Sąd nie powinien próbować „zalepiać” luk, powstałych w umowie kredytowej po wyrzuceniu z niej nieuczciwych zapisów, przepisami czerpiącymi z „zasady słuszności” lub „ustalonych zwyczajów”. Powinien tylko sprawdzić czy umowę pozbawioną nieuczciwych fragmentów da się dalej wykonywać – ogłosił dziś rzecznik generalny europejskiego sądu TSUE, rozpatrując sprawę polskich kredytobiorców frankowych. Co to może oznaczać dla frankowiczów i banków walczących z nimi w sądach?
Opinia dotyczy sprawy klientów, którzy w 2008 r. zaciągnęli w Raiffeisen Banku umowę o kredyt hipoteczny indeksowany do franka szwajcarskiego. Zasady indeksacji, jak to zwykle bywa, zostały dość nieprecyzyjnie określone w regulaminie (standardzik: brak dokładnego określenia mechanizmu ustalania kursów potrzebnych do spłacania rat w złotych). Klienci – to też standardzik – poszli do sądu i zażądali unieważnienia umowy ze względu na zawarte w niej nieuczciwe warunki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Oczywiście w tle była kwestia zmieniającego się w bardzo niekorzystnym kierunku kursu franka szwajcarskiego. Gdyby frank był nadal po 2 zł, to zapewne nieprecyzyjne postanowienia umowy nie kłułyby klientów w oczy do tego stopnia, żeby od razu żądać w sądzie unieważnienia umowy. Ale trudno czynić klientowi zarzut z tego, iż przejął się sprawą akurat wtedy, gdy kredyt przestał być fajny.
Klienci w sądzie argumentowali, że bez wyrzucenia spornej klauzuli umowy nie da się dalej wykonywać, choć dopuszczali możliwość jej dalszego istnienia jako umowy złotowej opartej o stawkę LIBOR. Sąd Okręgowy, który zmierzył się z tą sprawą, podrapał się w głowę i skierował tzw. pytanie prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), żeby upewnić się czy dobrze rozumie dyrektywę 93/13/EWG w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich.
Polski sąd ma wątpliwości. TSUE ma już prawie gotową podpowiedź
Wątpliwość polskiego sądu była następująca: czy można wprowadzić w umowie zmiany, które spowodują, że stanie się ona z jednej strony uczciwa, a z drugiej strony wciąż „strawna” z punktu widzenia relacji klient-bank? No bo tak: z jednej strony upadek umowy może być niekorzystny dla konsumenta (musi natychmiast spłacić bank, zwracając kwotę, którą otrzymał na starcie). A z drugiej – pomysł z zamianą kredytu na złotowy ze stawką LIBOR jest dość kontrowersyjny, bo powstaje w ten sposób coś a la świnia ze skrzydłami, czyli kredyt złotowy z oprocentowaniem „frankowym” (choć są wyroki w polskich sądach, które przyjmują ten punkt widzenia jako „karę” dla banku sporządzającego nieuczciwą umowę).
TSUE na razie jeszcze odpowiedzi do polskiego sądu nie wysłał, ale właśnie ukazało się stanowisko tzw. rzecznika generalnego, który przedstawi je sędziom TSUE. Historia pokazuje, że w przygniatającej większości przypadków ostateczny pogląd TSUE jest stuprocentowo zbieżny z opinią rzecznika generalnego, który wnikliwie bada sprawę, a pozostali sędziowie przyjmują jego analizy jak własne.
Czytaj też: Świat się zmienia. Sąd Najwyższy powiedział głośno coś, o czym wcześniej bał się nawet pomyśleć
A co powiedział rzecznik, którym w tym przypadku (oznaczonym jako C-260/18) jest Giovanni Pitrucella? Ano powiedział, że prawo Unii Europejskiej nie pozwala na uzupełnienie luk w umowie powstałych po wyrzuceniu nieuczciwych warunków. Teoretycznie sąd mógłby próbować zapełnić takie luki przepisami o charakterze ogólnym i korygować umowę zgodnie z „zasadami słuszności lub ustalonych zwyczajów”, ale rzecznik powiedział, że to niestety niemożliwe.
Rzecznik stwierdził w swojej opinii, że jeśli unieważnienie umowy jest konsumentowi na rękę (lub jest dla niego neutralne), to takie stwierdzenie nieważności zawsze powinno być domyślną decyzją, przeważającą nad próbą „naprawiania” kontraktu między nim i bankiem. A jeśli klient miałby na takim unieważnieniu umowy stracić, to od biedy można próbować utrzymać w mocy te nieuczciwe warunki, które wciąż mu sprzyjają, wyrzucając tylko te dla niego niekorzystne. Ale nawet w takim przypadku nie można uzupełniać umowy.
Krótko pisząc: nieuczciwy warunek zawsze należy wykluczyć i niczym go nie wolno zastępować. Jeśli sporny punkt określa główny przedmiot danej umowy i nie jest wyrażony prostym oraz zrozumiałym językiem, a zostanie uznany za nieuczciwy, to sąd może jedynie rozważyć skutki jego usunięcia. I nic więcej.
Czytaj więcej o tym: TSUE odpowiedział na trzy ważne pytania o franki. Czy to orzeczenie zatrzęsie polskimi sądami?
Czytaj też: TSUE ostrzega, że nie wolno ograniczać odszkodowań wynikających z abuzywności
Mniej powodów do hamletyzowania w sądach?
Co taki pogląd może oznaczać dla tej grupy frankowiczów, którzy toczą z bankami spory w sądach? Cóż, jeśli ten punkt widzenia zostanie przyjęty, to sądom w Polsce łatwiej będzie unieważniać umowy kredytowe. W oparciu o tę wykładnię unijnego prawa o nieuczciwych zapisach w umowach konsumenckich sędziowie w Polsce mieliby mniej powodów do hamletyzowania – przynajmniej w sytuacji, gdy klient dawałby zielone światło do unieważnienia umowy. Takie rozstrzygnięcie zawsze mogłoby być domyślnie przyjmowana zamiast dzielenia włosa na czworo i badania co by to wszystko oznaczało dla poszczególnych stron (także tej bankowej).
Czytaj: Po jakim kursie klient ma spłacać kredyt, gdy z umowy wypadła klauzula walutowa? Sąd hamletyzuje
Czytaj: Sąd Najwyższy wreszcie uśmiechnął się do frankowiczów? Koniec probankowej interpretacji art. 385 Kc