25 maja 2020

Koronawirus pochłonął już 1000 ofiar w Polsce. Dlaczego krzywa zachorowań nie chce spadać? Czy grozi nam pełzająca epidemia? A może „scenariusz japoński”?

Koronawirus pochłonął już 1000 ofiar w Polsce. Dlaczego krzywa zachorowań nie chce spadać? Czy grozi nam pełzająca epidemia? A może „scenariusz japoński”?

„Pękł” tysiąc zmarłych na koronawirusa. Krzywa zachorowań nie chce spadać, ale dzienna liczba ofiar w ostatnich dniach zdaje się obniżać. Szybkie zamknięcie kraju i błyskawiczne „zamrożenie” gospodarki sprawiło, że na starcie walki z epidemią Polska znalazła się w uprzywilejowanej pozycji. Ale wciąż grozi nam tląca się epidemia – najgorszy możliwy scenariusz dla gospodarki. Czym by to groziło? I kto musiałby zapłacić za to rachunek? A może jednak wszystko rozejdzie się po kościach?

Wobec rządzących można mieć wiele zarzutów dotyczących przekrętów i korupcji wokółkoronawirusowych, ale na groźbę fali epidemii zareagowali prawidłowo. Błyskawicznie zamknęli kraj i „zamrozili” gospodarkę oraz zaczęli zwiększać „moce przerobowe” szpitali zakaźnych.

Zobacz również:

Jak się okazuje – nie trzeba było tych mocy testować. Z najpierw 10.000, a potem 20.000 miejsc przygotowanych dla chorych na koronawirusa zajętych było w najgorętszym momencie 2.500. Sytuacja okazała się lepsza, niż wskazywały na to marcowe prognozy, także te, które snułem osobiście. I dobrze, bo te 20.000 miejsc to mógł być potencjał „papierowy”. Do obsługi łóżek i respiratorów i tak zabrakłoby lekarzy i pielęgniarek. Ustabilizowała się sytuacja jeśli chodzi o liczbę umierających ludzi – a w ostatnich dniach znacząco się poprawiła, bo spadła ona do wartości jednocyfrowej (tego jeszcze nie widać na poniższym wykresie).

Stan polskiej ochrony zdrowia jest kiepski i choć to rządzący zań odpowiadają, to przynajmniej starczyło im rozumu, by zdawać sobie sprawę ze słabości i zrobili wszystko, by nie naprężać tej liny.

Jedni „zagłodzili” koronawirusa, inni chcą go pokonać w otwartej walce

Formalnie sytuacja Polski w walce z epidemią jest wciąż dobra. W chwili, gdy piszę ten felieton, mamy 21.000 zakażonych i ok. 1.000 ofiar koronawirusa (tak naprawdę pewnie trochę więcej, bo wiemy, że były zastrzeżenia co do rzetelności tych wyliczeń). Dziennie umierało w ostatnich dniach 10-20 osób (ale w ostatnich dwóch dniach łącznie tylko kilka). W USA – codziennie życie w walce z wirusem traci ponad 1.000 osób dziennie, w Wielkiej Brytanii – 350 osób. Na całym świecie – 5.000 ludzi.

Kłopot w tym, że wciąż nie udało nam się zmniejszyć liczby nowych zakażeń. Z dnia na dzień wykrywamy 300-400 zakażeń i coraz bardziej przypomina to ranę, która nie chce się goić. Marzeniem byłaby sytuacja, którą udało się osiągnąć Japończykom. Oni też mieli w pewnym momencie 500 nowych przypadków dziennie, a teraz ich liczbę zbili do 50 dziennie (proponuję obejrzeć wykresy poniżej).

Generalnie są dwie strategie walki z koronawirusem. Podstawowa – wydawało się, że tę stosuje Polska – polega na „odcięciu tlenu” wirusowi. Zamknięcie kraju (czyli dopływu „nowego” wirusa) oraz zamknięcie ludzi w domach powinno spowodować, że nie będzie nowych zakażeń. Kto zachoruje, to zachoruje, a niektórzy trafią do szpitali. Po kilku, kilkunastu tygodniach liczba zakażeń siłą rzeczy zbliża się do zera, a wirus jest „zagłodzony”.

Druga strategia polega na zgodzie na stopniowe, zbiorowe uodpornienie społeczeństwa, a przynajmniej tej jego części, która statystycznie znosi koronawirusa lepiej. Nie „zamraża” się wtedy gospodarki, a jedynie izoluje grupy podwyższonego ryzyka i rekomenduje ludziom ograniczenie kontaktów. Wirus się rozpowszechnia w sposób wolniejszy, niż naturalnie, ale dopóki nie zagraża to wydolności ochrony zdrowia – można sobie na to pozwolić.

Polska kontra koronawirus: znajdziemy się w bolesnym rozkroku?

Pierwsza strategia oznacza ogromne koszty dla gospodarki, ale w miarę szybkie uporanie się z epidemią w kontekście lokalnym, a druga – wysokie koszty ochrony zdrowia i większą liczb ofiar oraz rozciągnięcie problemu w czasie. Korzyść z drugiego scenariusza jest taka, że uodpornione społeczeństwo daje możliwość otwarcia granic i korzystaniu np. z potencjału turystyki, najważniejszej dziś branży w światowej gospodarce. „Zagłodzenie” wirusa (czyli scenariusz pierwszy) powoduje konieczność pilnej kontroli granic pod kątem napływu „nowego” wirusa.

Ważne, żeby na którąś się zdecydować. Na pierwszą powinny się „pisać” państwa biedniejsze, a na drugą – bogate, silne i sprawne w zarządzaniu problemami. Taką właśnie strategię zastosowali Szwedzi. Polska wciąż może się znaleźć w bolesnym rozkroku.

Z jednej strony przyjęliśmy strategię „zagłodzenia” wirusa, a z drugiej – na razie nie potrafimy jej doprowadzić do końca. Liczba zakażeń utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie, a gospodarka jest już w połowie otwarta. Ruszyły na większą skalę sklepy, otwarte są centra handlowe, hotele, restauracje, fryzjerzy i zakłady usługowe oraz obiekty sportowe, pewnie za chwilę ruszą siłownie. Zamknięte są tylko szkoły i eventy.

Z jednej strony próbowaliśmy więc „zagłodzić” wirusa, a z drugiej – nasza liczba zakażeń rośnie tak, jak w Szwecji, czyli w kraju, który ma już dużą część uodpornionych mieszkańców. Ponieśliśmy znacznie większe od nich koszty gospodarcze walki z wirusem, a nie osiągnęliśmy żadnego z dwóch celów – ani uodpornienia dużej części ludzi, ani „zagłodzenia” wirusa.

Zobacz też: Wykresy od John Hopkins University pokazujące komu udało się „zagłodzić” wirusa, komu nie, a kto nawet nie próbował tego zrobić

Zobacz też: Fura ciekawych wykresów i statystyk koronawirusowych na ourworldindata.org

Co poszło nie tak? Trzy hipotezy

Co poszło nie tak? Z pewnością polegliśmy na polu wykonywania na skalę możliwie najbardziej masową testów na koronawirusa i wykrywania wystarczającego odsetka zakażonych, by „zdusić” zarazę. To pośredni efekt niewydolności systemu ochrony zdrowia i marnego stanu sprawności administracji oraz urzędów, określanego potocznie po całości jako „państwo z kartonu”.

Co prawda w ostatnich dniach liczba wykonanych w Polsce testów na obecność koronawirusa sięgnęła 30.000 dziennie, ale jeszcze niedawno było to 10.000 testów dziennie lub mniej. Włosi, Niemcy, czy Brytyjczycy dziennie wykonują po 60.000-70.000 testów. A z chińskiego Wuhan przyszła ostatnio informacja, że w ciągu doby Chińczycy byli w stanie przetestować… półtora miliona ludzi. Tutaj macie wskaźnik testów wykonywanych dziennie w wybranych krajach…

…a poniżej obrazkowe pokazanie liczby testów na każdy tysiąc mieszkańców (źródło danych i interaktywne wykresy tutaj):

Im więcej kraj przetestuje obywateli, tym więcej „wyłowi” chorych. Im mniej się prześlizgnie, tym mniejszy będzie współczynnik replikacji wirusa. Nawet jeśli ten jeden nie wychwycony zarazi kilkanaście kolejnych osób, to jeśli jednocześnie uda się wychwycić kilkunastu innych chorych, to w skali kraju współczynnik replikacji będzie poniżej 1, czyli wirus jednak będzie się z kraju zwijał. W Polsce wskaźnik replikacji generalnie jest dziś poniżej 1 (tak przynajmniej podaje rząd, ale niektórzy epidemiolodzy powątpiewają), lecz nawet minister od zdrowia przyznaje, że w czterech województwach ów „R” wciąż jest w okolicach lub powyżej 1.

Czytaj też: Koronawirus zamknął puby, bary i lokale. Ile piwa z tego powodu nie wypijemy?

Skoro liczba nowych przypadków nie spada, krzywa zachorowań się nie wypłaszcza, a liczba zmarłych obniża się dość opornie, to znaczy, że albo z testowaniem jest (było?) coś nie tak, albo władze popełniły błąd na etapie „zamrożenia” gospodarki (zbyt słabo pilnowano izolacji?) albo zbyt wcześnie otwarto gospodarkę.

To ostatnie zapewne było nieuniknione, bo skoro otwierają się nasi sąsiedzi, to my też musimy, zwłaszcza że każdy dzień „zamrożenia” to kilka miliardów złotych strat. Zostają więc dwa wcześniejsze scenariusze. Jesteśmy krajem niezbyt zinformatyzowanym, więc nie wprowadziliśmy też żadnych narzędzi do kontrolowania kontaktów międzyludzkich (próby były, ale nieudolne). A wiele krajów takie narzędzia stosuje i obniża dzięki niemu wskaźnik replikacji wirusa (tutaj źródło wykresu).

Czytaj więcej: Nadchodzi zmartwychwstanie? Tak Polska i świat będą wychodzić z epidemii koronawirusa

Zobacz też: O ile więcej będzie nas kosztowała „nowa normalność”? Dodatkowe opłaty w hotelach, u dentysty, u fryzjera, kosmetyczki i… bardzo drogie toalety

Czy błędy mogą rozejść się po kościach?

Jakie mogą być konsekwencje błędów władz? Wariant optymistyczny jest taki, że niewielkie. Być może rosnąca liczba chorych jest efektem kilku lokalnych ognisk (kopalnie), to po ich wyeliminowaniu liczba wykrywanych codziennie przypadków koronawirusa zacznie jednak spadać i – z niewielkim opóźnieniem – pójdziemy w kierunku Szwajcarii, czy Japonii. I będą takie promocje w zakładach pogrzebowych:

Wersja pesymistyczna jest taka, że przez kolejne miesiące będziemy mieli „sączącą się epidemię”, czyli po kilkaset nowych przypadków dziennie. Nie będziemy ani na tyle „zdrowi”, żeby władze innych krajów uznały nas za gospodarkę bezpieczną, ani na tyle „chorzy”, żeby opłacało się ponownie „zamrozić” gospodarkę.

Nieudana – ewentualnie – strategia „zagłodzenia” koronawirusa oznaczać będzie, że nie będziemy w stanie przez długie miesiące ożywić wielu gałęzi gospodarki, bazujących na zagranicznym popycie (jak choćby turystyki, czy hotelarstwa – np. większość hoteli w Warszawie wciąż jest zamkniętych, bo wyszły z założenia, że brak ruchu turystycznego z zagranicy i biznesowego nie daje szansy na zarobek.

———————

Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na newsletter i bądźmy w kontakcie!

———————

W jednym z nielicznych warszawskich hoteli dowiedziałem się, że na 300 pokoi mają wynajętych 30 i jeśli nie będzie lepiej – nie wykluczają ponownego zamknięcia. W restauracji na Starówce dziennie mają po 10-15 klientów, czyli 5% tego, co przed kryzysem. Bo nie ma turystów.

Czytaj więcej o tym: Restauracje już otwarte, ale czy znajdą się klienci? Oto siedem pomysłów, by znów chcieli przyjść i zostawić pieniądze za jedzenie na mieście

Nawet jeśli okaże się, że niektóre elementy tarcz rządowych (np. Tarcza Finansowa PFR) będą przedsięwzięciami udanymi, to będzie to para w gwizdek, jeśli przez bylejakość zarządzania państwem za kilka tygodni dowiemy się, że nie udało się „zagłodzić” wirusa. A wtedy mielibyśmy taki scenariusz, jaki wydarzył się w Iranie (trzeci wykres od dołu).

Wtedy żadne subwencje na podtrzymanie płynności, dopłaty 40% do kosztów etatów, czasowe zwolnienia z ZUS, czy bezzwrotne (pod warunkiem utrzymania etatów) pożyczki nie pomogą. Po prostu zabraknie popytu na te „uratowane” towary i usługi.  Trzymam kciuki, żeby zrealizował się pozytywny scenariusz, bo inaczej będzie bolało.

————————

POSŁUCHAJ NAJNOWSZEGO PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”

W najnowszym (12.) odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” ekipa serwisu „Subiektywnie o finansach” – w galowym składzie – nawija m. in. o:

>>> wakacjach kredytowych 2.0 w ramach tarczy antykryzysowej 4.0 (od 1:15)

>>> chaosie w odmrażaniu gospodarki i o tym jak to się skończy (od 10:30)

>>> o tym jak będziemy podróżowali autobusami i samolotami w erze Covid-19 (od 15:40)

>>> o efektach wojny gotówki z bezgotówką w czasach zarazy (od 25:40)

>>> o brzydkim zachowaniu firmy ubezpieczeniowej PZU, która szuka dziury w całym (od 31:00)

Aby posłuchać kliknij w baner powyżej albo wejdź w niniejszy link

zdjęcie tytułowe do tekstu: archiwum własne. Wykorzystałem również twórczość użytkowników serwisu demotywatory.pl

Subscribe
Powiadom o
41 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Sauk
4 lat temu

Otworzyć wszystko, osoby do 40 roku życia do pracy, na zakupy, na urlopy i na imprezy. Zarazić się jak najszybciej. 50-70% z nich przejdzie bezobjawowo, reszta z katarem, kaszlem i gorączką. Poważnie przejdzie ułamek promila. A potem ta część społeczeństwa nie będzie brała udziału w łańcuchu zakażeń więc siłą rzeczy R nie będzie większy od 1. W tym samym momencie dbać i izolować osoby 65+. I zrobić to jak najszybciej, żeby na jesieni nie nałożyło się to z falą grypy.

sherlock
4 lat temu
Reply to  Sauk

chcesz to choruj sobie sam, i powiedz jak bylo, nie mam zamiaru nabywac odpornosci….

oskar
4 lat temu
Reply to  sherlock

To słabo, możesz w takim razie dalej siedzieć i wypłaszczać krzywą, wyciągając rączki po 666+ i inne prezenty bez pokrycia. Aż pewnego dnia przyjdzie znowu płacić tysiące złotych za drobne zakupy albo patrzeć na puste półki. Nawet zbierać szczawiu i mirabelek nie pozwolą, bo kwarantanna 😛

mborus
4 lat temu
Reply to  Sauk

Liczba minusów do komentarza Sauk’a wprost proporcjonalna do poziomu wiedzy oceniających – ujemny.. Co to jest 1000 osób? Nic. Pić alkohol można, a dziennie z powodu alkoholu umiera około 90 osób w Polsce. Alkohol legalny, papierosy legalne, a SARS niby groźny.

Popieram Sauka’a. Gospodarczych saboteażystów co namawiają do zostania w domu i do zaprzestania aktywności należałoby zlicytować, a środki podzielić pomiędzy aktywnych zawodowo i nie panikujących, bo jakiś SARS przychodzi od 2003 roku rok rocznie.

T1000
4 lat temu
Reply to  mborus

Trzeba było oszczędzać, to byś teraz nie jęczał nad aktywnością zawodową. Co za dzban.

sherlcok
4 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

albo spodek 😉

Sauk
4 lat temu
Reply to  mborus

Dokładnie 🙂 Dziennie w Polsce umiera 1800 osób. Od początku „epidemii” COVID mamy 1000 zgonów. Chyba nic więcej dodawać nie trzeba. Co więcej, rzeczywistych zakażeń było w Polsce około 10-20 razy więcej niż oficjalnie. To znaczy, że wirusa w naszym kraju przeszło 200-400 tysięcy osób. Jeśli wierzyć badaniom przesiewowym nawet więcej (w Krakowie przeciwciała ma 2% populacji, u pracowników żłobków i przedszkoli w Łodzi wyszło nawet kilkanaście %). Można więc sądzić, że rzeczywistych zakażeń było nawet pół miliona albo więcej. Gdyby zachować się tak jak Szwajcaria, czyli odwołać tylko imprezy masowe i nie robić paniki z zamykaniem wszystkiego mielibyśmy ładne… Czytaj więcej »

Barbarus
4 lat temu
Reply to  Sauk

Super, 1000 niepotrzebnych śmieci w cywilizacji, w której – podobno – każde życie jest cenne 🙂 Gratuluję empatii.

anonymous
4 lat temu
Reply to  mborus

Zgadza się. Przykładowo umieralność po dopalaczach właściwie nie istnieje ale dzbanki zakazały i hejtują.

Lena
4 lat temu
Reply to  Sauk

A skąd pewność, że nie będzie jakiś powikłań u tych „młodych, zdrowych”? To nowy wirus…Albo, że z wielkim bólem nabędzie społeczeństwo odporność a wtedy wirus zmutuje?A poza tym, to niektórzy młodzi są w grupie ryzyka, a dając taki odgórny nakaz nie będą mogli siedzieć w domu i się izolować. Są ludzie młodzi chorzy na choroby przewlekłe, kobiety w ciąży ( brak danych na temat jak ewentualna choroba wpływa na płód), albo młodzi mieszkający ze starszymi schorowanymi dziadkami/rodzicami. Co z nimi? Jakby było to takie proste odizolować narażonych, to każdy kraj by to mógł zrobić łatwo, a we Wrocławiu była sytuacja,… Czytaj więcej »

Sauk
4 lat temu
Reply to  Lena

Akurat kobiety w ciąży przechodzą to bezproblemowo. W USA badają je rutynowo i wychodzi, że 88% przechodzi chorobę absolutnie bezobjawowo. Podobnie jak dzieci, które prawie w ogóle tego nie łapią, a jak złapią, to nie zarażają innych. Tak więc podstawówki powinny być już otwarte miesiąc temu, podobnie jak to zrobiła Dania. Wirusy mutują, ale w kierunku łagodniejszym. Pan Darwin się kłania. Nie opłaca się zabijać swojego nosiciela. A zamykanie gospodarki długofalowo przynosi więcej zgonów niż COVID sam w sobie. Służba zdrowia nie pracuje normalnie, przez telefon nie da się leczyć raka, zawału itp. Już obecnie pojawiają się szacunki, że osoby… Czytaj więcej »

Joanna
4 lat temu
Reply to  Sauk

Co do służby zdrowia, to zależy od schorzenia – przy ciężkich chorobach to absolutnie powinni Ci pacjenci udać się na wizytę lub pojechać do szpitala. Przy bardziej błahych wizytach to z mojego punktu widzenia sytuacja poprawiła się 200 proc. – zamiast próbować wbić się z trudem na wizytę do alergologa i diabetologa po receptę, w tym jednego mam po drugiej stronie miasta, to proszę – online się człowiek zapisał do jednego i drugiego – obaj lekarze o umówionej godzinie dzwonią do Ciebie bezpośrednio, omawiają wyniki badań i aktualną sytuację, bo czym podają numer e-recepty. Pracuję z domu, więc nie muszę… Czytaj więcej »

Joanna
4 lat temu
Reply to  Sauk

@Sauk – z tymi klubami, imprezami i masowymi wydarzeniami typu kilka tysięcy osób na stadionie, to bym się powstrzymała, ale co do reszty to zasadniczo racja – z tym, że nie tylko chronić osoby 65+ ale te z poważnymi „chorobami współistniejącymi”, b. dużą nadwagą i osłabioną odpornością. I zauważcie, że w UK szli tym stylem, ale poszło tragicznie, natomiast w Szwecji poszło całkiem dobrze. Z kolei w którymś kraju azjatyckich otworzyli kluby i prawie wygasła epidemia uderzyła na nowo. Chociaż… powiedzmy sobie szczerze – wesela na 150 osób i otwarte bez limitu kościoły, więc przerobimy pewnie kilkanaście ognisk.

Ksawery
4 lat temu
Reply to  Joanna

Cały problem z tym, że epidemia wcale nie uderzyła na nowo, chyba że za coś takiego uznanym wzrost dobowych wyników pozytywnych z ok. 10 do ok. 25. to chodziło Koreę Płd. Niestety media przekazują wiadomości w sposób sensacyjny i budzący panikę. Dopiero jak się sprawdzi źródła i dane to można mieć prawdziwy ogląd sytuacji. Podobnie jak w Chinach (o ile oczywiście można w ich przypadku wierzyć w liczby) w Wuhan. Zbadali prawie 10 mln ludzi w tydzień i okazało się, że 215 osób miały wynik pozytywny, a po kwarantannowaniu tych osób jedna okazała się faktycznie chora. Czyli mamy jeden przypadek… Czytaj więcej »

Barbarus
4 lat temu
Reply to  Sauk

Nawet zarażenie tzw. bezobjawowe nie jest obojętne dla zdrowia innych organów… w dowolnym momencie możesz mieć zaatakowane serce, wątrobę czy nerki… więc skąd to nonszalanckie podejście?

Loki
4 lat temu

Ale jak bardzo uodpornione jest społeczeństwo w Szwecji? Gdzieś pojawiła się ostatnio informacja że mają około 7% osób z wytworzonymi przeciwciałami, a żeby epidemia wygasła potrzeba jakieś 70%. Łatwo policzyć ile im jeszcze zajmie nabywanie odporności i ile osób umrze. Nie będą to jednak optymistyczne liczby…

E.G
4 lat temu
Reply to  Loki

Szwedzi już mają dość . W miejscach gdzie odbywały się konferencje prasowe władz , palone są znicze i składane kwiaty. Jeden z szwedzkich prof geriatrii oświadczył, że to już jest zorganizowana eutanazja starszych którzy „leczeni” są głównie morfiną . Władze i ich naczelny epidemiolog Tegnell spychają winę na szwedzki system opieki , który rzekomo nie zabezpieczył emerytów choć Szwedzi chwalili się nim przed całym światem . Niektórzy złośliwie mówią że rząd rozwiązał sobie sprawę finansowania opieki starszych , bo ma dużo młodych, nowych Szwedów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Sądzę że to jeszcze nie koniec sprawy , tysiące Szwedów opłakuje… Czytaj więcej »

Krzysztof M.
4 lat temu
Reply to  E.G

To opłakuje czy więź słaba?

E.G
4 lat temu
Reply to  Krzysztof M.

Opłakują ci którzy stracili bliskich. Bawią się młodzi egoiści , starość to dla nich abstrakcja , seniorzy to ciężar. Sami zawsze zamierzają być piękni i młodzi.

Grucha
4 lat temu
Reply to  Loki

Na pewno szybciej niż u nas….

Aleksander
4 lat temu

Chciałem przeczytać, ale po pierwszym akapicie lekturę przerwałem…

E.G
4 lat temu
Reply to  Aleksander

Najpierw trzeba chociaż 1 klasę skończyć.

Marcin
4 lat temu
Reply to  E.G

Używaj argumentów, a nie haseł. I grzeczniej, to naprawdę nic nie kosztuje, a podnosi poziom dyskusji.

Krzysztof M.
4 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Kastracja brzmi strasznie

Krzysztof M.
4 lat temu

Trochę spóźniony jestem, dyskusja ma charakter akademicki w stylu ile diabłów zmieści się na łebku szpilki. Metoda pierwsza, pełna izolacja była dobra w okresie feudalnym, gdy globalny przepływ dóbr miał charakter luksusowy. Rozsiane osady produkowały na swoje potrzeby wszystko i były takie blokady wstanie przetrwać wiele lat. Model ten nie sprawdzał się np. w chwili głodu. Aktualnie jest to fikcja, nawet rolnicy uzależnieni są od dostaw prądu i paliwa. Drugi model zakłada styl wojenny. Wbrew pozorom jest najbardziej pragmatyczny. Jest wojna, są ofiary, najważniejsze jest przetrwanie ilu się da. Żadnej wojny nie wygrano bez ofiar. Już Fryderyk II krzyknął do… Czytaj więcej »

Łukasz
4 lat temu

Ciekawe, że liczba testów na 1000 mieszkańców w Polsce obecnie wygląda dobrze – poziom porównywalny z Niemcami (często chwalonymi za testowanie) i o wiele wyższy niż w Korei Południowej, która stawiana jest za wzór walki z epidemią i w której to strategii testowanie miało odgrywać znaczącą rolę. Czy obecna sytuacja wynika więc z tego, że Polska wolno „rozkręcała” się z testowaniem?

Ksawery
4 lat temu
Reply to  Łukasz

W kraju mamy teraz tyle pozytywnych przypadków, bo cały czas zwiększa się liczba dobowa testów. Warto na to spojrzeć, bo wykres dobowego udziału pozytywnych wyników jest bardzo pouczający. W drugim tygodniu kwietnia mieliśmy dziennie 300-400 pozytywnych przypadków przy 7000-11000 testów. Teraz taką samą liczbę pozytywnych wyników mamy przy testowaniu 15000-31000 osób dziennie oraz robieniu testów przesiewowych w miejscach gdzie ktoś objawowy się pojawił, a więc łatwo znaleźć też nosicieli wirusa bez choroby. Oznacza to, ze udział pozytywnych wyników spada co sugeruje, że udział chorych spada. Widać to też w spadającej licznie osób hospitalizowanych i to pomimo coraz większej aktywności społecznej,… Czytaj więcej »

Sauk
4 lat temu
Reply to  Ksawery

Dokładnie. Najwięcej przypadków w stosunku do wykonywanych testów było na początku kwietnia i od tego czasu spada. Zresztą to się dobrze pokrywa z wykresem zgonów. Pik mamy już dawno za sobą. A zgodny jednak trochę bardziej są miarodajne, bo łatwiej je diagnozować.

Artorius
4 lat temu

Bardziej od problemów hoteli, turystyki , restauracji martwi mnie problem zwykłej służby zdrowia. Stała się „tele”. A wszystkiego na telefon nie załatwimy.

anonymous
4 lat temu

Panie Macieju, w pierwszym akapicie poważnie się pan mija z prawdą. Państwo z kartonu nie zadziałało dobrze. Matołusz wyśmiał propozycję zamknięcia granic a szumowin zapowiadał że nie będzie konieczności noszenia tych śmiesznych maseczek które przed niczym nie chronią. Pislamiści przyjeli strategię gonienia króliczka czyli pozorowanej walki z koronawirusem ale nie wyleczenia całkowitego żeby mieć z czym walczyć i trzymać społeczeństwi za mordę.

Rafał M.
4 lat temu

Ludzie zarażają się w pracy. Stąd ciągle nowe zachorowania.
Jeżeli jest ileś tam osób w jednym pomieszczeniu, to w końcu się pozarażają nawzajem. I utrzymanie dystansu 2 metrów w niczym nie pomoże, były nawet badania że wirus skacze na ponad 4 metry.

Na przykład pracownikom magazynu Amazonu kierownictwo zakazało noszenia maseczek, bo „sieją panikę”. Później mieli ognisko choroby, nawet przypadki śmiertelne.

biblia
4 lat temu

ten wirus ma mniejszą śmiertelność od grypy [CENZURA – Ojciec Prowadzący]. Zamknięcie całego świata rozwalenie gospodarki z powodu 1000 osób u których i tak nie wiadomo czy zmarli na covid 19 .Przypominam że testy na tego koranowirusa nie ma mają nawet 80% skuteczności ,człowiek ma setki wirusów na sobie i nie umiera. Jest to cześć ewidentnego szerszego planu przypuszczalnie po to żeby wprowadzić rząd światowy o którym mówił premier .Totalna inwigilacja ,podsłuchy ,terror urzędniczy do końca 2025 ma zostać zatrudnionych 3mln urzędników dodatkowo mają sprawdzać wszystko i wszystkich .

xxxx
4 lat temu

Jestesmy krajem słabo zinformatyzowanym? To popatrzcie na Niemcy 🙂

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu