1 kwietnia Ministerstwo Finansów podało nieśmieszną wiadomość: na koniec 2024 r. zadłużenie Polski – a konkretnie polskiego rządu oraz samorządów – przekroczyło łącznie 2,1 biliona złotych. Tylko, że to nie był żart. W ciągu zaledwie jednego roku dług został zwiększony o gigantyczne 320 mld zł. Byliśmy w zeszłym roku najszybciej zadłużającym się krajem w Europie. W tegorocznym budżecie jest zaplanowana kolejna wielka dziura. Czy mamy już problem z długiem? Czy trzeba się bać? Czy trzeba coś robić z pieniędzmi?
Sam budżet państwa ma zadłużenie mniej więcej 1,65 biliona złotych, ale do tego dochodzą długi samorządów i ok. 155 mld zł zadłużenia, które wciąż pozostaje poza państwowym budżetem. W sumie najbardziej zbija z tropu nie sama kwota, co tempo, w jakim nasze zadłużenie rośnie – 320 mld zł w jeden rok. A także fakt, że nie jest to jednorazowy „wyskok”. Bo przecież w 2025 r. rząd chce wydać 921 mld zł, a z podatków i innych źródeł uzyska tylko 632 mld zł. Jak łatwo policzyć, będzie kolejne prawie 290 mld zł dodatkowego długu. Siedem rzeczy, które musisz wiedzieć o budżecie państwa na 2025 r. – przedstawiłem tutaj.
- Wysoki sezon na grypę. Jak chorować z głową? Czy pracodawca może nam w tym pomóc, a firma (za dużo) na tym nie stracić? [POWERED BY HALEON]
- Spoofing, czyli jak oszust może zadzwonić do Ciebie z numeru osoby bliskiej? Co zrobić, by nie paść ofiarą oszustwa? [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Kluczowe jest… pierwsze 100 000 zł? [POWERED BY UNIQA TFI]
To tylko część „prawdziwego” zadłużenia państwa, z którego większość to wierzytelności Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wobec przyszłych emerytów. Jak wiadomo ZUS na bieżąco wypłaca pieniądze, które otrzymuje z naszych składek, a nam zapisuje na kontach kwoty, które wypłaci nam w przyszłości. Ponieważ ZUS tych pieniędzy nie ma (i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie miał), należałoby podsumować „prawdziwe” zadłużenie państwa na grubo ponad 5 bilionów złotych.
Ale skupmy się na 2,1 biliona długu, który mamy do spłacania tu i teraz. Nie chcę rozwodzić się nad przyczynami. Jedni powiedzą, że to kwestia wojny i koniecznych wydatków zbrojeniowych (w tym roku wyniosą prawie 190 mld zł), a inni – że rozdawnictwa i napompowanego do granic możliwości socjalu (na te wszystkie babciowe i szesnaste emerytury i „osiemsetplusy” wydajemy rocznie 140 mld zł). Jeszcze inni – że koszmarnego bałaganu w podatkach (od takiego samego dochodu niektórzy oddają 42% podatku, a inni – okrągłe zero procent).
Nie chcę też wchodzić w politykę – a więc kto jest bardziej winny zadłużaniu przyszłych pokoleń Polaków. Każda władza ma sporo za uszami, ale i w każdej kadencji działalności polityków (przynajmniej do tej pory) jednocześnie się bogaciliśmy. Na razie się nie czujemy, by ten dług był czymś złym. Pytanie czy i kiedy to poczujemy.
Zadłużenie Polski przekroczyło 2,1 bln zł. Czy mamy problem z długiem?
Ważniejsze pytanie brzmi: czy mamy już problem z długiem? I czy to jest ten moment, w którym trzeba ściąć socjal i zacząć się umartwiać, żeby nie skończyć jak Grecja lub Argentyna. A jeśli ktoś ma oszczędności „zaparkowane” w polskich złotych – to czy powinien coś z tym zrobić, żeby tych pieniędzy nie stracić.
Polska nie jest bardzo zadłużonym krajem. Nasze PKB, czyli wartość wszystkiego co wytwarzamy i co – w związku z tym – można opodatkować, wynosi 3,65 biliona złotych. Zadłużenie nie przekracza 57% tego PKB, a więc jest proporcjonalnie dwa razy mniejsze niż zadłużenie USA. Z podatków, które w tym roku rząd zbierze, na spłatę odsetek od zadłużenia pójdzie mniej więcej co ósma złotówka. W USA na odsetki od długu idzie już więcej niż co piąty dolar (tu jest świetny „zegar długu” USA).
Ale to nie oznacza, że nie ma się czym przejmować. Po pierwsze dlatego, że duża część nowego długu – mniej więcej połowa – rok w rok idzie na wydatki socjalne, po części będące bezmyślnym rozrzucaniem pieniędzy z helikoptera. Po drugie dlatego, że mamy relatywnie wysokie koszty obsługi tego zadłużenia. Oprocentowanie polskich obligacji 10-letnich wynosi dziś 5,7% i mało krajów płaci wyższe odsetki niż my (należą do nich Węgry – 7,2% w skali roku).
To oznacza, że z jednej strony nie przetwarzamy długu na inwestycje, lecz pompujemy nim konsumpcję (czyli kupujemy więcej lodówek i pralek, zamiast stawiać za te pieniądze nowe fabryki), a z drugiej ten dług dość drogo nas kosztuje. Jeśli byśmy zadłużali się w takim tempie dalej, to za dziesięć lat będziemy bardziej zadłużeni niż USA. Chyba, że będziemy zadłużali się mądrzej i budowali za kredyty rzeczy, które będą w przyszłości „zarabiały” pieniądze.
Inna sprawa, że polski rząd ma plan na to, by spowolnić przyrost zadłużenia. I żeby polski budżet za kilka lat miał już tylko 130-140 mld zł dziury między dochodami i wydatkami (przy znacznie większych dochodach). Szczegóły tego planu przedstawiłem tutaj.
Na trzy rzeczy warto patrzeć oceniając czy robi się niebezpiecznie i trzeba zacząć uciekać do złota lub twardych walut. Pierwsza to kurs złotego. Jeśli globalni inwestorzy uznają, że rośnie ryzyko, iż polski rząd będzie miał kłopoty z obsługą odsetek od zadłużenia, to spadnie popyt na polskie obligacje i osłabi się złoty. Na razie jest silny, więc inwestorzy nie widzą niebezpieczeństwa niewypłacalności Polski.
Druga rzecz, którą trzeba monitorować, to rentowność polskich obligacji. Jeśli zacznie rosnąć i – w przypadku tych benchmarkowych, 10-letnich – zbliży się do 9-10% rocznie, to zrobi się niebezpiecznie. Na razie jest jak najbardziej bezpiecznie, chociaż nie jest różowo.

Trzecia rzecz to udział zagranicznego długu oraz zadłużenia w obcych walutach. Dziś inwestorzy zagraniczni mają 22% polskiego długu. Im będą mieli mniej, tym łatwiej rządowi będzie ewentualnie ten dług „zrestrukturyzować”, czyli powiedzieć „nie mamy pańskiego płaszcza”. Na razie 77,5% polskiego długu jest denominowane w złotych. Jeśli zacznie rosnąć udział zadłużenia w obcych walutach – to będzie znaczyło, że z wiarygodnością polskiego rządu dzieje się coś niedobrego. Gdyby do tego doszło, przeczytacie o tym w „Subiektywnie o Finansach”.
Jeśli rząd chce się zadłużać, potrzebuje ujemnych realnie stóp procentowych
Kłopot, który może się nasilać, jest spowodowany populizmem. A więc niechęcią Polaków (wyborców) oraz polityków (ich przedstawicieli) do ograniczenia wydatków zbędnych i do uporządkowanie podatków. Jeśli nie wyzwolimy się ze szponów populizmu, to zaczną się dwa mechanizmy, które zniszczą wartość naszych oszczędności (jeśli ktoś ma) oraz realną wartość naszych wynagrodzeń.
Pierwszy mechanizm to zaniżanie stóp procentowych. Populistyczny rząd, żeby móc utrzymać poparcie, będzie musiał pompować socjał do obywateli. Da się to robić na kredyt jeszcze przez długie lata, ale pod warunkiem, że odsetki nie będą zbyt wysokie. Konieczne będą jak najniższe stopy procentowe. Koszt długu będzie wtedy niższy i będzie można go zaciągać więcej. Zatem mogą pojawić się zakusy na obsadzenie banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej osobami, które to ułatwią.
Drugi mechanizm jest oparty na bankach. Dziś banki tylko w połowie zajmują się finansowaniem gospodarki (czyli zasilaniem w kredyty polskich firm i konsumentów), a w drugiej połowie zajmują się… finansowaniem zadłużenia państwa. Wygląda to tak, że banki biorą od nas pieniądze na 3%, po czym lokują je w rządowych obligacjach na 6%. Tych obligacji mają ok. 600 mld zł (i mają z tego 30 mld zł odsetek rocznie).
Czyli jest tak, że Kowalski wkłada pieniądze na lokatę, na której dostaje 3% rocznie zamiast np. 6% rocznie. Kasa idzie do budżetu państwa, który te pieniądze bierze i wypłaca Kowalskiemu (albo Nowakowi, kto wie) jakieś 800+ albo szesnastą emeryturę. Czyli Kowalski dostaje zaniżone odsetki, bank zarabia procent jako „rurociąg”, a rząd dzięki temu ma pieniądze na rozrzucanie ich z helikoptera.
Im niższe stopy procentowe, tym to może lepiej działać, bo banki udzielają więcej kredytów (co pompuje im aktywa) i tym samym mają w bilansach więcej „miejsca” na przepychanie pieniędzy od deponentów do Skarbu Państwa. Rząd zachęca banki do bycia „przepompownią”. Jeśli bank udzieli kredytu, to jest karany specjalnym podatkiem bankowym. Jeśli kupi obligacje – nie dość, że nie ponosi ryzyka, że klient nie odda pieniędzy, to nie płaci też podatku.
Mechanizm, który może się okazać niebezpieczny dla naszych oszczędności, polega więc na utrzymywaniu przez dłuższy czas realnie ujemnych stóp procentowych (czyli niższych od inflacji) i zwiększaniu udziału długu wewnętrznego (czyli trzymanego przez krajowych inwestorów) oraz utrzymywaniu w bankach jak największej nadpłynności (czyli żeby banki brały jak najwięcej pieniędzy od klientów, płaciły im jakieś grosze odsetek i kupowały za tę kasę rządowe obligacje, zarabiając na arbitrażu odsetkowym). A na koniec – wygenerowanie inflacji, którą rząd może spłacić dług wobec własnych obywateli.
Niewielu jest obrońców realnie dodatnich stóp procentowych. Raczej przeważają ci, którzy chcieliby przychylić nieba kredytobiorcom. Poznajcie panią profesor, która niskim stopom się nie kłania:
Zadłużenie Polski cię niepokoi? Jak się bronić?
Jak się przed tym obronić? „Uzbroić” się w antyinflacyjne aktywa. Czyli jakie? Złoto (nie jest w sensie stricte antyinflacyjne, przez dekady potrafiło w przeszłości nie bronić przed inflacją, ale w okresach międzypokoleniowych – broniło), akcje największych spółek (przerzucają na konsumentów inflację), do pewnego momentu nieruchomości (przy bardzo wysokiej inflacji ich wartość też się dewaluuje). No i waluty dobrze zarządzanych, bogatych krajów (np. Szwajcarii).
Nie twierdzę, że za rok-dwa coś złego się stanie i że np. polskie obligacje skarbowe (w których sam mam kilkanaście procent swoich oszczędności) okażą się pułapką. Może tak się stać, jeśli świat nawiedzi głęboki, globalny kryzys i kapitał zacznie gwałtownie odpływać z mniej pewnych miejsc. Wówczas oprocentowanie polskich obligacji pójdzie mocno w górę, a w ślad za tym koszty obsługi długu. Budżet państwa się nie dopnie i będziemy mieli problem. Ale to czarny scenariusz, który nie musi się ziścić. Natomiast im bardziej będziemy zadłużeni – w perspektywie dziesięciu lat, a nie roku – tym większe będzie ryzyko inflacji i dewaluacji.
W samym długu nie ma nic złego. Dług może być inwestycją i zwrócić się przychodami kilka razy większymi, o ile jest przeznaczony na coś, co będzie się opłacało. Kłopot polega na tym, że my nie „inwestujemy” dużej części pożyczanych pieniędzy, tylko palimy nimi w kominku wyuzdanej konsumpcji. A drugi – na tym, że dość drogo za ten dług musimy płacić. Trzeci – na tym, że wybieramy do władzy polityków-populistów, którym żadna z tych dwóch rzeczy nie przeszkadza.
I czwarty – że musimy się zbroić, unowocześnić energetykę i infrastrukturę, co będzie kosztowało najmarniej półtora biliona złotych. A tych pieniędzy nie mamy, bo wydajemy po 200 mld zł rocznie na zbrojenia, 150 mld zł na socjał, 240 mld zł na ochronę zdrowia, a z podatków zbieramy raptem 600 mld zł z okładem.
Posłuchaj też podcastu o tym:
Czytaj też inne artykuły w „Subiektywnie o Finansach” (kliknij obrazek i przejdź do tekstu):
——————————-
ZOBACZ NAJNOWSZE WIDEO:
„Subiektywnie o Finansach” jest też na Youtubie. Co najmniej raz w tygodniu duża rozmowa, a poza tym komentarze i wideofelietony poświęcone Twoim pieniądzom oraz poradniki i zapisy edukacyjnych webinarów. Koniecznie subskrybuj kanał „Subiektywnie o Finansach” na platformie Youtube.
——————————-
SPRAWDŹ RANKING DEPOZYTÓW I KONT OSZCZĘDNOŚCIOWYCH
Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? W którym banku jest najwyższe oprocentowanie pieniędzy na długo, a w którym na krótko? Który najlepiej zapłaci za nowe środki, a który „w standardzie”? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także kont osobistych, rachunków firmowych i kart kredytowych. Wszystkie tabele znajdziesz w zakładce „Rankingi” w „Subiektywnie o Finansach”.
———————————-
ZAPLANUJ ZAMOŻNOŚĆ Z SAMCIKIEM
Myślisz, że nie masz szans na żywot rentiera? Że masz za mało oszczędności? Że za mało zarabiasz? Że nie umiał(a)byś dobrze ulokować pieniędzy, gdybyś je miał(a)? W tym e-booku pokazuję, że przy odrobinie konsekwencji, pomyślunku i, posiadając dobry plan, niemal każdy może zostać rentierem. Jak bezboleśnie oszczędzać, prosto inwestować i jak już teraz zaplanować swoje rentierstwo – o tym jest ten e-book. Praktyczne rady i wskazówki. Zapraszam do przeczytania – to prosty plan dla Twojej niezależności finansowej. Polecam też trzy inne e-booki: o tym, jak zrobić porządek w domowym budżecie i raz na zawsze wyjść z długów, jak bez podejmowania ryzyka wycisnąć więcej z poduszki finansowej i jak oszczędzać na przyszłość dzieci.
——————————-
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY
>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.
>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.
——————————-
POSŁUCHAJ NASZYCH PODCASTÓW:
>>> FST (259): CHCEMY POKOJU Z AMERYKĄ? SZYKUJMY SIĘ NA WOJNĘ. Cła nakładane na import towarów do Stanów Zjednoczonych mają nie tylko charakter gospodarczy. Nowej administracji prezydenta Donalda Trumpa chodzi często o skłonienie partnerów do lepszej dla USA współpracy politycznej czy o wymuszenie lepszych warunków handlowych. Jednak raz nałożone cła, np. na import samochodów, zostaną na dłużej i mogą trwale zmienić charakter współpracy amerykańsko-europejskiej. To będzie dotyczyło również Polski. Maciej Danielewicz rozmawia z Mateuszem Piotrowskim, koordynatorem Programu Amerykańskiego w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM). Zapraszam do posłuchania!
>>> FST (257): CZY ZBROJENIA OPŁACAJĄ SIĘ GOSPODARCE? Europa może wydać nawet 850 mld euro na zbrojenia. To niezbędne wydatki, byśmy mogli – niezależnie od USA – poczuć się bezpiecznie. Inwestorzy na potęgę kupują akcje europejskich spółek licząc na to, że zbrojenia nakręcą koniunkturę. Ale czy rzeczywiście tak się stanie? O tym w pierwszym z kilku wspólnych podcastów z think-tankiem GRAPE. Najpierw Maciej Danielewicz rozmawia o tym z prof. Joanną Tyrowicz z GRAPE, a potem eksperci GRAPE z dr Piotrem Żochem, doktorem ekonomii z Uniwersytetu Warszawskiego. Zapraszam do posłuchania!
>>> FST (254): PALIWO SIĘ SKOŃCZYŁO. JAK BOGACIĆ SIĘ DALEJ? Jak to możliwe, że przez ostatnich kilkanaście lat Polska mogła się rozwijać pomimo niskich wydatków na inwestycje? I dlaczego dłużej już na tym nie „pojedziemy”? Czy jesteśmy gotowi do przestawienia gospodarki i państwowego budżetu na nowe tory? Jak wytłumaczyć to ludziom i… politykom? Z Maciejem Danielewiczem o przyszłości polskiej gospodarki rozmawia prof. Łukasz Hardt z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Polityki Pieniężnej. Zapraszam do posłuchania!
———————–
zdjęcie tytułowe: DALL-E, Canva