Do tej niemałej rewolucji w świecie płatniczym banki, organizacje płatnicze i agenci rozliczeniowi szykowali się od kilku lat. Ale epidemia koronawirusa przyspieszyła prace o kilka miesięcy – od dziś płacąc kartą zbliżeniową do 100 zł nie będziemy musieli podawać kodu PIN. Ale uwaga! Nie wszyscy klienci od razu będą mogli skorzystać z tej możliwości
Do tej pory limit płatności zbliżeniowych, które nie wymagały podawania kodu PIN, wynosił 50 zł. Oczywiście od tej reguły były wyjątki. Po pierwsze bank, który wydał naszą kartę, mógł ustawić jakieś zapory antyfraudowe. Jeżeli system uznał, że transakcja z jakiś powodów jest podejrzana (dokonana o dziwnej porze, w nietypowym jak na właściciela karty miejscu), mógł wymusić podanie kodu, nawet jeśli płaciliśmy mniej niż 50 zł.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
A na to wszystko nałożyły się regulacje unijne (dyrektywa PSD2), zgodnie z którą dla naszego bezpieczeństwa system co jakiś czas musi wymusić podanie PIN-u. Chodzi o szóstą z rzędu transakcję, a więcej szczegółów znajdziecie w tym artykule. I te zasady – również po podniesieniu limitu bezpinowych transakcji – się nie zmienią.
Limit podnoszony jest z dwóch powodów. Pierwszy – branża płatnicza uznała, że 50 zł było wystarczająco bezpiecznym poziomem, ale jeszcze kilka lat temu. Inflacja zrobiła swoje, a marginalna skala oszustw związanych z kartami śmiało pozwala podnieść tę kwotę do 100 zł.
Niedawno pisałem o tym, że Visa planowała podwyższyć bezpinowy limit w połowie lipca. Ale pojawił się drugi powód, który znacznie przyspieszył prace – koronawirus. Płacenie kartą bez PIN-u w kontekście ryzyka zarażenia się wirusem jest po prostu mniejsze, bo przy wyższym limicie rzadziej będziemy musieli dotykać klawiatury na terminalu. To ryzyko można oddalić płacąc mobilnie, czyli kartami „zaszytymi” w smartfonach w systemach Apple Pay, czy GarminPay (płatności zegarkami), bo w tym przypadku nie mamy kontaktu z terminalem, a w miejsce PIN-u stosuje się autoryzację biometryczną.
Przeczytaj też: W ubiegłym tygodniu w „spożywczakach” i aptekach wydaliśmy więcej niż przed świętami. Zrobiliśmy zakupy na zapas. Co stało się potem?
Przeczytaj też: Setki tysięcy Polaków mogą nie dostać w tym miesiącu wynagrodzenia. Kto jest najbardziej zagrożony? Oto lista grozy. I kwoty strat
Branża płatnicza przyspiesza prace
Jeszcze kilka dni temu Wojciech Pantkowski, który z ramienia Związku Banków Polskich koordynował pracę nad zwiększeniem limitu, mówił mi, że realnym terminem wprowadzenia zmian powinna być połowa maja. Ale branża się spięła i kartami zbliżeniowymi na nowych zasadach zapłacimy już dziś.
Ale nie wszyscy, nie wszędzie i nie wszystkimi kartami. Idealną sytuacją byłoby, gdyby taka zmiana objęła od razu wszystkich klientów. Ale to nie jest taka prosta operacja. Zmian w swoich systemach muszą dokonać banki i agenci rozliczeniowi, trzeba też przeprogramować terminale w sklepach.
Organizacje płatnicze – Visa, Mastercard i Diners Club – są gotowe na tę zmianę. Ale gotowy musi być też bank, który wydał nam kartę. Następnie agent rozliczeniowy, który obsługuje terminale w sklepach. A na końcu sam sklep. Czyli nawet, jeśli nasz bank poinformował nas o zwiększeniu limitu, a pójdziemy do sklepu, który nie jest jeszcze na to przygotowany (albo agent, który go obsługuje), to wszystko zostanie po staremu. Może być na odwrót. Wyobrażam sobie, że sklepy będą informować o tym, że są przygotowane na wyższy bezpinowy limit. Ale jeśli mamy kartę banku, który nie wdrożył wymaganych zmian, to bez podawania PIN-u zapłacimy jak dotychczas, czyli do 50 zł.
Co już wiemy, a więc kto będzie mógł skorzystać z tego dobrodziejstwa w pierwszej kolejności – od piątku 20 marca? W środę największy w Polsce agent rozliczeniowy – eService – poinformował, że obsługiwane przez niego terminale będą gotowe na wyższy limit w ciągu jednego, dwóch dni, czyli na 20 marca. Inny duży agent rozliczeniowy – First Data Polska (należy do niego marka Polcard) na razie testuje zmiany na 300 urządzeniach. Jeśli testy przejdą pomyślnie, limit będzie zwiększany na kolejnych terminalach – od poniedziałku 23 marca.
O gotowości poinformował bank BNP Paribas. W pierwszej kolejności udogodnienia obejmą posiadaczy kart z logo Mastercard. Kiedy skorzystają z takich płatności posiadacze kart Visa, jeszcze nie wiadomo. Limit podnosi też Bank Millennium, ale nie od razu dla wszystkich kart (wszystkie mają być objęte wyższym limitem „w ciągu kilku dni”).
„Dla części kart, w celu zmiany limitu z 50 na 100 zł, wymagane będzie wykonanie jednej transakcji z fizycznym umieszczeniem karty w terminalu POS bądź bankomacie. Dla kart stokenizowanych i wirtualnych umożliwiających płatności zbliżeniowe telefonem, nie zachodzi konieczność wykonywania jakichkolwiek zmian i od 20 marca bank jest w pełni gotowy na limit 100 zł bez PIN-u”
– mówi Jacek Pocztarski z Banku Millennium.
Po nowemu zapłacą też klienci Santander Banku, ale… W przypadku kart Mastercard nie będą wymagane od klientów żadne działania, natomiast w przypadku kart Visa trzeba będzie aktywować tę funkcją (czyli płatność bez PIN-u do 100 zł), a konkretnie wykonać transakcję stykową w bankomacie lub terminalu. Może to być płatność, wypłata lub wpłata pieniędzy czy sprawdzenie salda. Ale – przyznacie – że taka forma aktywacji nijak się ma do idei podwyższania limitu, czyli żeby klienci unikali dotykania terminala.
Połowicznie gotowy na zmiany jest też Bank Pocztowy. Z wyższym limitem płacić mogą bowiem posiadacze kart Mastercard, a płacący kartami Visa muszą jeszcze chwilę poczekać. O podwyższeniu limitu poinformował też Alior Bank – obejmuje on klientów płacących kartami Mastercard oraz telefonem z aplikacją Google Pay.
Od piątku bez PIN-u do 100 zł mogą też płacić klienci Banku Pekao (bank nie wspomina o żadnych ograniczeniach). Pekao jest też agentem rozliczeniowym i obsługuje terminale w sieci Biedronka. Zapewnia, że ta sieć handlowa przygotowana jest do akceptowania wyższych płatności bez PIN-u.
Przeczytaj też: Czy przez „domową kwarantannę” zapłacimy bankom wyższe prowizje za konta i karty? Czytelnicy alarmują. Co na to bankowcy?
Przeczytaj też: Polacy ogołacają sklepowe półki. Spokojnie, to tylko panika. Ale czy z powodu koronawirusa w sklepach mogłoby trwale zabraknąć żywności?
Oj, chyba będzie chaos
Fajnie, że limit wzrośnie, bo właściwie nie ma żadnych ku temu przeciwwskazań. Pojawiają się co prawda głosy, że poprzez podniesienie limitu płatności zbliżeniowe staną się mniej bezpieczne. Chodzi o to, że ktoś może nam ukraść kartę i zrobić nią zakupy, jak gotówką, na większą kwotę niż dotychczas. Takie ryzyko oczywiście istnieje, ale pamiętajmy, że nie jesteśmy na takie rozwiązanie skazani.
Możemy w systemach bankowości elektronicznej wyłączyć funkcję zbliżeniową (bank, który tego nie oferuje, bierze na siebie całe ryzyko nieuprawnionych transakcji), albo ustawić na odpowiednio niskim poziomie dzienne limity transakcji kartowych.
Martwi mnie coś innego. Wydawało mi się, że skoro branża szumnie ogłosiła szybsze wprowadzenie wyższego limitu, to zmiany będą „hurtowe”. Teraz okazuje się, że w „pierwszym rzucie” na zmiany gotowych jest tylko część agentów rozliczeniowych, a co za tym idzie – sklepów (słyszałem, że proces dostosowywania się sklepów do wyższego limitu może potrwać nawet kilka miesięcy). I tylko część banków. A nawet jeśli jakiś bank jest przygotowany, to wyższy limit obowiązuje tylko dla części kart. Niby miało nam być wygodniej i bezpieczniej, ale przewiduję, że może wyjść z tego niezły chaos. Może należało ze zmianami chwilę poczekać?