Pani Wioletta chciała zlikwidować nędznie „płacącą” lokatę i przenieść się na konto oszczędnościowe, na którym miałaby przynajmniej 1% oprocentowania. Jedno omyłkowe kliknięcie, brak ostrzeżenia banku i… na odrobienie strat będzie potrzebowała prawie dekady! Chyba, że bank się zlituje
Pani Wioletta miała lokatę o zupełnie mikrym oprocentowaniu 0,3% w T-Mobile Usługi Bankowe. To instytucja finansowa powstała ze współpracy niemieckiego telekomu i Alior Banku. Pewnego pięknego dnia ujrzała w serwisie transakcyjnym okazję – 1% na koncie oszczędnościowym. Oczywiście natychmiast zdecydowała się przetransferować pieniądze. Wystarczyło kilka klików.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przyszłość dzieci biedniejsza o 8.000 zł. W jedną sekundę
Pieniądze niemałe, 90.000 zł ciułane na przyszłość dzieci. Przy takiej kwocie warto korzystać z okazji na trochę wyższy procent. Zamiast 220 zł odsetek netto w skali roku na lokacie pani Wioletta dzięki przeniesieniu pieniędzy na konto oszczędnościowe miałaby 720 zł. Tak jakby odsetkowe 500+.
Czytaj też: Ranking lokat – w banku możesz zarobić bez ryzyka 2,7%.
Pani Wioletta, jak wiele zabieganych matek, bankuje w biegu. Zresztą banki przychylają nieba takim osobom – transakcje można dziś wykonywać w tramwaju, autobusie, w restauracji… Są aplikacje mobilne, tablety, laptopy. Tym razem pani Wioletta robiła przelew w domu, ale – ponieważ dzieci wróciły już ze szkoły – też było prawie jak w zatłoczonym autobusie, albo w centrum handlowym.
„Wykonuję przelew, a tu jedno dziecko opowiada o swoim dniu w szkole, drugiemu kolacja nie smakuje… Chciałam to zrobić szybko, kliknęłam i w jedną sekundę oszczędności stopniały mi o ponad 4000 zł. Przelałam 90.000 zł na konto osobiste w euro zamiast na konto oszczędnościowe. I bank naliczył mi spread za przewalutowanie. Gdybym chciała zrobić przelew zwrotny odjęliby mi następne ponad 4000 zł”
Pani Wioletta myśli sobie: „Nie panikuj, przecież to zwykła pomyłka, każdy może się pomylić. Trzeba to szybko zgłosić i to odkręcę. Przecież to bank, a nie jacyś pałkarze, lichwiarze”. To była optymistyczna wizja. Niestety, po 40-minutowym oczekiwaniu na połączenie konsultant – mało zorientowany – powiedział, że jego zdaniem nic nie da się zrobić. Pani Wioletta myślała, że trafiła na kiepską obsługę i złożyła formalną reklamację. Odmowa. Odwołanie – też odmowa.
To bank czy tylko firma, która go przypomina z nazwy?
Alior Bank odpowiedział, że z jego strony wszystko wygląda prawidłowo i nie ma podstaw do reklamacji. Że to klient musi się upewnić, że to co chce zrobić, jest zgodne z jego intencją. To wszystko prawda. Prawdą jest, że trzeba sprawdzać w co się klika. Ale z drugiej strony czy bank to instytucja, która ma ułatwiać życie klientowi, czy za wszelką cenę go „upupiać”? Czyhać na błąd? Naciągać na czym tylko się da? Wciskać kit? Zarabiać na pomyłkach?
Gdyby pieniądze poszły do innego banku i odwrócenie transakcji mogłoby generować jakieś koszty (choć przecież banki wymieniają między sobą pieniądze po minimalnych preadach), to jeszcze można byłoby zrozumieć niechęć i nieprzyjazne podejście banku do klientki. Ale to był przelew wewnętrzny, między jednym a drugim kontem w T-Mobile Usługi Bankowe powered by Alior Bank.
Jest i druga rzecz. Porządny bank powinien ostrzegać klienta przed takimi błędami. Jeśli klient może zapłacić 4000 zł prowizji za jakąś usługę, to bezwzględnym obowiązkiem banku jest upewnić się czy ów klient jest tego świadom.
Gdyby przelew poszedł na prawidłowe konto, pani Wioletta rocznie miałaby ok. 720 zł netto z odsetek od 90.000 zł (po potrąceniu podatku Belki). Po pobraniu przez Aliora (prowadzącego interesy T-Mobile na rynku bankowości detalicznej) 4.000 zł za przewalutowanie w jedną stronę i kolejnych 4.000 zł za powrotne mamy sytuację, w której ta jedna sekunda nieuwagi będzie kosztowała panią Wiolettę tyle, ile dziesięć lat ciułania.
Pani Wioletta napisała do „Subiektywnie o Finansach” bo widziała, że inne banki potrafią się zachować porządnie. Nie od razu, ale potrafią.
„Przeczytałam artykuł na temat omyłkowego przelewu na milion w ING i znowu dojrzałam promyk nadziei. Może i tym razem bank zachowa się po ludzku i wyciągnie pomocną dłoń? W Panu moja nadzieja”
Bank nie musi, ale może się wykazać
W przypadku historii z ING Pani Katarzyna podała zły numer konta, na który kupcy wpłacali duże kwoty za zakup ziemi od jej taty i cioci – w sumie prawie 1.000.000 zł.
Bank ING początkowo również odrzucił reklamację. Ale po naszym zapytaniu o tę sprawę trzeba przyznać zareagował koncertowo. Od razu skontaktował się z klientem i zapewnił, że poszuka jakiegoś rozwiązania. Po paru dniach sprawa była odkręcona.
Jeśli T-Mobile i Alior chcą zapunktować wśród, to też mogą jeszcze zmienić zdanie. „Prosimy o cierpliwość, postaramy się wypracować korzystne rozwiązanie” – usłyszeliśmy w Alior Banku. A oprócz korzystnego rozwiązania prosimy, by bank wbudował w swój system ostrzeżenia da klientów, dotyczące takich sytuacji.
Czytaj też: Ile naprawdę wynosi inflacja? W statystykach jest niska, ale w odczuciu coraz większej liczby osób ceny rosną. To wcale nie muszą być subiektywne wrażenia!