Tym, którym nie wystarczy jedna afera KNF, Centralne Biuro Antykorupcyjne przygotowało drugą. Tym razem zatrzymano byłego szefa KNF Andrzeja Jakubiaka – poprzednika aresztowanego ostatnio Marka Ch. Chodzi prawdopodobnie o domniemane narażenie na straty Bankowego Funduszu Gwarancyjnego przy okazji bankructwa SKOK-u Wołomin. Czy rzeczywiście jest tu materiał na nową falę gwałtu i przemocy? A może chodzi o odwrócenie uwagi od „bieżącej” afery wokół KNF?
Powodami zatrzymań byłego szefa KNF i jego sześciu podwładnych (w tym Wojciecha Kwaśniaka) ma być działalność urzędników dotycząca restrukturyzacji SKOK-ów. Gdyby tak było, to mój instynktowny sprzeciw wzbudziłby już sam fakt, że zatrzymuje się w tej sprawie ludzi, którzy próbowali „sprzątać” po degrengoladzie w SKOK-ach, a nikt nie niepokoi tych, którzy do tej degrengolady doprowadzili i ją nadzorowali. Ale to uwaga natury ogólnej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pytanie brzmi: czy można obciążać KNF o to, że „sprzątał” w SKOK-ach za wolno albo nie tak jak trzeba, przez co Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiał wypłacić deponentom w SKOK-ach więcej pieniędzy, niż mógłby, gdyby sytuacją zarządzano lepiej?
Takie zarzuty pojawiają się nie od dziś. Krajowa SKOK była przez całe lata w permanentnym sporze z szefostwem KNF i zarzucała Andrzejowi Jakubiakowi oraz jego ludziom, że „zarzyna” SKOK-i zamiast je restrukturyzować. Według SKOK-owców KNF wsadzał do powoływanych zarządów komisarycznych niewłaściwe osoby, które zajmowały się de facto likwidacją, a nie ratowaniem SKOK-ów.
Tyle tylko, że w tych SKOK-ach, które zbankrutowały, sytuacja była z reguły krytyczna. Jak mówić o restrukturyzacji, gdy np. 60-80% udzielonych pożyczek w zasadzie jest nie do odzyskania (bo zostały udzielone osobom bez zdolności kredytowej), a kapitał SKOK-u jest znacznie niższy, niż straty, które trzeba byłoby nim pokryć? Być może zarządcom komisarycznym zdarzały się błędne decyzje, ale „sprzątanie” w de facto niewypłacalnej firmie finansowej to trudne zadanie.
Czytaj też: Przez pięć lat SKOK-i stopniały prawie o połowę. Jaka dziś jest ich sytuacja? Prześwietlam!
Megaprzekręt, który trwał przez dwa lata. Kto winien?
W zatrzymaniu byłych urzędników KNF chodzi o coś trochę innego – o SKOK Wołomin i o to, że KNF podobno przez dwa lata nic nie robiła, by zapobiec rodzącym się nieprawidłowościom, choć o nich wiedziała.
SKOK Wołomin był drugą największą kasą w spółdzielczym systemie zbudowanym przez Grzegorza Biereckiego i jego upadłość oznaczała konieczności pokrycia przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny lwiej części z 2,7 mld zł depozytów klientów tego SKOK-u.
Szefów SKOK-u Wołomin aresztowano w listopadzie 2014 r. pod zarzutem udziału lub milczącego przyzwolenia na przekręty finansowe na skalę przemysłową. Prokuratorzy ustalili, że pieniądze deponentów służyły do zakrojonych na szeroką skalę wyłudzeń, o których prezesi SKOK-u wiedzieli, a nawet w nich uczestniczyli.
„Według śledczych za wiedzą podejrzanych podstawione osoby przedkładały podrobione zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości zarobków oraz akty notarialne stanowiące zabezpieczenie pożyczek i kredytów na nieruchomościach o znacznie zawyżonej wartości. To pozwalało uzyskiwać wysokie kredyty i pożyczki. Według prokuratury podejrzani są współodpowiedzialni za zaciągnięcie ponad 200 pożyczek na łączną kwotę ponad 300 mln zł, czym działali na szkodę SKOK Wołomin”
– to istota przekrętu. Z tą właśnie sprawą miało związek pobicie wiceszefa nadzoru finansowego Wojciecha Kwaśniaka kilka miesięcy wcześniej. To wielka niegodziwość, że człowieka, który o mało nie zapłacił życiem za walkę z nieprawidłowościami w SKOK-ach teraz ciąga się po prokuraturach, zamiast dać mu order.
Jest faktem, że do SKOK-u Wołomin KNF wprowadziła zarząd komisaryczny dopiero jesienią 2014 r., choć w 2012 r. Krajowa SKOK informowała o tym, że w Wołominie kasa ginie. Inna sprawa, że ta sama Krajowa SKOK też mogła wprowadzić do SKOK-u zarząd komisaryczny (albo przynajmniej zadziałać, by wyrzucić działającą tam klikę), lecz tego nie zrobiła. A KNF de facto dopiero od początku 2013 r. miała szansę, by sprawą się zająć, bo wtedy objęła formalnie nadzór nad SKOK-ami (wcześniej blokowali to politycy PiS)
Czy KNF zaspała w sprawie z Wołomina?
Czy KNF zaspała? Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Wołomin był pierwszym SKOK-iem kontrolowanym przez KNF, więc trudno mówić o jakichś zaniedbaniach na poziomie intencji nadzoru. O ile pamiętam „zeznania” ówczesnych bohaterów tej sprawy pierwsza kontrola KNF pojechała do Wołomina na początku 2013 r. Już wtedy ustalono, że w SKOK-u jest megaliberalna polityka kredytowa i że to groźne. KNF zaczęła postępowanie administracyjne, by wprowadzić do SKOK-u Wołomin komisarza, ale w rzeczywistość przekuła to dopiero półtora roku później.
Przez ten czas trwała wymiana dokumentacji, argumentów, planów naprawczych. I że SKOK robił wszystko, by opóźnić działania nadzoru. W połowie 2013 r. ze SKOK-u przyszło np. sprawozdanie finansowe, w którym biegły rewident nie stwierdził żadnych nieprawidłowości. Nie wiemy więc ile KNF wiedziała o „przepompowni” w SKOK-u i czy miała podstawy, by spodziewać się aż takiego przekrętu. Na pewno skala problemu była znana w połowie 2014 r., bo wtedy KNF wypuściła zawiadomienia do prokuratury, że w SKOK-i działa grupa przestępcza.
To są trudne i brzemienne w skutki procesy. Wprowadzisz zarząd komisaryczny za wcześnie – oskarżą cię o „zabicie” firmy, która można było w ciszy i spokoju restrukturyzować (bo jak informacja o zawieszeniu zarządu się upubliczni, to pewny jak w banku jest run na depozyty). Wprowadzić zarząd komisaryczny za późno – będziesz miał zarzuty, że nic nie zrobiłeś. Tak źle i tak niedobrze. Łatwo jest dziś stawiać zarzuty, że coś było zrobione „za późno”.
Pamiętajmy też, że KNF nie ma uprawnień prokuratorskich. Może wejść do banku lub SKOK-u na kontrolę, ale nie założy podsłuchu, nie przeszuka mieszkania, nie prześwietli billingów. Jeśli w instytucji finansowej działa grupa przestępcza, to w papierach dość długo można nie zobaczyć wszystkiego. Weźmy aferę Getbacku – dość długo nadzór oraz opinia publiczna widziały tylko firmę prowadzącą bardzo ryzykowną strategię rozwoju. Dopiero potem okazało się, że była też szeroko zakrojona inżynieria finansowa, by ukryć rzeczywisty stan firmy.
Burzliwe życie szwefa nadzoru. Tu SK Bank, tam FM Bank…
Andrzej Jakubiak miał dość burzliwą kadencję w KNF i przy dużej dozie złej woli można się do niego przyczepiać o różne rzeczy. Pamiętacie upadłość SK Banku, która zaowocowała koniecznością wypłaty 2 mld zł z kasy Bankowego Funduszu Gwarancyjnego dla deponentów tego banku? To dość podobna historia do tej SKOK-owej.
Dziwne rzeczy zaczęły się dziać w największym banku spółdzielczym na początku 2013 r. Bank zebrał w krótkim czasie ogromne pieniądze z depozytów, by natychmiast przetworzyć je na kredyty. Dziś wiemy, że pieniądze poszły w dużej części do powiązanych ze sobą firm deweloperskich. Łącznie z portfela kredytowego wartego prawie 3 mld zł, nie do odzyskania okazało się 1,5 mld zł.
Wiosną 2013 r. KNF zobaczył, że aktywa SK Banku zaczęły szybko „puchnąć” i wystąpił do banku, żeby przesłał plan finansowy. Poczytał go i wydał zalecenia nadzorcze, żeby bank lepiej zarządzał ryzykiem. W SK Banku pokiwali głowami i odpowiedzieli, że będzie dobrze. W grudniu 2013 r. KNF znów się zaniepokoił, poprosił więc SK Bank o przekazanie długoterminowej strategii rozwoju. W połowie 2014 r. oświadczył zarządowi, że nie wierzy w jej realizację. Potem była kontrola, upomnienie, zakaz reklamowania depozytów. A dopiero w połowie 2015 r. zawiadomienia do prokuratury, odrzucenie planu naprawczego i wywalenie zarządu banku na zbitą twarz.
Można było szybciej? Pewnie było można. Ale czy gdyby KNF zadziałał dużo szybciej, to mogłyby się pojawić zarzuty, że doprowadził do bankructwa bank, który dałoby się restrukturyzować? Mogłyby.
Tu można szybciej, tam można wolniej. Pamiętacie jak KNF kierowana przez Andrzeja Jakubiaka wydała ponad trzy lata temu decyzje oznaczające nakaz sprzedaży przez fundusz inwestycyjny Abris akcji FM Banku PBP? Tutaj KNF była twarda jak Boguś Linda, a Abris żąda teraz od Polski 2 mld zł odszkodowania za utracone korzyści, które by osiągnął, gdyby mógł w Polsce swój bank rozwijać, zamiast go sprzedać pod lufą karabinu maszynowego KNF.
Były szef nadzoru twierdzi, że nie miał innego wyjścia jak „wywłaszczyć” udziałowców, bo FM Bank przynosił straty, nie realizował programu naprawczego, a jego inwestorzy ociągali się z dokapitalizowaniem banku. Czy w tym przypadku postąpił zbyt radykalnie? Za szybko? Nader nerwowo? A co by było, gdyby pozwolił działać bankowi, który by urósł, zbankrutował i trzeba by było wypłacać pieniądze z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego?
Tu może dojść do zbrodni na… naszych oszczędnościach
Byłbym bardzo ostrożny w ocenianiu urzędników takich jak szefowie KNF ze względu na domniemane przestępstwa urzędnicze. Efekt może być taki, że urzędnik dojdzie do wniosku, że nie opłaca mu się nic robić, bo wtedy nie będzie zarzutów, że robi za szybko albo za wolno. Jeśli służby państwowe nie mają naprawdę twardych dowodów przeciwko byłemu szefowi KNF, to popełniają zbrodnię na naszych oszczędnościach. Bo efektem pochopnych zarzutów będzie de facto „zastraszenie” każdego kolejnego szefa KNF i obniżenie poziomu bezpieczeństwa naszych depozytów.
Czytaj też: W KNF znów powiew młodości. A ja mam wątpliwości
A tak na marginesie to zastanawiam się czy nie mamy tutaj próby „podmiany” bieżącej afery KNF na inną. Tu KNF, tam KNF, może nikt się nie zorientuje i prezes NBP będzie miał chwilę oddechu?
źródło materiału do zdjęcia: Radio Zet, CBA