Składka zdrowotna dla przedsiębiorców pójdzie w dół. I jest bulwers. Rząd Donalda Tuska postanowił spełnić kolejną z obietnic wyborczych – wycofać przedsiębiorcom procentową składkę zdrowotną wprowadzoną przez rząd Mateusza Morawieckiego. I jest tak samo jak w przypadku propozycji zmian w podatku Belki – nikt nie jest zadowolony. Pytacie, co ja na to. Przedsiębiorcy dostali za dużo czy za mało?
Obietnica zlikwidowania procentowej składki zdrowotnej, czyli jednej z największych głupot „Polskiego Ładu”, była najważniejszą, która pokierowała do urn wyborczych przedsiębiorców. Zrobienie skoku na kasę przedsiębiorców było jednym z najpoważniejszych błędów Zjednoczonej Prawicy i jedną z głównych przyczyn porażki wyborczej – przyznał to sam naczelnik Jarosław Kaczyński.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Rząd Donalda Tuska musiał więc coś z tym zrobić. Powrót do zasad sprzed „Polskiego Ładu” chyba nie byłby dobry (choć chyba tak właśnie przedsiębiorcy zrozumieli obietnicę wyborczą Donalda Tuska). Kosztowałoby to 10 mld zł rocznie, a nie dałoby poczucia sprawiedliwości. Przed „Polskim Ładem” przedsiębiorcy – niezależnie od dochodu – płacili 53 zł składki co miesiąc (formalnie było to 382 zł, ale większość odliczało się od podatku).
To było nienaturalnie mało i stanowiło niezasłużoną preferencję dla przedsiębiorców. Choć – jako przedsiębiorca – powiem szczerze, że moje korzystanie z publicznej ochrony zdrowia rzadko przekraczało wartość 50 zł miesięcznie. Żeby prowadzić małą firmę trzeba mieć końskie zdrowie i lekarzy unikać – inaczej się bankrutuje.
Mateusz Morawiecki wprowadził zamiast tego idiotyczny system, w którym składka zdrowotna stała się dla wszystkich (także dla przedsiębiorców) procentem od osiąganych dochodów i stała się „nieodliczalna” od podatku. Potem, kiedy zorientował się, co uczynił, wprowadził ulgę dla klasy średniej, żeby to trochę „rozmasować”.
Jak się okazało, że ulga dla klasy średniej powoduje gigantyczny chaos w rozliczeniach – zlikwidował ją i obniżył procent w składce zdrowotnej dla przedsiębiorców do 4,9%, a dla pracowników podwyższył kwotę wolną od podatku. Na koniec z hukiem wyleciał ze stanowiska, razem z całą zgrają tych swoich nieudaczników od reformy podatkowej. I z całą Zjednoczoną Prawicą.
Składka zdrowotna dla przedsiębiorców znów ryczałtowa
Co w zamian urzeźbił Andrzej Domański, minister finansów w rządzie Donalda Tuska? Formalnie obietnicę spełnił, bo od przyszłego roku wróci przedsiębiorcom ryczałtowa stawka składki zdrowotnej. Dla przedsiębiorców rozliczających się według skali podatkowej (czyli płacących 12% podatku do 120 000 zł rocznego dochodu z kwotą wolną od podatku w wysokości 30 000 zł) będzie stały ryczałt liczony jako 9% od 75% najniższego krajowego wynagrodzenia.
Czyli dziś byłoby to 286 zł (według „polskoładowych” zasad taka osoba płaci 4,9% od dochodu, ale nie mniej niż ok. 382 zł). Ta 100-złotowa różnica to minimalna możliwa do osiągnięcia korzyść, ale im kto ma większy dochód, tym więcej zaoszczędzi. Np. przy dochodzie 15 000 zł miesięcznie oszczędność w stosunku do obecnie płaconej składki wyniesie już jakieś 500 zł.
Składka zdrowotna dla przedsiębiorców rozliczających się podatkiem liniowym 19% też będzie mniejsza, ale tu pozytywna zmiana będzie mniejsza. W przypadku tych osób też będzie ryczałtowa składka 286 zł (czyli 9% liczone od 75% minimalnego wynagrodzenia w kraju), ale tylko do dwukrotności średniego dochodu w kraju. Powyżej tego poziomu „włączy się” już obecny mechanizm (czyli 4,9% składki od dochodu).
Czyli jeśli ktoś zarabia miesięcznie na działalności gospodarczej 30 000 zł, to od mniej więcej połowy tych pieniędzy zapłaci 286 zł składki zdrowotnej, a od drugiej połowy – już prawie 700 zł. Oczywiście trzeba pamiętać, że taki „liniowiec” często jest liniowcem właśnie dlatego, że dużo zarabia (i nie chce wpaść w 32% podatku w „normalnej” skali podatkowej). Więc będzie to dla niego pewnego rodzaju „domiar”.
Ma być wprowadzony dodatkowy mechanizm, który pozwoli płacić przedsiębiorcy przez cały rok comiesięczną ryczałtową składkę zdrowotną obliczaną jako 1/12 tej z poprzedniego roku. W rozliczeniu za bieżący rok trzeba by dokonać dopłaty albo poprosić skarbówkę o zwrot nadpłaty.
W przypadku osób rozliczających się ryczałem ewidencjonowanym (czyli podatkiem ryczałtowym liczonym od przychodów) do przychodu takiego jak 4-krotność średniego wynagrodzenia w kraju (czyli 32 000 zł) płaciłoby się „podstawową” składkę 286 zł miesięcznie. Powyżej takich dochodów będzie to 3,5% od nadwyżki przychodów ponad tę 4-krotność.
Etatowcy się bulwersują. Czy mają rację?
Jak to wszystko ocenić? Tu jest kilka problemów. Pierwszy jest taki, że powrót do ryczałtu dla przedsiębiorców oznacza też powrót do preferencji przedsiębiorców względem etatowców (ich składka nadal wynosić będzie 9% i nie jest ryczałtowa). Komentatorzy o lewicowych poglądach oczywiście już mają za złe, że rząd robi dobrze przedsiębiorcom kosztem pracobiorców.
Rzeczywiście, pracownik zarabiający 15 000 zł brutto, czyli 10 000 zł na rękę zapłaci jakieś 1 150 zł składki zdrowotnej, zaś przedsiębiorca o tym samym dochodzie na podatku liniowym „zmieści się” w ryczałtowej stawce 286 zł. Przedsiębiorca, który wybierze podatek „klasyczny” (czyli 12% i 32% powyżej 120 000 zł rocznie) niezależnie od dochodu też zapłaci te 286 zł miesięcznie.
Nie wygląda to sprawiedliwie, aczkolwiek trzeba pamiętać, że przedsiębiorca nie ma gwarantowanej pensji (w jednym miesiącu zarobi, a w drugim nie – składkę musi zapłacić). Nie ma też wszystkich przywilejów pracowniczych. No i jego działalność nie ogranicza się do przyjścia do pracy. On tę pracę musi sobie (a czasem i swoim pracownikom wymyślić, zorganizować, dostarczyć narzędzia).
A więc: pracujesz na etacie, masz gwarantowaną pensję i składkę na emeryturę albo jesteś przedsiębiorcą i nie masz żadnej gwarancji. Albo zarobisz miliony, albo zbankrutujesz. A za swoją działalność ryzykujesz całym majątkiem. Dlatego właśnie jest podatek liniowy 19%, a nie 32% (od pewnego poziomu). Ale za to nie masz kwoty wolnej od podatku, więc jak ci biznes nie idzie, to jesteś w plecy (a w trakcie roku na klasyczną skalę podatkową nie „wskoczysz”).
Pytanie brzmi: czy to wszystko – natura życia przedsiębiorcy – powinno mieć cokolwiek wspólnego ze składką zdrowotną. Jedni powiedzą, że tak (bo przedsiębiorca nie ma czasu chorować, więc powinien płacić na ochronę zdrowia mniej), a drudzy powiedzą, że nie (znam pracowników, którzy prawie nie korzystają z L4, a nawet zagonić ich do skorzystania z urlopu jest trudno).
Generalnie składka na zdrowie nie powinna zależeć od dochodu, tylko od tego, jaka jest przeciętna „korzystalność” obywatela kraju z usług ochrony zdrowia. To powinien być ryczałt jeden dla wszystkich.
Oczywiście: zamożni powinni płacić proporcjonalnie nieco wyższe podatki niż niezamożni. Jeśli zarabiam 100 000 zł miesięcznie na rękę, to powinienem oddawać większą część tego dochodu na potrzeby wspólne niż wtedy, gdy zarabiam 5000 zł na rękę. Tylko to nie powinno być załatwiane składką zdrowotną, lecz progresją podatkową. I ta progresja powinna dotyczyć zarówno pracowników, jak i pracobiorców.
Składka zdrowotna dla przedsiębiorców to nie podatek
Podatek dochodowy powinien być nieco niższy dla przedsiębiorców niż dla pracowników o analogicznym dochodzie, bo przedsiębiorca podejmuje ryzyko działalności gospodarczej, może dużo zarobić, albo stracić wszystko, a jego zakres „obowiązków” jest znacznie większy niż tylko przyjście do pracy i porządne wykonanie roboty powierzonej przez szefa. Oczywiście ma też wolność i szansę na nieograniczone dochody.
Proponowane przez rząd zmiany składki zdrowotnej naprawiają częściowo patologię polegającą na tym, że jeden płacił na wspólne usługi zdrowotne – czyli de facto za to samo – 400 zł, a drugi 4 000 zł miesięcznie. Teraz to będzie mniejsza różnica. Ale ona nie znika, a nadal będzie bałagan (trzy różne sposoby liczenia składki) i nadal trwa napuszczanie pracowników i przedsiębiorców na siebie nawzajem (z powodu obniżenia składek dla przedsiębiorców, a dla pracowników nie).
No i ta korekta nie załatwia problemu fikcyjnej działalności gospodarczej, czyli uciekania z etatu, by płacić niższe podatki. Każdy, kto zarabia powyżej 10 000 zł miesięcznie, wpada w podatek 32% i nawet kwota wolna od podatku od pewnego poziomu dochodów przestaje mu rekompensować mu wyższy podatek niż 19% u przedsiębiorcy-liniowca. Składka zdrowotna dla przedsiębiorców w nowej wersji to wyostrza.
Zmiany proponowane przez ministra Andrzeja Domańskiego trochę nas znów oddalają od „normalności”, w której pracownik to ten na etacie, przedsiębiorca to ten, który ma spółkę, a jednoosobową działalność prowadzą tylko freelancerzy, a nie każdy, kto chce zoptymalizować podatki. Jak oceniacie propozycje dotyczącej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców? Dajcie znać w komentarzach.
Posłuchaj też 203. odcinka podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” poświęconego rynkowi nieruchomości. Jesteśmy po silnym wzroście cen mieszkań wywołanych wybuchową mieszanką niskiej podaży mieszkań i „Bezpiecznego kredytu 2%”, który napompował popyt. Czy zapowiadany kolejny program tanich kredytów jeszcze bardziej wywinduje ceny? A może tym razem nie będzie już tak źle? Skąd bierze się mieszkaniowy fenomen Łodzi i czy inne aglomeracje mogłyby pójść jej śladem? Czy ten rok będzie sprzyjał zakupowi nieruchomości? Gościem Maćka Samcika był Marek Wielgo, ekspert portalu analitycznego (sprzedającego dane m.in. deweloperom) Rynekpierwotny.pl i portalu ogłoszeniowego GetHome.pl
zdjęcie tytułowe: Maciej Bednarek