Uber zdobywa kolejne przyczółki. Teraz chce konkurować o klientów premium, którzy po mieście przemieszczają się tylko w autach luksusowych. Czy wraz z czarnym lakierem metalik i skórzaną tapicerką wzrośnie jakość usług?
Uber zmienia strategię. Do tej pory funkcjonował „w drugim obiegu”, pokątnie. Teraz jego niektóre samochody są już specjalnie oznaczone w wielkie napisy „Uber”, żeby klienci nie musieli się wstydzić, że wchodzą do jakiegoś „nielegalnego” gruchota. A od tego weekendu amerykańska aplikacja do kojarzenia kierowców i pasażerów zaoferowała w Warszawie przewozy luksusowe Uber Black.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Czy za wyższą ceną tej usługi stoi tylko nowe „opakowanie”, czy też Uber zorientował się, że przegrywa o dwie długości wyścig z taksówkami jeśli chodzi i jakość obsługi pasażera? Sprawdzamy!
Uber – synonim jakości, synonim obciachu
Uberem zdarza mi się jeździć od ładnych kilku lat i mam podobne wrażenia jak Maciek Samcik – owszem, był miesiąc miodowy, ale wkrótce czar prysł. Na początku Uber konkurował z tradycyjnymi taksówkami nie tylko ceną, ale i tym, że jak się wchodziło do samochodu, to kierowca był zawsze miły i uśmiechnięty, nie narzekał, że kurs jest za krótki, a w schowkach czekały landrynki. Nie zdarzały się sytuacje, gdy szofer nie znał trasy, czy strzelał czerstwymi żartami.
Potem Uber zaczął być już „tylko” szybki, czyli dojeżdżał do mnie w 2-3 minuty od zamówienia. Jeśli chciałem dojechać gdzieś „bez napinki” i bez życzeń specjalnych, to brałem Ubera, ale jeśli zależało mi na rzetelnym dowiezieniu na czas w określone miejsce (np. na lotnisko, dworzec itp.) to brałem taksówkę. Uber to coraz częściej rozklekotane samochody, klejąca się tapicerka, kierowca, który nie zna miasta nawet z grubsza i jest de facto botem dołączonym do nawigacji.
Czytaj też: Uber zdalnie sprawdzi, czy nie przesadziłeś z alkoholem przed zamówieniem samochodu. To już nie jest zabawne
Bywały sytuacje, że zaczynałem wątpić, czy osoba, która mnie wiezie ukończyła kurs prawa jazdy. Nie wiem czy to tylko polska specyfika Ubera czy też efekt szybkiego rozrastania się firmy. W ubiegłym zaliczyłem kilkanaście przejazdów Uberem w USA, co obudziło we mnie wspomnienia z pierwszych, dziewiczych (dla mnie) przejazdów z tą firmą w Polsce. Jakość usług Ubera za Oceanem a ta w Polsce to jak niebo i ziemia.. No, ale tam jest Ameryka. Albo trzymasz jakość, albo nie żyjesz.
Swoją drogą dla turysty Uber to jest prawdziwy hit – na całym świecie ta sama aplikacja, ten sam sposób płacenia i poczucie bezpieczeństwa, nie trzeba się przelogowywać, ani instalować żadnej lokalnej wersji aplikacji – Uber jest taką międzypaństwową, uniwersalną apką przewozową.
Ale dziś dla mnie Uber coraz częściej jest przewoźnikiem ostatniego wyboru. I moją osobistą rywalizację przegrywa głównie nie z taksówkami, ale z carsharingiem, który jest tańszy, choć oczywiście ograniczony do osób posiadających prawo jazdy.
Ile kosztuje Uber Black i dlaczego tak koszmarnie drogo?
Uber mógł poczuć się w Polsce zagrożony, bo konkurencja zaczyna mu odbierać ostatni atut – niską cenę. Wielki taksówkowy konkurent Ubera, należąca do niemieckiego Daimlera aplikacja taksówkowa MyTaxi ostatnio wprowadzić opcję Lite, czyli gwarantowaną cenę przejazdu. Na początek ceny są promocyjne, bywa taniej od Ubera.
Uber Black ma być usługą, która uderza w samo jądro przemysłu taksówkowego – to ma być sposób na pozyskanie klientów, dla których usługa Ubera była do tej pory zbyt „śmieciowa”, do których argument niskiej ceny nie przemówił. Dlatego Uber Black jest drogi. Ceny wyglądają tak:
Dla porównania cennik podstawowej usługi Uber X wygląda następująco:
Czyli Czarny Uber jest droższy od zwykłego o 250% pod względem opłaty początkowej, o 200% jeśli chodzi o opłatę minimalną, o 40% opłatę za minutę i 131% pod względem opłaty za kilometr. Jak to się przekłada na ceny kursów? Na przykład z Placu Zbawiciela w centrum Warszawy do Galerii KEN Center na Ursynowie zwykłym Uberem płacę ok. 21,5 zł, a „blackiem” – 48,59 zł. Prawie dwa i pół raza więcej.
Dla porównania kurs dobrą taksówką (nie z tych najtańszych) to – wg symulacji – 31 zł. Wygląda na to, że Uber Black koronował się właśnie na najdroższy sposób transportu po Warszawie. Ale czy najlepszy? Co dostajemy w zamian?
Firma tłumaczy, że warto zapłacić więcej za możliwość jazdy samochodem wyposażonym w skórzane fotele, nie starszym niż 6 lat (to podobny wymóg, jak w przypadku Ubera ze średniej półki – usługi Select), a do tego auto ma być „limuzynowate”. Zdaniem Ubera może nam się trafić Rolls-Royce Phantom, ale też limuzyna Hyundaia. Do tego kierowca powinien być nienagannie ubrany i mieć średnią ocen pasażerów nie mniejszą niż 4,8.
Czy owe dwa i pół raza więcej (i więcej, niż w przypadku licencjonowanej taksówki) to stawka, którą warto dopłacić do podróży deluxe? Z jednej strony nowa taryfa to zapewne ukłon w stronę klientów o dość zasobnym portfelu, którym generalnie podoba się ergonomia aplikacji Ubera (rzeczywiście, jest to bardzo fajna, prosta, intuicyjna i niezawodna apka), ale nie trawią niskiego poziomu obsługi. Znów będą mogli zamawiać Ubera bez obrzydzenia.
Usłudze Black brakuje jednak kilku funkcjonalności dostępnych w przeciętnej korporacji taksówkowej. Przede wszystkim podczas zamawiania taksówki mogę wybrać czy kierowca ma rozmawiać w języku niemieckim lub angielskim, mogę też zgłosić przewóz zwierzęcia. W Uberze też tego próbowałem, a polega to na tym, że najpierw trzeba usługę zamówić, potem zadzwonić do kierowcy i zapytać o zgodę. Nie można było tego wybrać z poziomu aplikacji – takie funkcje ma np. apka MyTaxi.
Jak nie przejechałem się Uber Black
Przynajmniej na papierze – usługa Uber Black wygląda na drogą wersję czegoś, co powinno być standardem przy przewozie osób. A więc – mizernie. Może zmienię zdanie po luksusowej przejażdżce?
Uber Black wystartował w piątek. Przez większość dnia luksusowe przejazdy w ogóle nie były dla mnie dostępne (mało kierowców?). A kiedy już udało mi się jeden zarezerwować i czekałem na mojego kierowcę Lexusa IS, ten po 8 minutach jazdy do mnie… anulował zlecenie, a mnie zostawił na lodzie. Nie ma co, luksus, premium i troska o pasażera level hard. Gdy próbowałem zamówić ponownie, nie było takie możliwości – kierowców Black po prostu nie było.
Obawiam się, że usługą Black Uber może zakwestionować swój największy atut, czyli szybki dojazd do klienta. Jedyne, czego można być jeszcze pewnym w Uberze, to że przyjedzie w ciągu dosłownie kilku minut (nawet poza centrum), czyli w czasie nie do osiągnięcia przez jakąkolwiek korporację. Uber Black na razie ma czasy dojazdu dużo dłuższe, co jest po prostu niezgodne z obietnicą marki. Bardzo ryzykowne.
Może to i dobrze, że rośnie wybór i oprócz taniego Ubera jest teraz i drogi Uber. Ale wydaje się, że amerykańska korporacja powinna się teraz skupić nie na poprawie jakości floty w Polsce, ale na szkoleniu kierowców, bo lakierem metalik i czarną skórą nie da się przykryć niedociągnięć i wpadek, które są już w pamięci klientów.
W innym wypadku wszelkie pogłoski o śmierci branży taksówkarskiej, można uznać za przedwczesne, a jedyną kategorią, z którą będzie mógł konkurować Uber Black będą eleganckie samochody do ślubu. Jestem ciekawy Waszych doświadczeń z Uberem Black i tego, czy wraz ze zmianą aut, poszła zmiana obsługi klienta.
Czytaj też: Uber zdalnie sprawdzi, czy nie przesadziłeś z alkoholem przed zamówieniem samochodu. To już nie jest zabawne