Pan Artur otrzymał alert BIK i musiał usiąść, bo dowiedział się, że podobno zaciągnął w banku kredyt na 157 306 zł. Jeszcze ciekawsze było oprocentowanie (0% w skali roku) i okres kredytu (1 dzień). Co to za tajemniczy kredyt? I jakie jest nieoczekiwane wyjaśnienie tej historii?
- Zbieranie pieniędzy na inwestowanie przy okazji codziennych zakupów? Nietypowy pomysł dużego brokera. Ile można z tego wycisnąć? [POWERED BY XTB]
- Podwyżka pensji: jak jej nie zmarnować? Cztery sposoby, które sprawią, że wreszcie zaczniesz mieć oszczędności dzięki wyższej pensji [POWERED BY RAISIN]
- To była przez ostatnie trzy lata świetna inwestycja. Jaka przyszłość funduszy obligacji skarbowych? Ile zarobią w ostatniej fazie obniżek stóp NBP? [POWERED BY UNIQA TFI]
Biuro Informacji Kredytowej (BIK) oferuje dwie bardzo interesujące usługi. Pierwszą jest raport BIK, który zawiera informacje na temat spłacanych przez nas zobowiązań (aktualnych i historycznych). Drugą są alerty BIK, które zapewniają nam powiadomienie (SMS-em i e-mailem) w momencie, w którym jakiś bank sprawdza nas w BIK-u lub raportuje nasz nowy kredyt. I właśnie ta druga usługa zapaliła czerwoną lampkę w głowie naszego czytelnika.
Kredyt, którego nikt nie zaciągał
Napisał do mnie pan Artur, który otrzymał alert BIK o nowym kredycie. Czytelnik nie tylko nie zaciągał żadnego kredytu w ostatnim czasie, ale ma zastrzeżony PESEL, więc fizycznie nawet nie mógłby tego zrobić. Alert był jednak całkiem realny, więc pan Artur sprawy nie lekceważył i niezwłocznie wykupił raport BIK, aby zrozumieć, co się wydarzyło.
A jak go wykupił, to od razu zabrał się do lektury. I wyczytał: kredyt w Banku Pekao, kwota: 157 306 zł. Parametry kredytu: oprocentowanie 0% w skali roku, a okres kredytu – 1 dzień. Klient nie ma już konta w tym banku. Wziął jednak telefon i zadzwonił na infolinię, aby wyjaśnić sprawę jak najszybciej.
Najpierw zadzwonił na numer, pod który trzeba dzwonić, gdy podejrzewamy, że ktoś wziął kredyt na nasze dane albo padliśmy ofiarą innego oszustwa (banki mają takie dedykowane działy bezpieczeństwa i numery). Tam jednak uznali, że nie wiedzą, o co chodzi i przekierowali połączenie do działu kredytów. A tak to wyglądało w raporcie BIK:

Pan Artur zadzwonił więc na ogólną infolinię. Tam usłyszał przeprosiny, ale zagadki nie rozwikłał. Konsultant potwierdził prawidłowość danych z kredytu i stwierdził, że pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją. Pomóc miał telefon do działu windykacji, ale następnego dnia okazało się, że i tam nie mają żadnej wiedzy. Pracownicy tego działu zobowiązali się jednak do pomocy klientowi. Czytelnikowi pozostało więc czekać.
Tajemniczy kredyt. Co się wydarzyło?
W międzyczasie sprawę rozgryzał też prawnik pana Artura, do którego ten również zwrócił się o radę. I pojawiły się pewne poszlaki. To, co poniżej przeczytacie, jest czystą dedukcją. Mogło tak być, ale nie musiało. Ale – łącząc kropki – można przypuszczać, że to dość realny scenariusz.
Otóż pan Artur w 2006 r. zaciągnął kredyt we frankach szwajcarskich. Wtedy bank wypłacił mu dokładnie 157 306 zł (po przeliczeniu na złote), co jest identyczną kwotą jak feralne zadłużenie widniejące teraz w BIK-u. Później, w 2019 r., czytelnik spłacił cały kredyt z odsetkami. Było to konieczne, bo sprzedawał nieruchomość i w związku z tym nie mogło „wisieć” na niej żadne obciążenie hipoteczne.
W kolejnym roku jednak znów przypomniał sobie o kredycie. Frankowicze zaczęli wygrywać w sądach, więc na fali popularności pozwów frankowych także pan Artur poszedł do sądu. A ten uznał, że umowa kredytowa jest nieważna. A to oznaczało, że bank powinien zwrócić czytelnikowi różnicę pomiędzy tym, co ów klient spłacił w ratach, a kwotą 157 306 zł (swoją drogą czytelnik ciągle czeka na rozliczenie tego kredytu).
I prawdopodobnie efektem tej procedury jest ten tajemniczy kredyt, którego istnienie zaraportował klientowi BIK w ramach wykupionej przez pana Artura usługi alertów. Bank „utworzył” kredyt, żeby klient mógł „wirtualnie oddać” mu pieniądze, które wynikają z orzeczenia sądowego (czyli pierwotną kwotę kredytu). Bank zaś zwróci klientowi kwotę wpłaconą w ramach rat przed laty.
„Bank zapewne chce rozliczyć kredyt zgodnie z wyrokiem, a że konstrukcja systemu informatycznego takiej operacji nie przewiduje, to pojawiło się tajemnicze obciążenie mojego salda kredytowego, które ma być podstawą do rozliczenia kredytu”
– podejrzewa czytelnik. I faktycznie może mieć rację. Kłopot polega na tym, że bank zaczął raportować to „księgowe” zobowiązanie klienta do BIK-u. Zapewne jakiś inny system automatycznie zaczytał ten kredyt do bazy, nie „wiedząc”, że to jedynie księgowy zapis, a nie realne zobowiązanie klienta.
Gdyby nie przekazanie kredytu do BIK, to pan Artur pewnie nawet by się o tym nie dowiedział. A tak… nieco (?!) się zestresował. Tym bardziej że kredyt hipoteczny wziął w jeszcze innym banku (który potem był obiektem fuzji). Dajcie znać w komentarzach, czy przytrafiło Wam się kiedyś coś podobnego.
Tajemniczy kredyt to potencjalne problemy
Pan Artur na razie nie miał z tego powodu jakichś większych nieprzyjemności. Chociaż i tak poświęcił nerwy (stresował się, że jacyś oszuści zaciągnęli wysoki kredyt na jego dane), czas (analiza sytuacji, telefony do banku) i pieniądze (koszt prawnika, zakup raportu BIK). Potrafię sobie jednak wyobrazić osobę, która na takiej sytuacji straciłaby znacznie więcej. Opisywaliśmy już problemy, które ludzie mieli z powodu znacznie mniejszych kwot (tutaj np. kuriozalny groszowy problem).
Gdyby bank wykonał taki ruch na koncie kogoś, kto akurat stara się o kredyt hipoteczny (lub nawet konsumencki), to mógłby solidnie zamieszać w tych planach. W rezultacie ktoś mógłby nie otrzymać kredytu (lub otrzymać go z opóźnieniem). W najlepszym przypadku skutkowałoby to odłożeniem w czasie zakupu mieszkania. W najgorszym mogłoby prowadzić nawet do utraty zadatku, jeśli taki był wpłacony na konto dewelopera.
Zdjęcie główne: wirestock Freepik

