Firma doradcza McKinsey raz w roku robi przegląd kondycji finansowej branży bankowej i stawia prognozy na najbliższą dziesięciolatkę. Teogoroczne opracowanie „McKinsey Global Banking Annual Review” jest szczególnie ciekawe, bo firma – a musicie wiedzieć, że McKinsey to kuźnia bankowych kadr dla całego świata, duża część prezesów polskich banków to „mckinseyowcy” – próbuje odpowiedzieć na pytanie co muszą zrobić banki, by przetrwać.
To bardzo ciekawe zagadnienie, chyba najważniejsze dziś dla bankowych top-managerów, którzy zastanawiają się jaka będzie rola banków w świecie, w którym – wiele wskazuje, że nieodwracalnie – straciły one monopol na zarządzanie naszymi portfelami. W erze internetu wiele dziedzin gospodarki jest zagrożonych, inne się zmieniają (choćby branża muzyczna, czy media – „konsumpcja” cyfrowa drastycznie zmienia modele biznesowe firm z tych sektorów gospodarki).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Czy placówki banków opustoszeją? Ilu pracowników straci pracę? Są nowe prognozy
Banki jako „rury z pieniędzmi”, bez dostępu do klientów?
Co czeka banki? Dziś ich sytuacja jest niezbyt radosna. Firmy technologiczne próbują wbić się między bankowców i klientów i na nowo zorganizować świat w taki sposób, by banki były niespecjalnie potrzebne. Wymiana walut w internecie? 20% rynku w Polsce mają już pozabankowe platformy. Szybkie pożyczki? 25% tych najmniejszych (do 4000 zł) zaciągamy poza bankami.
Pożyczki społecznościowe? U nas jeszcze nie „wybuchły”, ale w USA mają już 10% rynku. Usługi rozliczeniowe? Revolut, DiPocket lepiej odczytują potrzeby klientów i są tańsze, niż banki. Przelewy? Za chwilę zacznie się era kryptowalut i przelewy mogę przejść do historii. Zakupy internetowe? Rzecz ogarną fintechy takie jak PayU, PayPal.
Czytaj też: Jedna karga do wszystkich walut? Przelewanie kasy za granicę bez spreadu? Revolut-cja
To wszystko wygląda na kres ery banków – ewentualnie na zajawkę przerobienia banków na „rurociąg z pieniędzmi”. A więc: banki będą pożyczały pieniądze firmom, które udzielają pożyczek klientom. Albo: banki będą prowadziły rachunki klientów, ale cały ruch tych pieniędzy, łącznie z ich inwestowaniem, ogarną firmy technologiczne.
Fatalny wariant? Jest jeszcze gorszy. W skrajnie pesymistycznym scenariuszu bank jako instytucja specjalizująca się wyłącznie w obrocie pieniędzmi w ogóle przestanie istnieć. Firmy prowadzące działalność e-commerce, telekomunikacyjną itp. będą zakładały swoje banki. Za chwilę startuje we Francji bank założony przez telekom Orange. Bank Google’a albo Facebooka? Nie można wykluczyć. Chociaż z drugiej strony to co wszystkie te firmy robią w swoim podstawowym biznesie jest dziś znacznie bardziej rentowne, niż bankowość. Łatwiej więc „wynająć” bank do bycia „rurą”, niż go zabijać i tworzyć własny?
Czytaj też: Deloitte o europejskich bankach. To w przyszłości będzie biznes tylko dla frajerów?
Tyle, że bank, który jest „rurą” odciętą od dostępu do klienta, będzie jeszcze mniej rentowny, niż dziś. A z tym już teraz – jak pokazuje McKinsey – nie jest dobrze. Wskaźnik ROE, czyli zwrot na kapitale dla akcjonariuszy, wynosi dziś w światowej bankowości średnio 8,6%. To znaczy, że przeciętny akcjonariusz banku z każdych 100 zł wyciąga średnio 8,6 zł zysku (niekoniecznie w gotówce, czyli dywidendzie – także we wzroście kapitału banku). To niedużo, są branże (budowlanka, farmacja i kilka innych) gdzie ROE zahacza o 20%.
Nic dziwnego, że banki dziś notowane są na giełdach po cenach odpowiadających z grubsza jednokrotności księgowej wartości ich majątku. A więc inwestorzy płacą za akcję tylko tyle, ile mniej więcej wart jest majątek banku. Za kurę znoszącą złote jaja płaciłoby się więcej. Gdyby ten majątek dawał szansę na to, że będzie „produkował” wysokie zyski i dywidendy – byłby wyceniony wyżej.
Najwyżej wyceniane są – patrząc przez pryzmat ceny za akcję w odniesieniu do wartości księgowej majątku – banki w USA, Kanadzie i Australii (1,7-1,4 P/BV), w Chinach (1,3), zaś najtańsze są banki w Japonii (można kupić akcję po cenie odpowiadającej 0,4 jena za każdy jen wartości księgowej majątku przypadającego na akcję). Z Europą i Rosją też nie jest dobrze (0,7-0,8 P/BV).
Tak fintechy zjedzą banki? Już za 10 lat…
Przychody banków z roku na rok co prawda rosną, ale też w tempie dwukrotnie wolniejszym, niż wcześniej. To nie jest dobre tempo rozwoju tej branży, która wciąż jest kluczowa dla światowej gospodarki. Marże, które generują banki na obracaniu gotówką też są coraz niższe. Z obliczeń McKinsey’a wynika, że od 2010 r. przeciętna marża generowana przez bank spadła z 2,93% do 2,76% wartości obracanej gotówki. A po odjęciu kosztów ryzyka (czyli rezerw na złe kredyty) – 2,39% (239 punktów bazowych).
Najwyższą rentowność w działalności banków dają usługi zarządzania aktywami bogatych klientów (15-18% ROE), bankowości detalicznej (10-12% ROE), a słabie pracują bankowość inwestycyjna, czyli organizowanie pozyskiwania kapitału dla klientów banków (9-10% ROE) oraz korporacyjna, czyli obsługa dużych firm (6-8% ROE).
Co będzie dalej? Cóż, gdyby nie było fintechów, rewolucji mobilnej i tego całego zamieszania, pewnie byłoby tak, jak do tej pory. Banki byłyby biznesem opłacalnym dla akcjonariuszy, ale oferującym znacznie mniejszy zwrot z zainwestowanego kapitału, niż inne branże. McKinsey szacuje, że w 2025 r. możliwe byłoby osiągnięcie średniego ROE w branży na poziomie 9,3%.
To w dalszym ciągu tylko połowa tego, co można „wycisnąć” z innych segmentów gospodarki, ale… Niestety, McKinsey przedstawił też prognozę rentowości banków uwzględniającą digital disruption, czyli ekspansję niebankowych firm technologicznych, którą opisałem powyżej. I jej konsekwencje dla przychodów banków. Analitycy McKinseya snują wizję, że jeśli banki nic ze sobą szybko nie zrobią, będą za osiem lat biznesem dającym średnio 5,2% zwrotu z kapitału (ROE).
Czytaj też: Czy firmy fintech wygryzą banki? W jakiej działalności mają największe szanse?
Czyli mniej więcej tyle, ile można dostać na obligacjach krajów wschodzących lub porządnych światowych korporacji. Ta wizja nieuchronnie oznaczałaby upadek części banków, łączenie się z innymi. Ogólnie: ogromne zmiany i rozwałkę. Po co inwestować w bank, skoro tyle samo można zarobić inwestując w znacznie mniej ryzykowne obligacje?
Czterej jeźdźcy bankowej apokalipsy
Co banki mogą zrobić, żeby się obronić? Jest kilka opcji. Według McKinseya trzeba stawić czoła czterem trendom, które odpowiadają za digital disruption, czyli cyfrową ostrą jazdę. To cztery trendy to:
Utrata dostępu do klientów. Kiedyś banki miały monopol np. na pożyczanie pieniędzy. Dziś klienci mogą organizować sobie życie finansowe sami, np. pożyczać pieniądze od innych konsumentów, na platformach typu Lending Club. W USA takie przedsięwzięcia mają już prawie 10% całego rynku pożyczek konsumpcyjnych
Rozpakietowanie usług. Kiedyś żeby mieć dostęp do usług bankowych trzeba było mieć ich cały pakiet. A więc dostęp do możliwości deponowania pieniędzy był sprzedawany razem z usługami płatnościowymi (karta, konto). Teraz pojawili się pośrednicy, którzy umożliwiają kupowanie usług pojedynczo i bez pakietowania McKinsey podaje przykład PayPala, który umożliwia płacenie za zakupy w internecie. Klient może używać banku tylko do depozytu, a do płatności już nie
Komodyzacja usług finansowych. W XXI wieku konsumenci zaczęli traktować usługi finansowe tak, jak wszystkie inne. Idą do banku jak do sklepu z pieczywem. Albo z proszkiem do prania. Porównują proszek albo depozyt i wybierają ten sklep, w którym jest taniej. Kiedyś porównywanie produktów bankowych było trudne i pracochłonne, dostęp do banków nie był równy (np. w danym mieście były oddziały tylko dwóch banków, z tego jeden – na drugim końcu miasta). Teraz można porównać, wybrać i kupić produkt finansowy w ciągu kilku minut. To oznacza ogromny nacisk na marże.
„Niewidzialność”. Świat stał się tak kolorowy i oferuje tyle różnych atrakcji, że ludzie stracili chęć do myślenia o bankach i o pieniądzach. Jeśli potrzebują zapłacić za coś w sklepie, to chcą to zrobić szybko i bezboleśnie, nie rozmyślając o tym czy bank, który te płatności dostarcza, jest wiarygodny. Brand nie ma znaczenia, liczy się funkcjonalność. Jeśli chcę pożyczkę, to jest mi wszystko jedno która marka bankowa za tym stoi.
To nie jest nic wesołego, gdy stajesz się niewidzialny. Oferujesz usługę, która nie ma wielkiej wartości dodanej, jest tak powszechna jak prąd w gniazdku. Klient może w każdej chwili rozdzielić ją na mniejsze kawałki. Co więcej, twoja oferta w każdym momencie może być zamieniona przez klienta na tańszą (bo może on w pięć sekund porównać ceny różnych dostawców i kupić tańszą wersję).
Czytaj też: Banki a wzrost gospodarczy. Ile kasy można im zabrać, żeby nas za bardzo nie zabolało?
Antidotum? Być jak Gang Olsena
Co więc robić? McKinsey stawia tezę, że bankowcy powinni spojrzeć na gospodarkę inaczej. Ona dziś przestaje się dzielić na branże (np. bankową, budowlaną, farmaceutyczną), lecz na ekosystemy. I tak: mamy ekosystem pt. digital content, czyli zakupy gier, usługi VOD, streaming. Mamy ekosystem zdrowotny, usług publicznych, związany z mieszkaniem, podróżowaniem i mobilnością. Są też ekosystemy tzw. marketplace, czyli związane z organizowaniem handlu – konsumenckiego lub b2b. Banki muszą po prostu znaleźć się w środku każdego z tych ekosystemów, przyspawać się do nich.
Przykład? Analitycy wymieniają Danske Bank, który stworzył platformę Sunday.dk, która oferuje wyszukiwarkę nieruchomości, narzędzia do wyliczania jaka powinna być uczciwa cena wybranego domu, narzędzia do budżetowania zakupu i kosztów remontu, narzędzia do wnioskowania i wstępnej akceptacji wniosku kredytowego oraz wsparcie prawne transacji. A na koniec: pomoc po zakupie nieruchomości – usługi przeprowadzkowe, zakup lub wymiana mebli, przenoszenie subskrypcji telewizyjnych i internetowych.
Podobne platformy bankowe można sobie wyobrazić w innych ekosystemach, jak np. mobilność (porónywanie parametrów, zakup, najem długoterminowy samochodu, porównanie opłacalności różnych modeli używania aut, budżetowanie kosztów, abonamenty car-sharingowe, ubezpieczenie…), czy np. e-zakupy (porównywanie cen, finansowanie zakupu, szybka dostawa, ubezpieczenie, gwarancje, programy lojalnościowe…).
McKinsey uważa, że banki, które będą w stanie dostosować swoje modele biznesowe do powstałych w gospodarce ekosystemów, będą w stanie przywrócić swoją rentowność ROE do poziomów dwucyfrowych, a więc tych z czasów może nie najlepszych, ale przyzwoitych (10,5-14%). W im większą część ekosystemów danemu bankowi uda się wbić i im większy udział w tak definiowanych „rynkach” uda mu się uzyskać, tym lepiej będzie sobie radził pod względem rentowności.
Czytaj też: Czy nadchodzi koniec ery plastikowych kart płatniczych? Zastanawiające dane
Tak powinno być w każdym banku, czyli rozwalić (eko)system. Albo dwa
Najprostsza strategia udziału w ekosystemie to partnerstwo z graczem, który już tam jest. To oznacza możliwość sprzedawania usług finansowych klientom już obecnym w danym ekosystemie (w zamian za prowizję dla gracza, który daje dostęp do tych klientów). Można świadczyć usługi kapitałowe i bankowe dla partnera. Można kupić od tego partnera dane klientów, by w ten sposób dostać szansę zaoferowania im usług, można wnieść do partnerstwa swoje doświadczenie, licencję bankową i kapitał.
W tym kontekście raport McKinseya podaje jako przykład polskie Orange Finanse, czyli joint-ventures mBanku i operatora telekomunikacyjnego Orange. Efektem współpracy jest zaoferowanie klientom telekomu usług bankowości mobilnej oraz szybkich kredytów (np. na zakup telefonu). Orange Finanse ma 345.000 klientów, w tym 165.000 takich, którzy złożyli wniosek o kredyt i 85.000 osób, które założyły konto oszczędnościowe.
A np. Siam Commercial Bank dogadał się z kilkoma korporacjami taksówkowymi i utworzył system wygodnych płatności SCB Prompt Pay, który tak naprawdę jest usługą transferu pieniędzy. W tym roku w sieci będzie 10.000 taksówek. Jak dobrze pójdzie, może to być lokalny standard płacenia. Z kolei w polskich miastach można już nie kupować biletów na tramwaj lub autobus, bo organizacje płatnicze dogadały się z miejskimi firmami trasportu publicznego, by biletem była po prostu karta płatnicza.
Bardziej skomplikowana droga to poznanie potrzeb partnerów z sąsiadujących sektorów (np. telekomunikacja i transport), a następnie dostarczenie im rozwiązań, które pomogą połączyć usługi, zapewnić klientom możliwość łatwiejszej obsługi lub zakupu. Bank w takiej sytuacji sam jest operatorem platformy, która łączy ekosystemy. I na tym zarabia.
Przykład? Platforma WeChat, która obejmuje kilka ekosystemów, w tym mobilność (poprzez partnerstwo z Didi), podróże (połączyła się z eLong, chińską agencją podróży), a także restauracje (poprzez system FoodPanda, który obsługuje dostawę produktów zakupionych na platformie Wechat).
Albo chiński koncern ubezpieczeniowy Ping An. Zamiast zajmować się tylko ubezpieczeniami, wszedł w „usługi cyfrowe dla ludności”. Skoro już sprzedaje ludziom ubezpieczenia zdrowotne, to co mu szkodziło przy okazji udostępnić aplikację do umawiania się z lekarzami? Skoro sprzedaje ubezpieczenia podróżne, to może też oferować klientom online wynajem samochodów i mieszkań. I usługi bankowe, żeby za to wszystko zapłacić. Jak się ubezpiecza 250 mln klientów, to grzechem byłoby nie wkręcić ich w sąsiednie ekosystemy i na tym zarabiać.
Bankowiec musi przestać być bankowcem, by jego bank przetrwał?
Czego bankowcy muszą się jeszcze nauczyć, żeby sprawnie działać w nowym modelu? Cóż, wymogów, które wymienia McKinsey jest sporo, ale wśród nich oczywiście pojawia się „bądź bardziej przedsiębiorcą, niż bankierem”, „bądź bardziej otwarty na współpracę”, „lepiej korzystaj z danych, które posiadasz i z możliwości przetwarzania danych o klientach, które masz w swoich systemach”, „bądź bardziej elastyczny i szybko zmieniać kierunek działania”. I takie tam. W sumie nic nadzwyczajnego, każde bankowe dziecko już przecież tak działa.
Żartowałem. W raporcie są dość szczegółowe rekomendacje dla banków, którymi wszakże nie będę Was zamęczał, bo przecież nikt z Was nie zarządza bankiem. No, prawie nikt 😉
Cały raport do pobrania jest tutaj
zdjęcie tytułowe: hucky/Pixabay.com