Według szacunków firmy Persona Service do końca trwania epidemii w Polsce pracę straci 2 mln osób. Teraz na bezrobociu jest tylko 900.000 ludzi, z których w dodatku część nie po prostu nie ma chęci do pracy albo zarabia na czarno. Ale nadciąga prawdziwa „pracownicza hekatomba”. Przy okazji okaże się, ile warte są ubezpieczenia od utraty pracy. Sprawdzam, ile czasu można sobie kupić dzięki takiej polisie, czy zadziała w warunkach epidemii i czy można się jeszcze doubezpieczyć last minute?
Epidemia koronawirusa dopiero się rozkręca, a gospodarka już przeżywa zawał. Firmy nie mają zamówień, pracownicy siedzą w domach, a konsumenci kupują tylko to, co jest im najbardziej potrzebne. Miliony obawiają się zwolnienia z pracy i utraty jakichkolwiek źródeł dochodu. Ale nie wszyscy są skazani wyłącznie na łaskę pracodawcy, pomoc rządową i zasiłki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tysiące osób (nie mam dokładnych danych, ile dokładnie), które zaciągały kredyty, albo które ubezpieczyły się na własną rękę, wkrótce zaczną testować w praktyce zasady działania ubezpieczeń od utraty pracy. To opcja dokładana do ubezpieczeń kredytów hipotecznych, czasem i gotówkowych, a i do innych ubezpieczeń, np. na życie (aczkolwiek to zdarzało się rzadko, a teraz chyba nie zdarza się wcale). Sprawdzam, czy takie polisy w czasach epidemii zdadzą egzamin i jakie kruczki czają się w zapisach OWU.
Czytaj też: Koronawirus i spekulanci. Będą kary za wzrost cen i urzędowe marże? Ten pomysł ma aż pięć pułapek
Utrata pracy – z kredytem czy bez?
Utrata pracy i stałych dochodów to dla gospodarstwa domowego szok – tym bardziej, jeśli nie zgromadziło się odpowiednio dużej poduszki finansowej (co najmniej takiej, która pozwalałby przeżyć przez trzy miesiące). Rachunki za media, raty kredytów, telefon, kablówka – suma stałych miesięcznych wydatków u niektórych osób sięga zapewne niebezpiecznego poziomu połowy pensji. A wakacje kredytowe potrwają tylko trzy miesiące i w dodatku są płatne.
W tej sytuacji nieco spokojniejszy sen mają ci, którzy wykupili ubezpieczenie od utraty pracy, zwane też ubezpieczeniem od utraty dochodu. Jak to (za)działa? Co obejmuje ubezpieczenie? Ważniejsze jest to, czego nie obejmuje.
Pozwólcie, że od razu pozbawię Was złudzeń. Ubezpieczenie od utraty pracy nie zrekompensuje utraty wszystkich dochodów, ani nie zapewni życia na dotychczasowym poziomie. Jego podstawową funkcją jest przeważnie jedynie zabezpieczenie spłat rat kredytu bankowego, a suma ubezpieczenia nie przekracza wartości 6-12 najbliższych rat do spłacenia w kwocie nie większej, niż 6000-7000 zł. Rat, nie pensji.
Dodatkowo niektóre polisy „opłacają” koszty związane z eksploatacją kredytowanej nieruchomości, np. można dostać pieniądze na rachunki za czynsz, energię, gaz. Są jednak limity – ubezpieczyciel pokrywa dodatkowe koszty zwykle do sumy rzędu 500 zł.
Czytaj też: Myślisz o zakupie ubezpieczenia na życie. My już to przeszliśmy – oto zestaw niezbędnych porad
Jak wylecieć z pracy żeby dostać za to pieniądze?
Załóżmy, że tracę pracę. Co wtedy? To zależy w jakim trybie ją tracę, jaka to praca i co jest zapisane w ogólnych warunkach umowy danej polisy. W związku z powyższym mam dwie wiadomości, dobrą i złą.
Najpierw ta zła: polisa nie chroni osób, które były zatrudnione na umowach-zlecenie i umowach o dzieło. Zwykle dotyczy tylko etatowców. A dobra wiadomość? Brzmi ona tak, że niektóre OWU utratę dochodu traktują jak zakończenie działalności gospodarczej (w tym jednoosobowej) i wypowiedzenie kontraktu menedżerskiego. Są jednak warunki: np. firma przez ostatnie trzy miesiące musi liczyć straty, albo stracić kontrahentów. Informacji na ten temat nie szukajcie wewnątrz polisy – zwykle to czym jest „tytułowa” utrata pracy lub dochodu zapisane jest w definicjach.
Ważne jest też jak polisy od utraty pracy definiują etat. Zwykle jest to umowa o pracę zarówno na czas nieokreślony, jak i określony (ufff…). W tym drugim wypadku polisa działa tylko do miesiąca, w którym umowa by naturalnie wygasła (czyli niezbyt długo). Dodatkowym warunkiem, który „uruchamia” polisę, jest konieczność zarejestrowania się w urzędzie pracy i uzyskanie statusu osoby bezrobotnej. Szczęście w nieszczęściu, że możemy to zrobić zdalnie.
Zwolnienie grupowe, zamieszki, pandemia – czy polisa zadziała?
Mimo, że rzetelnie płaciliśmy składki i liczymy na pomoc, gdy powinie nam się noga, to jest kilka okoliczności, w których możemy mieć problem ze wsparciem ze strony ubezpieczyciela. Jeśli przyjdzie nam się rozstać z pracodawcą, zadbajmy o to, by formalnie to on był stroną inicjującą zwolnienie, czyli wypowiedział umowę. Może to być też zwolnienie w ramach zwolnień grupowych (niewykluczone, że w tych trudnych warunkach firmy będą „hurtowo” ciąć miejsca pracy).
Jeśli stosunek pracy rozwiążemy za porozumieniem stron lub z naszej inicjatywy, to polisa może nie zadziałać. Inne wyłączenia – poza takim, w którym to my wypowiadamy umowę lub akceptujemy zwolnienie za porozumieniem stron – to sytuacje, w których byliśmy zatrudnieni w firmie krewnego lub taka, w której byliśmy nie tylko pracownikiem, ale i wspólnikiem w firmie. Wśród wyłączeń są takie okoliczności, jak działania wojenne, czy zamieszki. Polisy nie unieważnia za to ani stan epidemii, ani stan wyjątkowy. Aha, byłbym zapomniał, polisa oczywiście nie działa jeśli dostaniemy „dyscyplinarkę”.
Zapewne wiele osób obawia się o kondycję swojego pracodawcy i czy nie trafi na listę pracowników do zwolnienia. Czy w tej sytuacji można się jeszcze ubezpieczyć lub doubezpieczyć? Takie polisy kupuje się w momencie zaciągania zobowiązania (np. kredytu), a ich cenę ustala się zwykle jako procent lub ułamek procenta początkowej wartości kredytu.
Ale nawet gdyby bank, w którym mamy kredyt, zgodził się na doubezpieczenie, to i tak karencja trwa co najmniej dwa, a zwykle trzy miesiące, Jeśli w styczniu-lutym, albo w pierwszej połowie marca wziąłeś kredyt z ubezpieczeniem, to i tak musisz „wytrzymać” w robocie najpóźniej do czerwca-lipca, żeby polisa zaczęła działać.
Czytaj też: Jakie są możliwości i limity telemedycyny? Czy wideoczat rozładuje kolejki do lekarzy?
źródło zdjęcia: PixaBay