Chcesz się pozbyć używanych ubrań, a przy okazji trochę zarobić? Na przykładzie prawie 30 produktów sprawdziłem, gdzie można więcej zyskać – na Zalando czy na Vinted? Zalando ma tę zaletę, że bierze na siebie znalezienie klientów na moje ubrania. A poprzez aplikację Vinted mogę samemu pobawić się w sprzedawcę. Przeczytaj jak udało mi się odzyskać 750 zł wydane w ostatnich latach na ubrania. Oto trzy wnioski z eksperymentu pt. „czyszczenie szafy”. I kilka rad dla początkujących „czyścicieli”
Nie szata zdobi człowieka – z takiego założenia wychodzi większość Polaków. Mimo, że w ostatnich latach nasze pensje rosną, to na ubrania wydawaliśmy mniej więcej tyle samo, bo 5% naszego domowego budżetu. Od roku obserwujemy i opisujemy, jak zmienia się świadomość konsumentów jeśli chodzi o ubrania: rośnie moda na zakup ubrań używanych, wyszukiwanie „perełek” vintage (czyli ubrań starych, ale z duszą), poddawanie ciuchów recyklingowi, oddawanie nieużywanych sztuk w sklepach, a nawet na rezygnacji z kupowania nowych ciuchów np. przez okrągły rok.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ubrań generalnie produkuje i kupuje się za dużo, tylko w Polsce na wysypiskach ląduje 2,5 mln ton ubrań rocznie (nieraz w dobrym stanie). A przecież zamiast wyrzucać, można je oddać potrzebującym albo spieniężyć. Jak się do tego zabrać i gdzie są najlepsze „stopy zwrotu”?
Co zrobić z używanym t-shirtem? Zalando o nic nie pyta
W jednym z ostatnich tekstów na „Subiektywnie o finansach” zastanawialiśmy się, co można zrobić z używanymi ubraniami. Wiele zależy od ich stanu i od tego, jaka to część garderoby. Czy jest to coś, co nadaje się tylko na przemiał, czy też są to ubrania w całkiem dobrym stanie, które po prostu nam się znudziły? Niektórym ubraniom można dać drugie życie, a przy okazji odzyskać część wydanych na nie pieniędzy. Z pomocą przychodzą nam nowoczesne technologie i dwie najpopularniejsze, przeznaczone specjalnie dla odsprzedaży używanych ubrań aplikacje, Vinted i Zalando Pre-Owned.
Tym, którzy przespali rewolucję, tłumaczę czym jest Vinted. To litewski start-up, największa w Europie (ponad 30 mln użytkowników) aplikacja na smartfony, której główną misją jest sprzedaż używanych ubrań, butów i akcesoriów. W czym Vinted miałby być lepszy od innego popularnego serwisu z używanymi rzeczami – np. OLX czy Allegro?
Odpowiedź jest prosta: Vinted wszystko robi za nas. Wystarczy wgrać zdjęcia rzeczy, napisać o produkcie kilka słów, a reszta parametrów jest niemal automatycznie uzupełniana przez aplikację, np. kolor. Na tym nie koniec. Wystarczy, że wybierzemy rozmiar przesyłki (aplikacja podpowiada nam, co zmieścimy do paczki małej, co do średniej, a co do dużej) i automatycznie koszt przesyłki jest dodawany do ceny produktu, którą zapłaci kupujący.
Wysyłka jest prosta, bo nie tracimy czasu na adresowanie – aplikacja sama generuje etykiety, a my musimy je tylko wydrukować i zanieść do odpowiedniego punktu, w zależności od tego, czy kupujący wybrał dostarczenie przesyłki przez Pocztę Polską (uwaga, terminy są strasznie długie), paczkomaty czy do kiosku Ruchu. Nadając przesyłkę możemy pozostać anonimowi – niepotrzebne jest imię i nazwisko, a tym bardziej adres, do nadania wystarczy numer telefonu. Ma to swoje plusy i minusy.
Na pieniądze będziemy musieli chwilę poczekać – przy zakupie pieniądze przechwytuje aplikacja i trzyma je aż do momentu kiedy kupujący odbierze produkt i potwierdzi, że wszystko jest ok. Za tę usługę Vinted pobiera dodatkową opłatę, ale ponosi ją również kupujący (kilka procent wartości transakcji). To taki parasol ochronny dla kupujących, mają pewność, że jak kupią kota w worku (czyt. dziurawą koszulę), to ich pieniądze są bezpieczne i dostaną bezproblemowy zwrot.
To chroni kupującego, ale co ze sprzedającym? Niestety, coraz częściej zdarza się tak, że to kupujący oszukują sprzedających – odbierają przesyłki, ale nie potwierdzają odbioru, za to kwestionują jakość produktu. I na koniec dnia mają i pieniądze i produkt. Do tej pory miałem jeden taki przypadek.
A czym jest Zalando Pre-Owned? To możliwość odkupu używanych ubrań przez niemieckiego potentata modowego e-commerce (największy w Europie e-sklep z odzieżą) bez zadawania zbędnych pytań o rozmiar i rodzaj materiału. To proste do bólu narzędzie – wklejam zdjęcie spodni/bluzy/swetra, podaję kategorię (kobieta/mężczyzna/dziecko), a Zalando od razu je wycenia. Gdy uzbieram kilkanaście sztuk, zamawiam darmowego kuriera, a po weryfikacji stanu ubrań w centrali pieniądze zasilają wirtualną portmonetkę i można je przeznaczyć na kolejne zakupy na Zalando albo przekazać darowiznę na szczytny cel.
Polska jest jednym z pierwszych krajów, gdzie taka usługa jest dostępna. Powód? Z analiz Zalando wyszło, że Polacy chętniej niż konsumenci na Zachodzie kupują używana ubrania. Filozofia transakcji jest zupełnie inna, niż w przypadku Vinted – pieniądze możemy wydać wyłącznie na zakupy na portalu, ale całe ryzyko sprzedaży bierze na siebie Zalando. Skoro Zalando bierze na siebie ryzyko nieznalezienia kupców na czyjeś używane ubrania, to oczywiście wyceny są niższe niż te, które można uzyskać na Vinted, samemu dyktując ceny i szukając nabywcę.
Ale jak duże są te różnice i czy wygoda Zalando rekompensuje nam zawiłości sprzedaży internetowej? Postanowiłem to sprawdzić i od niecałych dwóch miesięcy wystawiałem rzeczy na Vinted, by wyniki sprzedaży porównać z ofertą Zalando. Jak mi szło i jakie są wnioski?
Stawiasz pierwsze kroki na Vinted? Oto trzy spostrzeżenia na gorąco
Po pierwsze – ogromny popyt. W ostatnim czasie sprzedałem 28 z 38 wystawionych sztuk odzieży, butów i akcesoriów. Dobra wiadomość jest taka, że sprzedaje się prawie wszystko. Największym wzięciem cieszą się buty, t-shirty i (w przypadku odzieży kobiecej) sukienki. Gorzej znaleźć chętnego na spodnie czy akcesoria. Klienci są praktycznie z całej Polski, zarówno z wielkich miast, jak i małych miasteczek, jedni mniej wybredni i kupują w ciemno, inni oczekują mierzenia centymetrem długości rękawów.
Niektóre rzeczy sprzedają się na pniu, a ogłoszenia w sprawie innych wiszą w serwisie nawet kilka tygodni. Ale statystycznie pierwsze oferty zakupu pojawiają się średnio w mniej niż 24 godziny od publikacji ogłoszenia. Nie zawsze jest to opcja „kup teraz”, często są dyskusje o ewentualnych obniżkach.
Po drugie – C-C-C – czyli cena czyni cuda. Motto, od którego zaczynała znana firma obuwnicza jest wciąż aktualne. Według firmy KPMG średnio na nowe spodnie wydajemy od 50 do 100 zł, na bluzki i t-shirty – mniej niż 50 zł, na bluzy i swetry – 50-100 zł. A za używane? Zależy co się sprzedaje i w jakim stanie. Czasami wystarczyło obniżyć cenę o 10-20 zł, a rzecz, która przez dwa tygodnie nie mogła znaleźć nabywcy, sprzedawała się w kilkanaście minut (użytkownicy mogą dodać i obserwować wybrany produkt, wtedy natychmiast dostają informacje o obniżonej cenie).
Najtańsze rzeczy, np. bluzki, t-shirty sprzedają się po 10-20 zł. W sklepach ceny nowych zaczynają się od 40-50 zł. Różnica kwotowa nie jest olbrzymia, choć procentowo widać, że rzeczy tracą na wartości 60-90% ze względu na to, że ktoś je już na sobie miał. Można powiedzieć, że nowe ubrania, tracą wartość szybciej, niż nowe samochody.
Po trzecie – poprawka na cenę, którą „widzi” kupujący. Wystawiając rzeczy na Vinted musimy pamiętać, że finalna cena dla kupującego jest wyższa od tej, którą my zaproponujemy, bo to on pokrywa koszty dostawy i płaci prowizję – dla sprzedających dodawanie produktów jest darmowe.
Ile wynoszą koszty przesyłki? Pod tym względem jest duża dowolność: może być to najtańsza Paczka w Ruchu za 4,99 zł, Paczkomat za 7,99 zł lub kurier Pocztex za kilkanaście złotych. Ceny są zróżnicowane w zależności od wielkości i ciężaru przesyłki, są też nieco niższe od cen regularnych, które oferują wspomniane firmy – od grudnia trwa promocja, więc wymienione stawki są obniżone o kilka złotych. Na jak długo? Nie wiadomo.
Druga opłata to koszty dostępu do bezpiecznego systemu płatności – nie są małe, wynoszą 5% wartości przedmiotu. Do tego trzeba dodać zryczałtowaną stawkę 2,9 zł. W przypadku sprzedaży t-shirtu za 10 zł (a takich ofert nie brakuje) ja dostaję 10 zł na subkonto na Vinted, skąd mogę je wytransferować do mojego banku i wypłacić sobie gotówkę (to główna różnica w porównaniu do Zalando, gdzie nie mogę odebrać pieniędzy, a za sprzedaży zasilane jest moje konto na kolejne zakupy), zaś kupujący musi zapłacić jeszcze za wysyłkę. Czyli dodatkowo płaci co najmniej 5 zł plus za dostęp do systemu bezpiecznych płatności (5% wartości przedmiotu – 50 groszy) plus ryczałtowe 2,9 zł.
W sumie przy zakupie t-shirta za 10 zł mamy 8,4 zł kosztów dodatkowych, czyli 84% wartości przedmiotu. Sporo, ale – co ciekawe – dla kupujących nie stanowi to większego problemu, a tanie przedmioty idą jak woda.
Ile kasy odzyskałem odsprzedając rzeczy na Vinted? I o ile mniej dostałbym od Zalando?
W sumie na Vinted od początku grudnia udało mi się sprzedać 28 produktów, a mój urobek to 755 zł. Wychodzi więc średnio 27 zł za sztukę. Najtańszą rzeczą był t-shirt za 10 zł, najdroższą buty za 70 zł. Żadna rzecz nie osiągnęła wartości trzycyfrowej – torebki „zdeponowane” przez żonę i mój garnitur ciągle czekają na nowego właściciela.
Postanowiłem sprawdzić, ile za te moich 28 produktów dostałbym od Zalando w ramach Pre-Owned. Nie było to trudne o tyle, że Zalando dokonuje błyskawicznej wyceny przedmiotu – wystarczy załadować do aplikacji zdjęcia i określić kategorię. Jednorazowo można dodać 20 produktów, które są natychmiast wyceniane przez sztuczną inteligencję. Choć mam wrażenie, że różnice sprowadzają się do oceny marki i kategorii produktu, a nie kroju, czy jakości materiału.
Niestety, już na wstępie okazało się, że porównanie 1:1 będzie niewykonalne. Gdy zacząłem wstawiać zdjęcia, okazało się, że sporej liczby przedmiotów Zalando ode mnie… w ogóle nie chce.
Dlaczego? Trudno powiedzieć, bo wśród rzeczy, których nie sprzedałbym Zalando, były m.in. markowe jeansy, dresy, ale też bezimienne sukienki żony. Wydaje się, że kluczem jest jednak marka produktu – choćby była z najniższej półki, to Zalando chce o tym wiedzieć. Jeśli produkt jest „bezmarkowy”, to Zalando nie chce go kupić.
Ale z drugiej strony, nawet jeżeli towar jest od renomowanej marki, ale niedostępnej na Zalando, to też może być problem z wyceną – w takiej sytuacji należy wybrać „inna marka”, a rzecz dostaje „metkę” nieznanej marki, choćby był to gabardynowy płaszcz Burberry. Zalando premiuje też oddawanie rzeczy, które sami od firmy zamawialiśmy. Domyślnie do naszej szafy możemy dodać przedmioty z naszej archiwalnej listy zakupów.
Efekt jest taki, że z 28 produktów wycenie udało mi się poddać tylko 11. Nie wiadomo też czy na późniejszym etapie Zalando nie odesłałoby części z nich twierdząc, że jednak nie spełniają kryteriów. Co jednak wynika – po uwzględnieniu tych zastrzeżeń – ze wstępnej analizy porównawczej Vinted versus Zalando?
- buty na obcasie: Vinted 70 zł – Zalando 48,54 zł
- półbuty: Vinted 30 zł – Zalando 48,54 zł
- sandały: Vinted 60 zł – Zalando 39 zł
- koszula TH: Vinted 30 zł – Zalando 11,81 zł
- Kurtka przeciwdeszczowa: Vinted 30 zł – Zalando 21,73 zł
- kamizelka: Vinted 25 zł – Zalando 16,65 zł
- płaszcz: Vinted 30 zł – Zalando 51,09 zł
- marynarka: Vinted 20 zł – Zalando 24,85 zł
- spódnica: Vinted 35 zł – Zalando 24,85 zł
- t-shirt: Vinted 10 zł – Zalando 6,72 zł
- sukienka: Vinted 10 zł – Zalando 17,14 zł
Czyli licząc netto, po odjęciu kilkunastu produktów, których nie mogłem wycenić, uzysk z Vinted wyniósł 360 zł. Dla porównania: wycena Zalando to 310,92 zł. Różnica to 50 zł na korzyść Vinted. Sporo.
Czytaj też: Kupiłeś coś? Pochwal się w necie i… odbierz rabat. Tak w XXI wieku będą wykorzystywać naszą lojalność
Co lepsze? „Moje niejasności zamiast się wyjaśnić, utrwaliły się”
Widać, że tylko w przypadku trzech rzeczy wycena Zalando okazała się wyższa, niż moja sprzedaż na Vinted. Chodzi o płaszcz, marynarkę i buty. Co to oznacza i co się bardziej opłaca?
Generalna różnica jest taka, że na Vinted sam jestem sobie sterem żeglarzem i okrętem, muszę zarządzać ogłoszeniami, wyceniać produkty – trzeba uważać żeby nie przestrzelić z ceną z jednej strony, a z drugiej – żeby nie zrobić sobie kuku z jej niedoszacowaniem. No i jeszcze trzeba wziąć na siebie rolę sklepu wysyłkowego – pakować każdy produkt, drukować etykiety i chodzić z nimi do punktów nadań.
Pół biedy jeśli sprzedawcy wybierają Paczkomat, albo Paczkę w Ruchu – gorzej, jeśli trafi nam się do wysyłania kilka przesyłek na poczcie – w kolejce w urzędzie pocztowym możemy spędzić kwadrans albo i dłużej. Te kilkadziesiąt złotych różnicy na niekorzyść Vinted, to właśnie koszty pracy i poświęconego czasu na wysyłki i zarządzanie profilem sprzedażowym.
Czy wyższe ceny rekompensują nam te niedogodności? Zalando nie daje nam pieniędzy do ręki – kwota trafia na nasze zakupowe konto na poczet kolejnych zakupów ubrań – nowych lub używanych.
Poza tym zyski ze sprzedaży na Zalando są w pierwszym etapie hipotetyczne – to tylko szacunkowa, wstępna oferta. Jest ryzyko, że gdy wyślemy ubrania, po inspekcji zostaną nam zwrócone. Żeby tego uniknąć, warto zachować zdrowy rozsądek i nie dodawać uszkodzonych, czy niezdatnych do noszenia części garderoby. Jest jednak inne ryzyko – mam wrażenie, że w kilku przypadkach Zalando nieświadomie zawyżyło wycenę na moją korzyść, z czego może się potem wycofać.
Chodzi o przypadek marynarki i płaszcza – kwalifikacje do poszczególnych kategorii są niejasne. Zalando powinno oferować więcej opcji do wyboru przyporządkowania ubrań, bo od tego zależy rzetelna wycena – brakuje do wyboru kategorii typu marynarka, żakiet, kurtka zimowa, „wiatrówka”. To sprawia, że system może nie doszacować, jak i przeszacować wartość towaru, co może wychwycić dopiero człowiek na późniejszym etapie. A wtedy wycena będzie aktualizowana, prawdopodobnie na naszą niekorzyść. No bo firma nie będzie miała powodu, żeby dopłacać do interesu.
Z drugiej strony, w takie przedsięwzięcia człowiek nie angażuje się tylko dla pieniędzy, tylko po to, by ograniczyć zużycie ubrań i zadbać o środowisko. Dlatego jestem spokojny o to, że zarówno Vinted jak i Zalando Pre-Owned znajdą swoich amatorów, którzy będą chcieli dać drugie życie swoim ubraniom.
———————
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” o hiperwyprzedażach w otwartych galeriach handlowych (oraz czy to dobrze, że zostały otwarte), o tym co najbardziej wkurza nas w pandemii, o możliwym ograniczeniu ulg na fotowoltaikę, o tym jak banki doją drobnych przedsiębiorców i o tym jak drobni inwestorzy wydoili wielkie fundusze. A na koniec o tym dlaczego pociągi się spóźniają, choć tory zostały zmodernizowane. Podcast jest do posłuchania pod tym linkiem albo na dowolnej z najpopularniejszych platform do odtwarzania podcastów – Spotify, Google Podcasts, Apple Podcasts.
Rozpiska minutowa odcinka:
01:40 – „Temat tygodnia”: Luzowanie obostrzeń, otwarte galerie handlowe. Będą hiperwyprzedaże?
13:30 – „Dwie strony medalu”: Co nas najbardziej wkurza w pandemii? Inflacja! Jak walczyć z tym wkurzeniem?
19:23 – „Poradnik Ekipy Samcika”: Fotowoltaika – czas na schłodzenie gorących głów?
27:05 – „W Waszej sprawie”: Ile kosztuje konto dla firmy?
34:47 – „Liczba tygodnia”: Bunt drobnych inwestorów. Czy to dobrze, że grupa wallstreetbets z portalu społecznościowe Reddit pokonała potężne fundusze hedgingowe?
41:20 – „Ciekawostka tygodnia”: Pociągi miały jechać 200 km/h, a co chwilę się zatrzymują. Co się stało?
źródło zdjęcia: archiwum prywatne 😉