Od kilku tygodni działa prawo, które ułatwia odzyskiwanie pieniędzy wysłanych omyłkowo na niewłaściwe konto. Ale mimo tego odkręcanie błędnych transakcji wciąż bywa drogą przez mękę
Nowe prawo działa tak, że jeśli wyślemy pieniądze nie do tego adresata, do którego chcieliśmy (i nie chodzi tu o pomyłkę w jednej cyferce numeru konta, bo wtedy przelew nawet nie zostanie wysłany – zadziała specjalny algorytm „kontrolny”), możemy zgłosić pomyłkę do banku. Ten ma trzy dni robocze na to, żeby zawiadomić odbiorcę przelewu i zażądać zwrotu pieniędzy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Od tego momentu odbiorca ma 30 dni na przelanie pieniędzy. Żeby zachować anonimowość odbiorcy, wymyślono tak, że zwrotny przelew trafi najpierw na specjalne konto techniczne, a dopiero z niego na rachunek poszkodowanego klienta. A jeśli odbiorca nie zamierza oddawać kasy, to bank będzie mógł ujawnić jego dane poszkodowanemu.
Trzy wizyty w oddziale i nic
Wszystko pięknie, ale żadne prawo nie pomoże, jeśli brakuje sprawności działania. Sytuacja, którą za chwilę opiszę, nie powinna się zdarzyć, zwłaszcza pod rządami nowej ustawy. A jednak się zdarzyła.
„Na moje konto karty kredytowej omyłkowo wpłynął przelew w wysokości 1000 zł. Poinformowała mnie o tym pracownica jednego z warszawskich oddziałów Deutsche Banku, który wydał t kartę. I zaprosiła do oddziału, żeby ten przelew cofnąć. Przyjechałam, podpisałam podyktowane przez pracownicę oświadczenie. Okazało się błędne, przyszłam więc ponownie i napisałam kolejne. Po kilku dniach dzwoni znowu pani z banku i mówi, że… bank nie może zwrócić omyłkowego przelewu do nadawcy, bo na karcie nie ma pieniędzy.”
Klientka po raz trzeci już pofatygowała się do oddziału Deutsche Banku – na swój koszt, choć w tej sytuacji bank już chyba powinien zafundować jej taksówkę – gdzie pracownica poinformowała, że dostała dyspozycję, aby nakłonić ją do zgody na obciążenie zwracaną kwotą jej… konta osobistego. O ile mi wiadomo klientka się na to nie zgodziła i złożyła kolejne pismo z prośbą o „odessanie” omyłkowo przelanej kwoty z jej karty kredytowej.
Czytaj też: Omyłkowy przelew na zamknięte konto. Chcesz odzyskać pieniądze? To zamknij konto… jeszcze raz
Czytaj też: Przelała 200.000 zł na złe konto. Dzwoni do banku, a tam… szok!
Czytaj również: Jedno nieuważne kliknięcie i bank naliczył klientowi 1500 zł kosztów. Interweniuję!
Zerknij przeto: Urzędnik się pomylił i naraził klienta na koszty. Ale nie może ich pokryć, bo… nie ma takiej procedury
Dlaczego bank robi problemy ze zwrotem kasy?
Sprawa jest dla mnie dziwna z kilku powodów. Po pierwsze nie rozumiem dlaczego ludzie z Deutsche Banku ciągali moją czytelniczkę do placówki, choć przecież mamy XXI wiek i mogłaby sama zrobić przelew niesłusznie uzyskanej kwoty z karty kredytowej na wskazane przez bankowców konto? Wystarczyło ją o to pisemnie poprosić i zapewnić zwrócenie prowizji za ów przelew (bo przelewy z karty kredytowej bywają płatne).
Po drugie nie rozumiem dlaczego bank nie mógł wykonać dyspozycji w oparciu o złożone przez klientkę w oddziale oświadczenie. Jedynym powodem, który przychodzi mi do głowy, mogłoby być przekroczenie limitu karty przez klientkę. Jeśli w momencie, gdy wpłynął ów omyłkowy przelew klientka miała np. 7000 zł długu w ramach karty z limitem 5000 zł, to teoretycznie wypływy z tej karty mogą być zablokowane.
Ale nawet w takim przypadku ważniejsze dla banku powinno być odkręcenie błędnej transakcji. A może niekoniecznie? Jeśli „ofiarą” omyłkowego przelewu był klient innego banku, to być może Deutsche Bank jest bardziej zainteresowany, by niespodziewane pieniądze pozostały na rachunku karty, a klientka zwracała kasę z własnych pieniędzy, a nie z pożyczki od banku?
Może być też tak, że w Deutsche Banku wyszli z założenia, iż – niezależnie od salda na karcie kredytowej klientki – nie ma żadnego powodu, by pieniędzmi banku spłacać jakiś omyłkowy przelew. Bo przecież na karcie kredytowej są pieniądze banku, które klient raz na jakiś czas zwraca. Jeśli w tym konkretnym przypadku klientka chce oddać omyłkowo przesłaną kasę, to niech odda z własnych pieniędzy, a nie poprzez zwiększanie swojego długu wobec banku.
Zwrot miliona z własnej kieszeni
I trudno bankowi odmówić pragmatycznego podejścia do problemu. A z kolei klientka nie widzi powodu, by spłacać własnymi pieniędzmi czyjąś pomyłkę, skoro jej efektem było de facto zasilenie konta banku (czyli powiększenie limitu karty kredytowej).
Jak widać nowe prawo nowym prawem, ale jeśli omyłkowy przelew trafi na konto karty kredytowej, a w banku bardzo dbają o swoje aktywa, to zwrot kasy nie musi być banalną formalnością.
„Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Zapytałam panią w oddziale co by było, gdyby kwota omyłkowego przelewu na kartę kredytową wyniosła np. milion złotych, wielokrotnie przewyższając moje dochody. Czy też kazaliby zwracać ten milion z konta osobistego? Pani w banku, wyraźnie zmieszana i empatyczna, nie potrafiła odpowiedzieć mi na to pytanie. Poleciła kontakt z infolinią – w celu złożenia reklamacji. Podziękowałam, znając dynamikę infolinii bankowej, wybieram tradycyjne pismo z reklamacją.”
Zwykle banki nakłaniają klientów do tego, by wpłacali pieniądze na konto osobiste, a tym razem było dokładnie odwrotnie – bankowcy nakłaniają moją czytelniczkę, żeby ze swojego konta pieniądze… wypłaciła.