W pierwszym półroczu 2020 r. sprzedaż kredytów bankowych spadła o blisko jedną trzecią – podaje Biuro Informacji Kredytowej. I spodziewa się, że w całym roku branża finansowa zanotuje spadek udzielonych kredytów o 23%. Ale przecież przed nami druga fala pandemii, zaś pierwsi klienci wracają z wakacji kredytowych. Bankowcy się zastanawiają: czy ci klienci wrócą do „życia” i będą regularnie spłacać kredyty, czy zasilą rzeszę „przeterminowanych” dłużników?
Biuro Informacji Kredytowej to najlepsze źródło wieści o stanie rynku kredytowego w Polsce. Przed wybuchem pandemii koronawirusa cykliczne raporty BIK lekko trąciły nudą, bo właściwie nic spektakularnego w trendach kredytowych się nie działo. Ale na najnowszy raport – obejmujący pierwsze półrocze 2020 r. – czekano z niecierpliwością.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Najnowsze dane pokazują bowiem, jak pandemia wpłynęła na rynek kredytów i pożyczek oraz w jakim stopniu przyczyniła się do pogorszenia jakości spłacanych kredytów. Z tych danych można też wyczytać, jaką politykę kredytową będą uprawiać banki, a więc komu będą udzielać kredytów, a kogo odprawią z kwitkiem.
Zero na lokatach, bo kredyty „siadły”
Dlaczego banki ścięły w ostatnim czasie oprocentowanie depozytów do symbolicznego poziomu? Wpłynęło na to obniżenie stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej (obecnie główna stopa wynosi 0,1%). Ale to niejedyna przyczyna. Banki potrzebują naszych depozytów, żeby prowadzić akcję kredytową. Jeśli ta jest w odwrocie, nie mają powodów, by przyciągać deponentów.
A właśnie z takim trendem mieliśmy do czynienia po wybuchu pandemii. Za jej początek przyjmuje się 15 marca, czyli dzień wprowadzenia narodowej kwarantanny.
Spadek wartości udzielonych kredytów odnotowano w każdym segmencie rynku. Najmniej „oberwało się” kredytom hipotecznym. W pierwszym półroczu banki udzieliły kredytów o wartości 31,2 mld zł, zaledwie o 0,4% mniej niż w pierwszym półroczu ubiegłego roku. W kredytach ratalnych, czyli zazwyczaj udzielanych w sklepach przy zakupie towarów, mamy 5,5-procentowy spadek (wartość sprzedaży to 6,5 mld zł od stycznia do czerwca 2020 r.). Stosunkowo niewielki spadek wynika z tego, że choć tuż po wybuchu pandemii akcja kredytowa w tym segmencie się załamała, to chwilę później wiele sklepów ożywiło działalność w handlu przez internet, oferując jednocześnie kredyt na sfinansowanie zakupów.
W pozostałych segmentach kredytowego rynku mieliśmy prawdziwą katastrofę. Dynamika sprzedaży kredytów gotówkowych siadła w pierwszym półroczu o jedną trzecią (25 mld zł udzielonych kredytów), a wartość przyznanych limitów na kartach kredytowych (2,1 mld zł) była o 42% niższa. Mniej więcej o jedną trzecią spadła też wartość przyznanych limitów kredytowych w kontach osobistych oraz chwilówek udzielonych przez firmy pożyczkowe, które raportują do BIK.
Wydaje mi się, że nie ma jednego źródła tego stanu rzeczy. Gdy pojawiło się zagrożenie koronawirusem, a rząd zamroził gospodarkę, nikt nie mógł przewidzieć, jak to się skończy (i nadal nikt tego nie wie). Zaczęliśmy zadawać sobie pytania o to, czy firma, w której pracujemy, przetrwa kryzys i czy będziemy mieć pracę. Wiele osób – całkiem słusznie – odłożyło wydatki i inwestycje na później, w tym te finansowane kredytem.
Drugą przyczyną tąpnięcia w kredytach jest polityka banków, które zaczęły zakręcać kurek z kredytami dla całych grup klientów. Na pierwszy ogień poszły osoby pracujące w branżach, które najbardziej ucierpiały wskutek pandemii, a więc handlu, turystyce, rozrywce czy turystyce. Niektóre banki po prostu stwierdziły, że tym klientom nie można udzielać kredytów, inne bardziej restrykcyjnie prześwietlają zdolność kredytową.
Dość ciekawie wygląda natomiast kwestia kredytów hipotecznych, na które popyt praktycznie nie zmalał. Dlaczego? Kredyt hipoteczny jest dziś produktem dla nieco lepiej sytuowanych klientów. To już nie te czasy, kiedy banki udzielały kredytów nawet na 130% wartości nieruchomości. Dziś trzeba mieć co najmniej 20% wkładu własnego. Poza tym zakup mieszkania to nie inwestycja w nową pralkę, a coś, co planuje się zwykle z dużym wyprzedzeniem.
Eksperci z BIK mają jeszcze inną teorię, która oczywiście nie wyklucza pierwszej. Ich zdaniem Polacy – w obliczu nieopłacalności deponowania oszczędności na bankowych lokatach – zaczęli szukać innych form lokowania kapitału, m.in. w nieruchomości, z częściowym wykorzystaniem kredytu.
Przeczytaj też: Przez pomyłkę kliknął nie tam, gdzie powinien i stracił… 20.000 zł. Dlaczego bank nie pomaga klientom chronić się przed takimi błędami?
Rośnie liczba kredytów zagrożonych
Drastyczny spadek akcji kredytowej boli oczywiście banki oraz klientów, którzy nie zarobią na lokatach, bo bankom nie zależy dziś na naszych oszczędnościach. Ale dane BIK pokazują coś jeszcze – pandemia i wywołany nią kryzys gospodarczy już doprowadziły do wzrostu kredytów niespłacalnych w terminie. To nie tylko problem dla banków, które muszą tworzyć rezerwy na niespłacane kredyty. Rosnący problem ze spłatą zadłużenia to problem społeczny i dramaty ludzi.
„W czerwcu ok. 700 mln zł kredytów gotówkowych wpadło do worka o nazwie opóźnione w spłacie 90+ dni, windykacja lub egzekucja, a w marcu wartość ta była o ok. 100 mln zł niższa. W ujęciu rocznym stanowi to już 6,7% wartości wszystkich udzielonych kredytów gotówkowych, które dotychczas tak dużego przeterminowania nie posiadały, a więc były w statusie pracującym. Procent ten informuje nas o bieżącym poziomie ryzyka portfela udzielonych kredytów gotówkowych, który jest, jak widać, niewiele niższy niż maksymalne oprocentowanie kredytów gotówkowych, które wynosi obecnie 7,2%”
– mówi Sławomir Grzybek, dyrektor departamentu Business Intelligence w Biurze Informacji Kredytowej.
Problem w tym, że do tej kategorii wpadają kredyty, których opóźnienie w spłacie przekracza 90 dni. Czyli dane na koniec czerwca pokazały, że już na początku lockdownu spora grupa klientów miała problem ze spłatą rat. A jak spłacaliśmy kredyty w kwietniu, maju i czerwcu? Tego dowiemy się dopiero za kilka miesięcy.
Pogorszenie się jakości portfela widać też w kredytach mieszkaniowych – od marca do czerwca udział kredytów zagrożonych (pod względem wartości) wzrósł z ok. 0,7 do 0,9%, czyli o ok. 70 mln zł.
Wielką niewiadomą jest też program bankowych wakacji kredytowych, w ramach których klienci mogli odroczyć – w zależności od oferty banków – od trzech do sześciu rat. W sumie takiej restrukturyzacji poddano aż milion kredytów detalicznych i firmowych. Znam ludzi, którzy nie stracili pracy, ale skorzystali z wakacji „na wszelki wypadek”. Wydaje mi się, że są to raczej wyjątki. Większość osób po przerwę w spłacie kredytu sięgnęła, bo faktycznie ucierpiała wskutek pandemii i kryzysu gospodarczego.
BIK szacuje, że do tej pory z wakacji kredytowych wyszło ok. 30% klientów. Czy po tej przerwie wrócą do regularnej spłaty zobowiązań, czy ich kredyty powiększą liczbę zagrożonych? To wielka niewiadoma i potencjalnie tykająca bomba kredytowa. Czegoś więcej na ten temat dowiemy się pod koniec roku, kiedy spływać będą kolejne dane.
Przeczytaj też: Ceny mieszkań: wielkie przegrupowanie. Cztery trendy na drugie półrocze, czyli jakie mieszkania będą teraz w cenie?
Przeczytaj też: Czy banki mogą wykorzystywać obniżki stóp procentowych do niesprawiedliwego powiększania marż kredytowych? Pierwsi klienci idą do sądu
BIK umiarkowanie optymistyczny, ZBP szykuje się na (naj)gorsze. I prosi władze o pomoc dla banków
Opublikowane dane nie napawają optymizmem, a przecież trzeba pamiętać, że prawdopodobnie nadciąga druga fala pandemii. Resort zdrowia podał właśnie informację o rekordowej liczbie zdiagnozowanych dziennych przypadków zakażeń koronawirusem. Rząd już przebąkuje o tym, że być może będziemy musieli wrócić do niektórych obostrzeń znanych z marca i kwietnia.
Może się to skończyć kolejną falą zamrażania gospodarki. Przykładem może być branża weselna, której wartość szacowałem niedawno na ok. 10 mld zł rocznie. Rząd zezwolił na imprezy do 150 osób, ale wiele wskazuje na to, że stały się one ogniskami rozprzestrzeniani się koronawirusa.
Eksperci BIK, choć mają świadomość ponownego lockdownu, na rynek kredytowy patrzą z umiarkowanym optymizmem. Prognozują, że w całym 2020 r. wartość udzielonych kredytów gotówkowych będzie „tylko” o 23% niższa niż w ubiegłym. W przypadku kredytów mieszkaniowych i ratalnych spadek akcji kredytowej ma sięgnąć 8%.
Umiarkowany optymizm wynika też z raportu finansowego Banku Millennium, pierwszego, który przekazał swoje wyniki za pandemiczne półrocze. Analitycy, prześwietlający dane z Banku Millennium, widzą przesłanki, że najgorsze już za nami. Ogłoszone właśnie wyniki finansowe mBanku za półrocze też są „tylko” kiepskie, ale nie dramatyczne. Wynik odsetkowy – 1,01 mld zł (rok temu było 998 mln zł). Wynik prowizyjny – 363 mln zł (301 mln zł przed rokiem). Zysk netto – uwzględniający rezerwy na złe kredyty – 87 mln zł (rok temu było 372 mln zł).
Związek Banków Polskich szykuje się jednak na najgorsze, a więc na credit crunch, czyli kryzys kredytowy. ZBP zaproponował pakiet rozwiązań, które mają przygotować sektor bankowy na taki scenariusz. Bankowcy chcieliby m.in., żeby rząd zrezygnował z podatku bankowego od kredytów udzielonych po 15 marca oraz, żeby banki mogły zaliczyć do kosztu uzyskania przychodów rezerwy i odpisy utworzonych na kredyty udzielone po wprowadzeniu lockdownu. A to oznaczałoby niższą podstawę do opodatkowania.
Poza tym bankowcy chcieliby, żeby połowa pobranego podatku bankowego (do tej pory banki płaciły rocznie ok. 4 mld zł z tego tytułu) zasiliła fundusz przymusowej restrukturyzacji przy Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, czyli m.in. na pomoc bankom, które na skutek „kryzysu kredytowego” staną u progu bankructwa.
Przeczytaj też: Stopy procentowe są już prawie zerowe. Kredyt potanieje? Niestety, nie każdy. Marże już ruszają w górę
Kredyty tylko dla najlepszych klientów. Historia kredytowa ma znaczenie
Co to wszystko oznacza dla osób, które planują zaciągnąć kredyty? Ryzyko kredytowe znacząco wzrosło, a to oznacza, że banki będą koncentrować się na swoich, sprawdzonych klientach i do nich kierować ofertę kredytową. Ten trend zresztą już można zaobserwować:
„Naturalnym jest, że banki, w obliczu rosnącego ryzyka, podnoszą wymagania wobec kredytobiorców i są bardziej skłonne do przyznawania finansowania znanym, własnym klientom. Widać to już w poziomie akceptacji wniosków kredytowych w przypadku klientów z wyższą oceną punktową. Poza zdolnością kredytową, jeszcze większej wagi nabiera dobra historia kredytowa”
– mówi Mariusz Cholewa, prezes BIK. Słowem: „załatwienie” kredytu przestaje być formalnością. To z kolei może wywołać inny społeczny problem. Ludzie odcięci od bankowego finansowania mogą trafić do pożyczkowego podziemia. W normalnych czasach tę niszę wypełniały firmy pożyczkowe, ale dziś balansują one na krawędzi przetrwania. W ramach tarcz antykryzysowych rząd zmusił je do obniżenia pozaodsetkowych kosztów pożyczek.
Jak podaje Fundacja Rozwoju Rynku Finansowego, w ciągu 100 dni obowiązywania nowych regulacji część firm zniknęła z rynku, niektóre zawiesiły działalność, a pozostałe firmy musiały zaostrzyć wymogi kredytowe. W efekcie branża zanotowała ponad 50-proc. spadek sprzedaży chwilówek. Ale – paradoksalnie – te, które przetrwają, będą mogły zagospodarować niszę po bankach, które skupią się na lepiej sytuowanych klientach.
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”:
O RYNKACH PO WIRUSIE
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” naszym gościem jest jeden z najbardziej doświadczonych w Polsce analityków rynku kapitałowego – Wojciech Białek. Opowiada o tym jak widzi przyszłość naszych portfeli w najbliższych latach, miesiącach, a nawet dziesięcioleciach. Przepraszamy za niską jakość nagrania, z przyczyn „społeczno-dystansowych” nagrywaliśmy przez internet i niestety akurat z łączami nie było w tym czasie najlepiej. Aby posłuchać wejdź w ten link