Są już oficjalne dane o frekwencji w Pracowniczych Planach Kapitałowych organizowanych przez największe polskie firmy. Polski Fundusz Rozwoju podał, iż spośród 2,9 mln pracowników firm zatrudniających ponad 250 pracowników, w PPK chce oszczędzać 1,1 mln osób. To oznacza, że z programu nie wypisało się tylko 39% osób, które automatycznie do nich trafiły.
Czy można mówić o sukcesie? Gdy byłem rok temu pytany o to jakie są perspektywy dla PPK, to obstawiałem frekwencję na poziomie 50%. Wydawało mi się, że to i tak są bardzo konserwatywne założenia, biorąc pod uwagę, że mamy tutaj autozapis i że aby się z PPK wymiksować, trzeba podjąć pewien wysiłek.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale miesiące mijały i mina mi rzedła, bo PPK miało coraz gorszą „prasę”. Zresztą rządzący nie pomagali: a to premier zaproponował wpisanie do konstytucji gwarancji prywatności PPK (skoro potrzeba gwarancji, to nie jest dobrze), a to inwestorzy dostali kolejny przykład, że inwestowanie razem z państwem jest bez sensu, bo tylko się na tym traci.
To nie jest najwyższy wymiar kary. Ale jedna liczba zawstydza szczególnie
W tym kontekście 39% to nie jest najwyższy „wymiar kary”. Ostatnio nawet słyszałem plotki, że partycypacja w PPK w największych firmach może być w okolicach 30%. Tyle, że w największych firmach spodziewano się najwyższego odsetka osób, które się nie wypiszą. Jeśli nawet tutaj większość powiedziała „pas”, to w mniejszych firmach (zakładających PPK w 2020 r.) może być rzeź.
Czytaj też: Pomysł z PPK wcale nie musi się udać. „Jeśli mniej, niż dwie trzecie ludzi się wypisze, to będzie sukces”
Niezbyt dobrze o naszym zaufaniu do państwa świadczy fakt, że w firmach z kapitałem zagranicznym średnia partycypacja jest o 10% (punktów procentowych) wyższa, niż w firmach z czysto-polskim kapitałem. Widać więc, że to te cholerne zagraniczne koncerny, które premier najchętniej by zrepolonizował, „zapracowały” na to, że przynajmniej w PPK nie ma kompromitacji.
Czytaj więcej: Szczegóły statystyczne dotyczące PPK w dużych firmach
Większy sukces PPK w firmach z zagranicznym kapitałem świadczy też o tym, że kierownictwom w tych firmach zależało bardziej na tym, by wytłumaczyć pracownikom PPK i jakoś ich do uczestnictwa zachęcić. A zależało im, bo na Zachodzie pracownicze programy oszczędzania na emeryturę są znane od dziesięcioleci i już pokazały, że działają.
Firmy mające zachodnią kulturę korporacyjną wiedzą też lepiej, niż te „polskie”, iż możliwość w miarę szybkiego gromadzenia oszczędności (na emeryturę lub inne cele związane ze spełnianiem marzeń) to może być atut w rywalizację o lojalność pracowników.
Widziałem z bliska jak działa system motywacyjny PPK w grupie Budimex – tam długoletni, wysoko oceniany pracownik może z własnych wpłat i dopłat pracodawcy uzbierać 7-8% tego, co zarabia. A to już jest na tyle wysoka „składka”, że pozwala myśleć o zbudowaniu całkiem solidnej drugiej nogi emerytalnej.
Dwa razy więcej Polaków oszczędza na dodatkową emeryturę
Jakkolwiek trudno mówić o tym, że PPK to sukces – zwłaszcza biorąc pod uwagę, że najgorsze jeszcze przed nami, a już dziś za bardzo nie ma z czego spadać – to spróbowałbym spojrzeć na frekwencję w PPK od jaśniejszej strony.
Jeśli przyjmiemy, że PPK to program długoterminowego, systematycznego oszczędzania, to do tej pory mieliśmy w Polsce nie więcej, niż 1,2-1,3 mln uczestników tego rodzaju przedsięwzięć (konta IKE i IKZE, gdzie oszczędza plus-minus milion osób oraz Pracownicze Programy Emerytalne, w których było 250.000 osób). Dzięki PPK ta liczba niemal się podwaja, bo nagle pojawia się też 1,1 mln uczestników oszczędzania długoterminowego w pracy.
Poza tym trzeba też pamiętać, że przerażone koniecznością wprowadzania PPK duże firmy zaczęły też na potęgę tworzyć PPE (kto stworzył PPE i wpłacał pracownikom odpowiednio wysokie składki, ten był zwolniony z konieczności tworzenia PPK), w których pojawiło się dzięki temu kolejnych 200.000 pracowników.
Można więc powiedzieć, że do 1,2-1,3 mln ludzi oszczędzających na emeryturę poza ZUS-em dołączyło właśnie 1,3 mln kolejnych. A pamiętajmy, że budowanie „masy” IKE, IKZE, PPE trwało przez kilkanaście lat. Tutaj mamy jej podwojenie w ciągu roku. Oczywiście: chwilę potrwa zanim w PPK będą jakieś pieniądze (w IKE, IKZE i PPE jest w sumie 23-24 mld zł), ale do PPK kasa popłynie dość szerokim strumieniem (jakieś 200 mln zł miesięcznie).
Czytaj też: Policzyli z jakimi oszczędnościami w banku Polak wchodzi w wiek emerytalny. Zawstydzające
Nie zmienia to faktu, że ludzie, którzy w rządzie odpowiadają za PPK mają za sobą najłatwiejszą część roboty, a egzamin zdali co najwyżej na mocną „trójkę”. Jeśli wprowadzanie PPK w mniejszych firmach w 2020 r. ma się nie zakończyć spektakularną klęską, to potrzebna jest bardzo umiejętna kampania budowania zaufania do oszczędzania w ogóle, z PPK w dalszym tle.
Tylko czy rządzący potrafią działać w taki sposób? Oni są znani, niestety (patrząc na różne aspekty ich rządów) z zachowania przypominającego spacer słonia po sklepie z porcelaną.
Dla PPK jest, mimo wszystko, nadzieja. Być może jeśli ludzie zobaczą, że pieniądze w PPK rosną, a rząd wcale nie zamierza ich ukraść (a w każdym razie nie tak bez ostrzeżenia ;-)), to za jakiś czas być może PPK zyska „drugie życie”. Najbliższe miesiące programu widzę raczej w ciemnych barwach.
zdjęcie: PFR