Pan Maciej jest zabieganym przedsiębiorcą i kiedy dostał ofertę dwutygodniowego dostępu do serwisu, który monitoruje zmiany w prawie, pomyślał „co mi szkodzi spróbować?”. Pożałował, gdy przyszła faktura na 1.600 zł za roczny dostęp. A potem jeszcze jedna – z opłatą za wypowiedzenie umowy. „Ja już pieniędzy nie odzyskam, ale ostrzeźcie innych!”
Hitem ostatnich lat są subskrypcje i dostęp do usług w ramach abonamentu. Jest prosto i przejrzyście: można w ten sposób korzystać z samochodu, prenumerat gazet, aplikacji na smartfona, programów antywirusowych, serwisów VOD… etc. Ale jest też druga strona medalu. To łatwość, z jaką można się „uwikłać” w usługę abonamentową na niekorzystnych warunkach, z płatnością dużej kwoty z góry.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Narażeni są zwłaszcza przedsiębiorcy, bo ich nie chroni prawo konsumenckie. Niektóre firmy świadczące przedsiębiorcom mniej lub bardziej potrzebne usługi przyjęły strategię pająka: snują sieć, w którą łapią klientów, jak muchy. Czyli każą sobie płacić za usługę, której klient nie chciał. Albo przynajmniej nie chciał na tak długo.
Cisza przed burzą, czyli pan Maciej ulega namowom
Napisał do nas pan Maciej, który jest zabieganym przedsiębiorcą. Nie wie już co to czas wolny, gonią go terminy i kontrahenci. I kiedy, krótko przed urlopem, trafiła do niego propozycja, która dawała szansę chociaż częściowego ogarnięcia tego rozgardiaszu, postanowił z niej skorzystać.
„Odebrałem telefon namawiający mnie na bezpłatny dostęp do portalu z wiadomościami prawnymi Abc.prawo.link, które są niezbędne przedsiębiorcom, dodatkowo z opcją publikowania swojej reklamy tamże. Za namową konsultanta, który twierdził, że to darmowe i że brakuje mu dwóch osób do zrealizowania miesięcznego planu, zgodziłem się”
W dzisiejszych czasach informacja jest na wagę złota, w internecie coraz mniej rzetelnych źródeł, a portal wyglądał całkiem profesjonalnie. A że jest za darmo? „Ciekawe z czego się utrzymują” – zastanawiał się nasz czytelnik. Wkrótce miał uzyskać na to pytanie mrożącą krew w żyłach odpowiedź.
Czytaj też: Nowa odsłona programu SmartDom. Już wiadomo ile Zygmunt Solorz zapłaci za lojalność
Informacja kosztuje, czyli 1.600 zł płatne za rok z góry
Po powrocie z urlopu pan Maciej na mailu zastał wiadomość z prośba o zapłatę.
„Od rzeczonego portalu otrzymałem fakturę na 1.600 zł za roczny dostęp! Natychmiast wypowiedziałem im umowę, ale otrzymałem odpowiedź, że nie mogę tego już uczynić, gdyż minął 14-dniowy dostęp próbny i muszę natychmiast zapłacić. Oczywiście pisałem maile, że nie chce tego ich abonamentu, ale wszystko na nic”
Pan Maciej dał się złapać w zastawioną sieć. Konsultant, który zadzwoni z ofertą przekonywał, że dostęp jest darmowy. I faktycznie, w okresie próbnym była promocja „0 zł”, ale potem – zgodnie z regulaminem – korzystanie z serwisu staje się płatne. I to od razu za rok z góry!
Czy można to jakąś odkręcić? Pan Maciej zawarł umowę przez telefon i dostał dokumenty na maila. Gdyby je doczytał, zorientowałby się, że jeśli nic nie zrobi, to za dwa tygodnie firma zacznie mu naliczać opłaty. Ale pojechał na urlop. „Darmowy dostęp, to darmowy dostęp” – tyle zapamiętał z rozmowy z konsultantem.
Czytaj też: Apka z abonamentem, który jest „biletem” na rower, komunikację miejską, auta na minuty i… taksówki. To już działa i zwiastuje rewolucję!
14 dni o namysłu. Ale czy są powody do podejrzeń?
W takiej sytuacji, czyli jeśli zawarliśmy umowę na odległość, prawo chroni nas – zwykłych konsumentów – przez 14 dni. To czas do namysłu, przeanalizowania dokumentów, a przede wszystkim ochłonięcia po rozmowie z czarującym akwizytorem czy konsultantem. Ale pan Maciej nie występował w tej roli jako konsument, ale jako firma, czyli nie podlega ochronie. To pół biedy, bo i tak miał czas na wypowiedzenie umowy w ciągu tych 14 dni (firma taki czas mu zagwarantował). Gorzej, że późniejsze warunki świadczenia usługi już nie były fajne.
„Wypowiedzenie w końcu przyjęli, ale dopiero na kolejny rok, za najbliższe 12 miesięcy muszę płacić. Mówiąc szczerze, dostęp do tego serwisu jest mi zupełnie do niczego potrzebny, nie chcę z niego korzystać. Po co im klient zdobyty podstępem?”
– pyta retorycznie pan Maciej. Podstępem, nie podstępem, ważne żeby klient zapłacił. I pan Maciej finalnie to zrobił. Na odchodne usłyszał, że windykowali nie takich twardzieli jak on i że jakby coś, komornik nie będzie się z nim pieścił.
Pan Maciej relacjonuje, że był tak namolny, iż udało mu się wywalczyć obniżenie kwoty do zapłaty o połowę – do 800 zł i to rozłożone na trzy raty. Jeśliby nadal się kłócił, trafiłby na wszystkie możliwe listy dłużników. Nie chciał takich komplikacji.
Czytaj też: Oto BeamUp, czyli apka, która chce być centrum sterowania subskrypcjami
Minął rok, a prawniczy portal nie daje o sobie zapomnieć
Opisana historia działa się rok temu. Nasz czytelnik rad, że wyczyścił relację z firmą, która wykorzystała jego naiwność zapomniał o sprawie, do czasu, gdy ostatnio… znowu zgłosiła się po pieniądze. Pan Maciej dostał niedawno kolejną fakturę do natychmiastowego opłacenia, bo – zgodnie z regulaminem – wypowiedzenie jest oddzielnie płatne. A ponieważ i o tym nie pamiętał – lecą mu już odsetki.
„Szlag jasny mnie trafił, ale wszedłem na stronę serwisu, czytam ten ich regulamin i oczywiście jest taki zapis… Znowu muszę im zapłacić! Oczywiście, wiem, że to moja wina, bo nie przeczytałem co mi wysyłali. O ja głupi, o ja naiwny. Proszę ostrzeżcie innych. Taka praktyka ma na celu nie zdobycie lojalnych i zadowolonych z dostępu do informacji prawnej klientów, ale do wyciągania pieniędzy w sposób całkowicie legalny”
Wszystko wskazuje na to, że pan Maciej miał udział w nawarzeniu tego piwa. Jak sam przyznaje, „coś tam potwierdził SMS-em”, ale umowy nie przeczytał. A że konsultant mówił co innego, niż było w umowie, albo pewne kwestie przemilczał? Kto w dzisiejszych czasach wierzy jeszcze w to, co mówią konsultanci? ;-).
Z drugiej strony, nie można wykluczyć, że jest też spora grupa klientów, którzy są zadowoleni z jakości usług i porad prawnych tejże firmy. Oczywiście: wszystko jest w papierach, ale ja też odnoszę wrażenie, że nie chodzi tu o rzetelną informację, tylko o łowienie naiwnych.
Tak działa wiele klubów fitness – klient podpisuje umowę na 12-24 miesiące i jest związany prawie tak mocno, jak z kablówką. Jeśli treningi mu się znudzą i przestanie pracować nad „rzeźbą”, to i tak musi płacić, albo znaleźć kogoś na swoje miejsce. A jeśli nie wypowie pisemnie umowy, to płaci np. 240 zł. Ostatnio firma windykacyjna, która kupiła przeterminowane długi od jednej z sieci siłowni, zgłosiła się po opłatę do zaskoczonego prezentera radiowego Pawła Lorocha (sprawę opisał na Facebooku).
Inny przykład? Płatne subskrypcje w telefonach. Czy dacie wiarę, że są aplikacje (płatne co miesiąc), które przypominają o tym, żeby rano wypić szklankę wody? I znowu – zwykle okres próbny jest za darmo, ale żeby z niego skorzystać – i tak trzeba podać dane karty. A potem to już tylko supełek na palcu ku pamięci, żeby z subskrypcji zrezygnować.
źródło zdjęcia: Pixabay