Getin Bank ogłosił fiasko rozmów z funduszami inwestycyjnymi, które miały kupić trochę jego akcji w zamian za dodatkowy kapitał. Wcześniej klapą okazał się pomysł fuzji z Idea Bankiem. Jaka przyszłość czeka teraz Getin? – pytacie zaniepokojeni w e-mailach. Cóż, to może być początek końca takiego Getinu, jaki znamy. Ale spokojnie, ten „nowy” – jeśli moja hipoteza jest prawdziwa – też będzie potrzebował naszych depozytów
Getin Bank – do niedawna szósty największy bank na rynku i chluba „czysto polskiej” bankowości – co i rusz dostarcza inwestorom i klientom nowych emocji. Jesienią zeszłego roku sensacją był słynny „plan Zdzisława” (czyli – chyba? – pomysł na przejęcie kontroli nad Getinem przez państwo) i korupcyjna propozycja, jaką miał złożyć właścicielowi banku ówczesny szef Komisji Nadzoru Finansowego. Teraz z rosnącą nerwowością kibicujemy próbom wyciągnięcia Getinu z finansowej czarnej dziury.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Kilka miesięcy temu Getin Bank ogłosił, że miał 453 mln zł straty w 2018 r. Rok wcześniej, w 2017 r., był ponad 580 mln zł „pod wodą”. W pierwszym kwartale bieżącego roku bank znów pokazał straty – 157 mln zł mimo realizowania „planu trwałej poprawy rentowności”.
Czytaj więcej: Kilka miesięcy temu Getin był o krok od przepaści. Pokazują to ujawnione właśnie liczby
Getin: najpierw fiasko fuzji, a teraz – negocjacji z inwestorami finansowymi
Najpierw lekarstwem na poprawę sytuacji miała być fuzja Getin Banku z Idea Bankiem, drugą nogą bankowej grupy finansowej Leszka Czarneckiego. Banki zakładały, że dzięki połączeniu uda się wygenerować 180 mln zł rocznych oszczędności, a większy bank miałby też większe możliwości wykorzystywania tzw. efektu skali (Getin ma 54 mld zł aktywów, a Idea Bank – 21 mld).
Plan padł, bo z KNF zaczęły dochodzić sygnały, że nadzór nie zgodzi się na połączenie według filozofii „wiódł ślepy kulawego”. KNF narzucił Idea Bankowi kuratora, co ograniczyło decyzyjność zarządu banku.
Potem planem A stała się koncepcja wpuszczenia do Getinu zewnętrznego inwestora finansowego, który kupiłby mniejszościowy pakiet akcji z myślą o odsprzedaży z zyskiem za kilka lat, gdy bank wyjdzie na prostą. W ten sposób można byłoby pozyskać kilkaset milionów złotych kapitału (kapitalizacja całego banku to 440 mln zł…). Pojawiły się przecieki o dwóch tego typu inwestorach, którzy przeprowadzali tzw. due dilligence, czyli badali księgi rachunkowe banku i go wyceniali.
W ostatnich godzinach Getin przyznał, że i ten plan zakończył się fiaskiem. W reakcji notowania jego akcji spadły do 42 gr., co oznacza, że w skali roku bank stracił 50% wartości rynkowej. A jeszcze w 2014 r. Getin Bank był notowany po więcej, niż 10 zł za akcję.
Dlaczego rozmowy zakończyły się bez porozumienia? Fundusze płaciły za mało? Leszek Czarnecki nie chciał oddawać akcji za grosze? Ale przecież nie mógł oczekiwać, że ktoś zapłaci dużo za tak nierentowny bank?
„Nie udało się uzgodnić warunków finansowych transakcji mającej na celu dokapitalizowanie banku. (…). Bank przygotowuje strategię działania zakładającą wzmocnienie pozycji kapitałowej i osiągnięcie krajowych norm regulacyjnych poprzez trwałą odbudowę dochodowości”
– pisze Getin w komunikacie. Z kolei Komisja Nadzoru Finansowego od razu ogłosiła, że oczekuje racjonalnego nowego planu działania:
„Nadzór oczekuje, że bank przedstawi alternatywny, wiarygodny plan samodzielnych lub zakładających zaangażowanie obecnego wiodącego akcjonariusza, działań autosanacyjnych, który będzie w racjonalnym czasie prowadził do poprawy jego sytuacji ekonomiczno-finansowej”
———————-
Obawiasz się inflacji? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
———————-
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
Dwa problemy Getinu: rentowność i kapitał
Zaniepokojeni posiadacze depozytów w Getin Banku pytają mnie w e-mailach co to wszystko oznacza i czy to jest już ten moment, w którym można zacząć się niepokoić o los banku oraz zgromadzonych w nim pieniędzy. Od razu odpowiadam: Getin nie jest bankrutem. I jeszcze przez dłuższą chwilę na pewno nim nie będzie. Ma natomiast dwa problemy.
Pierwszy to fakt, że bank przynosi straty i nie ma pewności czy w warunkach pogarszającej się koniunktury gospodarczej, konsolidacji rynku wokół kilku największych banków, konkurencji fintechów oraz rosnących kosztów regulacyjnych uda się go wyciągnąć trwale nad kreskę. Drugi problem to niespełnianie przez bank wymogów kapitałowych.
Każdy bank musi mieć określony kapitał własny w relacji do skali prowadzonej działalności. Getin ma go za mało i w dodatku kolejne straty zżerają mu nawet ten kapitał, który jeszcze ma. Obecnie bank pokazuje współczynnik wypłacalności na poziomie 10,9%, a nadzór wymaga 14,8%. Biorąc pod uwagę, że dziś Getin ma 4,6 mld zł kapitału własnego, do zaspokojenia oczekiwań nadzoru może mu brakować 1,5-2 mld zł.
Można narzekać, że oczekiwania nadzoru są przeholowane, bo jak na warunki zachodnie współczynnik wypłacalności powyżej 10% to nie jest zły wynik. Ale nasz nadzór od zawsze ma wobec banków surowe wymagania i raczej się to w najbliższym czasie nie zmieni.
Skąd wziąć te przynajmniej 1,5 mld zł? W ostatnich dwóch latach bank został dokapitalizowany kwotą 390 mln zł (w dużej mierze z kieszeni Leszka Czarneckiego), ale trudno sobie wyobrazić, by bank był w stanie bez zastrzyku z zewnątrz szybko zalepić tak dużą dziurę w kapitałach.
Kiepski obraz pogłębiają doniesienia z innych spółek Leszka Czarneckiego. Idea Bank już zapowiedział zwolnienie nawet połowy pracowników, ma kuratora KNF i potężne kary za misselling przy sprzedaży obligacji Getbacku. TaxCare właśnie złożył wniosek o upadłość. Open Finance ratuje się pożyczkami i zmienia szefostwo, ale też nie zarabia pieniędzy. Gdzie się nie obrócić, imperium Leszka Czarneckiego trawią pożary. Czy mogą one objąć także Getin, niegdysiejszą perłę w koronie?
Czytaj więcej o krachu Open Finance: Tak głęboko Open Finance jeszcze nie nurkował. Ogromne straty, ratunkowy kredyt z Getin Banku i dwa zepsute „silniki”
Czytaj też: Kolejna część imperium Leszka Czarneckiego chwieje się w posadach. Gigantyczne straty Idea Banku
Koszty rosną, przychody wciąż nie chcą. Co się dzieje?
Patrząc na raport banku za pierwszy kwartał 2019 r. można zauważyć spadek wyniku z odsetek (rok temu było 296 mln zł, teraz tylko 220 mln), zjazd zarobku z opłat i prowizji (z 38 mln zł do 16 mln), wzrost kosztów działania banku (z 264 mln do 299 mln zł). Czyli najgorszy możliwy miks wydarzeń dla instytucji finansowej, która żyje z obrotu pieniądzem.
Trzeba jednak zauważyć, że pierwszy kwartał nie jest miarodajny dla oceny sytuacji banku. Po pierwsze są w nim jeszcze zawarte „ostatki” walki o depozyty w czasie zeszłorocznego kryzysu płynnościowego (normalnie” bank nie musiałby aż tak „pompować” depozytów i miałby wyższe zyski odsetkowe), a po drugie – wszystkie banki płacą w pierwszym kwartale składki na BFG i inne obowiązkowe fundusze. W przypadku Getinu wyniosły one 80 mln zł.
Bank przez rok zmniejszył dochody z odsetek od udzielonych kredytów (o 27 mln zł) oraz zwiększył koszty odsetek płaconych za pozyskane od klientów depozyty (o 45 mln zł). Koszt nowo pozyskanych pieniędzy to 2,8% (tyle średnio bank płacił klientom w pierwszym kwartale), a łączny koszt pieniądza depozytowego w banku – 2,4%. To dużo. Najlepsze banki na rynku mają ten koszt poniżej 1%.
Te dwie ostatnie liczby wskazują, że Getin Bank w stosunkowo niewielkim stopniu korzysta z osadu klientów na ROR-ach (w domyśle: ma stosunkowo niewielką część lojalnych klientów). Nie ma zbyt dużo też długoterminowych depozytów, więc musi wciąż walczyć wysokim oprocentowaniem o to, by klienci chcieli je zrolować.
Na początku tego roku spadły w Getinie odpisy na złe kredyty (rok temu było 117 mln zł, a teraz 100 mln zł), ale ogólnie wciąż ponad 10% portfela kredytowego jest klasyfikowane jako „złe kredyty” (5,1 mld zł z 40 mld zł portfela kredytowego). Portfel kredytowy, nie dość, że nie rośnie, to jeszcze jest obciążony kredytami frankowymi (9,2 mld zł), które z punktu widzenia banku są dziś nierentowne.
W przeddzień opracowania „strategii działania zakładającej wzmocnienie pozycji kapitałowej poprzez trwałą odbudowę dochodowości” Getin wygląda nietęgo, aczkolwiek powtarzam – pierwszy kwartał trochę wykrzywił obraz banku, który realnie jest w lepszej sytuacji, niż pokazują najnowsze cyferki.
Czy nadchodzi koniec Getinu jaki znamy?
Bank wciąż ma 5 mld zł kapitału własnego i 11% współczynnika wypłacalności. Kłopoty mogłyby się zacząć dopiero, gdyby nastąpił spadek współczynnika wypłacalności poniżej 8% – a więc gdyby bank stracił jeszcze ok. miliarda złotych. A taka katastrofa nie powinna nastąpić, a w każdym razie na razie nie widać na horyzoncie powodów po temu.
Skoro nie ma widoków na 1,5-2 mld zł nowego kapitału z zewnątrz, to zarząd Getin Banku ma tylko dwa rozwiązania – namówić Leszka Czarneckiego, by wpompował jeszcze więcej pieniędzy (mało prawdopodobne) albo mocno zmniejszyć skalę działalności. Tylko w ten sposób da się w miarę szybko podnieść wskaźniki kapitałowe. Ten sam kapitał i mniejszy „obrót pieniędzmi” – to wyższe wskaźniki.
Dotąd szefowie Getinu tego nie robili, bo chcieli utrzymać „masę”. Większy bank – mający więcej depozytów, kredytów, klientów – wyżej się wycenia i można go lepiej sprzedać lub na lepszych warunkach przyłączyć do jakiegoś innego banku. To była gra na czas, obliczona na transakcję kapitałową, która da Getinowi finansowy oddech. Nie wiadomo czy teraz ta gra ma sens.
A jeśli zarząd uzna, że nie ma? Możemy obserwować koniec Getinu takiego, jaki znamy – banku uniwersalnego, jednego z największych w kraju, widocznego z oddziałami na ulicach i wyróżniającego się nowymi usługami. „Nowy” Getin może być niewielkim bankiem, specjalizującym się wyłącznie w działalności consumer finance, czyli szybkich pożyczkach, nieposiadający garbu dużej liczby placówek, pracowników, bez szerokiej oferty produktów. Może zostaną jeszcze kredyty samochodowe, w których Getin ma silną pozycję? Ale za to portfel kredytów hipotecznych może zostać wytransferowany do oddzielnej spółki, żeby nie „zawadzał”.
Getin najpewniej skapituluje w walce o zwiększenie liczby lojalnych klientów (takich, którzy używają jego konta i karty do codziennych zakupów, a debetu i ubezpieczenia – do spokojniejszego życia). Pozyskiwanie takich klientów jest kosztowne, a utrzymywanie szerokiego pakietu produktów, placówek i pracowników – opłacalne przy większej skali. Zmniejszenie skali działalności oznacza zejście do niszy i zajęcie się tylko tym, na czym Getin się zna – ściągania drogiego pieniądza depozytowego i przetwarzania go na jeszcze droższe pożyczki konsumpcyjne.
Te zmiany, o ile zostałyby przeprowadzone szybko i sprawnie, nie zaszkodziłyby posiadaczom depozytów. Owszem, przejściowo Getin będzie płacił mniej (delewarowanie nie będzie wymagało agresywnego pozyskiwania pieniędzy od klientów), ale po osiągnięciu docelowego gabarytu – jego strategia depozytowa znów się „wyostrzy”.
A może Leszkowi Czarneckiemu opłaci się dryfowanie Getinu?
To wszystko są jedynie moje przypuszczenia, zakładające, że Getin nie będzie w stanie w pogarszających się warunkach, mając problemy reputacyjne z przeszłości i bez świeżych pieniędzy trwale utrzymywać się finansowo nad kreską. Ale być może zarząd Getinu dojdzie do jakichś innych wniosków – że warto inaczej „ustawić” model biznesowy banku jako dużego, uniwersalnego?
Jest też wariant „spiskowy”, w którym Leszkowi Czarneckiemu nie zależy już na ratowaniu Getinu, lecz – chcąc udowodnić, że polskie państwo go zniszczyło – pozostawi bank w stanie dryfowania. To oznaczałoby kolejne kwartały strat i prędzej czy później przejęcie Getinu przez jakiś inny bank za złotówkę, w ramach czegoś, co można by nazwać pokłosiem „planu Zdzisława”. A Leszek Czarnecki skupiłby się na wyciskaniu od rządu miliardowego odszkodowania. Zakładając ten scenariusz: straty Getinu mogą się przydać jako argument w sądzie.
Czytaj też: Leszkowi Czarneckiemu nie trzeba kraść banku. Wystarczy tzw. resolution