Jakiś czas temu odebrałem telefon z pytaniem, czy miałem ostatnio stłuczkę nie ze swojej winy. Tak się złożyło, że miałem tę nieprzyjemność. „Pomożemy” – usłyszałem. Zachęcony, podałem całą paletę danych osobowych, łącznie z numerem dowodu i PESEL-em. A teraz drżę ze strachu
Któregoś październikowego popołudnia, ni z tego, ni z owego, zadzwonił telefon. „Dzień dobry, czy miał pan ostatnio jakąś szkodę komunikacyjną i był pan ofiarą, a nie sprawcą?” – zapytała miła pani. Już miałem na nią naskoczyć pytaniami skąd ma mój numer telefonu i czy pozyskała go zgodnie z RODO, ale pewnie i tak powiedziałaby, że numer wylosował komputer, więc podjąłem grę.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„A tak się składa, że miałem” – wycedziłem zgodnie z prawdą do słuchawki, ciekawy tego, jak się rozwinie sytuacja. „W najgorszym razie, stracę kilka minut na rozmowę” – pomyślałem. „Albo będę miał materiał na tekst”. Straciłem znacznie więcej czasu, ale materiał na artykuł rzeczywiście jest Ale czy to była gra warta świeczki?
Kancelarie odszkodowawcze polują na szkody OC
Obowiązkowa polisa odpowiedzialności cywilnej to najpopularniejsze ubezpieczenie w Polsce. Musi mieć ją każdy kierowca, a warunki działania tego ubezpieczenia określone są wyjątkowo nie tylko w umowie z firmą ubezpieczeniową, ale też w specjalnej ustawie. Mimo tego w przeszłości zdarzały się przypadki zaniżania wypłaty odszkodowań dla pechowców, którzy zostali uderzeni przez innych kierowców.
Średnia wartość szkody OC to ok. 7.000 zł – z rok na rok ta kwota rośnie. Rośnie też cena polis OC. W latach 2011-2016 sądy przycisnęły firmy ubezpieczeniowe i kazały pokrywać wynajem aut zastępczych, kupować części oryginalne, a nie zamienniki, czy pokrywać koszty rehabilitacji i prywatnego leczenia ofiar i to nawet przez 20 lat.
Na sporach o wysokość odszkodowań wyrosły kancelarie odszkodowawcze, które wyspecjalizowały się w podwyższaniu kwot odszkodowań powołując się na to, że ubezpieczyciel w kalkulacji szkody nie dopełnił formalności. W zamian za walkę w naszym imieniu biorą procent od kwoty, którą udało się ugrać. Czasem, szczególnie jeśli chodzi o poważne wypadki związane z utratą zdrowia, a nawet śmierci, kwoty idą w setki tysięcy złotych, z czego było nawet połowę brały kancelarie. Teraz jest to zwykle 20-30%.
Likwidacja szkody poszła gładko. Skąd ta dopłata?
Pewnego sierpniowego dnia wzięła mnie ochota na pączki. I to nie takie zwykłe, zleżałe w cukierni od rana, ale świeże i gorące. Akurat wracałem z dalszej wyprawy, ale po drodze podjechałem do upatrzonej kawiarni. Gdy wychodziłem z pączkami, na moich oczach jakiś kierowca z impetem parkował na zderzaku mojego auta. Napisał potulnie oświadczenie, że to jego wina i rozstaliśmy się w pokoju.
Likwidacja szkody? Koncertowa. Prawie wszystko udało mi się załatwić online albo przez telefon – sprawca ubezpieczony był w AXA, dostałem więc od tej firmy link do aplikacji, którą miałem obfotografować samochód i dokumenty. Szkodę wycenili mi od razu. Wyszło jakieś 4.000 zł. Podałem numer konta i czekałem na przelew. Nie doczekałem się. W tzw. międzyczasie zadzwonił przedstawiciel ubezpieczyciela, który powiedział, że po weryfikacji kwota odszkodowania została obniżona do bodaj 1.500 zł – bo zderzaka nie trzeba wymieniać, wystarczy pomalować.
Nie ukrywam, że trochę się we mnie zagotowało, ale pojechałem do zaufanego rzeczoznawcy, który rozkręcił zderzak i zgodził się z ubezpieczycielem – nic tu nie pękło. Wystarczy lakierowanie. Pieniądze dostałem, auto naprawiłem.
Wracamy do teraźniejszości. Jest październik, dzwoni telefon. Aksamitny głos w słuchawce mówi: „Bywa, że ubezpieczyciele zaniżają odszkodowania. My wywalczymy dla pana wyższą kwotę. Nic pan nie musi płacić, ani niczym się przejmować. Wszystko bierzemy na siebie, wystarczy cesja szkody na nas, pieniądze wypłacamy od ręki. Musimy tylko sprawdzić, czy padł pan ofiarą owego zaniżenia” – powiedziała pani Kasia.
Czytaj też: Będą zadośćuczynienia dla rodzin ofiar wypadków. Sąd Najwyższy zdecydował
„Dopłacimy Ci 1280 zł”. Za darmo!
Kancelarie „polują” na osoby, które miały stłuczkę z OC sprawcy do trzech lat wstecz. I to nie pierwszy raz, gdy trafia przypadkowo do mnie kancelaria odszkodowawcza. Dwa lata temu wysłałem takiej firmie otrzymany od ubezpieczyciela kosztorys, ale się nie odezwali, mimo że samo o te dane prosili. A jak było tym razem?
Kilka dni czekałem w napięciu na odpowiedź, myślałem już, że i ta firma się spłoszyła. Ale w końcu jest odpowiedź, a w treści maila przywitała mnie miła, czterocyfrowa kwota: „dopłata do państwa odszkodowania 1280 zł”. I instrukcja obsługi co trzeba zrobić dalej: wysłać dane do umowy, którą dostarczy kurier i podać numer konta. Pieniądze będą wypłacone „bez zbędnej zwłoki”.
Pieniądze leżą na ulicy? Na to wygląda. Firma chce tylko moich danych osobowych. „Poguglałem” w internecie i sprawdziłem opinie o firmie, ale nie znalazłem zbyt wielu krytycznych. Może więc zgodzić się na „dopłatę”?
Jak przekroczyłem Rubikon i wpłynąłem na nieznane wody
Zadzwoniłem do mojego „opiekuna klienta” z ramienia firmy, która przesłała mi tę zaskakującą ofertę. Chciałem wybadać, czy to poważna oferta:
„Proszę pana, sprawa jest prosta. Przejrzeliśmy pana kosztorys. Czy widział pan te stawki za roboczogodziny? Śmiech na sali, kto za tyle pracuje? One zostały zaniżone. Trzeba będzie polakierować klapę bagażnika, przecież nie może być tak, że zderzak został pomalowany, a klapa nie, bo kolor się będzie odcinał. Czekamy na dane do umowy, za kilka dni będzie u pana kurier z umową”
– powiedział opiekun. „Ile państwo biorą dla siebie z tych 1280 zł?” – zapytałem. „Te 1280 zł to już finalna kwota, którą dostaje pan na konto” – usłyszałem. Czyli nawet nie wiem jaki jest zysk kancelarii. Może drugie tyle, a może tylko 10%?
Przekroczyłem ten Rubikon, Wysłałem komplet danych swoich i współwłaściciela samochodu: adresy zameldowania, PESEL-e, numery dowodu no i numer konta. „Ciekawe co się stanie” – pomyślałem.
Czytaj też: Jak dostać odszkodowanie, gdy sprawca wypadku zbiegł?
„Jednak nic z tego nie będzie”
W ponury, szary listopadowy poniedziałek wyczekiwałem – zgodnie z obietnicą mojego opiekuna – wizyty kuriera. Ale kurier nie zadzwonił. We wtorek też czekałem na próżno. Czyżby się rozmyślili? Przecież to „eksperci”, a w dodatku – jak przeczytałem na ich stronie – ich „partnerem” jest profesjonalna firma Audatex (która ma bazy danych do wycen szkód). Skoro stwierdzili, że należy mi się dopłata…
Ponieważ jednak mijały dni, a nic się nie działo, postanowiłem zadzwonić i zapytać co słychać w sprawie mojej dopłaty. „Pan Sudak? Zweryfikuję co się dzieje i oddzwonię” – usłyszałem. Oczywiście nikt nie oddzwonił i ponownie kontakt musiałem zadzierzgnąć sam. Przechodzimy do grande finale. Oto, co usłyszałem od pracownika kancelarii odszkodowawczej, gdy za bardzo się dopytywałem co z moją sprawą:
„Niestety, rzeczoznawcy jeszcze raz przeanalizowali pana przypadek. Przy tej szkodzie nie jesteśmy w stanie wywalczyć dla pana dodatkowego odszkodowania. Dziękujemy i polecamy się na przyszłość”
Dostrzegacie tę gigantyczną niespójność komunikatów i deklaracji? Najpierw firma chce kosztorysu i na jego podstawie decyduje, że będzie walczyć o dopłatę. Pisze o konkretnej kwocie, pewnej jak w banku. Miałem obietnicę, że kurier już czeka w blokach startowych żeby pędzić do mnie z umową. Muszę tylko podać zestaw danych osobowych. A gdy już je podałem, okazuje się, że przeanalizowali sprawę jeszcze raz i nic z tego nie będzie.
Powiedzmy sobie szczerze: jeśli miałbym nieczyste zamiary i chciał pozyskać bazę danych osobowych, to tak bym właśnie robił. Obiecywał walkę o odszkodowanie (bo to powszechna praktyka), deklarował, że na podstawie kosztorysu należy mi się dopłata, a gdy delikwent przekaże dane osobowe, PESEL i numer dowodu (!), to stwierdzałbym, że nic z tego nie będzie.
Poprosiłem firmę (to nie była nawet kancelaria odszkodowawcza, tylko firma, która z kancelarią „współpracuje”) o usunięcie z jej baz wszystkich moich danych osobowych i dostałem e-maila z potwierdzeniem, że zostały usunięte i nie będą przetwarzane. Muszę w to wierzyć.
Jaki z tego morał? Firmy ubezpieczeniowe to nie są aniołki. Ale kancelarie odszkodowawcze też nie lepsze. Dwa razy robiły do mnie podchody i dwa razy się sparzyłem. Sorry, ale ze mną trzeciego razu już nie będzie.
źródło zdjęcia: z3news