Cała Europa się zastanawia, czy nacjonalistyczna partia Marine Le Pen rzeczywiście może przejąć władzę we Francji, drugim najpotężniejszym kraju Unii Europejskiej. Miałoby to nie tylko konsekwencje dla europejskiej polityki, ale też zmieniłoby wiele w portfelach Francuzów (i nie tylko Francuzów). Czy przyczyną rosnącej popularności Rassemblement National są trafne pomysły tej partii na to, jak przywrócić Francję na tory szybkiego wzrostu? A może raczej objęcie władzy przez partię Le Pen sprowadziłoby na Francję wielki kryzys gospodarczy?
Rassemblement National, partię Marine Le Pen, kojarzymy głównie z narracji antyimigranckiej i podkreślania wagi bezpieczeństwa narodowego w obliczu wielu zagrożeń płynących ze świata i z Francji. Nie dawało to partii Le Pen miejsca w politycznym mainstreamie. Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego dały jednak temu ugrupowaniu ponad 30% poparcia, co rozpętało prawdziwą burzę polityczną. Prezydent rozwiązał parlament, zarządził nowe wybory, w Paryżu lewicowo nastawione tłumy wyszły na ulice w obronie demokracji, a media i politycy zachodzą w głowę, co się stało.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ta liczba – 31,37% – pozostanie prawdopodobnie na długo jedną z ważniejszych we Francji. Tak dużego poparcia partia określana jako prawicowo-nacjonalistyczna nie miała w otwartej i liberalnej republice nigdy. I to nie tylko w V Republice istniejącej od 1958 r., ale i wcześniej w XX w. Szczegółowe wyniki można zobaczyć na stronie francuskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Co się stało we Francji? W co gra prezydent?
Co się takiego stało, że niemal jedna trzecia wyborców poparła spychaną do niedawna na margines partię firmowaną przez Marine Le Pen, za którą ciągnie się nieco ksenofobiczna legenda jej ojca Jean-Marie Le Pena? Komentatorzy zwracają uwagę, że to nie przypadek. Ostatnie lata sprzyjały budowaniu poparcia na fali społecznego niezadowolenia i niepokojów. Osłabienie wzrostu gospodarczego, pandemia, inwazja Rosji na Ukrainę, wystrzał inflacji i gwałtowne obniżenie poziomu dochodów i życia wielu Francuzów, zwłaszcza ze średniej klasy, ruch żółtych kamizelek, gwałtowna fala imigracji z Afryki i Bliskiego Wschodu…
Na te wszystkie wydarzenia i negatywne tendencje prezydent Francji Emmanuel Macron nałożył reformy wolnorynkowe, oszczędności fiskalne i… reformę podwyższającą wiek emerytalny. I tego chyba była Francuzom za wiele. Reforma emerytalna odbywała się przy potężnym sprzeciwie społecznym, ostro stłumionym przez prezydenta. Widząc, że nie uda się przeprowadzić zmian w wyniku konsultacji społecznych i prac w parlamencie, zdecydował się na wprowadzenie nowych zasad swoim dekretem, na co pozwala konstytucja uchwalona w 1958 r. za prezydentury generała Charlesa de Gaulle’a.
Również na rozwiązanie parlamentu bez wiedzy parlamentarzystów pozwala konstytucja, która daje prezydentowi olbrzymie uprawnienia. Francuski prezydent ma władzę, jakiej nie ma żaden przywódca w krajach Unii Europejskiej. Nie powinien jej co prawda nadużywać, ale niektórzy sądzą, że tak właśnie zrobił w przypadku i reformy emerytalnej, i ekspresowego rozwiązania parlamentu.
Emmanuel Macron dał siłom politycznym niezwykle mało czasu – tylko 21 dni. Francuzi pójdą do urn już 29-30 czerwca, a druga tura przewidziana jest już w czasie wakacji szkolnych – 6-7 lipca. Jakie są intencje Emmanuela Macrona i na co liczy? Być może na to, że w czasie niezwykle krótkiej kampanii wyborczej ujawnią się wszystkie braki programowe, a także chaos organizacyjny i niespójności polityczne Rassemblement National. A może na to, że wzrośnie społeczny sprzeciw środowisk lewicowych i centrowych, które na tyle zmobilizują swoje elektoraty, że zagłuszą one rosnącą siłę partii le Pen?
A być może prezydent chciał mieć po prostu parlament, którego skład lepiej oddawałby aktualne poparcie społeczne, w którym główny oponent polityczny byłby włączony w proces rządzenia. Taka partia nie mogłaby wtedy narzekać, że jest spychana na margines, co ostatnio w istotny sposób napędzało poparcie dla Le Pen. Macron w obecnym parlamencie i tak nie ma większości, a duże projekty może przeprowadzać tylko dekretami.
Tymczasem Marine Le Pen zadeklarowała, że jej partia Rassemblement National (RN) jest gotowa przejąć władzę we Francji. Po raz pierwszy w historii. Ale trudno sobie wyobrazić, żeby – nawet jeśli te marzenia się spełnią – mogła rządzić samodzielnie. Czy ma szansę zawrzeć jakąś koalicję?
Na razie wspólny udział w wyborach zaproponował RN lider ugrupowania Republikanie Eric Ciotti (na wykresie LR – Les Républicains), natomiast nieco bliźniacze ugrupowanie prawicowe Marion Maréchal (matka Marion Maréchal jest starszą siostrą Marine le Pen) występujące pod nazwą Rekonkwista (na wykresie Reconquête) ogłosiło, że z RN im na razie nie po drodze.
Rassemblement National jak dżin wypuszczony z butelki
Niewykluczone, że szansę na przejęcie władzy we Francji dał Le Pen sam prezydent Macron. To reforma emerytalna, która kilkanaście miesięcy temu ciężkim walcem przetoczyła się przez zdumioną, dumną ze swoich socjalnych zdobyczy Francję, stała się pokoleniowym doświadczeniem nie tylko starszych osób, ale również wielu ludzi bardzo młodych. To oni w wielkiej masie uczestniczyli w manifestacjach i protestach. To doświadczenie dolało sporo oliwy do ognia, który i tak trawi obywateli przerażonych spadkiem siły nabywczej i pogarszającą się jakością życia.
To pozwoliło Marine Le Pen wyjść poza ograniczony społecznie przekaz antyimigrancki. Mówić o pracy, ochronie socjalnej i nierównościach. A to ulubiony temat Francuzów. I być w kontrze do mainstreamowego przekazu o europejskich priorytetach – walce z globalnym ociepleniem i koniecznością budowania zielonej energetyki. Zaostrzenie w ostatnich miesiącach narracji antyrosyjskiej przez prezydenta i jego ugrupowanie niewiele pomogło mu w kampanii wyborczej.
Ugrupowanie Marine Le Pen nie jest już propozycją wyłącznie dla klas upośledzonych, biedniejszych, m.in. dla robotników i mniej zamożnej części klasy średniej, która traciła w ostatnich latach pracę i oszczędności. Co prawda ok. połowa wyborców Zjednoczenia Narodowego (RN) to osoby mniej zamożne, ale już niemal 10% to tzw. kadry, czyli przedstawiciele bogatych i wykształconych elit. W ostatnich sondażach poparcie dla RN deklarował aż co piąty wykształcony i zamożny wyborca. To rekord w tym ugrupowaniu, od czasu powstania Frontu Narodowego założonego przez ojca Marine Le Pen.
To, co wydawało się niewzruszalne, czyli strukturalna niezdolność do tworzenia koalicji, może zacząć się kruszyć, jeśli RN zyska sojuszników wśród mocno rozdrobnionej francuskiej sceny politycznej.
Marine Le Pen pomysły na wyższe zarobki Francuzów
Jakie w takim razie poglądy ma Rassemblement National i liderka ugrupowania Marine Le Pen? Czy są spójne? Czy ta partia może się dopasować programowo do którejś z pozostałych partii? W jaki sposób RN zamierza, po ewentualnym objęciu czy współobjęciu władzy, koabitować z francuskim prezydentem, który ma – zgodnie z gaullistowską konstytucją – władzę większą niż rząd? Przyjrzyjmy się programowi gospodarczemu Marine Le Pen.
Na stronie RN można znaleźć bardzo obszerny program wyborczy liderki ugrupowania z 2022 r., w którym czytamy sporo o gospodarce i propozycjach na polepszenie życia Francuzów. Przy okazji – już wtedy różnica między Le Pen a urzędującym prezydentem nie była szokująco duża w pierwszej turze, kiedy Macron uzyskał 27,8%, a Le Pen – 23,1%. W drugiej turze Macron uzyskał poparcie pozostałych kandydatów i otrzymał ostatecznie 58,5% poparcia.
Aby umożliwić sobie działanie w warunkach ewentualnej blokady projektów przez prezydenta, RN planuje rządzenie w drodze rozporządzeń, a nie ustaw. To trochę tak, jak obecnie wygląda część działań rządu Donalda Tuska wobec możliwego wetowania ustaw przez prezydenta Andrzeja Dudę. Jednak we Francji wymagałoby to wstępnej ustawy upoważniającej i… podpisu prezydenta. Gdyby jednak niektóre plany RN wymagały modyfikacji konstytucji, sytuacja byłaby chyba beznadziejna, bo prezydent raczej na takie zmiany się nie zgodzi.
Partia Le Pen obiecuje wzrost siły nabywczej zarobków Francuzów. RN proponuje obniżenie podatku VAT od rachunków za energię, gaz i energię elektryczną z 20% do 5,5%. Oznaczałoby to ulgę dla gospodarstw domowych, jednak ubytek w budżecie państwa w kwocie kilku miliardów euro.
W programie partii przewidziano także niepobieranie składek na ubezpieczenie społeczne (odpowiednik naszej składki na ZUS) od podwyżek wynagrodzeń wynoszących do 10%. Ale miałoby to dotyczyć tylko wynagrodzeń wynoszących poniżej 5000 euro miesięcznie. Ponadto RN proponuje likwidację podatku dochodowego dla osób poniżej 30. roku życia. Istnieje ryzyko, że propozycja ta będzie niezgodna z konstytucją, która gwarantuje każdemu dorosłemu Francuzowi równość – także w zasadach opodatkowania.
Z innych projektów flagowym pomysłem RN są np. „preferencje narodowe”. Chodziłoby m.in. o nadanie priorytetu francuskim obywatelom w dostępie do zatrudnienia w sektorze publicznym i do mieszkań. Ten pomysł również mógłby zostać uznany za niekonstytucyjny. RN jednak się tym nie przejmuje i chce pójść dalej – wykluczyć cudzoziemców, którzy nie przepracowali we Francji co najmniej pięciu lat, z otrzymywania niektórych świadczeń. Dla firm francuskich planowany jest priorytetowy dostęp do zamówień publicznych.
Odwrócenie reformy emerytalnej? Zmniejszenie wpłat do Brukseli?
W projektach RN nie mogło zabraknąć też próby modyfikacji zasad przechodzenia na emeryturę. To dzięki zdecydowanemu sprzeciwowi wobec reformy Macrona Marine Le Pen mogła nazbierać sporo dodatkowych głosów przez ostatnie dwa lata. RN chciała początkowo oferować emeryturę w wieku 60 lat, ale tylko tym, którzy rozpoczęli pracę młodo i zgromadzili 40 lat składek. Dla innych emerytura miała nastąpić w wieku 62 lat.
Kłopot w tym, że wycofanie obecnego – podwyższonego w ramach reformy Emmanuela Macrona – wieku emerytalnego 64 lata może sporo kosztować finanse publiczne. Koszt szacuje się na 10-30 miliardów euro. Dla budżetu, który dusi się od nadmiaru przywilejów socjalnych, to sporo. Cały roczny budżet rządu francuskiego to niecałe 500 miliardów euro.
Na odwrócenie reformy emerytalnej prezydent raczej się nie zgodzi, nie po to ponosił ogromne polityczne koszty tej operacji. Chyba że zmiany byłyby kosmetyczne. Ale wtedy z kolei politykom RN nie opłacałoby się ich wprowadzać. Ich wyborcy oczekują bowiem zawrócenia biegu dziejów, podobnie jak to było w naszym kraju, kiedy rząd Zjednoczonej Prawicy po wyborach parlamentarnych w 2015 r. odszedł od reformy rządu PO-PSL z 2013 r. Niewykluczone więc, że Le Pen nie będzie zmieniać wieku emerytalnego, wykręcając się ryzykiem prezydenckiego weta.
Program RN przewiduje podatki od superzysków przedsiębiorstw i aktywów finansowych gospodarstw domowych, w tym ubezpieczeń na życie i innych inwestycji. Pamiętamy, że superzyski firm np. energetycznych w momencie wychodzenia z pandemii były modnym tematem gospodarczym, również w Brukseli. Oskarżano wielkie firmy o generowanie inflacji przez powiększanie marż m.in. od sprzedaży energii i paliw, jednak ostatecznie tego typu podatki jakoś się w Europie rozmyły.
Co do opodatkowania najbogatszych… Taki projekt już był we Francji i nawet został z hukiem, przy sprzeciwie bogaczy, milionerów i wielu celebrytów (Gérard Depardieu wyprowadził się wtedy w proteście do… Rosji), wprowadzony w 2013 r. Jednak po dwóch latach został po cichu wycofany. Okazało się, że skala podatku 75% od rocznych dochodów ponad 1 mln euro jest zaporowa i bogacze zaczęli się solidarnie meldować na stałe w sąsiedniej Belgii czy w innych krajach UE z nieco przyjaźniejszym dla nich systemem podatkowym. Zamiast zyskać, budżet państwa stracił.
RN rozważa także zmniejszenie wkładu finansowego Francji do kasy Unii Europejskiej, choć wymagałoby to porozumienia z Brukselą. Czyżby Marine Le Pen chciała powtórzyć gest Margaret Thatcher, która, uderzając torebką w brukselski stół, krzyczała „oddajcie mi moje pieniądze!”? Jednak nie wiadomo, czy obecnie by się to udało. Dodatkowo Francja jest przecież jednym z największych beneficjentów polityki rolnej UE, więc żądanie zmniejszenia składki musiałoby chyba spowodować blokadę wielu środków dla rolników nad Sekwaną, a tego chyba by Marine le Pen nie chciała.
Co jeszcze? Walka z oszustwami podatkowymi. Partia Marine Le Pen szacowała w swoich materiałach, że w wyniku walki z oszustwami podatkowymi do budżetu mogłoby trafić dodatkowe 15 miliardów euro rocznie. Był to również jeden z flagowych projektów Zjednoczonej Prawicy przed wyborami w 2015 r. Potem rząd PiS chwalił się, że ukrócił mafie VAT-owskie i zmniejszył lukę między podatkiem należnym z VAT i akcyzy (np. na paliwa), a tym który rzeczywiście trafia do budżetu państwa. Przez wiele lat ta luka rzeczywiście się zmniejszała, jednak zgodnie z ostatnimi danymi Ministerstwa Finansów ponownie zaczęła rosnąć. W 2023 r.
30% poparcia może nie wystarczyć Marine Le Pen, żeby rządzić
Jakie jeszcze propozycje zgłosi Zjednoczenie Narodowe i czy Francuzi je poprą? To wielkie pytanie we Francji. Poparcie 30% to nie jest możliwość rządzenia, ale – to jest bardzo dużo jak na partię o tak prawicowym rodowodzie i wizerunku w republikańskiej Francji. Warto przypomnieć, że ojciec Marine Le Pen zakładał Front Narodowy (FN) jako partię… wręcz monarchistyczną. Jego córka zaprzyjaźniła się z republiką, teraz przebojem wkracza do mainstreamu.
Program gospodarczy Marine Le Pen będzie trudny do wprowadzenia (część propozycji jest niekonstytucyjna) i ma sporą nutę populizmu. Nie można powiedzieć o nim, że jest spójny (socjalny lub liberalny), raczej składa się z punktowych propozycji. Obniżenie podatków nakładanych na obywateli (VAT i dochodowego), likwidacja narzutów podatkowych w przypadku podwyżek pensji, obniżenie wieku emerytalnego – to typowo socjalna agenda.
Z drugiej strony jest nacjonalistyczny pakiet – wprowadzenie preferencji w zatrudnieniu dla rodowitych Francuzów, preferencji dla francuskich firm, zmniejszenie świadczeń socjalnych dla imigrantów, mniejsze wpłaty do Unii Europejskiej. Marine Le Pen przekonuje, że jeśli Francuzi będą płacili niższe podatki, to wzrośnie konsumpcja i wpływy podatkowe. I proponuje przekierowanie części budżetowych pieniędzy, by trafiały wyłącznie do tych, którzy na nie „zapracowali”. Nie składa się to na spójny program prowadzący do gospodarczego sukcesu.
Ulice w Paryżu czy kilku metropoliach mogą zapełnić się teraz manifestantami protestującymi przeciw „faszystowskiej” partii Le Pen, ale – co warto odnotować – Francja prowincjonalna może z zadowoleniem przyglądać się wzmacnianiu prawicowej retoryki RN. Wynik bitwy o przyszłość Francji – drugiego najpotężniejszego państwa Unii Europejskiej – jest więc niepewny.
Źródło zdjęcia: Nil Castellví/Unsplash