Milion osób poprosiło o wakacje kredytowe, a tylko w pierwszym miesiącu trwania pandemii wartość kredytów zagrożonych wzrosła o 2,5 mld zł. A to dopiero początek kredytowych problemów. Zespół wczesnego ostrzegania na rynku finansowym, czyli Komitet Stabilności Finansowej, alarmuje: „grozi nam credit crunch”, czyli zjawisko, które może zaprzepaścić wysiłek wszystkich tarcz antykryzysowych polskiego rządu. Finansiści mówią, że mamy tylko kilka tygodni, żeby znaleźć lekarstwo. Ale czy rzeczywiście jest się czego bać? A może to zwyczajowe stękanie finansistów, którym nie trzeba się przejmować?
Polskie banki są jak solidny sportowiec. Może nie jest już w szczytowej formie, może już nie zdobywa tylu złotych medali i nie jest najlepszy w Europie (sektor bankowy najlepsze lata, czyli czasy najwyższej rentowności, ma już za sobą), ale jest generalnie w dobrej kondycji. Zarabia rocznie po kilkanaście miliardów złotych i ma kapitał własny sięgający 20% skali prowadzonej działalności. W normalnych warunkach nie groziła mu żadna nagła „kontuzja”.
- Technologia to serce każdego fintechu. Coraz częściej fintechy udostępniają swoją wiedzę… innym firmom, także finansowym. Za pieniądze [MOŻNA SPRYTNIEJ]
- Odwieczny dylemat: używać czy posiadać? Oni wynajmą Ci telefon nowy lub używany. Na długo lub na krótko. Komu to się opłaci? I ile kosztuje? [TELEKOMUNIKACJA NA NOWO]
- Inwestycja w fotowoltaikę jest dziś mniej przewidywalna niż kiedyś. Ale wciąż są ulgi i dotacje, które ograniczają ryzyko. Jak je „podnieść”? [GO GREEN]
Ale przyszła pandemia, a z nią seria finansowych nieszczęść: obniżka stóp procentowych niemal do zera (a wraz z nią drastyczny spadek maksymalnej ceny kredytu), spadek popytu na kredyt ze strony klientów, spodziewane pogorszenie spłacalności tych kredytów, które już zostały udzielone.
„Grozi nam credit crunch” – ostrzega Komitet Stabilności Finansowej. To taki „zespół wczesnego ostrzegania” na rynku finansowym, w skład którego wchodzi szef KNF, wiceminister finansów, członek zarządu NBP i szef Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Pod koniec tygodnia Związek Banków Polskich poinformował, że rządzący krajem mają już tylko kilka tygodni na przedyskutowanie tego, jak wspierać gospodarkę, zanim fala tsunami dotrze do banków.
Co się stanie, gdy będziemy mieli credit crunch?
Credit crunch to sytuacja, w której banki odcinają gospodarce „prąd”, czyli zamykają kram z kredytami. Może to się zdarzyć z powodu braku dostatecznie dużej wartości kapitału (ale polskie banki mają go dużo), albo z powodu zbyt dużego ryzyka udzielania kredytów. I dokładnie na ten drugi czynnik zwraca uwagę Komitet Stabilności Finansowej.
Jak zadziała ten mechanizm? Ludzie zaczęli już tracić pracę i nie będą mieli pieniędzy na spłatę zobowiązań, więc banki będą musiały zwiększyć rezerwy na niespłacane kredyty. Części pieniędzy już nigdy nie uda się odzyskać. Aż 55% polskich pracodawców szacuje, że nigdy nie wróci do stanu zatrudnienia sprzed pandemii. Bezrobocie na koniec roku może wynieść 10%, a to by oznaczało o milion ludzi bez pracy więcej niż było przed pandemią.
Banki reagują na wzrost wartości nie spłacanych kredytów w czasie kryzysu gospodarczego tylko w jeden sposób – rosną marże nowo udzielanych kredytów (wyższe ryzyko jest wliczane w cenę pożyczanego pieniądza) i stawiane są klientom dodatkowe warunki, których wcześniej nie było. Na przykład: 30% wkładu własnego w kredyt hipoteczny. Taki wymóg z definicji zamyka drogę do kredytu pewnie dwóm trzecim chętnych.
W bankach pojawiają się też tzw. czarne listy branż, którym nie wolno udzielać kredytów. Które to branże? Zawody związane z turystyką, eventami, organizacją szkoleń terenowych… KSF dopisuje do tej listy hotele, pensjonaty, usługi gastronomiczne i część handlu detalicznego (poza handlem artykułami pierwszej potrzeby i handlem wysyłkowym). Firma CBRE, analizująca rynek nieruchomości komercyjnych potwierdza, iż banki zaostrzyły kryteria udzielania finansowania i oferują mniejsze kredyty, oczekując wyższych poziomów najmu powierzchni handlowych oraz przedsprzedaży projektów mieszkaniowych, a marże kredytowe wzrosły o 0,3-0,6 pkt. proc.
Polacy lubili się zadłużać. Teraz poniesiemy tego konsekwencje?
35% – tyle wynosi w Polsce zadłużenie gospodarstw domowych w stosunku do PKB, co jest jednym z najniższych wyników w Europie – wynika z danych raportu InfoDług z czerwca 2019 r. To niezły wynik, na granicy dolnego przedziału wskazanego w badaniach MFW jako zakres optymalny dla wzrostu gospodarczego. I – jak widać na wykresie – ta wartość się raczej nie zmienia w ostatnich latach. Zadłużenie gospodarstw domowych do PKB w Niemczech wynosi 86%, we Francji 112%, a w Wielkiej Brytanii 140%.
Ale ten medal ma też drugą stronę. Okazuje się, że kredyty konsumpcyjne stanowią dość dużą, na tle innych krajów UE, część portfela kredytowego banków w Polsce (16% kredytów dla sektora niefinansowego, ok. 8,9% PKB). To trzecia najwyższa wartości w Europie. Dla porównania w 2008 r. było to 6,7% PKB, a w 2009 r. rekordowe 9,8% PKB (wtedy wzrost PKB nam przyhamował).
Dodatkowo znaczna część to kredyty wysokokwotowe, szczególnie wrażliwe na pogorszenie się koniunktury. Według danych BIK średnia wartość kredytu konsumpcyjnego w Polsce to ok. 18.000 zł.
Poniżej kilka obrazków z comiesięcznego raportu Bankowego Funduszu Gwarancyjnego na temat sytuacji kredytowej w gospodarce. Jak na dłoni widać komu i ile jesteśmy winni: firmy i konsumenci z podziałem na kredyty mieszkaniowe (z rozróżnieniem walutowych), konsumpcyjne.
Ponad 60% długu w bankach to należności konsumentów – z tego 452,5 mld zł to kredyty mieszkaniowe, a 177,5 mld zł – kredyty konsumpcyjne. Firmy są winne bankom „jedynie” 347 mld zł.
Czytaj też: Ujemne oprocentowanie depozytu? Sprawdzamy czy to w ogóle byłoby zgodne z polskim prawem
150 mld zł kredytów na straty?
W ostatnich dniach Związek Banków Polskich podsumował liczbę udzielonych „wakacji kredytowych”. W Polsce odroczenie spłat kredytu banki oferowały do tej pory dobrowolnie, bez narzucania zmian w prawie, choć Tarcza Antykryzysowa 4.0 sankcjonuje już warunki wakacji. Wakacje uregulowane prawnie są m.in. w Niemczech, Włoszech, Hiszpanii, w Czechach, czy Węgrzech. Dobrowolne: w Holandii, krajach skandynawskich i Irlandii.
Do tej pory o odroczenie rat kredytów zawnioskował milion klientów indywidualnych i 110.000 firm. Z kolei Ministerstwo Rozwoju podaje, że zawieszonych jest 3,7 mln kredytów konsumenckich i 0,5 mln hipotecznych. Czy 1 milion klientów i niecałe 4 mln odroczonych kredytów to dużo? W sumie różnego rodzaju kredyty spłaca w Polsce 15 mln osób, więc na „wakacje” kredytowe zdecydowało się 6,6% osób.
Pytanie brzmi: czy te wakacje nie będą najdłuższymi wakacjami w życiu, tzn. czy klienci przypadkiem nie zaprzestaną w ogóle spłat? Na razie banki przygotowują możliwość przedłużenia „wakacji kredytowych” do sześciu miesięcy. Z danych BFG widać, że w marcu nieproporcjonalnie dużym stopniu wzrosła liczba niespłacanych kredytów tzw. fazy 3, czyli kredytów zagrożonych, które nie są spłacane od 90 dni (faza 1 to kredyty normalne, a faza 2 – kredyty pod obserwacją).
O ile na koniec lutego wartość kredytów zagrożonych wynosiła 72,6 mld zł, to na koniec marca już 75,1 mld zł. Oznacza to wzrost w ciągu miesiąca o 2,5 mld zł, a rok do oku o 2,3%. Na razie największe problemy mają firmy – aż 1,4 mld zł to właśnie kredyty firmowe.
Rozkład kredytów zagrożonych wygląda następująco:
- przedsiębiorstwa – 31 mld zł
- konsumpcyjne – 19,2 mld zł
- mieszkaniowe – 10,5 mld zł (w tym walutowe 4 mld zł).
ZBP ostrzega, że portfel kredytów nieregulowanych w terminie może się zwiększyć w ciągu 2,5 roku mniej więcej trzykrotnie. A to by oznaczało wzrost liczby straconych kredytów do rekordowej wartości 150 mld zł! Dom Maklerski Trigon obliczył, że w ciągu w ciągu najbliższych dwóch lat łączne, dodatkowe rezerwy kredytowe wywołane koronawirusem wyniosą 14 mld zł, niszcząc połowę zysków banków. Związek Banków Polskich oszacował tegoroczny spadek zysków banków na 85%.
Najbardziej zagrożone utratą płynności i brakiem możliwości spłacania rat są niektóre branże i zawody. KSF wziął pod lupę strukturę portfeli kredytów dla przedsiębiorstw według branż oraz kredytów dla gospodarstw domowych według zatrudnienia. Najważniejszy wniosek: najwięcej kredytów konsumpcyjnych (procentowo) udzielono pracownikom sektora przemysłu – 18%, handlu – 10% i… nauczycielom – 5,5%.
Najbardziej zagrożone mogą być kredyty pracowników handlu. W tej branży pracuje ponad 2 mln osób, a sklepy były zamknięte przez prawie trzy miesiące. Po otwarciu klienci nie chodzą na zakupy tak chętnie, a wiele placówek zamyka się na zawsze. Grozi to trwałą utratą płynności finansowej i brakiem możliwości spłacania rat.
Marek Lusztyn, który był prezesem Banku Pekao, a także odpowiadał w banku m.in. za pion ryzyka, w rozmowie z agencją ISBnews ostrzega, że większości strat kredytowych jeszcze w ogóle nie widzimy, bo banki ich nie zdążyły rozpoznać:
„Biorąc pod uwagę infrastrukturę prawną, którą mamy wokół gospodarki, uwzględniając wakacje kredytowe, różnego rodzaje tarcze dla przedsiębiorców, strat i opóźnień w płatnościach na dziś jeszcze nie widać. Będą one widoczne dopiero w momencie, kiedy skończą się programy subsydiów, czy wakacje kredytowe i będziemy jako gospodarka wracali do pewnego normalnego rytmu, czyli gdzieś na przełomie czwartego kwartału tego roku i pierwszego kwartału przyszłego roku”
Prezes Związku Banków Polski zapowiedział właśnie, że wkrótce ogłosi program przeciwdziałania kryzysowi kredytowemu na polskim rynku. Niewykluczone, że będzie on związany z postulatami branży bankowej dotyczącymi reformy podatku bankowego.
„Chcemy te działania podjąć możliwie jak najszybciej, na kilka miesięcy przed spodziewanym istotnym wzrostem odsetka kredytów nieregularnych w polskiej bankowości”
Dlaczego wszyscy się boją credit crunch?
Dlaczego credit crunch jest groźny? Przecież to, że banki nie będą zarabiać pieniędzy z powodu strat kredytowych nie jest jakąś narodową katastrofą, zwłaszcza, że do tej pory zarabiały nieźle. Że nie będą udzielały kredytów? No to co? Kiedyś zaczną, bo będą musiały na czymś zarabiać. Wszystkich pieniędzy z depozytów nie da się ulokować w obligacjach Skarbu Państwa na 1-1,5% rocznie.
Problem polega na tym, że credit crunch jest jak spirala, która wkręca całą gospodarkę w recesję. Im mniej kredytu dla firm, tym mniej inwestycji, a od nich zależą miejsca pracy. Z kolei im mniej kredytu dla ludzi, tym mniej konsumpcji, od której zależy popyt w gospodarce. A im mniej kredytów hipotecznych, tym słabiej działa koło zamachowe całej gospodarki, czyli budownictwo.
Krótko pisząc: credit crunch może zaprzepaścić wysiłek wszystkich tarcz antykryzysowych oraz Tarczy Finansowej PFR. Firmy, owszem, przeżyją kilka miesięcy, ale zaraz potem zaczną padać, jak muchy, zwalniać ludzi i zaprzestawać spłacania swoich zobowiązań. Tarcze antykryzysowe są jak zapłon w silniku. Uratowana płynność firm musi zostać „podlana” popytem konsumentów i dostępem do kredytu. Jeśli silnik mimo wszystko nie ruszy (choć powinien), będą kłopoty.
Wszyscy z niepokojem czekają na wrzesień, październik. Wtedy zaczną wygasać programy pomocowe. Świat finansów ogląda się na państwo i z nadzieją oczekuje, że programy ratowania firm przyniosą efekty i lawinowego wzrostu bezrobocia oraz upadłości firm nie będzie. Jeśli konsumenci będą w stanie generować gotówkę, to będą w stanie spłacać raty. Ale jeśli zacznie iść w górę wartość nie spłacanych kredytów, to spirala credit crunch niszcząca gospodarkę może być trudna do zatrzymania.
Co można zrobić? Związek Banków Polskich będzie namawiał rząd do uproszczenia niektórych przepisów, procedur dotyczących restrukturyzacji firm, poluzowania węzłów regulacyjnych krępujących bankowcom ruchy. Jakie to będą dokładnie postulaty? Nie wiadomo.
źródło zdjęcia: PixaBay