Warszawiacy dostają w tych dniach informacje o rekordowych podwyżkach cen za wywóz śmieci. Od 1 kwietnia opłata będzie uzależniona od zużycia wody. „Płaciłam 65 zł miesięcznie. Teraz zapłacę 290 zł. Przelicznik, z którego wynika ta kwota, jest absurdalny, niesprawiedliwy” – skarży się nam pani Kasia. „Pretensje należy kierować do rządu” – odpowiada warszawski ratusz. Kto odpowiada za podwyżki?
Ratusz w Warszawie zmienia od 1 kwietnia sposób rozliczania kosztów za wywóz śmieci. To nie Prima Aprilis. Od kilku dni media społecznościowe zaroiły się od wpisów osób, które dostały ze swoich spółdzielni lub zarządów wspólnot mieszkaniowych informacje o nowych stawkach za wywóz śmieci. Oto przykład: trzyosobowa rodzina zapłaci 290 zł miesięcznie. Dwie osoby – 206 zł, singiel – 68 zł. To kilka razy więcej niż do tej pory. Przez dwa ostatnie lata przeciętne opłaty za wywóz śmieci poszły w górę… niemal siedmiokrotnie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przeciętna warszawska rodzina zapłaci za wywóz śmieci więcej, niż za prąd. W skali toku może to być nawet 2.300 zł! Dla porównania rachunek za prąd (i to ze wszystkim opłatami pobocznymi) wyniesie w skali roku mniej, niż 2.000 zł.
Ponieważ trudno dokładnie wyliczyć, kto ile produkuje śmieci, więc nowe stawki opierają się na ryzykownym domniemaniu, że im gospodarstwo domowe zużywa więcej wody, tym – zapewne – jest w nim więcej osób, które… produkują więcej śmieci. Ale czy to uczciwe? Czy taka korelacja nie jest fałszywa? Dlaczego jeśli ktoś woli kąpiel od prysznica ma płacić więcej za wywóz puszek i butelek? Jak jeszcze można mierzyć poziom produkcji śmieci?
Drożeje wywóz śmieci, a recykling leży. Efekt? Rekordowe podwyżki
Polska ma problem z gospodarką odpadami. Pierwsze kontenery służące do segregacji śmieci pojawiły się na ulicach już w latach 90. ale do tej pory nie wprowadziliśmy jednolitego, trwałego sposobu segregowania i recyklingu śmieci. Systemy się co chwila zmieniają, co nie ułatwia obywatelom wyrobienia w sobie nawyku segregacji. Wadliwe jest też prawo, które zachęca od importu niektórych kategorii śmieci, albo też do „samozapłonów” wysypisk.
Przeciętny Polak produkuje rocznie 332 kg odpadów i ta wartość z roku na rok rośnie, w miarę jak się bogacimy. Dla porównania: ta wartość dla statystycznego Europejczyka wynosi 502 kg. Różnica polega na tym, że na składowiska skierowano aż 43% odpadów, a do recyklingu 25%. W Niemczech do recyklingu trafia prawie trzy czwarte odpadów.
Ale recykling kosztuje, a jego koszty spadają na konsumentów. Opłaty za wywóz śmieci rosły już od kilku lat, a rekordowe podwyżki nastąpiły w ubiegłym roku. W kraju nowe, wyższe opłaty za wywóz śmieci – w przeliczeniu na gospodarstwo domowe – wynoszą od 2020 r. od ok. 20-60 zł miesięcznie przy średniej wielkości gospodarstwie domowym w bloku do 150 zł miesięcznie w przypadku domów jednorodzinnych.
Już od pewnego czasu jedne z największych podwyżek były w stolicy. Od ubiegłego roku warszawiacy płacili 65 zł w mieszkaniach oraz 94 zł w domach jednorodzinnych. Wcześniej średni koszt przypadający na jednego mieszkańca stolicy za wywóz śmieci zwiększył się z 9,5 zł do 38 zł. Teraz dochodzimy do ceny 290 zł miesięcznie dla czteroosobowej rodziny.
Ratusz tłumaczy: musi być drogo, bo rząd nie dał wyboru
Na papierze wszystko wygląda spójnie i logicznie. Władze Warszawy tłumaczą, że na podwyżki złożyło się aż kilkanaście powodów. Przede wszystkim – zmiana ustawy o odpadach. Warszawa do 2020 r. płaciła za odbiór i przetworzenie śmieci 1,2 mld zł rocznie, a z opłat od mieszkańców wpływało ok. 700 mln zł. Różnicę pokrywał miejski budżet. Teraz to zabronione, a cały ciężar spadła na mieszkańców.
Fundamentalne pytanie brzmi: jak sprawiedliwie i czy to w ogóle możliwe podzielić te 1,2 mld zł na wszystkie gospodarstwa domowe? Idealnie byłoby mierzyć produkcję śmieci – ale tego nikt nie jest w stanie monitorować, poza tym, mogłoby się skończyć tym, że ludzie zaczną wyrzucać śmieci do lasów. Zostają więc inne, zastępcze metody. Zgodnie z ustawą uchwaloną przez sejmową większość pod flagą Zjednoczonej Prawicy, gminy mają do wyboru cztery metody naliczania stawek:
- od powierzchni mieszkania,
- od zużycia wody,
- od osoby,
- od gospodarstwa domowego
Warszawa testowała ryczałt, chciała też wprowadzić opłatę uzależnioną od powierzchni mieszkania. Ale to był ślepy zaułek, bo jak sprawdzono, powierzchnia mieszkania ma się nijak do liczby lokatorów. Poza tym nie ma możliwości sprawdzenia, ile osób mieszka pod danym adresem – dane meldunkowe nie odpowiadają rzeczywistości, a mieszkańcy w deklaracjach zaniżali liczbę domowników.
A jakby tego było mało, każdy z tych sposobów był oprotestowywany zarówno przez mieszkańców jak i spółdzielnie. Zostało więc uzależnienie opłat za śmieci od zużycia wody. Co ciekawe, na pewnym etapie sam ratusz krytykował możliwość uzależniania opłat od zużycia wody – woda nie produkuje śmieci – mówił wiceprezydent Michał Olszewski. Okazała się, że jednak „produkuje”.
Ostatecznie uznano, że jedyny sensowny pomysł to powiązanie opłat za wywóz śmieci z zużyciem wody – to nie jest idealny sposób, ale taki, który najbardziej uprawdopodobnia produkcję śmieci w danym gospodarstwie zgodnie z logiką: więcej zużytej wody to więcej osób pod dachem. A więcej osób, to więcej śmieci.
Statystyczny Warszawiak, według danych GUS, zużywa miesięcznie 4 metry sześcienne wody, czyli 16 metrów sześciennych na 4-osobowe gospodarstwo domowe. Stawka za wywóz śmieci została arbitralnie (w oparciu o skomplikowane przeliczniki) ustalona na 12,73 zł za zużyty jeden metr sześcienny wody. To tylko symulacja – każdy musi sam spojrzeć w rozliczenia rachunków za wodę, ile jej tak naprawdę zużywa. Ratusz w swoich wyliczeniach założył, że przeciętny Warszawiak zużywa tylko 2,5 metra sześciennego wody.
Kogo skrzywdzą nowe opłaty za wywóz śmieci?
Powyższa metoda doprowadza do absurdów: „nie ma możliwości, żebym produkowała miesięcznie dwa kontenery śmieci. Ten przelicznik jest kompletnie od czapy” – napisała nam pani Kasia. Ministerstwo Sprawiedliwości zaskarżyło uchwałę do sądu, ale jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że sąd dopatrzy się uchybień. Niczego nie dopatrzyła się wcześniej Regionalna Izba Obrachunkowa. Pozostaje płakać i płacić albo ograniczyć zużycie wody, albo ograniczyć kąpiele.
Stratni będą dotychczasowi „średniacy”, którzy do tej pory płacili 65 zł, a teraz przyjdzie im płacić po 150 zł i więcej – a takich gospodarstw domowych jest bardzo dużo. Według danych GUS sprzed kilku lat w Warszawie w statystycznym mieszkaniu mieszka 2,2 lokatorów (w praktyce jest to nie do zweryfikowania, w Warszawie mieszka 2,2 mln osób, a zameldowanych jest 1,7 mln).
Za wywóz śmieci więcej zapłacą też np. fryzjerzy, którzy siłą rzeczy zużywają nieproporcjonalnie dużo wody, choć mniej odpadów niż np. sklep spożywczy, który produkuje dużo kartonów, czy odpadów bio. Ale podobny sposób rozliczeń działa z powodzeniem w Łodzi, czy w Białymstoku – tam jednak stawka za wywóz śmieci jest niższa, wynosi mniej niż 10 zł za zużyty metr sześcienny wody. I mieszkańcy to przełknęli.
Prawdopodobnie będzie tak też w Warszawie, a jednym z efektów będzie większe poszanowanie wody, ograniczenie kąpieli i większy popyt na zmywarki (które zużywają mniej wody, niż tradycyjne mycie). A jak pisaliśmy, to właśnie susza jest jednym z największych klimatycznych zagrożeń dla Polski.
Źródło zdjęcia: PixaBay