Zamknięte dyskoteki i kluby rozrywkowe. W restauracjach, barach, hotelach – albo 30% obłożenia miejsc, albo sprawdzanie paszportów covidowych. Rząd ogłosił nowe obostrzenia na Covid. Czy w Polsce od 15 grudnia zaczną w praktyce obowiązywać paszporty covidowe?
Rząd ogłosił pakiet nowych obostrzeń covidowych. Nie ma to nic wspólnego z zeszłorocznym lockdownem – w końcu dziś mamy dostępną szczepionkę, zaś duża część Polaków jest już na Covid-19 uodporniona. Nowe obostrzenia na Covid-19 wzbudzają jednak duże kontrowersje. Największy „strzał” dostali właściciele dyskotek i klubów tanecznych, nocnych oraz rozrywkowych – ich biznesy za tydzień do odwołania mają być zamknięte.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale nie tylko oni muszą się szykować na zmiany. Od 15 grudnia do odwołania w restauracjach, kawiarniach, barach oraz hotelach i pensjonatach będzie obowiązywał limit 30% maksymalnej frekwencji. A więc w restauracji, w której jest 12 stolików, zajęte mogą być tylko cztery. A w hotelu na 40 pokoi będzie można udostępnić ludziom tylko 13.
Będzie wyjątek: to sytuacja, w której właściciel restauracji albo hotelu będzie mógł udowodnić, że ugościł jedynie osoby zaszczepione. W takiej sytuacji żadnych limitów nie będzie. Nie bardzo wiadomo, jak to ma działać w sytuacji, gdy prawo nie zobowiązuje obywatela do okazywania paszportu covidowego, ale skutek może być taki, że część miejsc gastronomicznych i wypoczynkowych będzie udostępniana tylko osobom z paszportami covidowymi. A więc: „nie masz obowiązku go pokazać, ale jeśli nie pokażesz, to cię nie wpuszczamy”.
Obostrzenia na Covid-19: rząd wymusi paszporty szczepionkowe
Tu jest cienkość, bo przy drzwiach trzeba będzie ustawić pracownika do sprawdzania paszportów covidowych (i to rosłego, bo niezaszczepieni niekiedy łatwo unoszą się honorem i zaczynają wymachiwać konstytucją), a po drugie nie bardzo wiadomo, w jaki sposób bronić się przed zarzutem odmowy obsłużenia człowieka tylko dlatego, że nie okazał dokumentu, którego okazać nie ma obowiązku.
No i po trzecie nie wiadomo, czy nie rozkwitnie czarny rynek fałszywych certyfikatów. Po czwarte – co poniekąd wynika z trzeciego – rząd oczekuje, że właściciel restauracji, baru czy hotelu będzie w stanie wykazać, że sprawdził paszporty. Albo więc będzie musiał zainwestować w system informatyczny, który będzie rejestrował paszporty covidowe, albo posadzić drugiego pracownika, który będzie rejestrował to, co ten pierwszy sprawdzał.
Czy nowe obostrzenia na Covid-19 mogą przynieść coś ważnego? Od 1 grudnia obowiązuje obniżenie frekwencji w restauracjach, kawiarniach, barach i hotelach do 50%. Nie zauważyłem, żeby ktoś się przejął (choć podobno jakaś pizzeria zaczęła obsługiwać tylko posiadaczy paszportu szczepionkowego).
Więc może limitem 30% też się nikt nie przejmie? Uważam mimo wszystko, że obniżenie limitu „zajętości” miejsc konsumpcji i wypoczynku do 30% spowoduje, że wiele z takich miejsc zacznie obsługiwać wyłącznie zaszczepionych, nie oglądając się na awantury i dodatkowe komplikacje w „działalności operacyjnej”.
Alternatywa w postaci utrzymywania biznesu na poziomie 30% „obłożenia” jest bowiem dość mało atrakcyjna. Niewiele jest hoteli, która mogą być rentowne przy takim obłożeniu. Restauracje mają na to nieco większe szanse, ale tu też tak ostre limity słabo rokują – zwłaszcza w przypadku restauracji popularnych, które do tej pory nie miały kłopotów z frekwencją.
Wygląda więc na to, że rząd wprowadza tylnymi drzwiami – nie brudząc sobie rączek – obowiązek okazania w wielu miejscach paszportu szczepionkowego. Obniżona do 30% frekwencja (lub obsługa „nur fur zaszczepieni”) ma dotyczyć również kin, teatrów i kościołów. W kinach zabroniony zostanie dodatkowo popcorn, nachos i cola (co naturalnie obniży frekwencję poniżej zakazów, bo kto by wytrzymał w kinie bez popcornu?).
Pracodawcy będą mogli żądać testów od pracowników? Ale jak?
Czy pod znakiem zapytania stoją imprezy sylwestrowe? W większości modnych miejsc rezerwacje są już od dawna zamknięte, co może oznaczać, że goście albo prewencyjnie powinni się do tego czasu zaszczepić, albo przygotować na losowanie, po którym dwie trzecie chętnych zostanie odesłanych z kwitkiem.
Jest też drugie obostrzenie sylwestrowe, częściowo sprzeczne z pierwszym – 31 grudnia i 1 stycznia w lokalach zamkniętych będzie mogło przebywać maksymalnie 100 osób (z wyłączeniem tych zaszczepionych). Nie ogłoszono natomiast żadnych ograniczeń dotyczących obecności publiczności na meczach oraz wydarzeń plenerowych, np. imprez sylwestrowych.
Od 20 grudnia do 9 stycznia dzieci będą się uczyły w trybie zdalnym (co nie jest wielkim bólem, bo mówimy de facto o kilku dniach przed świętami Bożego Narodzenia i kilku dniach po Święcie Trzech Króli, pomiędzy tymi datami i tak trwa w szkołach laba). Ograniczenia nie dotyczą przedszkoli ani żłobków.
Komplikacje czekają za to osoby podróżujące do pracy komunikacją publiczną. Od 15 grudnia w autobusach i tramwajach nie będzie mogło przebywać więcej niż 75% osób mogących zająć miejsca siedzące. To duża różnica w stosunku do stanu obecnego, gdy jedynym – działającym niestety czysto teoretycznie (bo nie egzekwowanym) – obostrzeniem jest konieczność posiadania maseczki na twarzy.
Szykuje się też, choć dopiero od marca 2022 r., obowiązek szczepienia dla medyków (nie tylko lekarzy, ale oni i tak są już prawie w całości zaszczepieni), nauczycieli oraz służb mundurowych. Trudno powiedzieć, dlaczego akurat policjanci, żołnierze, strażacy czy celnicy mają być objęci obowiązkowymi szczepieniami, a nie np. fryzjerzy czy kasjerzy w sklepach.
Rząd zapowiada też, że pracodawca będzie mógł wprowadzić obowiązek testowania pracowników, a koszty takich testów pokryje państwo. To byłby ciekawy pomysł, alternatywny do tego, który przewidywał możliwość sprawdzania przez pracodawców paszportów covidowych. Szczegóły na razie nie są znane.
Ale już widzę ryzyko wynikające z tego, że nie wiadomo, czy pracodawca może mieć – zgodnie z prawem – wgląd w dane medyczne pracownika. Na tym opiera się cały protest „Stop Segregacji Sanitarnej”,
Obostrzenia na Covid-19: łagodne, ale umarło o 170 000 Polaków za dużo
Trudno te wszystkie działania nazwać lockdownem, a jeszcze trudniej policzyć ich koszty z punktu widzenia gospodarki. Zależą one od tego, jak duża część przedsiębiorców postanowi wprowadzić obsługę „nur fur zaszczepieni” zamiast obniżyć frekwencję do 30% (oni raczej nie odczują spadku przychodów, bo ludzi mogących udowodnić zaszczepienie jest wystarczająco dużo).
Polski rząd bardzo długo czekał z ogłoszeniem ograniczeń w związku z rozpędzającą się czwartą falą Covid-19. Oficjalna liczba zmarłych od początku pandemii przekroczyła już 85 000 osób i rośnie w tempie ok. 500 osób dziennie. Jak tak dalej pójdzie, to mniej więcej w Sylwestra będziemy obchodzić „jubileusz” – 100 000 zmarłych oficjalnie na Covid-19.
Ale nieoficjalna liczba ofiar pandemii – uwzględniająca tych, którzy z powodu przeciążenia szpitali i niedostępności lekarzy nie zostali w porę wyleczeni – to już 170 000 osób (niektórzy mówią, że nawet 200 000).
Z niedawnego raportu „Health in a glance” wynika, że wśród krajów OECD (najbardziej rozwiniętych na świecie) Polska jest na drugim miejscu, jeśli chodzi o tzw. nadmiarowe zgony. Analitycy sprawdzili, o ile więcej umiera w różnych krajach ludzi niż zwykle (cytuję za portalem pulsmedycyny.pl).
Okazało się, że choć w Polsce na Covid-19 zmarło do tej pory ponad 2000 osób na każdy milion mieszkańców (na Węgrzech, najbardziej dotkniętych – aż 3000 osób na milion), o tyle jeśli chodzi o ogólną śmiertelność – wymiatamy. Na każdy milion Polaków umarło od początku pandemii aż 3500 osób więcej niż zwykle. Więcej nadmiarowych zgonów mają tylko w Meksyku.
Czy zaszczepieni powinni mieć priorytet leczenia w szpitalu?
Jakiś czas temu zastanawiałem się, czy rząd dobrze robi, że ma w nosie wysoką śmiertelność. Stawiałem odważną tezę, że teraz – skoro jest już dostępna szczepionka – może nie ma sensu ogłaszać lockdownów. Ponieważ umierają przeważnie niezaszczepieni, to być może trzeba pozwolić im umrzeć w ramach decyzji życiowych, które podjęli, zamiast zamykać w domu wszystkich.
Czytaj więcej na ten temat: Liczba zachorowań na Covid-19 szybko rośnie. Lockdown czy modlitwa? (subiektywnieofinansach.pl)
Wsparciem dla takiej strategii mogłoby być nawet wyznaczenie kontyngentów łóżek w szpitalach dla zaszczepionych i niezaszczepionych (tak, by ci pierwsi w razie potrzeby mieli zagwarantowane miejsce w szpitalu, a ci drudzy – tylko w miarę możliwości). Taki brak gwarancji miejsca w szpitalu w przypadku niezaszczepienia mógłby skłonić więcej Polaków do szczepień niż ewentualny zakaz wstępu niezaszczepionych do kina czy do restauracji.
Raptem 56% Polaków przyjęło przynajmniej jedną dawkę szczepionki. W pełni zaszczepionych jest 20,56 mln Polaków. To dość wstydliwa liczba w kraju, który liczy ponad 37,95 mln mieszkańców (w tym 9,6 mln dzieci, które do tej pory zaszczepić się nie mogły).
Z prostego rachunku wychodzi, że mamy w kraju jakieś 7,8 mln niezaszczepionych dorosłych. I choć eksperci od modelowania przebiegu pandemii szacują odsetek osób, które zetknęły się z wirusem lub przyjęły szczepionkę, na blisko 80%, to kłopot w tym, że ochrona zdrowia jest znów na granicy wyporności.
W dodatku wygląda na to, że Covid-19 można przechodzić więcej niż jeden raz. Wiadomo też, że zaszczepienie nie chroni przed zakażeniem. Przyjęcie szczepionki bardzo zwiększa natomiast prawdopodobieństwo takiego przebycia choroby, które nie będzie wymagało szpitala, wspomagania oddychania ani respiratora.
Prawdopodobnie wariant Omikron nie będzie ostatnią mutacją Covid-19, a więc – dopóki nie będziemy mieli sprawdzonego leku na Covid-19 – są trzy warunki ochrony przed śmiercią z powodu tej choroby. To szczepienie (mniejsze ryzyko ciężkiego przebiegu Covid-19), masowe testowanie w miejscach pracy (żeby zmniejszyć ryzyko zakażania ludzi tam, gdzie spędzają dużo czasu) oraz utrzymywanie dystansu społecznego.
Czytaj więcej o wariancie Omikron: Nowa mutacja koronawirusa przeraziła świat. Co może oznaczać Omikron dla naszych portfeli?
Druga opcja to wspomniane już pójście na żywioł – kto nie chce się szczepić, niech przejdzie możliwie szybko Covid-19. Ci, którzy nie umrą, zapewnią nam odporność stadną.
Wyborcy Trumpa umierają na Covid-19 częściej niż wyborcy Bidena
Rządowi bardzo trudno zrozumieć, że obowiązek szczepień, testowania i dystansu zmniejszyłyby liczbę zmarłych do momentu wynalezienia leku na Covid-19. Może byłoby łatwiej, gdyby z jakichś badań wyszło, że choroba eliminuje prawdopodobnie w większym stopniu jego bazę wyborczą niż bazę wyborczą konkurencyjnych partii.
Ciekawy tekst znalazłem w „Gazecie Wyborczej”. Amerykańskie Radio NPR zbadało korelację umieralności na Covid-19 i sympatii politycznych od maja, kiedy szczepionki są powszechnie dostępne. Okazało się, że mieszkańcy okręgów, które w ostatnich wyborach prezydenckich w większości (w ponad 60%) głosowały na Donalda Trumpa, umierają z powodu koronawirusa 2,7 razy częściej niż ci, którzy mieszkają na obszarach popierających Joego Bidena.
Im wyższe poparcie dla Trumpa, tym wyższa śmiertelność. W 10% najbardziej prorepublikańskich okręgów śmiertelność jest aż sześciokrotnie wyższa niż w najbardziej prodemokratycznych 10% stanów. Nie umiem ocenić wiarygodności tych badań, ale skoro zwolennicy prawicy mniej chętnie się szczepią, to ich wyższa umieralność na Covid-19 jest dość prawdopodobna.