Chyba każdy słyszał, iż tegoroczny budżet nie będzie miał deficytu. Rząd zaplanował wydatki na poziomie 435 mld zł i dokładnie tyle samo zamierza zebrać, głównie z podatków. Ale w świetle najnowszych prognoz wróżących w tym roku spowolnienie gospodarcze, „budżet bez deficytu” wydaje się już chyba tylko marzeniem. O ile – z powodu epidemii koronawirusa – spadną dochody z podatków w porównaniu z planami rządu?
Blisko 90% dochodów budżetu to podatki. Płacimy je od naszych zarobków (podatek PIT), zysków firm (podatek CIT). W cenach towarów zaszyty jest podatek VAT i akcyza. Rząd zaplanował, że z tego źródła zgarnie jakieś 380 mld zł. Kolejne ok. 10 mld zł rząd planuje ściągnąć z podatków od hazardu, kopalin, banków i – co ciekawe – ok. 660 mln zł z podatku handlowego, którego nie udało mu się jeszcze wprowadzić (trwa w tej sprawie spór z Komisją Europejską).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pozostałe dochody to m.in. cła (4,7 mld zł), zysk NBP (7,7 mld zł) czy dywidendy od spółek skarbu państwa (ok. 1,5 mld zł). Rząd liczy też na jednorazowe „strzały”, czyli 15-20 mld zł z opłaty przekształceniowej OFE, kilka miliardów ze sprzedaży licencji na sieć 5G czy ponad 2,3 mld zł ze środków unijnych. Razem daje to wspomniane 435 mld zł, które pozwolą państwu nie tylko spokojnie przeżyć, ale też sfinansować kolejne obietnice wyborcze, np. dodatkowe emerytury. Szczegóły dotyczące tego, jak rząd to policzył, znajdziecie w felietonie Maćka Samcika.
Ale nie można budżetu zaplanować ot tak sobie. Rząd musi opierać się na prognozach makroekonomicznych. Bo np. od kondycji gospodarki zależeć będą np. wyniki firm. Jeśli jest dobrze, to do kasy państwa trafi więcej pieniędzy z podatku CIT. Jeśli mamy pracę, zarobki rosną, to rząd może liczyć na przyzwoite dochody z PIT, a jeśli dużo kupujemy w sklepach, przekłada się to na wyższe wpływy z podatku VAT.
Przeczytaj też: Joker-Gowin „ograł” VATmana Morawieckiego? „Budżet bez deficytu” to dziś brzmi już jak żart. Liczę, ile budżetowi może zabraknąć kasy
Założenia do budżetu już nieaktualne?
Planując „budżet bez deficytu”, rząd zakładał, że w 2020 r. realny wzrost PKB wyniesie 3,7%, a inflacja 2,5%. Problem w tym, że te prognozy są już mocno przestarzałe. Jeszcze w listopadzie Narodowy Bank Polski prognozował wzrost PKB w 2020 r. na poziomie 3,6%, a inflację na 2,8%. Właśnie skorygował swoje przewidywania. Według ekspertów banku centralnego, polska gospodarka urośnie w tym roku już tylko o 3,2%, natomiast inflacja wystrzeli do poziomu 3,7%.
Dla projektu „budżet bez deficytu” niższy wzrost gospodarczy oznacza choćby słabszą kondycję przedsiębiorstw, czyli premier Morawiecki powinien uwzględnić niższe wpływy z CIT. Wyższa inflacja w tym kontekście to akurat dla rządu dobra wiadomość, bo od droższych produktów na sklepowych półkach zapłacimy więcej podatku VAT.
Problem w tym, że nowa prognoza NBP – mimo korekty – nadal wydaje się dość optymistyczna. Ekonomiści mBanku właśnie zszokowali rynek. Uważają, że polska gospodarka „urośnie” w tym roku zaledwie o 1,6%. Ktoś powie, że to przecież nie recesja. To prawda, nadal mamy wzrost, ale przy takim poziomie należy oczekiwać choćby wzrostu bezrobocia. I pojawia się efekt domina. Bo jeśli nie mamy pracy, spadają wpływy z PIT. Zwykle wtedy ograniczamy też wydatki, kurczą się więc dochody z podatków pośrednich (VAT, akcyza).
Przeczytaj też: Zaskakujący patent na odzyskanie pieniędzy zainwestowanych w Getback. Wystarczy wykazać, że sprzedawca był „przebierańcem”?
Przeczytaj też: Bankowa samowolka po wyroku TSUE. Sprawdź, jak bank obliczył zwrot prowizji kredytowej. Różnice mogą być naprawdę spore!
Budżet trzeba przeliczyć na nowo
Ekonomiści mBanku w swojej prognozie uwzględnili „efekt koronawirusa”, czego chyba nie zauważył bank centralny. Z powodu epidemii strefie euro grozi recesja, a jak źle jest u sąsiada, to prędzej czy później odczujemy to w naszym kraju, choćby poprzez spadek eksportu.
Prognoza mBanku – wzrost PKB w 2020 r. o 1,6% – być może szokuje i nie musi się sprawdzić. Ale trzeba wziąć pod uwagę czarny scenariusz.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy przy „mbankowym” scenariuszu wzrostu gospodarczego budżet bez deficytu da się w ogóle zrealizować. O przeprowadzenie swego rodzaju stres testu poprosiłem dr Sławomira Dudka, który od niedawna jest głównym ekonomistą Pracodawców RP, a wcześniej 23 lata przepracował w Ministerstwie Finansów. Dobrze więc wie, jak konstruuje się budżet.
Ekonomista podkreśla, że od początku projekt pod tytułem „budżet bez deficytu” był przysłowiową ściemą, bo nie pokazuje całego obrazu finansów publicznych. Budżet nie uwzględnia choćby deficytu zaszytego w budżetach samorządów, NFZ, Funduszu Solidarnościowego czy Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (deficyt całego sektora finansów publicznych wynosi ponad 32 mld zł, czyli 1,4% PKB).
Przeczytaj też: Inflacja nie odpuszcza. Wynosi już 4,4%! Oto nasze strategie depozytowe na czas rosnących cen. Ale czy tu pomoże nawet najlepsza lokata?
Przeczytaj też: Czy inflacja w Polsce może wymknąć się spod kontroli NBP? A może to się… już dzieje? Jakie mogą być konsekwencje? Zmiany w mózgu
To oczywiście ważne, byśmy na budżet patrzyli całościowo, ale skupmy się tylko na zrównoważonym budżecie, którym chwali się rząd. Pierwszy problem to założenia, jakie rząd przyjął pod „budżet bez deficytu”. Przypomnę, że chodzi o wzrost gospodarczy na poziomie 3,7%.
„Jeszcze w lipcu ubiegłego roku prognoza mieściła się w przedziale prognoz rynkowych 3,3-4,2%. Już w grudniu, w momencie składania drugiego projektu budżetu do Sejmu, była ona na krawędzi przedziału prognoz. Obecnie jest już nierealna, przedział prognoz odjechał w dół. Na koniec lutego konsensus prognoz wynosił 3,1%, a przedział 2,7-3,5%. Jednak mBank zapoczątkował gwałtowną rewizję prognoz w dół”
– mówi Sławomir Dudek. Same założenia, w oparciu o które przygotował projekt budżetu, są już mocne oderwane od rzeczywistości.
Korekta dochodów nawet o 16 mld zł!
Jak mogą zmienić się wpływy podatkowe, jeśli założymy spowolnienie wzrostu gospodarczego do ok. 1,6%? Zacznijmy od podatku VAT, z którego – przypomnę – rząd planuje pozyskać 196,5 mld zł. W tej kwocie rząd liczy na 7,7 mld zł z efektu uszczelnienia systemu podatkowego. Zdaniem Sławomira Dudka, przy tak silnym spowolnieniu gospodarczym, ta kwota jest nie do osiągnięcia.
„Wpływ na konsumpcję nie musi być gwałtowny, bo rynek pracy na spowolnienie gospodarcze reaguje z pewnym opóźnieniem. Trzeba pamiętać, że rząd zakładał niską inflację – 2,5% w porównaniu ze średnią rynkową na poziomie 3,6% czy 3,2% prognozowane przez mBank. Nominalne tempo konsumpcji w scenariuszu wzrostu PKB o 1,6% może być mniejsze o 0,6-1,1 pkt proc. Technicznie oznacza to ok. 2 mld zł mniej wpływów z VAT”
– uważa Sławomir Dudek. Podsumowując, rząd może mieć problem z „efektem uszczelnienia” oraz blisko 2 mld zł kosztować będzie mniejsza konsumpcja. Dochody z VAT należy więc ściąć o jakieś 10 mld zł.
Kolejna pozycja to podatek CIT płacony przez firmy. Tu rząd spodziewa się wpływów na poziomie 42 mld zł. Spowolnienie gospodarcze i nieznany jeszcze do końca wpływ epidemii koronawirusa z pewnością wpłyną na zmniejszenie zysków firm, a w wielu sektorach należy spodziewać się strat. Przykładowo, w 2009 r. w konsekwencji spowolnienia wzrostu PKB dochody z CIT spadły o ponad 10%, czyli o kilka miliardów złotych. Mój rozmówca spodziewa się, że negatywny efekt zobaczymy dopiero w 2021 r., ale już w tym wpływy z podatku CIT mogą być niższe od założonych o ok. 4 mld zł.
Przeczytaj też: Czy to jest pierwsza ofiara wyroku TSUE? Nest Bank w ogóle nie będzie już udzielał kredytów gotówkowych klientom indywidualnym!
Przeczytaj też: Makau to Chiny, czy tylko takie trochę-Chiny? Przez tę zagwozdkę pan Patryk stracił ponad 500 zł i wkurzył się na sieć Plus
Podatek PIT? Rząd oszacował wpływy z tego źródła na 66,5 mld zł. Z szacunków ekonomisty wynika, że należy dokonać korekty w dół o co najmniej 1 mld zł i to przy założeniu, że rynek pracy zareaguje na spowolnienie gospodarcze z opóźnieniem. W przypadku podatku akcyzowego (rząd liczy na 75 mld zł) również należy spodziewać się spadku wpływów o co najmniej 1 mld zł.
Jeśli zatem sprawdzi się pesymistyczna prognoza ekonomistów mBanku, do zrealizowania zrównoważonego budżetu rządowi zabraknie co najmniej 16 mld zł.
„16 mld zł to scenariusz nie uwzględniający efektów rozlania się paniki i negatywnych nastrojów, a które mogą wywołać spadki w dochodach, które wystąpiły w 2009 r., mimo że wzrost PKB wyniósł wówczas 2,8%”
– podkreśla Sławomir Dudek. W 2009 r. wpływy z VAT spadły o ponad 2%, z podatku PIT o 7,5%, a z CIT aż o 11%. Ekspert uważa, że zamiast zastanawiać się, czy „budżet bez deficytu” da się uratować, należy sobie uświadomić, że nasze finanse publiczne nie są przygotowane na spowolnienie gospodarcze.
„Słabość finansów publicznych ujawni się dopiero w 2021 r., kiedy nie będzie dochodów jednorazowych. Gdyby zrealizował się scenariusz wzrostu PKB na poziomie 1,6%, to deficyt finansów publicznych w 2021 r. może zbliżyć się nawet do 4% PKB”
„4% PKB” to liczba trochę abstrakcyjna, ale łatwo ją wyrazić w konkretnej kwocie. Rocznie wszyscy Polacy i firmy wypracowują dobra i usługi o wartości mniej więcej 2 bilionów zł (to jest właśnie PKB). 4% z tego PKB stanowi kwotę 80 mld zł. I tyle może zabraknąć do równowagi przy budowaniu budżetu państwa na przyszły rok. I trudno byłoby wytłumaczyć Polakom, że nagle nie wiadomo skąd wziąć pieniądze na 500+, trzynastą emeryturę i „tornistrowe”.