„Trzeba podwyższyć Polakom pensje” „Zarabiamy stanowczo za mało!” – krzyczą przedstawiciele związków zawodowych, a wspierają ich lewicowi publicyści. Powodów, które sprawiają, że mało zarabiamy, jest kilka. Ale jeden – którego nikt z głośno krzyczących zdaje się nie zauważać – jest najważniejszy. I na razie nie do przeskoczenia
Co decyduje o tym, że przeciętny („środkowy”) Polak zarabia tylko 2500 zł, a najczęściej spotykane wynagrodzenie w kraju to tylko 1500-1600 zł na rękę? Dlaczego taki np. Szwajcar dostaje na rękę równowartość prawie 20.000 zł, a Niemiec – 10.000 zł? Czy oni pracują ciężej? A może pracują więcej? Niestety, ani jedno, ani drugie. Pracują mniej, niż my, płacą wyższe podatki, niż my, a mimo wszystko dostają do ręki więcej. Z czego to się bierze?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tutaj: więcej o tym ile naprawdę wynosi średnie wynagrodzenie w Polsce
Mało zarabiamy, bo… są trzy powody
Zwolennicy sprawiedliwego podziału owoców powiedzą, że w Polsce źle działa redystrybucja dóbr – zbyt wielka część tego, co wspólnie wytwarzamy, trafia do właścicieli firm i posiadaczy kapitału, którym te firmy ufundowano. I będą mieli trochę racji – udział płac w PKB w Polsce (48%) jest znacznie niższy od średniej unijnej (55%).
Pytanie brzmi: czy jeśli zabierze się część zysków firmom, to będzie powstawało więcej potencjalnych gwiazd światowego biznesu? Ich właściciele i udziałowcy ponoszą ryzyko działalności gospodarczej, organizują miejsca pracy, muszą mieć wizję i strategię, więc zasługują na wyższe dochody, niż pracownicy, którzy po prostu przychodzą do pracy. Ale z kolei opodatkowanie pracy (podatek dochodowy i składki na ZUS) jest dziś większe, niż opodatkowanie zysków z kapitału (19% podatku Belki)…
Czytaj też: Udział płac w PKB w Polsce i w innych krajach
Zwolennicy niskich podatków powiedzą, że zbyt dużą część tego, co zarabiamy, zabiera nam państwo i samo rozdziela wedle uważania. Oficjalnie podatki w Polsce są relatywnie niskie, ale jeśli dołożyć do tego parapodatki, np. koszty pracy lub składki na ZUS – argument robi się całkiem poważny. Choć relację podatków do PKB – licząc je łącznie ze składkami na ZUS – mamy niższe od średniej unijnej (u nas 35%, w Unii Europejskiej 40%).
Tutaj: Więcej o stosunku podatków i składek do PKB w różnych krajach
Zwolennicy zwiększenia zatrudnienia powiedzą, że pracujący ciągną na grzbiecie garb niepracujących. Skoro w Polsce mamy miliony emerytów, rencistów i innych niepracujących, to każdy pracujący musi ich de facto utrzymywać, więc sam zarabia mniej. W Niemczech spośród 80 mln obywateli faktycznie pracuje 39 mln. A więc co drugi. W Norwegii – nawet 53%. W Szwajcarii spośród 8,3 mln obywateli PKB wytwarza aż 4,5 mln (54% wszystkich). A w Polsce? Z 38 mln ludzi po odjęciu starców i dzieci oraz po przemnożeniu pozostałych przez wskaźnik aktywności zawodowej wychodzi, że pracuje 16,5 mln osób, tylko nieco ponad 40% wszystkich.
Ze statystyki PKB per capita wychodzi, że każdy obywatel wypracowuje na godzinę – przy założeniu, że pracuje przez 250 dni w roku po osiem godzin – jakieś 6,5-7 euro. Ale tak naprawdę ci, którzy pracują, muszą wytwarzać na godzinę aż 14,5-15,5 euro. I z tego „oddają” 8 euro, żeby utrzymać niepracujących.
Gdybyśmy wzięli się do roboty tak jak Niemcy (czyli pracowałaby połowa obywateli), to rocznie do podziału byłoby prawie o 100 mld euro PKB więcej. Gdyby przeliczyć to na każdą godzinę pracy, wyszłoby 2,5 euro ekstra „premii” dla każdego. Oczywiście ci cholerni neoliberałowie (tfu, tfu, kanalie) nie umieliby tego sprawiedliwie podzielić, ale przynajmniej byłoby co dzielić.
Bez globalnych marek i globalnych produktów. I bez wartości dodanej
Zwolennicy zdrowego rozsądku zgodzą się z powyższym, ale dodadzą argument największej wagi – zarabiamy mało, bo jesteśmy niewystarczająco innowacyjni. Nie mamy globalnych marek, globalnych produktów, ani globalnej renomy. Nawet nasz niegdysiejszy produkt eksportowy, czyli wódka, dziś w większości jest produkowany w fabrykach należących do Rosjan.
W krajach, w których działają najpotężniejsze światowe koncerny – Apple, Samsung, Amazon, Microsoft, Boeing, SAP, Mercedes, Toyota, BMW, Luis Vuitton (by wymienić tylko największe w kilku branżach) – każda godzina pracownika jest warta więcej, bo na liniach produkcyjnych, w laboratoriach i centrach badawczych wymyśla się rzeczy, które potem są przedmiotem pożądania na całym świecie.
Czytaj też: Te globalne marki najbardziej przyciągają nasze pieniądze. nie tylko Apple i Facebook!
W kraju, w którym produkuje się technologiczne cacka nawet sprzedawca jabłek na straganie zarabia więcej, niż gdzie indziej, bo większa część jego klienteli to ludzie wytwarzający dużą wartość dodaną, więc wysoko wynagradzani.
Tym bardziej mnie drażni, gdy słyszę z ust lewicowych publicystów, że „trzeba podnieść pensje”. Problem nierównego podziału owoców oczywiście występuje, ale jeśli będziemy produkować smartfony, a nie etui do smartfonów, to problem podniesienia pensji rozwiąże się sam.
Podniesienie pensji metodami administracyjnymi może zmienić co najwyżej sposób podziału PKB, ale nie zwiększy wytwarzanego przez nas PKB. Ono będzie większe, jeśli będziemy produkowali towary i usługi o większej wartości dodanej – bardziej wyjątkowe, unikalne, pożądane w skali globalnej.
Czytaj też; Liga miliarderów, czyli zobacz które kraje mają najbogatszych bogaczy!
Czytaj więcej o nierównościach: Globalne zabójstwo klasy średniej dokonuje się na naszych oczach. Oto scenariusz ostatecznej zagłady. Skończy się wojną lub rewolucją?
Czytaj też: Oto lista krajów, w których najłatwiej być szczęśliwym. Jedziemy?
Oto najbardziej innowacyjne kraje świata. Gdzie Polska?
Od siedmiu lat Bloomberg publikuje ranking najbardziej innowacyjnych państw świata. Pod uwagę przy konstruowaniu Bloomberg Innovation Index bierze się kilkadziesiąt parametrów podzielonych na zakresy tematyczne takie jak wydatki na badania i rozwój (R&D), wartość dodana (czy w kraju skręcasz śrubki czy produkujesz zaawansowane technologicznie rzeczy), produktywność (ile pieniędzy „wytwarza” przeciętny pracownik), nasycenie kraju nowoczesnymi technologiami, edukacja i poszukiwania talentów, liczba zgłaszanych patentów.
W tym roku najbardziej innowacyjną gospodarką świata została Korea Południowa, czyli „matka” takich firm jak Samsung, czy LG (co ciekawe – wyhodowanych w ramach swego rodzaju gospodarki centralnie starowanej, w atmosferze politycznej korupcji i łapówkarstwa). Na drugim miejscu są Niemcy, zaś na trzecim – Finlandia. W pierwszej dziesiątce zmieściły się m.in. Singapur, Izrael, Japonia, USA, Francja
Gdzie Polska? Wbrew pozorom wcale nie tak nisko, jak by się mogło wydawać, gdy patrzymy na nasze główne towary eksportowe (jabłka i takie tam…). Zajęliśmy w rankingu najbardziej innowacyjnych państw 22. miejsce. Najwyżej oceniono nas jeśli chodzi o wartość dodaną, którą wnosimy do produkowanych rzeczy (20. miejsce na świecie) oraz nasycenie nowymi technologiami (18. miejsce na świecie). Najgorzej oceniono intensywność badań (R&D), liczbę patentów i produktywność pracowników.
Czytaj na Bloomberg.com: więcej o rankingu najbardziej innowacyjnych gospodarek świata
I jeszcze: Do tych krajów nigdy się nie przeprowadzaj! Zło kusi w nich najbardziej
W innowacyjnych krajach zarabia się więcej, niż u nas. O ile?
Jesteśmy w rankingu innowacyjności wyżej, niż w rankingu krajów pod względem PKB na mieszkańca (ok. 30.000 dolarów międzynarodowych, 45. miejsce na świecie), czy pod względem średniego wynagrodzenia (40. miejsce na świecie). To dobra wiadomość, bo innowacyjność prędzej czy później pociągnie w górę i nasze PKB per capita i średnie wynagrodzenie.
Tutaj: PKB per capita dla wszystkich krajów świata
Istnieje bowiem dość ścisły związek między tymi wszystkimi elementami. Korea Południowa, lider rankingu innowacyjności, ma trzy razy większą średnią pensję, niż Polska (9000 zł netto w przeliczeniu na naszą walutę). W Niemczech – wynosi ona nawet 9500 zł. W Finlandii – 9700 zł. Wśród dziesięciu najbardziej innowacyjnych krajów nawet „najbiedniejszy” jeśli chodzi o przeciętną pensję jest znacznie bogatszy, niż my. To Izrael, w którym przeciętne wynagrodzenie na rękę wynosi – w przeliczeniu – równowartość 8300 zł.
To są oczywiście dane w wartościach nominalnych, nie uwzględniają tzw. wartości nabywczej tych pieniędzy (np. różnicy w kosztach utrzymania i cenach rzeczy niezbędnych do życia). Ale i tak dużo mówią.
Krótko pisząc: możemy sobie eksperymentować z przekładaniem wytworzonego PKB z kieszeni przedsiębiorcy lub posiadacza kapitału do kieszeni pracownika, ale będziemy nadal obracali się w w kręgu tego samego PKB, a więc nie spowodujemy, że ów pracownik zacznie zarabiać trzy razy więcej. Spowodujemy to dopiero wtedy, gdy pójdziemy w górę w rankingu innowacyjności. Czasem wydaje mi się, że lewicowi publicyści w rewolucyjnym zapale o tym zapominają.
Tutaj: Średnie wynagrodzenie w różnych krajach
Czytaj też: Pieniądze szczęścia nie dają? Sprawdzili to na konkretnych liczbach. Co im wyszło?
Czytaj też: Ilu Polaków już nic nie musi? Ile powinieneś zarabiać, żeby myśleć o „karierze” rentiera?
A prawicowi politycy niech z kolei wezmą pod uwagę, że jeżeli chcemy być bardziej innowacyjni – a w konsekwencji – więcej zarabiać, to musimy ściągać talenty z różnych krajów i różnych kultur, stwarzać dobre warunki do pracy najzdolniejszym ludziom z całego świata. Musimy też ściągać ludzi do prac prostych i nieskomplikowanych, byśmy mogli się zająć wytwarzaniem wartości dodanej. Zamykając się na wszelką imigrację de facto wyłączamy sobie jeden silnik innowacji. Wzbudzanie strachu przed „obcymi” skończy się tym, że sami będziemy mniej zarabiali.
Czytaj też: Na jakie mieszkanie cię stać, gdybyś chciał wziąć bezpieczny kredyt hipoteczny? Policzyli!
Zdjęcie tytułowe: Kuoni.co.uk