Jest pierwszy wyrok w sprawie obligacji Getback. I to jaki! Idea Bank ma zwrócić pieniądze, które klientka wpłaciła, zaś umowa zakupu obligacji jest nieważna. Z punktu widzenia posiadaczy trefnych obligacji upowszechnienie takiego spojrzenia na problem to najlepszy możliwy scenariusz. Ale czy ten wyrok rzeczywiście może wytyczyć im ścieżkę?
Posiadacze obligacji Getback – w sumie prawie 10.000 osób, które ulokowały w nich prawie 2,5 mld zł – nie mają wielkich szans, by odzyskać całość wpłaconych pieniędzy od spółki. Co prawda spółka posiada wciąż majątek, ale niezatwierdzony jeszcze projekt układu z wierzycielami zakłada zwrot jedynie 25% pieniędzy w ciągu ośmiu lat. Jak dobrze pójdzie.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Duża część obligatariuszy myśli więc o tym, by kasę wycisnąć od banków, które prowadziły sprzedaż obligacji, od pośredników finansowych, którzy działali w ich imieniu oraz od Skarbu Państwa, który w niewystarczającym stopniu dbał o interes inwestorów (ostatnio został złożony pierwszy pozew przeciwko państwu, a raport NIK w tej sprawie jest poważnym argumentem).
Czytaj więcej: Czy raport NIK zwiększa szanse obligatariuszy Getback na odzyskanie pieniędzy?
Czytaj też: „Państwo zawiodło”, „organa państwa nie ochroniły ciułaczy”. Wkurza mnie to gadanie
Po stronie klientów stają oczywiście Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (opublikował już raport o nieetycznej sprzedaży obligacji przez Idea Bank) oraz Rzecznik Finansowy. Jakiś czas temu pisałem, że nawet prokuratorzy stanęli do boju, przyłączając się do pozwu jednej z poszkodowanych osób.
Czytaj też: UOKiK oficjalnie ogłosił, że Idea Bank oszukiwał klientów przy sprzedaży obligacji Getback
A tutaj o tym co prokuratura robi w tej sprawie: Gliniarz i prokurator: wersja prokonsumencka? Pomogą ofiarom Getbacku. Jest pierwszy pozew o pokrycie strat klientki! Zapłacić ma Idea Bank
Wygląda na to, że strategia pozywania wszystkich poza Getbackiem może być skuteczna. W Poznaniu zapadł pierwszy – nieprawomocny jeszcze – wyrok dotyczący sprzedaży obligacji Getbacku. Klientka wywalczyła unieważnienie transakcji, a więc zwrot wszystkich pieniędzy, które wpłaciła. A chodzi o niebagatelną kwotę 100.000 zł. Skalp zdobyła mec. Beata Strzyżowska, która reprezentowała klientkę.
To najlepsza możliwa sytuacja z punktu widzenia obligatariuszy Getbacku. Zamiast odszkodowań, rekompensat i innych zadośćuczynień po prostu odkręcenie trefnej umowy i zwrot kasy.
Na ile to orzeczenie sądu może być przełomowe? Niestety nie ma jeszcze pisemnego uzasadnienia, wiemy tylko w jaki sposób sędzia ustnie uzasadniła unieważnienie umowy kupna obligacji. Powołała się na przepisy mówiące o naruszeniu zasad współżycia społecznego i na naruszenie prawa regulującego rynek kapitałowy.
A konkretnie? Chodzi o to, że klientka Idea Banku została oszukana przez pracownika tego banku. I nie chodzi, wbrew pozorom, o klasyczny misselling (czyli opowieści błahej treści o gwarantowanych zyskach pewnych jak na depozycie), tylko o fakt, że ów pracownik banku nie poinformował klientki, że nie zawiera ona transakcji z bankiem, tylko z zewnętrznym biurem maklerskim. W dodatku ów człowiek nie miał licencji na oferowanie obligacji.
Czytaj też: Korespondencja z sądu z pierwszej ręki od poznańskiego dziennikarza „Gazety Wyborczej”
Sprawa wygląda więc mniej więcej tak, jak gdybym przyszedł do lekarza po receptę na lek na przeziębienie, a w gabinecie przy biurku siedział jakiś gość w kitlu – podający się jedynie za lekarza – który wystawił receptę na lek na rozwolnienie. A przede wszystkim: nie powiedział mi, że nie jest lekarzem.
W tle oczywiście był też misselling, bowiem klientce obiecano gwarantowane, wysokie miesięczne odsetki, ale sąd – zdaje się – w ogóle nie doszedł do tego punktu. Clue problemu polegało jednak na tym, że w banku siedział „przebieraniec”, który będąc pracownikiem banku działał na rzecz zewnętrznego biura maklerskiego i „zapomniał” o tym powiedzieć klientce.
„Pracownik banku stworzył więc wobec powódki pozory, że ofertę nabycia obligacji składa w imieniu Idea Bank jako sprzedawcy. Pracownik banku na prośbę powódki wypełnił za nią i nie w jej obecności formularz zgłoszenia woli nabycia obligacji w formie elektronicznej na stronie Polskiego Domu Maklerskiego. Warunki nabycia obligacji zostały przedstawione powódce w wiadomości mailowej. Wszystkie wymogi formalne niezbędne do zawarcia umowy nabycia obligacji zostały dochowane”
– powiedziała sędzia. W pierwszej chwili zaniepokoił mnie fakt, że klientka została „rozgrzeszona” ze ślepej wiary w to, co opowiada jej sprzedawca. Co by nie mówić, wszystkie dokumenty związane z transakcją zostały jej dostarczone, więc mogła się dowiedzieć, że obligacje nie są objęte rządowymi gwarancjami depozytowymi. Zapewne w dokumentach były wypisane czynniki ryzyka. Inna sprawa, że sprzedawcy wywoływali u klientów poczucie presji, a gdy czas goni – nie czyta się zbyt uważnie papierów.
Ostatecznie jednak poszło o to, że bank pozwolił, by jego pracownik działał jako dealer zewnętrznej firmy i nie uświadamiał tego faktu klientom. Mamy tu więc nowy, bardzo ciekawy sposób rozumowania sądu, nie opierający się ani o misselling, ani o jakieś błędy formalno-proceduralne, ale o sam sposób oferowania obligacji Getbacku – w banku i przez pracowników banku oraz z wykorzystaniem reputacji banku, ale na zasadzie zewnętrznego „dealowania” pieniędzmi klientów.
„Umowa nie została skutecznie zawarta, bowiem na podstawie art. 58 kodeksu cywilnego należy stwierdzić, że dotknięta jest ona nieważnością z uwagi na sprzeczność z prawem, a także zasadami współżycia społecznego, w tym przypadku – dobrymi obyczajami, jakimi winien kierować się przedsiębiorca profesjonalnie zajmujący się sprzedażą instrumentów finansowych w stosunku do konsumentów”
– powiedziała sędzia. To brzmi bardzo słodko z punktu widzenia obligatariuszy, ale wydaje się, że znaczenie tego orzeczenia sądu – jeśli ono się uprawomocni – nie będzie precedensem dla wszystkich sporów obligatariuszy Getbacku z bankami. Sposoby sprzedaży były różne, choć patent „na przebierańca” należał do bardzo częstych. Ofensywy z tej flanki bankowcy chyba się nie spodziewali.
źródło zdjęcia: archiwum własne, „Gazeta Wyborcza”