Zamiast wyrzucać 50 zł w błoto płacąc za szkolną polisę NNW, która daje fikcyjną lub tylko nędzną ochronę, ubezpiecz dziecko na własną rękę. Wyszukaliśmy najkorzystniejsze oferty firm ubezpieczeniowych
„Od lat obserwuję szkoły i widzę, że to jednak matki są aktywniejsze podczas wywiadówek, niż ojcowie” – napisała Agata Passent w jednym ze swoich ostatnich felietonów o tym, że weźmie 300 zł wyprawki i przekaże na cele charytatywne. – Niektóre (matki) są tak wojownicze, że jako nauczyciel chodziłabym uzbrojona przynajmniej w cierpliwość, jeśli nie kamizelkę kuloodporną” – dodała.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To dziwne i niezrozumiałe, że – jak co roku – te bardzo waleczne matki pokornie podpiszą to, co się im podsunie i będą łożyć ciężko zarobione pieniądze na zarekomendowane przez nauczyciela polisy ubezpieczeniowe dla swoich pociech.
Jakiś czas temu napisaliśmy jak uniknąć zakupu taniego badziewia dla dziecka i o co zapytać w szkole. Dziś idziemy o krok dalej i sprawdzamy jak inaczej można zadbać o finansowy i zdrowotny komfort dziecka na najbliższe szkolne miesiące.
Czytaj też: Początek roku szkolnego? 10 rad jak nie zbankrutować od wydatków szkolnych. Sprawdziłem na sobie!
Czytaj też: Zdradzamy sekrety sklepów z akcesoriami szkolnymi [WIDEO]
Rodzice i szkoła? To nie jest gra do jednej bramki
Boiska szkolne i sale gimnastyczne to tzw. czarne punkty. Tylko nie na drogach, a w szkołach. To właśnie tam najczęściej dochodzi do wypadków – w sumie każdego roku w szkołach jest ich aż 70.000-80.000. Blisko połowa z nich kończy się złamaniem nogi czy ręki, jedna trzecia – skręceniami. Dużo rzadziej dziecko trafia na SOR z rozciętą głową czy złamanym nosem. Ale i takie przypadki niestety się zdarzają
Rodzice drżą o zdrowie dzieci, więc szkoły wychodzą im naprzeciw i stają się pośrednikami w sprzedaży polis ubezpieczeniowych. Dorośli sobie odmawiają ubezpieczeń, ale dziecku? I dlatego w szkołach zaczęto sprzedawać ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW).
Szkoła, a w zasadzie dyrekcja też w tym swój interes, bo za wypadki, do których dojdzie na terenie placówki, odpowiada właśnie ona. A ubezpieczając nasze pociechy, szkoły łatwo mogą pozbyć się tej odpowiedzialności.
To też wygodne dla zabieganych rodziców. Nie muszą nigdzie jeździć, nic załatwiać, podpisywać i interesować się kwestią ubezpieczenia czy wyborem konkretnej polisy dla swoich pociech. Niektórzy nawet myślą, że składka zbierana na polisę w szkole jest obowiązkowa, choć to oczywista nieprawda.
Cena adekwatna do jakości, czyli dlaczego nie warto oszczędzać
Szkolne ubezpieczenia NNW kosztują zaledwie 40-50 zł rocznie. Za taką cenę nie można liczyć na zbyt dużo. Ochrona ubezpieczeniowa jest adekwatna do składki – przy takiej stawce górna granica odpowiedzialności ubezpieczyciela – tzw. suma ubezpieczenia – nie niemal na pewno nie wyniesie więcej niż 10.000 zł.
To znaczy, że na tyle wyceniono śmierć czy kalectwo dziecka. A za najczęstsze, drobne urazy świadczenie wyniesie 1-5% tej sumy, co przekłada się na wypłatę rzędu 100 czy 500 zł.
To nie koniec złych wieści. Taka szkolna polisa zwykle nie obejmuje poważnego zachorowania dziecka, pobytów w szpitalu po nieszczęśliwym wypadku czy choroby, nie wspominając o finansowaniu rehabilitacji. Ba, tylko niektóre ubezpieczenia szkolne obejmują aktywność dziecka podczas zajęć pozaszkolnych. Czyli jeśli nasza pociecha trenuje karate, gra w tenisa czy hokeja, to szkolna polisa nie obejmie wypadków, do który dojdzie w czasie treningów albo na turnieju.
Czytaj też: Jak zaoszczędzić 100-200 zł na wydatkach szkolnych? Oto moje patenty. Sprawdzone osobiście!
Czytaj też: Te banki uczciwie informują o cenach kredytów szkolnych. Ale czy to co uczciwe jest też tanie? Sprawdzam!
Ale tego rodzice w szkole się nie dowiedzą, bo przy takim rytualnym zbieraniu składek przez nauczyciela zwykle nie dostają nawet kopii ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU). A to tam jest napisane kiedy polisa zadziała, a kiedy nie, na jakich zasadach, za co dostaną odszkodowanie, a za co nie.
Gdy mama ma węża w kieszeni
Pedagodzy nie chcą o tym wszystkim rozmawiać zbierając składki ubezpieczeniowe, bo w szkolnych polisach ta lista wykluczeń i wyłączeń jest długa i dosyć szczegółowa. Przykłady?
- Dziesięcioletnia dziewczynka złamała ząb bawiąc się na szkolnym korytarzu. Z tzw. tablic uszczerbku na zdrowiu wynika, że za złamany ząb należy się 0,5% sumy, na którą jest ubezpieczone dziecko. W tym przypadku było to dokładnie 35 zł, bo dziecko było ubezpieczone na… 7.000 zł.
- Uczennica podstawówki zemdlała w szkole. Miała obrażenia głowy z objawami wstrząśnienia mózgu, twarzy i uszkodzony ząb. Mimo że jej rodzice kupili polisę NNW sprzedawaną w szkole, dziewczynka nie dostała od ubezpieczyciela ani złotówki. Ubezpieczenie nie obejmowało skutków omdlenia.
Tak jak wspomnieliśmy szkoły wciskają rodzicom polisy również dlatego, żeby zrzucić na nich odpowiedzialność za wypadki. Rodzice o tym nie wiedzą, a szkoła nie chce mówić, że jeśli dziecko ulegnie wypadkowi w szkole, to najczęściej właśnie szkoła ponosi za to odpowiedzialność. Co prawda w Polsce w przeciwieństwie do USA jeszcze nie pozywamy się za potknięcie na mokrej podłodze, czy poparzenie gorącą kawą, ale jak widać, dyrekcja woli dmuchać na zimne.
Polisa NNW: sprawdźmy zakres, wyłączenia, limity
Rozwiązanie tych wszystkich bolączek? Ubezpieczyć dziecko na własną rękę, zwłaszcza, że to nie kosztuje fortuny. Nierzadko dopłacając np. 20 zł, uda nam się uzyskać ubezpieczenie o znacznie wyższej sumie, a w dodatku dostosowane do potrzeb dziecka i jego aktywności w szkole i poza nią. O co chodzi z tymi preferencjami? Młody sportowiec jest narażony na inne ryzyka, niż np. dziecko, które ma silne ataki alergii.
Generalnie, w ogólnych warunkach ubezpieczenia polisy dla dziecka najważniejsze są trzy sekcje: zakres odpowiedzialności (za jakie nieszczęścia „płaci” polisa), wyłączenia odpowiedzialności (kiedy polisa przestaje działać) oraz limity odpowiedzialności (jaki procent sumy ubezpieczenia firma wypłaci przy poszczególnych rodzajach wypadków).
To tyle rekomendacji przy zakupie samych polis NNW. Ale to nie jest jedyna opcja, by dobrze zabezpieczyć dziecko przed konsekwencjami złego losu. Aby zadbać o dziecko, możemy też np. dopisać go do naszej polisy medycznej i w ten sposób móc skorzystać z pomocy prywatnych placówek ochrony zdrowia. Albo dopisać do naszej polisy na życie. Albo zapewnić mu rentę na wypadek gdyby nam się coś stało. Poniżej znajdziecie dwa słowa o tych opcjach.
Prywatny lekarz zamiast szkolnej polisy?
Nieszczęśliwy wypadek przeważnie kończy się na SOR albo u lekarza (czasem w szpitalu). Za abonament medyczny zapewniający dziecku prywatną opiekę medyczną zapłacimy od kilkudziesięciu do kilkuset złotych miesięcznie. Najbogatszy, sprzedawany przez Medicover w formie ubezpieczenia kosztuje 250 zł miesięcznie. Podobną, choć nieco uboższą (i tańszą) opcję ma hegemon na rynku prywatnej opieki zdrowotnej Luxmed.
To co prawda dużo więcej niż koszt polisy NNW, ale oprócz odszkodowania wypłacanego za wypadek obejmuje też kompleksową opiekę ambulatoryjną, nielimitowane wizyty domowe, leczenie szpitalne, a nawet – opiekę medyczną za granicą. Jeśli mamy abonament zdrowotny oferowany przez pracodawcę, choćby w Luxmedzie, to najtaniej będzie dopisać dziecko do niego nasze dziecko.
Czytaj też: Bardzo drogie ubezpieczenie OC? Sprawdź w sieci dlaczego cię tak potraktowali. I czy mieli rację
Czytaj też: Revolut pokazał ubezpieczenie, które samo się „włącza”, gdy jesteś za granicą. I tylko wtedy płacisz!
Jak wyglądają takie pakiety? Za kilkadziesiąt złotych miesięcznie można pozwolić sobie nie tylko na podstawowy pakiet z dostępem do pediatry, ale także nielimitowane badania diagnostyczne, laboratoryjne, rehabilitację, USG, rentgen, itp. Jeśli nie ma opcji dopisania dziecka do naszej polisy, można szukać ofert albo klinik abonamentowych albo towarzystw ubezpieczeniowych.
Wybierając abonament z prywatnej przychodni mamy zapewniony określony standard obsługi – raczej nie trafimy do obskurnego gabinetu i nie powinniśmy czekać w kolejce trzech godzin z powodu spóźnienia lekarza.
Możemy wykupić też w firmach ubezpieczeniowych opcję współpłacenia za wizyty u prywatnych lekarzy. Taką opcję ma np. PZU czy Link4. W ofercie Link4 o nazwie „Mama” to jedna z cegiełek, którą można dorzucić dla dziecka do wybranej opcji ubezpieczenia. Kosztuje kilkadziesiąt złotych rocznie, w zamian za co ubezpieczalnia pokrywa połowę kosztu wizyty u lekarza.
Gdy dziecko narobi szkód, czyli OC
Polisa może pomóc nie tylko w przypadku choroby (zdrowotna) czy wypadku (NNW) ale też wypadku… spowodowanego przez nasze dziecko. Po co nam coś takiego? Wyobraźmy sobie, że nasza pociecha zbije szybę w szkole czy uszkodzi drogi sprzęt w pracowni komputerowej, albo niechcący porysuje swoim rowerem lakier samochodu pani od polskiego. W tej sytuacji okazać się przydatne ubezpieczenie OC – odpowiedzialności cywilnej dla rodziców.
Czytaj też: Masz w piwnicy nieużywany wózek dziecięcy? Albo łóżeczko? Możesz na nim zarabiać. „AirBnB do obsługi dzieci”
Czytaj też: Tytus-troszczytus, drobny druczek i inżynieria językowo-finansowa. Nie będziecie się nudzić…
W takich przypadkach jeśli rodzic byłby ubezpieczony to nie musiałby płacić za szkody wyrządzone przez dziecko, bo zapłaciłby za niego ubezpieczyciel. Aby w razie takich wypadków ubezpieczyć się do 100.000 zł trzeba zapłacić ok. 45 zł rocznej składki. 100.000 to dużo? Wcale nie. W marcu tego roku pewne „zdolne” dzieci podpaliły kartony z chipsami w jednej z lubelskich Biedronek. Straty oszacowano na 200.000 zł.
Renta na najbardziej czarny scenariusz
Najbardziej przezorni – i zasobni finansowo – rodzice mogą też pomyśleć o zabezpieczeniu dziecka w przypadku śmierci rodzica. Gdy rodzic dozna trwałego i całkowitego inwalidztwa w wyniku nieszczęśliwego wypadku lub skutkiem wypadku będzie śmierć rodzica, wówczas córka lub syn otrzyma po rodzicu rentę w wysokości np. 1000 zł miesięcznie płaconą dziecku przez dziesięć lat. Tego typu polisy są najdroższe.
Umowy mogą być na czas określony – zwykle kilka-, kilakanaście lat, ale nie dłużej niż np. do 18 albo 25 roku życia. Miesięczna renta dla dziecka może wynosić 2-4% sumy ubezpieczenia. Czyli przy 100.000 zł to nawet 2.000-4.000 zł.
Czytaj też: Szkolna polisa dla twojego dziecka: jak uniknąć zakupu taniego badziewia? O co zapytać w szkole?