Inwestorzy zareagowali na wybuch wojny wyprzedażą wszystkiego, co miało w sobie choć odrobinę ryzyka. Na cenzurowanym znalazły się m.in. obligacje korporacyjne, czyli inwestycyjny hit ostatnich miesięcy. Tuż przed wojną inwestorzy dosłownie wyrywali sobie z rąk obligacje emitowane przez firmy. Od tego czasu minęły już prawi trzy miesiące. Jaki wpływ ma wojna na rynek długu firm? Czy znów warto inwestować w obligacje korporacyjne? A nawet jeśli, to czy będziemy mieli co kupować?
Co dla polskiej gospodarki oznacza wojna w Ukrainie? Mówiąc w największym skrócie – niższy wzrost PKB i wyższą inflację. Obszernie temat zanalizował Irek Sudak. Jednak te dwa trendy nie rozpoczęły się w naszej gospodarce 24 lutego, były efektem pandemii COVID-19. Nowe ryzyko, wynikające z wojny w Ukrainie, spowodowało wzrost nerwowości inwestorów. Zaczęła się ucieczka ku bezpiecznym aktywom – a obligacje korporacyjne raczej do nich nie należą.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Fundusze obligacji korporacyjnych ofiarami niskiej płynności rynku
Wojna – o czym pisałem w poprzednim artykule poświęconym rynkowi obligacji – najbardziej dotknęła osoby, które inwestują w fundusze papierów dłużnych (czy to fundusze państwowych obligacji czy też obligacji korporacyjnych). Fundusze tego typu stały się ofiarami niskiej płynności polskiego rynku. Z czego to wynika? Pokażę na przykładzie.
Załóżmy, że zarządzamy funduszem obligacji, a 10% naszego portfela stanowią bezpieczne papiery jakiegoś banku lub ubezpieczyciela. Nie możemy mieć ich w portfelu więcej, bo taki mamy statutowy limit na jednego emitenta.
Co się dzieje, gdy przychodzi załamanie na rynku? Spadają notowania obligacji (bo inwestorzy chcą je zamienić na gotówkę i schować gdzieś w banku albo wręcz zamienić na jakąś bezpieczniejszą walutę, np. dolara lub franka). Te bardziej ryzykowne tracą więcej, te bezpieczniejsze – mniej. Jednocześnie klienci są bardziej skłonni wyciągać pieniądze z naszego funduszu. W efekcie spada wartość naszych aktywów. A limit nam świeci na czerwono.
Musimy więc czym prędzej sprzedać te nadmiarowe obligacje, których nagle mamy ponad 10%, choć wcale ich nie dokupowaliśmy. I musimy się ich pozbyć, mimo że są to instrumenty, które akurat w czasach gorszej koniunktury chcielibyśmy mieć. No więc wystawiamy je na sprzedaż. Ale kto ma je kupić, skoro wszyscy są w podobnej sytuacji? I nagle premia za płynność staje się ważniejsza niż premia za ryzyko. To znaczy, że przeceniamy dobre papiery, bo nie ma na nie nabywców.
„Brakuje na polskim rynku graczy, którzy mają stabilną sytuację. To mogłyby być OFE, ale one nie są już takim aktywnym graczem. To mogliby być także ubezpieczyciele – im aktywa nie kurczą się tak jak funduszom inwestycyjnym”
– mówi Paweł Gołębiewski, zarządzający funduszami dłużnymi z NN Investment Partners TFI. I tym sposobem doszliśmy do sytuacji, w której fundusze obligacji notują straty rzędu nawet 10% w skali roku, szokując mniej doświadczonych inwestorów, którzy wycofują z nich pieniądze uważając, że znów „zostali oszukani”.
Jak wojna odbiła się na rynku obligacji korporacyjnych?
Problemy posiadaczy udziałów w funduszach inwestujących w obligacje to jedno, a sytuacja na rynku obligacji emitowanych przez firmy – to drugie. Wzrost stawki WIBOR sprawił, że z jednej strony obligacje korporacyjne zyskały na atrakcyjności – przygniatająca większość z nich oferuje inwestorom oprocentowanie uzależnione od WIBOR-u, dodając do niego bardzo przyjemne 3-4 punkty procentowe – a z drugiej strony zwiększyło się ryzyko inwestowania w nie (wyższe oprocentowanie długu to wyższe koszty kredytowe firm, nie każda to wytrzyma).
Inna sprawa, że same firmy-emitenci obligacji zatrzymali swoje plany pozyskiwania kapitału. Gdy biznes staje się niestabilny, a koszty kredytu lecą w chmury, trzeba zwiększyć ostrożność. W pierwszych tygodniach wojny niemal całkowicie zatrzymały się nowe emisje. W 2021 r. firmy nie potrzebowały wiele finansowania z rynku, bo były jeszcze syte po obfitym posiłku, który rząd podał im w postaci pandemicznych tarcz antykryzysowych. Ale na początku 2022 r. niektórym zaczynało już powoli burczeć w brzuchu.
Paradoksalnie po tym jak minął pierwszy szok związany z początkiem podwyżek stóp procentowych, a polityka komunikacyjna NBP zaczęła się cywilizować, wiele osób zaczęło wieszczyć odrodzenie rynku obligacji korporacyjnych. A więc spodziewało się, że będzie rosła liczba firm emitujących obligacje oraz liczba chętnych do ich kupowania. Mówimy o rynku, który wychodzi z kryzysu właściwie od czasów bankructwa Getbacku. Wojna to nakręcanie się rynku obligacji korporacyjnych zatrzymała. Na jak długo?
„Widzieliśmy duże ograniczenie w liczbie zapytań dotyczących tzw. rynku pierwotnego obligacji, który powoli wraca jednak do normy. Na pierwotnym rynku akcji aktualnie obserwujemy praktycznie zerową aktywność emitentów, natomiast w zakresie obligacji toczą się rozmowy o rolowaniu długu przez znanych emitentów. Na debiuty nowych emitentów nie ma teraz chętnych”
– tłumaczy Paweł Szydłowski, manager w Departamencie Bankowości Inwestycyjnej DM NWAI. I dodaje, że wstrzemięźliwość jest po obu stronach – i emitentów, i inwestorów. Wygląda jednak na to, że o ile znaleźliby się chętni na zakupy obligacji korporacyjnych od porządnych emitentów, które dawałyby 10% zysku rocznie, o tyle na razie nie bardzo jest co kupować.
Czy to dobry moment na kupowanie obligacji korporacyjnych?
Od wybuchu wojny minęły już miesiące. Jakkolwiek niezręcznie to brzmi, ale rynek przyzwyczaił się już do tych szokujących jeszcze niedawno warunków. Kilka tygodni temu zamknęła się oferta Kredyt Inkaso, a inwestorzy instytucjonalni objęli obligacje spółki za 158 mln zł. Równolegle przeprowadzono ofertę dla klientów indywidualnych. Można było kupić papiery oprocentowane WIBOR3M plus marża 4,9 pkt proc. To wkrótce będzie 12% w skali roku!
Potem była oferta firmy deweloperskiej WAN (podobne oprocentowanie), a także Echo Investment (WIBOR plus 4%). Czy worek z ofertami się rozwiąże? Na razie chyba nie należy na to liczyć. Kilka dni temu zakończyła się nietypowa emisja firmy Cavatina Holding (spółka z grupy budowlano-inwestycyjnej), w którą można było ulokować… euro. Oprocentowanie to stawka EURIBOR 6M plus 5,5%. Ale minimalna wartość inwestycji wynosiła 10 000 euro. Nie można powiedzieć, żeby inwestorzy mieli szczególnie duży wybór.
„Inwestorzy bacznie obserwują rozwój działań wojennych na Wschodzie, aczkolwiek widzimy z dnia na dzień coraz większą otwartość zarządzających. Spodziewam się, że poprawa będzie następowała stopniowo – w ciągu dwóch, trzech miesięcy mogą zacząć pojawiać się pierwsze nowe emisje o mniejszej wartości. Dopiero jesień będzie zapewne bardziej bogata w nowe emisje”
– przewiduje Paweł Szydłowski z DM NWAI. A które sektory najszybciej mogą wrócić do dobrej formy? Tutaj odpowiedź nie jest łatwa. Paweł Gołębiewski z NN Investment Partners TFI zwraca uwagę, że polski rynek obligacji korporacyjnych nie jest na tyle szeroki, żeby można było prowadzić analizy sektorowe.
Dwie branże, które są (a przynajmniej były dotąd) aktywne na rynku, to deweloperzy oraz obsługa wierzytelności. Jakie są przed nimi perspektywy? Jest tutaj wiele znaków zapytania.
W obu wypadkach istotna będzie sytuacja makroekonomiczna. Czy wzrost stóp procentowych wyhamuje popyt na mieszkania? Czy rosnące raty i koszty życia przełożą się na więcej przeterminowanych długów? To wszystko zaważy na kondycji finansowej spółek wierzytelnościowych i deweloperskich. A także na ich skłonności do podejmowania inwestycji – finansowanych długiem.
Będziemy zatem patrzeć na spłacalność kredytów, na inflację i PKB. A także na bezrobocie, które zdaniem zarządzającego z NN Investment Partners TFI jest głównym czynnikiem, które mogłoby poważnie zaszkodzić tym firmom. Musi to jednak być bezrobocie długie i trwałe, bo z przejściowym obie branże sobie poradziły – na przykład w czasie pandemii.
W co inwestować? A może postawić na obligacje skarbowe?
Budując własny portfel obligacji korporacyjnych ryzykujemy więcej, niż inwestując poprzez fundusz – w grę wchodzi zarówno potencjalna upadłość emitenta jak i ryzyko, że nie będzie jak i komu sprzedać obligacji (fundusz zawsze musi od nas odkupić jednostki uczestnictwa). Z drugiej strony możemy kupić obligacje i odcinać kupony aż do zapadalności. No chyba że mamy pecha – wtedy mamy strategię „hold to default”.
Jaką przewagę mają papiery korporacyjne nad skarbowymi? W ofercie Ministerstwa Finansów są przecież obligacje 3-letnie oprocentowane według WIBOR 6M, są też 4- i 10-letnie, których kupony rosną wraz z inflacją. Premier zapowiedział emisję obligacji jednorocznych i dwuletnich z oprocentowaniem na poziomie stopy procentowej NBP.
A ryzyko jest praktycznie zerowe. Różnica jest taka, że obligacje skarbowe dają dobry procent zazwyczaj od drugiego roku oszczędzania (przy WIBOR-owych czeka się na nie pół roku). A to sprawia, że średnia stopa zwrotu w dłuższym horyzoncie jest zaniżana przez ten pierwszy okres odsetkowy. Ta wada ma nie dotyczyć nowych obligacji zapowiadanych przez premiera.
Czytaj też: Jak trwoga, to do… Ameryki. Polacy chcieliby inwestować w amerykańskie obligacje. Ale jak to zrobić?
Papiery korporacyjne płacą wysoki procent zazwyczaj od samego początku. Dlatego są rozwiązaniem lepszym w krótkim terminie. Czy należy traktować te dwa rodzaje instrumentów jako alternatywę? Zdecydowanie nie!
„Obecnie mamy na rynku ciekawy moment na rozpoczęcie budowania portfela obligacji korporacyjnych dla inwestora indywidualnego. Ale kluczowa jest dywersyfikacja, a to nie jest łatwa rzecz. Są emitenci, którym ryzyko kredytowe nie wzrosło znacząco, ale wyceny ich długu spadły ze względu na specyfikę naszego rynku”
– powiedział Gołębiewski z NN Investment Partners TFI. Zastrzega jednak, że na naukę zasad inwestowania na tym rynku trzeba poświęcić trochę czasu. Obligacje skarbowe są jedną z najbezpieczniejszych inwestycji i w długim terminie zabezpieczają przed inflacją nasze oszczędności. W zdywersyfikowanym portfelu powinno znaleźć się dla nich miejsce niezależnie od sytuacji gospodarczej – choćby dlatego że inflacja może pojawić się nagle i bez uprzedzenia, czego nauczyły nas ostatnie lata.
Rynek obligacji korporacyjnych stanowi dobre uzupełnienie. Wojenna niepewność spowodowała, że pojawiły się atrakcyjne okazje do zainwestowania dla osób świadomych podejmowanego ryzyka. Na razie chętnym pozostaje jednak szukanie okazji na rynku wtórnym, bo pierwotny raczej nieprędko wróci do dawnej formy.
——–
MACIEK SAMCIK ZAPRASZA:
>>> Zainwestuj w antyinflacyjne obligacje firm z MICHAEL STROM DM. Myślisz o tym, jak ochronić oszczędności przed inflacją? Rozważ ulokowanie niewielkiej części pieniędzy w obligacje największych polskich firm. Pomaga w tym dom maklerski Michael / Ström, największe niebankowe biuro maklerskie na rynku obligacji korporacyjnych. Jeśli masz chrapkę na obligacje emitowane przez firmy, to zapraszam do zainwestowania za jego pośrednictwem. Ja też to robię i wkrótce opiszę swój portfel oraz opowiem o tym, jak go zbudowałem z pomocą mojego opiekuna w domy maklerskim (więcej szczegółów o ofercie Michael / Ström pod tym linkiem). A w tym poradniku dwa słowa o tym, ile można zarobić, jakie jest ryzyko i jak inwestować, żeby nie osiwieć z nerwów.
——–
——————
Posłuchaj podcastu: coraz droższe kredyty. Czy znów grozi nam, że będziemy mieszkać „u Niemca”?
W podcaście „Finansowe sensacje tygodnia” sprawdzamy, jakie podwyżki powinni dostać urzędnicy budżetówki (lider opozycji obiecuje 20%, jeśli wygra wybory, ale minister edukacji przebija i mówi – 30%), a także chłodno myślimy o innych podwyżkach. Rozważamy, do czego doprowadzą nas podwyżki stóp procentowych i wzrost raty kredytu (czy z ich powodu znów grozi nam, że będziemy „mieszkać u Niemca” i czy to aby na pewno jest źle). Zastanawiamy się też nad tym, czy lepszą lokatą kapitału od depozytu w banku może być… używane auto. A na koniec przedstawiamy trzy dobre wiadomości na wyjątkowo złe czasy. Do wysłuchania podcastu – aby to uczynić należy kliknąć ten link – zapraszają Maciek Bednarek, Irek Sudak, Maciek Samcik oraz nowy członek teamu „Subiektywnie o Finansach” – Maciek Jaszczuk. Bo liczba Maćków na metr kwadratowy subiektywności musi się zgadzać :-).