaceniu w ratach 150.000 zł – wystąpiła o kredyt za pośrednictwem doradcy Open Direct (polecił go deweloper).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Nasza zdolność kredytowa. Czy banki nie liczą jej zbyt optymistycznie?
Odsłona pierwsza: PKO BP i Mieszkanie dla Młodych
Moja czytelniczka po raz pierwszy w życiu starała się o kredyt hipoteczny, więc na sprawy proceduralne zarezerwowała sobie aż półtora miesiąca. Uspokajano ją, że przy dużym wkładzie własnym i wysokich dochodach procedura powinna być lekka, łatwa i przyjemna.
„Pensje z mężem mamy bardzo dobre, łącznie prawie 10.000 zł netto, więc również zdolność kredytowa została wyceniona przez doradcę na poziomie o wiele wyższym, niż kwota, która nam była potrzebna do dopłaty przez bank (a potrzebowaliśmy 190.000 zł). O kredyt byliśmy więc spokojni”
Zaczęło się od próby „wbicia się” w program Mieszkanie Dla Młodych (ostatnia dostępna pula pieniędzy była rozdawana na początku bieżącego roku). Z tego względu wybór padł na bank PKO BP, który – jak fama niosła – najszybciej procedował wnioski w ramach programu. Ale choć wniosek pani Agnieszki i jej męża został zapisany w systemie już 3 stycznia rano, to otrzymali odmowę z powodu wyczerpania limitu środków.
Oficjalnie pieniądze skończyły się dopiero kolejnego dnia rano, więc pani Agnieszka złożyła w banku reklamację. Z dzisiejszego punktu widzenia ocenia to jako błąd, bo tylko straciła dwa tygodnie oczekując na propozycję rozwiązania problemu przez PKO. Bank w swojej odpowiedzi zasłaniał się powolnością systemu.
Odsłona druga: ING, bo tanio. I z „przedłużką”
Po nieudanej próbie uzyskania preferencyjnego kredytu pani Agnieszka postanowiła zmienić bank. Ponieważ PKO BP nie przejął się kompletnie sytuacją, pani Agnieszka postanowiła nie brać tam kredytu na standardowych warunkach. W połowie stycznia wybrała się ponownie do doradcy Open Direct (to sieć franczyzowa Open Finance), by wybrać inny bank kredytujący. Wybór padł na ING, bo miał najkorzystniejszą cenowo ofertę.
Czytaj też: Jak porównywać oferty kredytów hipotecznych? Case study
Czytaj też: Bezpiecznie kupić mieszkanie na kredyt? W Polsce to często niemożliwe
Po dwóch tygodniach od złożenia wniosku okazało się, że do wydania decyzji bankowi brakuje karty pobytu męża pani Agnieszki (jest obcokrajowcem). Czytelniczka wysłała skan, ale szybko okazało się, że bank potrzebuje „podpisy klientów na piśmie, które potwierdza dodanie kolejnego dokumentu i przedłuża na wydanie decyzji o 21 dni od momentu dostarczenia go”.
Zamiast – jak to bywa w XXI wieku – honorować wiarygodny skan dokumentu, klienci musieli więc stawić się fizycznie tylko po to, by bank miał tzw. dupokrytkę, że przedłuża termin rozpatrywania wniosku. Było już wiadomo, że po dwóch miesiącach „zabaw” z PKO BP, czas procedur w ING z trzech tygodni wydłuży się do półtora miesiąca.
Czytaj też: Kredyt hipoteczny szybciej, uczciwiej i bez pułapek? Jest nowe prawo
„To jest bank czy dom wariatów?”
Decyzja wstępna – pozytywna – pojawia się jednak wcześniej. Bank prosi jednak o dosłanie potwierdzenia wpłat dokonanych do tej pory oraz dokumentu potwierdzającego adres zameldowania męża pani Agnieszki na terenie RP. Robi się nerwowo, bo z końcem lutego upływa termin wpłaty reszty pieniędzy deweloperowi.
Tymczasem na początku marca – po upływie półtora miesiąca od złożenia wniosku kredytowego, bank dochodzi do wniosku, że w umowie nie może być kwota całkowita kredytu (mieszkanie i garaż), ale kwoty muszą być rozbite na dwie części. I jest to dobry pretekst, by przedłużyć datę wydania ostatecznej decyzji o kolejne 21 dni. Potrzebna jest oczywiście znów wizyta w celu złożenia podpisu pod dokumentem potwierdzającym, że klienci nie mają obsolutnie nic przeciwko temu.
Pod koniec marca, gdy powoli kończy się druga 21-dniowa „przedłużka” w rozpatrywaniu wniosku, okazuje się, że dokument z adresem zameldowania męża pani Agnieszki jest niewystarczający.
„Bank informuje nas o tym prawie w ostatniej chwili, mimo iż dokument wysłaliśmy im mailem miesiąc wcześniej! Doradca zapewnił, że mamy już wszelki priorytet zarówno w banku, jak i w całym Open Finance i że zaraz po dostarczeniu dokumentu podpiszemy umowę. Załatwiamy dokument w urzędzie i dosyłamy go mailem, co jednak nie starcza bankowi, gdyż chce również naszych podpisów na… dokumencie, który ponownie (po raz trzeci!) przedłuża czas na wydanie decyzji o 21 dni od momentu dostarczenia go”
Pani Agnieszka w tym momencie czuła się już jak w domu wariatów. Bank za każdym razem „przypomina” sobie tuż przed końcem terminu na rozpatrzenie wniosku, że czegoś mu brakuje. I zamiast spróbować się spiąć i zakończyć procedurę, za każdym razem żąda zgody na „przedłużkę”, ciągając klienta po placówkach. A doradca finansowy nie jest w stanie nic zrobić poza opowiadaniem, że sprawa i klienci są „absolutnie priorytetowi”.
„Zrobiliśmy z mężem wyliczenia, ile będą kosztować nas odsetki ustawowe za kolejny miesiąc poślizgu, jeśli deweloper nie zgodzi się na kolejne przesunięcie wpłaty (miał ją dostać na koniec lutego, a potem na koniec marca). Bank jest u nas na czarnej liście. Również nasz doradca z Open Finance nadszarpnął nasze zaufanie. Nie było widać, by próbował to wszystko przyspieszyć, sami musieliśmy dzwonić i pisać do niego prosząc o interwencję. Mam wrażenie, że gdybyśmy mieli bezpośredni kontakt z bankiem, to byłoby nam o wiele łatwiej naciskać na przyspieszenie wydania decyzji”.
W pierwszym tygodniu kwietnia klienci już bezpośrednio zaczęli kontaktować się z bankiem, dochodząc do wniosku, że doradca finansowy tylko rzeczy spowalnia. Niestety, oprócz informacji, że wniosek jest w toku, pani z banku nie może podać żadnych innych informacji, bo wniosek składał doradca i to on jest punktem kontaktowym w sprawie. Doradca zaś twierdzi, że klienci są „w kolejce do decyzji finalnej”.
Czytaj też: Open Finance, czyli wysoka cena zniszczonej reputacji. Wiedziałem, ze zapłacą za grzechy. Ale że aż tak?
Czytaj też: Składasz wniosek kredytowy? W tym banku czas rozciąga się jak gumka od majtek
Czytaj też: To jakiś żart? Bank zażądał 3000 zł „kary” za kredyt, od którego klient odstąpił zgodnie z prawem!
Decyzja jest, ale… z błędem. Co dalej?
Szybko okazało się, że przy dostarczaniu dokumentów do banku zapodziało się gdzieś potwierdzenie jednego z przelewów, potwierdzającego wkład własny do kredytu. W te pędy został dostarczony. Bank łaskawie nie ściągał klientów do banku, żeby znów podpisali zgodę na przedłużenie rozpatrywania wniosku.
Zamiast tego wydaje wreszcie decyzję finalną. Ale zarówno ona, jak i wygenerowana w centrali umowa… zawierają błąd. Zamiast kwoty 197.000 zł, która była na wniosku i decyzji wstępnej, decyzja finalna opiewa na kwotę o 10.000 zł mniejszą.
„Dzwonimy do doradcy, który informuje, że czeka nas poprawienie umowy. Nie możemy umówić terminu podpisania umowy póki nie mamy poprawnej wersji umowy autoryzowanej przez centralę ING, gdyż z pewnością do placówki zostałaby przesłana niepoprawna wersja. Doradca ma nadzieję, że poprawka wkrótce zostanie uczyniona, a pieniądze z kredytu wreszcie uruchomione”
No, chyba, że w ING dojdą do wniosku, że system nie przepuści takiej niezgodności i trzeba będzie składać zupełnie nowy wniosek kredytowy. Ale czy to ma jeszcze jakieś znaczenie? Jest prawie połowa kwietnia. Klienci zaczęli się starać o kredyt w połowie października zeszłego roku, zaś w połowie stycznia tego roku w docelowym banku. Mamy XXI wiek, erę wysokich technologii, komunikacji elektronicznej. Kurtyna.
Czytaj też: ING udzieli kredytu hipotecznego całkiem przez internet. No, prawie
zdjęcie tytułowe: Free-Photos/Pixabay.com