Przez ostatnich kilka dni mogliście zauważyć, że w gazetach i w telewizji dużo miejsca poświęca się najnowszej uchwale Sądu Najwyższego, która dotyczy sytuacji finansowej bliskich ofiar przestępstw, m.in. wypadków samochodowych, ale też błędów lekarskich i wszelkich czynów, które powodują, że z czyjejś winy ginie – lub zostaje ciężko ranny – Bogu ducha winny człowiek.
Już od dawna wiadomo, że jeśli – odpukać sto razy w niemalowane – ktoś z naszych bliskich zginie w wypadku (a rocznie dotyka to 3000 osób), to przysługuje nam zadośćuczynienie za ból i cierpienie. To zadośćuczynienie musi sfinansować sprawca – albo ze swoich pieniędzy albo z polisy ubezpieczenia OC. Ale teraz okazuje się, że prawo do zadośćuczynienia przysługuje też bliskim osób, które przeżyły taki wypadek, ale doznały trwałego uszczerbku na zdrowiu.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
„Sąd może przyznać zadośćuczynienie za krzywdę osobom najbliższym poszkodowanego, który na skutek czynu niedozwolonego doznał ciężkiego i trwałego uszczerbku na zdrowiu”
– to sentencja uchwały Sądu Najwyższego wydanej na wniosek Rzecznika Finansowego (sygnatura III CZP 36/17). Takie samo stanowisko Sąd Najwyższy przedstawił w dwóch pozostałych uchwałach dotyczących tego samego problemu (III CZP 69/17 i III CZP 60/17).
To oznacza, że prawdopodobnie żaden sąd w Polsce nie odrzuci już roszczenia o zadośćuczynienie zgłoszonego przez rodzinę ofiary wypadku, napaści albo czyjegoś fatanego błędu. Trzeba będzie tylko udowodnić „ciężki i trwały uszczerbek na zdrowiu” ofiary oraz konieczność opiekowania się taką osobą.
Żeby było jasne: takie zadośćuczynienia już sądy w Polsce przyznawały. Niedawno prawnicy z kancelarii EuCO chwalili się, że wywalczyli ponad 100.000 zł dla matki, która od ośmiu lat opiekuje się synem w stanie wegetatywnym.
Zadośćuczynienie sąd przyznał „za zakłócone relacje między osobami najbliższymi z powodu trwałej i poważnej niepełnosprawności poszkodowanego w wypadku komunikacyjnym”. 18-letni chłopak został uderzony przez samochód. Kierowca skazany na rok więzienia, ale dodatkowo sąd orzekł owe 100.000 zł zadośćuczynienia.
Czytaj też: Nadeszła złota era ubezpieczeń. Czy jest w niej jeszcze miejsce dla agentów ubezpieczeniowych?
Czytaj też: Prowadzisz biznes? Zarządzaj ryzykiem! Przegląd ubezpieczeń dla firm
Firmy ubezpieczeniowe nie będą już mogły iść w zaparte
Kłopot w tym, że sądy w takich sprawach do tej pory orzekały bardzo różnie. Czasem przyznawały zadośćuczynienie, a czasem nie. To była rosyjska ruletka. Rzecznik Finansowy poprosił Sąd Najwyższy, żeby przyjrzał się sprawie i raz na zawsze powiedział – czy rodzinie ciężko rannego, niepełnosprawnego człowieka – który stał się niepełnosprawny z czyjejś winy – przysługuje zadośćuczynienie czy nie?
Osoby, które chcą uzyskać zadośćuczynienie muszą udowodnić, że wypadek i choroba bliskiego zniszczyły dotychczasowe relacje rodzinne (np. utrata możliwości wychowywania zdrowego dziecka i nawiązania z nim normalnych relacji, utrata możliwości spełniania się w roli rodzica, małżonka, rodzeństwa).
Prawnicy EuCO wyliczają, że do zadośćuczynień kwalifikuje się m.in. niedowład czterokończynowy, niedowład połowiczy, encefalopatia pourazowa, porażenie mózgowe. Rzecznik Finansowy zwraca uwagę, że nowe wytyczne dotyczą nie tylko wypadków komunikacyjnych, ale też błędów medycznych, czy wypadków przy pracy. Jeśli efektem jest stan, w którym niemożliwe jest utrzymywanie z nieszczęśnikiem normalnych relacji i więzi rodzinnych – mamy naruszenie dobra osobistego osób bliskich, które zasługuje na zadośćuczynienie.
Rozjaśnienie sytuacji powoduje trzy skutki, w tym dwa dobre. Po pierwsze: firmy ubezpieczeniowe rzadziej będą stawały okoniem i szły w zaparte. Nawet jeśli między rodziną a ubezpieczycielem będzie spór co do tego ile się należy (np. 2000 zł za każdy miesiąc, mniej czy więcej), to łatwiej będzie dojść do ugody, bo ubezpieczyciel nie będzie miał nadziei, że w sądzie jakimś cudem się wybroni.
Drugi skutek to fakt, że zapanuje sprawiedliwość. Jeśli ktoś zniszczy komuś życie i czyni to komplikacje dla całej rodziny ofiary – należy się jakaś rekompensata.
Czytaj też: Jak się uchronić przed bankructwem służby zdrowia? Oto pięć kroków ratunkowych
Czytaj też: Ile warto zapłacić za święty spokój czyli skąd się biorą ceny polis
Czytaj też: Siedem pytań, które musisz zadać agentowi ubezpieczeniowemu zanim kupisz polisę
Za zadośćuczynienia dla rodzin ofiar wypadków zapłacimy… my
Trzeci skutek jest negatywny – wzrost cen składek ubezpieczeń OC, z których są wypłacane zadośćuczynienia. Jeśli zawieramy polisę OC, to w jej cenie zawarte jest ryzyko, że trzeba będzie wypłacić odszkodowanie komuś, komu posiadacz polisy niechcący zrobi krzywdę. Od niedawna jest w niej zawarte też ryzyko, że trzeba będzie płacić zadośćuczynienie w przypadku śmierci ofiary. A teraz będzie trzeba dopisać jeszcze ryzyko płacenia rodzinie w sytuacji, gdy ofiara przeżyje, lecz będzie w stanie ciężkim.
Jak wysoki będzie wzrost cen polis? Rozmawiałem z menedżerami i członkami zarządów firm ubezpieczeniowych i oni oczywiście jeszcze nie mają tego policzonego, ale już wiedzą, że to zaboli. Pomijając wypadki przy pracy i błędy lekarskie, jeśli mamy rocznie ponad 30.000 wypadków komunikacyjnych, w których ginie 3000 ludzi, to ubezpieczyciel wie, że w cenie polisy musi zawrzeć wypłaty po kilkaset tysięcy złotych dla rodzin tych 3000 ofiar.
Jeśli zaś wśród 40.000 rannych w wypadkach jest mniej więcej 10.000 osób ciężko rannych (w 2016 r. było 12.000), a rodziny polowy z tych osób wystąpią o zadośćuczynienie, to mamy 6000 dodatkowych „powodów” wypłaty zadośćuczynień i pewnie kilkanaście tysięcy beneficjentów (pewnie po trzy, cztery osoby na każdego poszkodowanego).
Czytaj też: Na co umarł ten klient? Firma ubezpieczeniowa nie może się zdecydować
Czytaj też: Jak dostać odszkodowanie, gdy sprawca wypadku zbiegł?
Ile będzie kosztowała ta uchwała Sądu Najwyższego? Liczę!
Z wyliczeń PIU i KPMG wynika, że średnio w Polsce zadośćuczynienie za ból i cierpienie wynosi 61.000 zł. I rośnie. Gdyby trzeba było wypłacić choćby tylko po te 61.000 zł np. 15.000 osobom, to mówimy o pieniądzach rzędu niemal miliarda złotych. Jeśli w zeszłym roku po raz pierwszy od 10 lat firmy ubezpieczeniowe zarobiły na komunikacyjnym OC i było to nędzne 500 mln zł… taki miliard dodatkowych wydatków byłby dość dużym obciążeniem. I najpewniej znajdzie odzwierciedlenie w cenach polis.
Z najnowszych danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że o ile w 2016 r. wypłaty odszkodowań i świadczeń z tytułu komunikacyjnego OC wyniosły niemal równe 8 mld zł, to w 2017 r. było to już 8,6 mld zł. Z drugiej zaś strony składki zebrane przez ubezpieczycieli wyniosły rekordowe 14,5 mld zł (wzrost o 3 mld zł w stosunku do poprzedniego roku). Poniżej dane z poprzednich lat.
Gdybyśmy założyli wzrost wypłat o kolejny miliard złotych i symetryczny wzrost składek o tę samą kwotę, to pewnie trzeba byłoby się liczyć z kolejnym ok. 8-10% wzrostem składek. Ale wzrost może nie być symetryczny. Jeśli więc średnia składka OC wynosi jakieś 700-800 zł, mówimy o wzroście o kilkadziesiąt złotych, może o stówę.
Kłopot w tym, że Sąd Najwyższy nie powiedział ile powinno wynieść modelowe zadośćuczynienie dla rodzin ofiar m.in. wypadków. Nie ma żadnej pewności czy średnia 61.000 zł jest dobrym punktem odniesienia. Może średnie zadośćuczynienie wyniesie np. 120.000 zł, albo 250.000 zł? Niewykluczone, że jeśli ubezpieczyciele nie będą w stanie oszacować potencjalnego ryzyka, podniosą składki bardziej, niż o 8-10%, tak na wszelki wypadek (chociaż z drugiej strony mamy na rynku dużą konkurencję, która powinna zrobić swoje).
Nie masz polisy OC? To głupota do kwadratu
Stan gry jest więc taki, że rodziny, których życie zmienia się po wypadku bliskiego i muszą się nim opiekować, będą teraz dostawały niemal „obowiązkowo” zadośćuczynienia – najmarniej kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Oznaczać to będzie, że z jednej strony nieposiadanie ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej będzie jeszcze większą głupotą, niż do tej pory, a z drugiej strony – że ceny takich ubezpieczeń pójdą jeszcze w górę, prawdopodobnie o jakieś 10% tego co dziś płacimy. Gdyby Sąd Najwyższy był bardziej precyzyjny – ten ostatni parametr byłby może mniej bolesny.